Mai
otworzyła oczy. Zerknęła na zegarek na stoliku nocnym. Czwarta. Zrezygnowana,
usiadła i przeciągnęła się ignorując ból w plecach. Rany już dawno się
zasklepiły, jednak skóra nadal była delikatna. Czarnowłosa wstała z łóżka i
podeszła do szafy. Otworzyła drzwi na oścież i zaczęła szukać wzrokiem czegoś,
co mogłaby na siebie włożyć. Wybrała czarną bluzkę z długim rękawem i czerwoną
spódnicę. Do tego wyciągnęła ciemne getry i bieliznę. Zaczęła się ubierać. Jej
myśli płynęły jednak daleko poza cztery ściany jej pokoju. Zastanawiała się nad
przyszłymi wydarzeniami, nad tym, co się stało zaledwie dzień wcześniej i o
tym, co ma zrobić z nieszczęsnym lokajem. Westchnęła.
Ruszyła
boso na dół, myśląc, jak to cicho zrobiło się w domu. Była to nieprzyjemna,
przygnębiająca cisza. Dziewczyna rozglądała się smutna dookoła. Te ściany
widziały już wiele, słyszały nie jeden krzyk, były światkami nie jednej
katastrofy. Jednak nadal stały niewzruszone, witając swoimi jasnymi kolorami
każdego przechodnia. Z nią było na odwrót. Im dalej w czas, tym coraz bardziej
się zapadała. Nie przez to, co robiła, ile żyć odebrała. Wszystko przez to, co
zapieczętowała w sobie podczas niewoli. Łańcuchy zardzewiały i zaczynały pękać,
uwalniając jej największy strach.
Zamyślona,
o mało nie wpadła na lokaja. Stał u dołu schodów na parterze i przyglądał jej
się zmartwiony. Coś ścisnęło ją w piersi. Odwróciła wzrok, nie chcąc na niego
patrzeć. Trwali tak przez parę minut, czekając na ruch drugiej osoby.
-
Panienko…? – zaczął, ale widząc minę dziewczyny, urwał.
W
milczeniu wskazał jej ręką drzwi do jadalni. Śniadanie. Również bez słowa, Mai
ruszyła w stronę pomieszczenia i nie czekając, aż kamerdyner otworzy jej drzwi,
weszła do środka. Usiadła przy stole i nieprzytomnym wzrokiem zaczęła wpatrywać
się w jedzenie. Były to ciasteczkowe płatki z kawałkami czekolady. Jej
ulubione. Zwykle zjadłaby wszystko ze smakiem, teraz jednak nie mogła zmusić
się, by choćby podnieść dłoń z uda.
- Pani,
co się dzieje? – spytał Sebastian, tym razem bardziej stanowczo.
Ostatnio
cały czas chodziła przygnębiona i taka… pusta. Sprawa z Luckiem lekko
załagodziła sprawę, jednak ich kłótnia chyba jeszcze gorzej podziałała na już i
tak niestabilny nastrój dziewczyny. Kiedy sprowadzało się to tylko do złego
humoru, to nie miał prawa się wtrącać, dopóki sama do niego nie przyjdzie. Ale
jeśli miała przez to zacząć nie jeść i pogrążać się coraz bardziej w depresji,
to musiał działać.
Jego
pani pokręciła przecząco głową, nawet na niego nie spojrzawszy. Uklęknął i
zirytowany powiedział:
- Rozumiem,
że jest panienka w nienajlepszym humorze i że obowiązki mogą przytłaczać,
jednak nie mogę pozwolić, by panienka zaniedbała swoje i tak nie najlepsze
zdrowie. Więc jeśli, pani, nie podniesie się pani, będę zmuszony wziąć sprawy w
swoje ręce.
Zerknęła
na niego kątem oka. Milczała. W jej oczach pojawiło się coś niepokojącego,
jednak nadal się nie ruszyła.
Westchnął
i sięgnął po łyżkę. Nabrał na nią trochę płatków z mlekiem i skierował ją do
ust pani.
-
Proszę otworzyć usta.
Była
tak zaskoczona, że aż posłuchała. Powoli żuła chrupiące kawałki, przeszywając
lokaja spojrzeniem. Jego twarz była niczym maska, jednak spojrzenie miał
zacięte. Ledwo przełknęła to, co miała w ustach, a lokaj już podstawiał jej
kolejną łyżkę pod nos.
Gdy
wyszła z szoku, podniosła ręce, powstrzymując go przed dalszym karmieniem.
- Czemu
to robisz? – spytała cicho.
-
Powiedziałem panience. Nie mam zamiaru pozwolić się panience zaniedbać ani
zagłodzić.
Dziewczyna
zmarszczyła brwi.
-
Sebastian, czy ty się o mnie martwisz?
Zawahał
się, lecz po chwili odpowiedział:
-
Oczywiście. Jesteś moją drogą panią, a moim obowiązkiem jest dbanie o twoje
zdrowie i samopoczucie. Zrobię wszystko, by poczuła się panienka lepiej.
-
Doprawdy? – mruknęła pod nosem, wyjmując łyżkę z dłoni kamerdynera.
Zaczęła
jeść, chcąc jak najszybciej skończyć tą rozmowę, jednak demon cały czas klęczał
obok niej, wpatrując się intensywnie w jej twarz. Trwał w takiej pozycji,
dopóki nie skończyła. Potem sięgnęła po leki i sok żurawinowy. Wypiła go
duszkiem, wcześniej kładąc na języku dwie tabletki. Pozostawiły nieprzyjemny, gorzki smak.
-
Zadowolony? – mruknęła, wpatrując się w pustą szklankę.
- Nie.
Co się z panienką dzieje? Jeśli mogę coś zrobić…
- Nie,
nie możesz. Po prostu mnie zostaw.
-
Obawiam się, że nie mogę tego zrobić – szepnął. Smutek w jego głosie sprawił,
że spojrzała na niego.
Ból
malujący się na jego twarzy mówił aż za wiele. Mai oparła łokcie na kolanach i
ukryła twarz w dłoniach.
- Jest
już za późno, prawda? – szepnęła.
-
Niestety. Przykro mi, ale nie mogę tego zmienić – powiedział szczerze.
Mógł
się ukrywać. Mógł udawać, zachowywać się tak jak powinien. Jednak oboje
wiedzieli, że na dłuższą metę to nie zadziała. Jego sposób myślenia się zmienił
i nie potrafił wrócić do stanu sprzed trzech lat. Poza tym, za każdym razem,
kiedy widział, jaki ból sprawia dziewczynie, czuł się potwornie. Mimo że te
emocje były dla niego nowe, pochłonęły go bez reszty. Nie mógł nic na to
poradzić.
Ale
najgorsze ze wszystkiego była świadomość, że wszystko zniszczył. Ten zakłamany,
lecz stabilny spokój w rezydencji, relacje i zaufanie jego pani. Zawiódł na
całej linii. I musiał z tym żyć. Musiał dalej wypełniać swoje zadanie, a kiedy
nadejdzie koniec jego służby, miał pozbawić Mai duszy, raz na zawsze wymazując
jej istnienie ze wszechświata. Ta myśl sprawiała, że nie mógł się ruszyć.
Skręcił
w prawo. Zawoził dziewiętnastolatkę do biura. W aucie panowała niezdrowa,
przytłaczająca cisza. Jednak żadne z nich nie odważyło się jej przełamać. Każda
kolejna minuta sprawiała, że ciężar w piersi lokaja stawał się coraz cięższy.
Cały czas jednak zachowywał kamienną twarz. Jak przystało na demona.
Kiedy
wyszła z auta i ruszyła do wejścia, nie odwróciła się ani razu. Unikała jego
spojrzenia jak ognia. Sebastian westchnął i przyłożył czoło do kierownicy w
bardzo ludzkim geście. Zbyt ludzkim. Jeszcze bardziej się zasępił.
Co ja narobiłem?
Dziewczyna
otworzyła drzwi do biura i, tak jak oczekiwała, zastała Leo siedzącego na
krześle. Przeglądał jakieś papiery, jednak na jej widok, poderwał głowę i
uśmiechnął się szeroko.
- Dzień
dobry. Dawno cię tu nie było.
- Wiem.
Co tu masz?
-
Morderstwo. Chyba.
Uniosła
pytająco brew, wieszając płaszcz na wieszak.
-
Niedaleko autostrady M25, znaleziono na poboczu kobietę. Dwadzieścia pięć lat,
zdrowa, spokojna, nie wadziła nikomu, lubiana przez wszystkich.
- Jak
widać, nie wszystkich – mruknęła Mai i usiadła przy biurku. – Do sedna, Leo.
-
Sekcja wykazała, że się utopiła, jednak w pobliżu nie było żadnej wody, nawet
kałuży. Miała obtarcia na szyi, jednak nie wiadomo, czy zostawił je morderca,
czy rana powstała wcześniej, przez przypadek. Nikt nie umiał tego wyjaśnić, więc sprawę
wyznaczono tobie.
-
Rozumiem. Masz wyniki badań krwi i sekcji?
- Tutaj
– podał jej teczkę.
Mai
szybko przewertowała zawartość dokumentów i odrzuciła je na bok. Mężczyzna
spojrzał na nią pytająco.
- Nic
przydatnego. Zacznijmy od mordercy.
-
Czemu? Powinniśmy najpierw…
-
Mówię, że nie da rady – przerwała mu. – Najpierw sprawca. Powiedz technikom, by
sprawdzili dokładnie jej szyję i okolice ust.
- Okej…
- mruknął i wyszedł.
Dziewczyna
zapisała szybko parę zdań w notesie i wstała. Ruszyła w kierunku biura szefa
wydziału. Zapukała cicho.
-
Proszę! – usłyszała odpowiedź.
Bez
słowa weszła i usiadła naprzeciwko mężczyzny, uprzednio zamykając za sobą
drzwi.
- Co
cię do mnie sprowadza, panno Word?
- Po
zakończeniu sprawy domniemanego utopienia, odchodzę – powiedziała, hardo
patrząc Johnsonowi w oczy.
-
A-ale. Proszę mi wybaczyć, ale nie mogę na to pozwolić – spoważniał. – Jesteś dla
nas bardzo cennym nabytkiem i bardzo cenimy twoją pracę, dlatego nie pozwolę ci
odejść.
-
Zrobię to za twoim przyzwoleniem lub bez niego. Jak nie po dobroci, to po
złości – jej ton nabrał chłodnego wyrazu.
-
Spokojnie – uniósł ręce w obronnym geście. – Nie wiem, co tobą kieruje i
szczerze, chyba bym wolał nie wiedzieć. Jednak zrozum mnie, Mai. Nie mogę ci
pozwolić odejść!
-
Odejdę. A ty mnie nie zatrzymasz, chyba, że chcesz, bym wyjawiła policji twoją…
mroczną tajemnicę – zawiesiła teatralnie głos, patrząc z satysfakcją jak twarz
jej szefa blednie.
- Skąd…?
-
Nieważne. Nie szukałam na ciebie haka, jeśli o to ci chodzi. Dowiedziałam się o
tym przypadkiem. Jednak nie zawaham się wykorzystać tej informacji do swoich
celów. Jeśli jednak nie odstawisz żadnego numer i mnie zostawisz w spokoju,
pozwalając odejść, to zapomnę o wszystkim, co wiem.
Zapadła
cisza. Johnson łypał na nią spod byka, jednak nie ugięła się. Patrzyła mu
wyzywająco w oczy, aż odwrócił wzrok. W końcu to zrobił.
- Nie
zapominaj, że my też jesteśmy glinami.
Mai
uśmiechnęła się drapieżnie, aż mężczyznę przeszył dreszcz. Wyglądała
przerażająco.
- Nie
zapomniałam o tym, szefie i nie zamierzam. Wy jednak wiedzcie, że jestem kimś
więcej niż nadinteligentną smarkulą i mogę o wiele więcej niż wam się wydaje. A
nie cofnę się przed niczym, by osiągnąć swój cel.
Po
kolejnej minucie milczenia, wstała i ruszyła do drzwi. Zanim jednak wyszła,
rzuciła:
- Mam
nadzieję, że się zrozumieliśmy, panie komendancie. A, i jeszcze jedno.
Wielmożny pan Damien Carlsson, zginął w nieznanych okolicznościach. Moje…
kondolencje.
Wyszła,
nie zauważywszy przerażenia malującego się na twarzy mężczyzny.
Posiedziała
w biurze jeszcze z godzinę, uzupełniając raporty poprzednich spraw. Potem
jednak wzięła płaszcz i wyszła, chcąc jak najszybciej zakończyć wszystkie
sprawy.
Jej
myśli przerwał głos Leo:
- Już
idziesz? – spytał.
Smutna
nuta w jego głosie zirytowała Mai. Jeszcze tego jej brakowało.
- Tak –
odparła sucho. – I najpewniej następnym razem jak tu wrócę, będę się pakować –
burknęła, chcąc jak najszybciej zniknąć.
- Co?!
Czemu?
-
Odchodzę. Zaraz jak zamknę sprawę. A długo to nie potrwa. Nie gap się tak na
mnie.
- Ale,
Mai… dlaczego?
- Bo
tak. – była coraz bardziej zła. Nie miała nastroju na kolejne podrywy.
- Ale…
-
Żadnych ale, Leo. Odchodzę i tyle. I módl się, byś mnie więcej nie spotkał.
- O
czym ty gadasz?! Ja…
- Nie
kończ! – warknęła. Umilkł. – Nie kończ tego zdania. Wiedziałeś, że nic z tego
nie będzie, a ja popracuję tu tylko tak długo, jak mi będzie wygodnie. A
ostatnio przestało tak być. Męczy mnie to. Mam swoje sprawy do załatwienia, i
radzę ci, nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy.
Nadal
milczał. Miał minę zbitego dziecka. To sprawiło, że dziewczyna miała ochotę go
uderzyć. Opanowała się jednak i spojrzała na niego lodowato.
- Nigdy
więcej mnie nie zobaczysz. Żyj własnym życiem – to mówiąc, odwróciła się i
weszła do windy. Nie odwróciła się, dopóki drzwi się nie zamknęły. Nie chciała
widzieć jego łez. Brzydziły ją.
Była
zła. Lokaj widział to na pierwszy rzut oka. Sposób w jaki marszczyła brwi,
poprawiała torbę wychodząc z budynku. Coś wyraźnie ją rozzłościło, i choć
postronny człowiek by tego nie zauważył, lokaj od razu to wyłapał. W milczeniu otworzył
dziewczynie drzwi, a potem w milczeniu ruszył do domu.
- Do
Aarona – odezwała się nagle.
Posłusznie,
zamiast skręcić w lewo, na przedmieścia, pojechał w prawo, w kierunku
niewielkiego osiedla.
Po co
chciała tam iść? Przecież miała już nigdy z nim nie rozmawiać. Nawet wychodziła
z domu, kiedy ogrodnik miał przyjść, by zadbać o rośliny. Więc dlaczego kazała
mu do niego jechać?
Nie
wypowiedział na głos żadnego z tych pytań. Ona jednak znała go za dobrze.
- Chcę
to skończyć. Raz na zawsze.
Patrzyła
w okno, nie okazując żadnego zainteresowania betonowymi widokami, oświetlonymi
przez reflektory przejeżdżających samochodów.
- Czy
mogę spytać, czemu teraz panienka się za to zabiera?
- Bo
niedługo to wszystko się skończy, Sebastianie. Już niedługo.
Przeraziły
go te słowa. W takim stopniu, że o mało nie wjechał w tył pojazdu, który zahamował
przed nimi. Zatrzymał się i spojrzał na Mai. Jej twarz była niczym maska, lecz
oczy płonęły.
- Pani,
czy ty…
- Tak.
Wiem, gdzie są. Skończę to, co mam skończyć i ruszamy na bitwę – spojrzał na
niego, a ten przeszywający wzrok wywołał u niego zimny dreszcz. – Idziemy po
zemstę.
~~*~~
Wybaczcie mi tak długą nieobecność :< Może się wymawiam, ale nieźle mnie rozlożyła i niedawno ruszyła się z łóżka, by coś napisać.
Sam rozdział nie powala może długością, ale z pewnością jest tego więcej niż w poprzednich notkach. Mam nadzieję, że nie był nudny i przypadł Wam do gustu :)
Liczę na komentarze i krytykę! x3
Do napisania!
Błędy masz na fejsie. Tak mi wygodnie, nie muszę wyrywać się z fabuły, a i szukanie po przeczytaniu jest mniej efektywne.
OdpowiedzUsuńJezu, on ją kocha! Kurde, kocha ją i ja wiem, że z jednej strony to było oczywiste, a z drugiej to takie złe i w ogóle, ale on ją kocha, koniec lropka. Feelsy, lowam i wogle wszystko aawwww, jaram się <3
I odchodzi. I wie i oesu. dibrze, że ostatnio mi powiedziałaś to, co mi powiedziałaś, bo po tym zdaniu, że wie, chyba bym płakać zaczęła TT_TT
Nie mogę się doczekać następnego <3
Kibicuję SebaxMai i nikt mi nie zabroni xD
Loffki, pozderki i zdrowia, żebyś już więcej się tak paskudnie na długo nie rozkładała :*
Haha, cieszę się, że się podobało ^^ Chciałam w ten sposób nadrobić zaległości, jednak nie wiedziałam, czy jest ok x3
UsuńA błędy co znalazłam, to popraswiłam (aż wstyd ;^;)
I dziękuję! <3 Tobie również dużo weny, zdrowia i chęci!!( + powodzenia z licencjatem :P)
Dzięki <3
UsuńLicencjat musi poczekać, najpierw sesja, potem opko, a on dopiero na końcu xD
Iiiii! <3 >0<
OdpowiedzUsuńJejku! Cudne! Zwłaszcza Sebastian z głową na kierownicy xD
Wiesz, ja chyba też mam pewną teorię...
Ale zobaczymy xD
To było treściwe! Ale pamiętaj, mój mózg pływa, więc moje myśli nie są składne ( jbc, muszę znów zacząć kopać bunkier, bo coś co wczoraj "ulepszy łam ", Wy mnie za to zabijecie!
xDDD Pożyjemy, zobaczymy. A Sebastian znajdzie Cię wszędzie!!
Usuń