Mai powoli wspinała się po
schodach, w głowie układając sobie plan rozmowy. Wiedziała, że z Aaronem nie
pójdzie jej tak łatwo jak z Leo. Ale musiała się ubezpieczyć, a on był jedyną
osobą, która nadawała się do jej planu. Nie chciała tego robić. Do tego
stopnia, że miała ochotę wrócić i kazać Sebastianowi jechać do rezydencji. Ale nie
mogła spokojnie odejść, zostawiając to za sobą.
Nacisnęła
dzwonek do drzwi. Przez chwilę nic się nie działo, ale nagle rozległ się szczęk
otwieranego zamka i w progu stanął Tarver. Był w luźnych spodniach i jasnym
T-shircie. Włosy miał w nieładzie, a półprzymknięte oczy sugerowały, że
drzemał. Na jej widok jednak całkowicie się rozbudził.
- Mai?
– spytał zszokowany. – Co ty…?
- Wiem,
że nie powinnam tu przychodzić – przerwała mu. – Muszę z tobą jednak pogadać o
czymś ważnym. Potem przysięgam, że zniknę z twojego życia.
Posmutniał,
lecz nie odpowiedział. Odsunął się tylko, by mogła wejść. Zamknął za nią drzwi
i wskazał na kanapę.
-
Chcesz coś do picia? – spytał ponuro.
- Nie
trzeba, to nie zajmie długo – wyjęła teczkę z torebki. – Chcę tylko, byś to
podpisał.
Aaron
czytał w milczeniu, a im bliżej do końca, tym jego twarz stawała się coraz
bledsza.
- Co…
to jest? – szepnął zszokowany.
-
Testament. Chcę, byś przejął firmę i część mojego majątku.
Sebastian
siedział w aucie, niecierpliwie stukając palcami w deskę rozdzielczą. Wyjął z
kieszeni marynaki telefon, który dostał od pani, kiedy zamieszkał w rezydencji.
Czekał na jakikolwiek znak, sygnał, by natychmiast do niej dołączyć. Lecz
urządzenie milczało. Odchylił głowę do tyłu i westchnął przeciągle. Odkąd zdał
sobie ze wszystkiego sprawę, jego życie stało się strasznie skomplikowane.
Zaczął odczuwać emocje, których nigdy nie chciał poznać. Jak na przykład
strach. Bał się końca, który przewidziała Mai. Wiedział, że niedługo dopełni
ona swojej zemsty. A wtedy on będzie musiał ją unicestwić. Na zawsze wymazać z
tego świata. Nie był na to gotowy.
Zaśmiał
się pod nosem. Miała rację, był żałosny. Potężny demon uwiedziony przez ludzką
istotę. Śmiechu warte.
-
Dlaczego? – spytał Tarver. Miał szeroko otwarte oczy. Był przerażony.
- Bo
niedługo umrę. A jeśli mam już komuś oddać firmę, najlepiej, by nie był to ktoś
zaślepiony pieniędzmi i sławą. A znam tylko jedną taką osobę.
- O
czym ty w ogóle mówisz?! – krzyknął rozpaczliwie chłopak. Rzuciła mu zimne
spojrzenie.
-
Niczego nie zmienisz. Decyzja zależy od ciebie; podpiszesz teraz, lub kiedy
prawnicy przyjdą do ciebie za kilka tygodni, by wypełnić moją ostatnią wolę.
Wybieraj.
Brunet
milczał. Patrzył na nią zbolałym wzrokiem.
- Co
zamierzasz zrobić? – szepnął.
-
Skończyć to wszystko. Zemścić się i dopełnić swojego żywota. Zabić tych, którzy
odebrali mi wszystko.
-
Innymi słowy idziesz na śmierć.
Nie
odpowiedziała, ale jej milczenie samo w sobie było potwierdzeniem.
-
Błagam, nie rób tego. Mai, ja… - zawiesił głos. W jego oczach pojawiły się łzy.
- Nic
nie zdziałasz. Wszystko już jest zaplanowane. To nasze ostatnie spotkanie.
-
Błagam… nie umieraj.
- Nie
proś o to.
Nastąpiła
ciężka cisza. Na moment wzrok dziewczyny złagodniał.
-
Wybacz, Aaron – szepnęła. – Ale muszę to zrobić. Żyłam tylko dla tej chwili i
nie cofnę się przed niczym. Nie boję się, ani nie smucę, więc ty też bądź
spokojny.
- Jak
mogę być spokojny, wiedząc, że chcesz popełnić samobójstwo?! – krzyknął.
-
Normalnie – odparła. – Zapomnij o mnie i żyj dalej. Dałeś mi coś, o czym
zapomniałam dawno temu. I jestem ci za to wdzięczna. Dzięki tobie jestem…
szczęśliwa. Dlatego też daję ci możliwość na spełnienie marzeń. Chciałeś
podróżować. Będziesz miał środki. Z firmą zrobisz, co chcesz, nie zależy mi na
niej. Twoje życie będzie takie, jak chciałeś. Więc podpisz to i pozwól mi
odejść.
- Nie
chcę tego wszystkiego. Chcę byś żyła – głos mu się załamał.
Mai
pokręciła głową.
- Nie…
nie – podała mu długopis.
Łzy
płynęły mu po twarzy, jednak wziął go i powoli podpisał dokument. Podał papier
dziewczynie i z błagalnym spojrzeniem szepnął:
-
Błagam… wiem, że chcesz to zakończyć, ale… wróć. Przeżyj.
Wstała
i ruszyła w stronę drzwi.
-
Wybacz, ale to niemożliwe – Odwróciła się, stojąc już na korytarzu. – Żegnaj,
Aaron. Dziękuję.
Szybko
ruszyła po schodach, by chłopak jej nie dogonił, gdyby zmienił zdanie. Nie
czuła smutku. Tylko ulgę, że nic już jej nie zatrzymuje. Wkrótce, to wszystko
się skończy.
Sebastian
nie zauważył, że nadchodzi. Przez chwilę stała koło auta, patrząc na jego
zbolałą twarz. Opierał głowę o zagłówek. Miał zamknięte oczy. Zwalczyła przemożoną
chęć otwarcia drzwi i pocieszenia go. Zamiast tego obeszła pojazd i wsiadła do
środka.
Na
dźwięk pociąganej klamki, lokaj gwałtownie otworzył oczy i odwrócił głowę. Wpatrywał
się intensywnie w dziewczynę, jednak ta patrzyła przed siebie.
- Pani…
- zawiesił pytająco głos.
-
Wracajmy – mruknęła.
- Jak
sobie życzysz – odparł posłusznie.
Jechali
w milczeniu. Jak na godziny szczytu, drogi były zaskakująco puste. Jednak atmosfera
w pojeździe była ciężka, a nastrój czarnowłosej jeszcze bardziej pogarszał
sprawę. Incydent z rana, oraz wszystkie rozmowy potem wyczerpały ją
psychicznie. Chciała od tego uciec, lecz wiedziała, że nie może. Zamiast więc
unikać trudności, postanowiła odłożyć je na później, gdy będzie miała czystszy
umysł.
Westchnęła
ciężko i przymknęła oczy. Była zmęczona. Poprosiła więc zemstę, by poczekała
chwilę. Tylko krótką chwilkę…
Demon
patrzył na Mai i słuchał jej miarowego oddechu. Kiedy spała, jej twarz
nabierała łagodnego wyrazu. Znikały wszelkie troski oraz maska, którą nakładała
w obecności innych. Nie chciał jej budzić. Pragnął, by ten spokój już pozostał.
Obszedł więc samochód i delikatnie wziął dziewczynę na ręce. Mruknęła coś przez
sen i wtuliła twarz w jego frak. Poczuł uścisk w piersi.
Wszedł
po schodach i położył panią na łóżku. Zdjął jej płaszcz i buty i przykrył kołdrą.
Westchnęła. Ten widok sprawiał, że miał ochotę ją dotknąć. Tylko wtedy mógł to
zrobić.
Położył
więc jej dłoń na policzku. Jak zwykle, jej skóra była nienaturalnie chłodna.
Przejechał kciukiem po twarzy, chłonąc to uczucie.
-
Jestem żałosny – szepnął do siebie. – Jednak nic z tym nie mogę zrobić. Jak mogłem
być tak ślepy? Zakochałem się w człowieku – zachichotał.
Wstał i
ruszył w stronę wyjścia. Nie obejrzał się za siebie, nie zauważył więc, że jego
pani miała otwarte oczy.
~*~
Mai stała
przy granitowym blacie w kuchni i zawzięcie ugniatała ciasto. Wyglądała uroczo
w niedbale związanych włosach, białym fartuchu i z mącznymi smugami na twarzy.
Stała do Sebastiana bokiem, więc nie zauważyła, jak wchodził. Miała zabawnie
zacięty wyraz twarzy. Długie kosmyki wymykały się z gumki i opadały jej na
klatkę piersiową lub plecy. Co jakiś czas odgarniała je ręką, zostawiając
więcej białych smug.
- Co
panienka wyprawia? – zaśmiał się pod nosem.
Odwróciła
się gwałtownie. Albo mu się wydawało, albo na chwilę nadęła policzki.
-
Ciasteczka.
- W
takim razie, czemu mnie panienka o nie nie poprosiła?
- Nie
znasz przepisu. Poza tym, chciałam sama je zrobić – odparła i powróciła do ugniatania.
-
Myślałem, że panienka świetnie gotuje. Jednak teraz wygląda panienka dość…
nieprofesjonalnie – zachichotał.
-
Przymknij się – burknęła.
Brakowało
mu tych przekomarzanek. Dlatego więc, z lekkim uśmiechem podszedł do dziewczyny
i rozpuścił jej włosy. Nie zwracał uwagi na to, że zesztywniała i zaczął
zbierać niesforne kosmyki do tyłu. Chyba po raz pierwszy był tak blisko niej.
Jednak nic nie mówił i po chwili opuścił ręce i spojrzał na długą kitkę.
- Od
razu lepiej, czyż nie?
Kiwnęła
w milczeniu głową, biorąc do ręki wałek. Lokaj jednak wyjął go z jej ręki i
wyjął chustę z kieszeni. Zwilżył ją delikatnie wodą i zaczął wycierać twarz
dziewczyny.
-
Proszę uważać na mąkę. Ubrudziła się panienka – mruknął.
- Sama
mogę to zrobić – chciała się odsunąć, jednak demon przejechał jej materiałem po
nosie, ucinając protesty.
-
Skończyłem - oznajmił po chwili.
Mai spojrzała
na niego spod byka i wróciła do przerwanej czynności.
-
Zamiast niańczenia mnie, przynieś blachę i wyłóż ją papierem.
- Tak,
pani.
Po
chwili wrócił z żądanymi przedmiotami. Czarnowłosa wykrajała szklanką okrągłe
kształty z ciasta.
- Mogę
w czymś jeszcze pomóc? – spytał.
- Weź
konfiturę truskawkową i nakładaj czubatą łyżeczkę między dwa krążki – poleciła.
Pracowali
tak przez dłuższą chwilę, z rzadka się odzywając. Napięcie opadało, a możliwość
zajęcia się pracą relaksowała. Oboje układali różne sprawy w głowach,
pozwalając sobie na chwilę odpoczynku. Jednak jedna rzecz ciągle nie dawała
Sebastianowi spokoju.
- Czemu
przepisała panienka firmę Aaronowi Terverowi?
Dziewczyna
zerknęła na niego zdziwiona i na chwilę przerwała klejenie ciasteczek.
- I tak
musiałam coś z nią zrobić… wiem, że to duża odpowiedzialność, ale byłam mu coś
winna. Nie lubię zostawiać długów. Tak więc rozwiązałam dwa problemy na raz –
odparła.
-
Rozumiem – poczuł ulgę. Cieszył się, że nie stało za tym nic więcej.
-
Pochyl głowę – powiedziała i sięgnęła do półki.
Schylił
się, czując słodki zapach swojej pani. Otwierając drzwiczki musnęła jego głowę
ramieniem. Wyjęła olejek miętowy i wróciła do poprzedniej pozycji. Choć kontakt
był chwilowy, przeszły go dreszcze. Zapragnął więcej.
- Weź
drugi pędzel. Będziemy smarować ciastka olejkiem – oznajmiła, nieświadoma
burzy, która trwała w jego ciele.
Lekko drżącymi
dłońmi zaczął robić to, co mu kazała. Spokojnie.
-
Sebastian…? – usłyszał głos.
- Tak? –
odparł szybko.
- Coś
się stało?
- Nie,
wybacz, pani. Zamyśliłem się.
Stał
przed piekarnikiem i patrzył putnym wzrokiem w szybę. To nie było normalne. Mai
założyła ręce na piesi i stanęła przed demonem.
- Co
jest? – spytała stanowczo.
Przez
chwilę wpatrywał się w nią, lecz nagle odwrócił wzrok.
- Nic
poważnego, naprawdę.
- Odpowiedz.
Westchnął.
-
Dobrze było panienkę zobaczyć tak zadowoloną. Ulżyło mi – powiedział. Zmrużyła podejrzliwie
oczy.
- I?
- I że powinienem
już iść.
-
Dlaczego? Posprzątałeś rano całą rezydencję, a obiad jest przyszykowany –
drążyła.
-
Proszę zrozumieć, ciężko jest mi się kontrolować – pokłonił się lekko, z
kamienną twarzą.
Zamrugała
zaskoczona. Po chwili jednak kiwnęła smutno głową.
-
Dobrze. Idź, jeśli musisz.
- Tak,
pani.
Patrzyła
za nim przez dłuższą chwilę. Jej też było ciężko. Ale nie mogła. Nie teraz.
Uh, znowu z opóźnieniem. Mogę usprawiedliwić się wycieczką i bieganiem po szkole o podwyższenie ocen na zakończenie, ale co tam. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba i mnie nie zabijecie ;)
~~*~~
Uh, znowu z opóźnieniem. Mogę usprawiedliwić się wycieczką i bieganiem po szkole o podwyższenie ocen na zakończenie, ale co tam. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba i mnie nie zabijecie ;)
Aw, jak słodko <3 Taka niepewność, hamowanie tego, co chcieliby uwolnić. Miau~
OdpowiedzUsuńTylko, czemu ja nic o tym nie wiem, że dałaś nowy rozdział???
Heh, potrzebowałam czegoś takiego. Bardzo dużo emocji i uczuć. Dzięki
Wybacz, dodałam po godzinach i mama groziła mi utratą prądu xD Dzisiaj bym wszystko sprawdziła i dała Ci znać! I cieszę się, że rozdział się spodobał :3
UsuńJezu to było tak genialne. Kocham Cię. Twój rozdział, to jedyna rzecz, która odciągnęła moje myśli od permanentnego. Od kilku dni jrst ze mną totalnie źle, ale czytając o Sebie i Mai tak się zaangażowałam, że nie dość, że widziałam przed oczami te wszystkie sytuacje, ale też czułam się, jakbym brała w nich udział. I ten Twój Sebastian. Jest taki Sebastianowy <3
OdpowiedzUsuńWrzuć coś najlepiej jutro, bo potrzebuję więcej tskich cudnych, odwracajacych uwagę rozdziałów.
"Ciężko jest mi się kontrolować" <3 jezu, nie mogę xD to zbyt cudowne
Cudowny rozdział. Idealnie odwzorowałaś charakter Sebastiana, a Mai jest bardzo ciekawą postacią. Niezwykle przyjemnie się czytało.
OdpowiedzUsuń