Dziś cały dzień padał śnieg. Wszystko zostało przykryte białą kołdrą puchu. Wyglądało to magicznie. Jednak w wielkim mieście życie toczyło się jak zwykle. Ulice były zatłoczone, w powietrzu unosił się zapach tłuszczu pochodzący z okolicznych fast-foodów wymieszany ze spalinami. Ohyda. Ludzie przepychali się na wąskich chodnikach, spiesząc się do domów po pracy. Temu wszystkiemu przyglądała się młoda dziewczyna, w oczekiwaniu na swój autobus. Nie mogła się doczekać, aż wróci do swojego domu na przedmieściach, z dala od tego tłoku i smrodu.
Naciągnęła czerwony szalik na nos i wełnianą czapkę na uszy. Chciała stąd uciec, jak najdalej. Jakby na zawołanie, autobus podjechał na przystanek. Wstała i weszła do pojazdu. Nie pachniało tu wiele lepiej, ale przynajmniej było cieplej. Kupiła bilet i usiadła z tyłu. Włożyła słuchawki i puściła pierwszą lepszą piosenkę, byle tylko podróż minęła jak najszybciej.
Naciągnęła czerwony szalik na nos i wełnianą czapkę na uszy. Chciała stąd uciec, jak najdalej. Jakby na zawołanie, autobus podjechał na przystanek. Wstała i weszła do pojazdu. Nie pachniało tu wiele lepiej, ale przynajmniej było cieplej. Kupiła bilet i usiadła z tyłu. Włożyła słuchawki i puściła pierwszą lepszą piosenkę, byle tylko podróż minęła jak najszybciej.
Od przystanku dzieliło ją kilkaset metrów, które przeszła brnąc po kolana w śniegu. Niesłychane, jak taki kaprys pogody mógł utrudnić życie. W końcu go zobaczyła. Wielki, kremowy dom, a właściwie willę otoczoną żelaznym płotem, z wielkim ogrodem i brukowanym podjazdem. Miejsce, którego tak nienawidziła, teraz stał się dla niej wybawieniem.
Kliknęła przycisk przy bramce, a ta po chwili się otworzyła. Szła szybko idealnie odśnieżonym chodnikiem, byle już znaleźć się w środku. Drzwi otworzyły się na oścież, wypuszczając falę błogiego ciepła. W nich stał wysoki, przystojny mężczyzna o czarnych włosach i czerwonych oczach, ubrany w dość staroświecki garnitur. Onieśmielał wyglądem i aurą niesamowitości, którą wokół siebie roztaczał. Nie jedna dziewczyna oddałaby wszystko, byleby choć chwilę z nim porozmawiać. Jednak nie było to im dane. Mężczyzna uśmiechnął się lekko i powiedział głębokim głosem:
- Witaj w domu, panienko.
Ta kiwnęła głową i weszła do środka, gdy otworzył szerzej drzwi. Rozpięła guziki płaszcza, a on pomógł jej go zdjąć i powiesił na wieszaku. Ściągnęła czapkę i szalik, uwalniając długi za pas czarny warkocz, a rzeczy oddała lokajowi.
- Proszę pójść się przebrać, panienko, a ja w tym czasie przyszykuję obiad – powiedział i skłonił się.
Dziewczyna kiwnęła głową i ruszyła w stronę schodów. Granatowy dywan, ciągnący się przez wszystkie korytarze tłumił jej kroki, tak, że poruszała się prawie bezszelestnie. Weszła na pierwsze piętro i otworzyła piąte drzwi po prawej. Tam znajdowała się jej sypialnia. Był to duży pokój, utrzymany w jasnych kolorach. Po prawej stronie znajdowało się wielkie łoże z baldachimem, a za nim biurko. Po lewej zaś stała szafa, komoda i kilka innych przedmiotów. Położyła torbę na stoliku stojącym na środku pokoju. Otworzyła jedną z szuflad komody i wyjęła czarny sweter z rękawem trzy-czwarte oraz jeansy tego samego koloru. W jej garderobie królowała czerń. Mówiono, że taką ma osobowość. Mroczną i czarną jak smoła. Nigdy tego nie potwierdziła, ale też nie zaprzeczała.
Zdjęła bluzkę i spodnie, które miała na sobie i przebrała się w suche, ciepłe ubrania. Ledwo przeciągnęła głowę przez otwór swetra, drzwi otworzyły się i stanął w nich lokaj.
- Panienko Mai, obiad gotowy – powiedział z ledwo zauważalnym uśmiechem.
- Mówiłam ci, że masz pukać zanim wejdziesz, Sebastianie – odparła cicho wypranym z emocji głosem, nawet na niego nie spojrzawszy.
- Proszę o wybaczenie, pani – skłonił się przyłożywszy dłoń do piersi. Rzuciła mu puste spojrzenie. Lokaj spojrzał w te ciemne, bezdenne oczy i poczuł dreszcz, zresztą jak zawsze, gdy na niego spojrzała. Była wysoką, bardzo szczupłą, lecz niewychudzoną dziewczyną o prawie białej cerze, dużych oczach i pełnych, czerwonych ustach. Miała twarz anioła. Gdyby tego chciała, mogłaby mieć wszystko. Ale nie chciała. Jej imię to Mai Ward. Dziewiętnastoletnia detektyw do zadań specjalnych, która zaprzedała mu duszę.
Teraz minęła go bez słowa i zeszła na dół, kierując się w stronę jadalni. Sebastian ruszył za nią. Otworzył jej drzwi. Marmurowa sala z długim stołem zdolnym pomieścić kilkadziesiąt osób. Nad nim wisiał kryształowy żyrandol, rzucając ciepły blask na całe pomieszczenie. Na nieskazitelnie czystym obrusie znajdowało się tylko jedno nakrycie przykryte srebrną pokrywą. Mai usiadła, a lokaj uniósł ją, uwalniając niesamowity zapach.
- Dzisiaj przyrządziłem dla panienki curry z ryżem, sałatkę z kiełkami fasoli i prażonymi nasionami słonecznika, polane sosem z granatu. Do tego zielona herbata z miodem, prosto z Chin. Życzę smacznego – powiedział lekko podniosłym tonem.
Dziewczyna zaczęła jeść. Danie jak zwykle było idealne, mięso rozpływało się w ustach, a sałatka perfekcyjnie dopełniła całości. Gdy skończyła jeść, Sebastian zabrał naczynia, poustawiał na metalowym wózku i wyszedł z jadalni. Po krótkiej chwili wrócił i stanął przed swoją panią.
- Smakował panience posiłek? – spytał.
- Do rzeczy, Sebastianie. Czego dowiedziałeś się o morderstwie sprzed tygodnia? – zapytała sucho nie zaszczycając go spojrzeniem.
~~*~~
Tak oto zaczyna się przygoda. Na razie będzie dużo niewiadomych, lecz z czasem wszystko będzie wyjaśnione, więc cierpliwości :3
Jestem strasznie podekscytowana i nie mogę doczekać się Waszych reakcji ^^
Oesu, to było genialne. Co prawda nie idealne, znalazła m parę błędów i kilka powtorzeń - wubacz, ale nie czuję się na silach ich przytoczyć. Pamiętam tylko powtorzone "idealnie" przy posiłku. Mimo to, naprawdę wciągające i dobrze napisane. Jestem zazdrosna. Podoba mi się kreacja bohaterki, przynajmniej na razie zupełnie olewającej Sebę. Podobają mi się realia. I proste opisy, które mimo prostoty dobrze przedstawiają obraz. Mi tego brakuje - opisu pomieszczeń, ubrubrań, kolorów. Zwyczajnie nie zwracam uwagi na takie rzeczy na co dzień, mają dla mnie drugorzdrugorzędną wartość stąd ich brak w opowiadaniu, skupiam się na uczuciach. Zarowno w życiu jak i w pisaniu. U Ciebie panuje harmonia. Idę czytać drugi.
OdpowiedzUsuńSerio, jestem pod wielkim wrażeniem i na pewno będę śledzić dalsze losy!
Dziękuję ^^
UsuńI właśnie mam straszne problemy z tymi powtórzeniami i opisami D: Muszę poszerzyć swoje słownictwo... Ale cieszę się, że Ci się podoba ^^
No no... :3 Historia mega ciekawa ^^ Zaczęło się super, nie spodziewałam się :D Jak na razie idę już spać a w najbliższe wolne dokończę czytać resztę rozdziałów ;-)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podoba :3
UsuńI witaj na moim blogu! :D Mam nadzieję, że kolejne rozdziały również przypadną Ci do gustu ^^
Witam.
OdpowiedzUsuńZnalazłam Twojego bloga i od razu zabrałam się za czytanie. Podoba mi się pierwszy rozdział. Sam pomysł na opowiadanie zadziwia. Jest oryginalne, ponieważ przenosi nas w inny czas, niż w anime i mandze. No i głównym bohaterem nie jest Ciel ;) Jednak Mai bardzo mi go przypomina, choć przeczytałam dopiero jeden rozdział. Chodzi mi tu o jej zachowanie-skryta, małomówna, nie uśmiecha się :)
Myślę, że będę wpadać do Ciebie częściej ;)
Pozdrawiam,
BB
P.S. W wolnym czasie może zechciałabyś wpaść do mnie? Zapraszam:
http://noahs-ark-circus.blogspot.com/
Cieszę się bardzo, że mam nowego czytelnika, oraz, że moja historia Ci się podoba :) Nie mogę się doczekać Twoich przemyśleń i pomysłów! ^^
UsuńI z chęcią zajrzę na Twojego bloga ^^ Zaraz zabieram się za czytanie :3
Przepraszam, ze odkopię post tak stary, jednak byłam ciekawa, jak rozpoczęło to się u ciebie :)
OdpowiedzUsuńSebastian taki niezmienny, jak śmierć i podatki >.<
Ogólnie głupio zaczęłam czytanie, bo najnowszy post, teraz pierwszy... ale to nie oznacza, że nie zapoznam się ze środkiem :) Zainteresowało mnie to, nie powiem :D
Cieszę się bardzo, że zainteresowały Cię moje wypociny. Cieszę się każdym wejściem, a kolejność to decyzja czytelnika xD
UsuńWszystko na własną odpowiedzialność :D