20 maj 2015

XXIV

Następnego ranka, obudził ją wesoły głos Luke’a.
                - No choodźmyy! – mówił głośno.
                - Paniczu, nie sądzę, by był to dobry…
                - No chodź! Jest już po dziewiątej! – przerwał Sebastianowi.
                Dziewczyna zaskoczona zerknęła na zegarek. Faktycznie, było w pół do dziesiątej. Z westchnieniem, usiadła na łóżku. W tej samej chwili do pokoju wszedł blondyn Na jej widok uśmiechnął się szeroko.
                - Mai! Już nie śpisz!
                - Mhm – mruknęła sennie, przeczesując palcami grzywkę.
                - Jej! Co dzisiaj porobimy?
                - Spokojnie, mały. Może najpierw się przebiorę?
                - A… przepraszam – zmieszał się lekko. – To ja…
                - Zaczekaj na mnie w salonie. Niedługo przyjdę.
                - Ok!
                Blondyn wybiegł radośnie z pokoju. Ledwo jego czupryna zniknęła za framugą, dziewczyna spoważniała i spojrzała na lokaja.
                - Więc?
                - Rodzice rozpaczliwie szukają syna, ale nikt nie wierzy, że go porwano. Krążą plotki, że uciekł, albo rodzina próbuje znów zwrócić na siebie uwagę – powiedział cicho.
                Dziewczyna skrzywiła się. Ludzka głupota i brutalność nie zna granic.
                - Porozmawiam z nim dzisiaj. Możesz odejść – mruknęła.
                Demon skłonił się i wyszedł. Zamyślona, nie zauważyła smutku w jego oczach.
                              

                Jakeś dziesięć minut później, siedziała już z chłopcem na kanapie, zajadając mini-kanapki na śniadanie. Wcześniej włączyli telewizor, więc głosy i śmiechy z jakiejś bajki wypełniały całe pomieszczenie.
                Luke wyglądał na zadowolonego.
                - Hej, mogę o czymś z tobą pogadać? – spytała po dłuższej chwili.
                - Mhm, a o czym? – niebieskooki spojrzał na nią ciekawie.
                - Nie tęsknisz za domem?
                - … tęsknię – odparł cicho. Uśmiech zniknął. – Ale boję się wrócić.
                - Czemu?
                - Bo… nie chcę znowu zawieść rodziców. Może byłoby dla nich lepiej gdybym zniknął?
                - Nie gadaj głupot – potargała mu włosy. – To, że jakiś krytyk wyżył się na tobie w swoim pisemku, nie znaczy, że twoja rodzina przestała cię kochać.
                - Skąd wiesz? – spytał zaskoczony.
                - Mówiłam, że pracuję w policji – uśmiechnęła się lekko. – Twoi rodzice cię szukają. Siostra na pewno się o ciebie martwi.
                - Ale…
                - Żadnych ale.
                Chwila ciszy.
                - Luke, lubisz grać na pianinie?
                - Kocham! – wykrzyknął, a oczy mu pojaśniały.
                - Więc wróć i pokarz im wszystkim. I nie graj dla krytyków. Graj dla siebie. Czerp przyjemność z tego, co robisz. Daj rodzicom powód, by byli z ciebie jeszcze bardziej dumni.
                - Ok! … Mai?
                - Tak?
                - Ale będę mógł cię czasem odwiedzać? Obiecałaś mi pokazać jak walczysz! – popatrzył na nią błagalnie.
                - Pewnie. Tylko spytaj się wcześniej o pozwolenie – znów potargała mu włosy.
                - Zgoda!
                - Skoro to już ustaliliśmy, to chciałabym jeszcze wiedzieć, jak się znalazłeś w lesie?
                - Średnio pamiętam – wyznał. – Wracałem ze szkoły do domu, gdy nagle poczułem, że ktoś mnie chwyta od tyłu. Obudziłem się związany w jakiejś furgonetce. Byłem sam i nie wiedziałem, co się dzieje. Jakoś wyplątałem się z tego sznurka, a gdy samochód zwolnił, wyskoczyłem i zacząłem biec. Potem obudziłem się tutaj – wzruszył ramionami.
                - Hm… okej. Nie bałeś się?
                - No co ty! – nadął się teatralnie.
                - Heh. Dzielny jesteś – uśmiechnęła się, lecz myślami była daleko stąd…



                Po południu rozległ się dzwonek. Mai złapała Luke’a za rękę i stanęła w krótkim korytarzu tuż przed wejściem. Sebastian otworzył drzwi, wpuszczając do środka chłodne powietrze. W wejściu stała kobieta średniego wzrostu o brązowych włosach i  jasnoniebieskich oczach. Trzymała za rączkę może pięcioletnią dziewczynkę, która wyglądała jak mniejsza, dziewczęca wersja chłopca, który stał obok czarnowłosej. Za nimi niespokojnie przechadzał się wysoki mężczyzna. Miał może trzydzieści lat i jasne włosy. To zdecydowanie byli rodzice Luke’a.
                Jak tylko go zobaczyli, od razu rzucili się w jego stronę.
                - Synku! – zaszlochała kobieta i przytuliła go.
                - Cześć, mamo.
                - Jesteś cały, nic ci nie jest? – dopytywał się ojciec.
                - Luuuuke! – krzyknęła głośno dziewczyna, wczepiając się w nogawkę blondyna.
                - Wszystko jest okej. Dzięki Mai! – krzyknął szeroko uśmiechnięty, wtulając się w rodziców.
                - Dziękujemy ci, jeśli możemy jakoś…
                - Nie ma potrzeby – przerwała im. – Po prostu sprawcie, by był szczęśliwy.
                - Dziękujemy – powtórzył mężczyzna i położył jej rękę na ramieniu.
                Starała się powstrzymać odruch cofnięcia się o krok i patrzyła jak szczęśliwa rodzina rusza w kierunku wyjścia. Już chciała się odwrócić i pójść na górę, gdy nagle poczuła jak Luke przytula ją mocno w pasie.
                - Dziękuję, Mai! Do zobaczenia! – pomachał jej na odchodnym i wybiegł na dwór.
                Dziewczyna patrzyła za nimi przez chwilę. Potem odwróciła się, a lokaj zamknął drzwi. Echo zamka przez chwilę odbijało się od ścian holu. Rezydencja znowu stała się cicha i pusta. I ponownie będzie sam na sam z demonem.
                - Wszystko w porządku, pani? – spytał.
                - Nie. Nic nie jest w porządku – odparła.
               
                Usiadła na łóżku, trzymając na kolanach laptopa. Przeglądała stare raporty i dokumenty. Kolejny element wskoczył na swoje miejsce, dając jej ogólny zarys obrazka.
                Domyślała się, co on przedstawiał. I wcale jej się to nie podobało.

~~*~~

               Powoli akcja się rozkręca, jednak znowu rozdział jest krótki. Myślę nad tym, żeby przez jakiś czas dodawać posty raz w tygodniu. Nie mam na nic siły, a wolałabym, żeby rzeczy, które Wam pokazuje miały jakąś treść i przyzwoitą długość :)

               Tak więc zobaczymy. Mam nadzieję, że chociaż Wam się spodobało ^^

Do napisania! 

15 maj 2015

XXIII


                Luke wręcz podskakiwał, czekając na dziewczynę przed schodami. Ten widok sprawił, że ciężar w jej klatce piersiowej lekko zelżał. Ich problemy mogą zaczekać. Teraz należało się zająć chłopcem.
                - Gotowy na długą wycieczkę? – spytała. Blondyn rozpromienił się.
                - Tak! Chodźmy!

                Opowiadała przez kilka godzin, oprowadzając niebieskookiego po rezydencji. Ten chłonął każde jej słowo, rozglądając się dookoła. Zagadywała go tak, by zapominał o miniętych pokojach lub zamkniętych szafkach, których nie chciała pokazywać dziecku. Jego świat był zupełnie inny od tego, który ona znała. Weselszy, czystszy.
                Gdy weszli do sali muzycznej, aż zamarł. Otworzył buzię z wrażenia, a jego wzrok skupiał się po kolei na każdym instrumencie w pokoju. Każdy miał swoje miejsce; był starannie wypolerowany i ustawiony.
                - Łał… Umiesz grać na wszystkich? – spytał.
                - Nie, nauka zajęłaby mi całe życie. Potrafię grać co najwyżej na kilku z nich. Ale Sebastian zagra chyba na każdym – umilkła po tym zdaniu. Nie chciała o nim mówić. Jednak nieświadomy jej stanu chłopiec załapał temat.
                - On mnie trochę przeraża.
                - Czemu?
                - Nie wiem… Czuję od niego coś dziwnego. Po prostu.
                Potem umilkł i podszedł do fortepianu. Spojrzał na Mai błagalnie. Ta uśmiechnęła się lekko i skinęła głową. Luke z uśmiechem uniósł klapę i usiadł na szerokim stołku. Jego palce przez chwilę gładziły śnieżnobiałe klawisze, a po chwili nieśmiało zaczął grać.
                Dziewczyna podeszła, zdziwiona.
                - Sonata księżycowa? – spytała.
                - Mhm – odparł wesoło, nie przestając grać. – Lubię Beethovena.
                - Hm.. mogę?
                Kiwnął głową, a ona usiadła obok i zaczęła grać niskie tony. Muzyka  niosła się cichym echem po pomieszczeniu, nadając brzmieniu głębi. Gdy skończyli, blondyn uśmiechnął się szeroko.
                - To było super!
                - Jeśli wczujesz się w utwór, ten zawsze będzie brzmiał super.

                Później zjedli obiad i ruszyli dalej. Obejrzeli oranżerię na dachu i zeszli na dół. Chłopiec biegał po podwórku, zachwycając się rybami w stawie i kolorowymi kwiatami, które zaczynały kwitnąć. Cały czas się uśmiechał.
                Gdy wrócili, ledwo żył. Oczy mu się zamykały,  bełkotał pod nosem zamiast mówić. Jednak widać było, że jest szczęśliwy. Mai wzięła go za rękę i zaprowadziła do sypialni. Tam Luke rzucił się na łóżko i zasnął od razu, jak jego głowa dotknęła poduszki. Dziewczyna cicho chichocząc przykryła go kołdrą i zgasiła światło.
                - Dobranoc – szepnęła na odchodnym.
               
                Usiadła przy biurku i włączyła laptopa. Zaczęła szukać. Przeczesywała serwery policyjne, zwykłe wiadomości i wiele innych. Wypatrywała jednej konkretnej rzeczy, by upewnić się w swojej teorii.
                W końcu znalazła. Oparła się wygodnie o oparcie krzesła i wcisnęła przycisk wmontowany w blat biurka. Po chwili do pomieszczenia wszedł Sebastian.
                - Tak, pani?
                Bez słowa odwróciła laptop w jego stronę. Zaciekawiony lokaj, pochylił się i zaczął czytać. Wielki nagłówek głosił: „MŁODY GENIUSZ NA KONCERCIE W LONDYNIE!”. Do artykułu dołączone było zdjęcie. Przedstawiało ono chłopca o jasnych włosach, grającego na fortepianie w teatrze.
                - To Luke – to nie było pytanie.
                Znów bez jakiegokolwiek komentarza, dziewczyna przełączyła stronę. Tym razem notka była o wiele krótsza, lecz o zupełnie innym wybrzmieniu. Obrzucano w nim pianistę z błotem za „okropny koncert”. To jedno wystąpienie zburzyło całą jego karierę. Zerknął na datę. Artykuł opublikowano pół roku temu.
                - Od tamtej pory zniknął ze sceny. Żadnych wzmianek, śladów. Po prostu zniknął – powiedziała cicho.
                - Skąd pochodzi?
                - Mieszka jakieś trzydzieści mil stąd. W bazach policji nie ma żadnej wzmianki o zaginięciu, więc albo porwano go niedawno i nie zaktualizowali jeszcze baz danych, albo po prostu nikt nie zgłosił porwania.
                - Co teraz panienka zrobi?
                - Porozmawiam z nim. Nie mam zamiaru go do niczego zmuszać. Jednak nie może tu zostać.
                Milczała przez chwilę bawiąc się warkoczem.
                - Znajdź jego rodzinę, ale nie kontaktuj się z nimi. Zdasz mi potem raport – rozkazała. Lokaj skłonił się i wyszedł.
               
                Napięcie jakie między nimi panowało było nie do zniesienia. Sprawa blondyna opóźniła konfrontację, jednak prędzej czy później dojdzie do kolejnej. Oboje to wiedzieli, jednak nadal trwali w ułudzie pokoju.       
                Demon westchnął. Odkąd odkrył przyczynę wszystkich ostatnich anomalii, było coraz gorzej. Zorientował się, że to nie była nagła zmiana, tylko trwało to od dłuższego czasu. Może nawet od samego początku. Po prostu ostatnie zajścia były swego rodzaju katalizatorem. Kroplą, która przelała czarę i spowodowała lawinę  zdarzeń.
                Otworzył drzwi i wyszedł za dwór. Skoczył w noc, by wykonać zadanie, które powierzyła mu jego pani.

                Mai wyłączyła komputer i wszystkie światła. Położyła się na łóżku, napawając ciemnością, która otulała ją niczym koc. Wciągnęła głęboko powietrze. Poczuła zapach jej szamponu, delikatną woń wanilii, którą kochała i czegoś jeszcze. Czegoś, co ją intrygowało, a jednocześnie irytowało. Coś… Czemu czuła tu  j e g o ? Przewróciła się na brzuch i wtuliła twarz w poduszkę, ale woń lokaja nie znikła. Był to aromat słodyczy, które tak często dla niej przyrządzał, z nutką tajemniczości, lepszą niż jakiekolwiek perfumy. To ona siała w jej umyśle taki mętlik, prześladowała ją po nocach.     

                Skuliła się w kłębek. Nie tylko Sebastian walczył z emocjami. 

~~*~~

Zastanawiam się, czy jutro czegoś nie dodać, bo tak jakoś ten rozdział jest przykrótki.... hm....

12 maj 2015

Ogłoszenie

                Przepraszam bardzo, ale nie będzie dzisiaj rozdziału. Wyskjoczyły mi pewne sprawy i jestem w małej rozsypce. Ale spokojnie, w piętek post będzie, taki jaki być powinien :)

                Jeszcze raz przepraszam i do napisania :)

9 maj 2015

XXII

                - Masz bujną wyobraźnię, mały – powiedziała Mai i potargała włosy blondyna.
                Ten nadął policzki i spojrzał na nią spod byka.
                - Ale to prawda. Cały czas na ciebie patrzy takim dziwnym wzrokiem. Tak samo moja siostra patrzy na ciasteczka. Uwielbia je.
                - Naprawdę? – zachichotała. – To może powinnam się trzymać z dala od Sebastiana, by mnie nie schrupał?    
                - Heeej, przestań – zaprotestował Luke, ale też się zaśmiał. – Mimo to, nadal myślę, że cię lubi.
                - Jest moim lokajem i ochroniarzem, chce mnie chronić, a nie całować.
                - Fu – skwitował, a dziewczyna nie mogła powstrzymać delikatnego uśmiechu. Dzieci.
                - A po co ci ochroniarz? Coś ci grozi? – spytał po chwili.
                - Pracuję w policji i szukam groźnych przestępców, więc czasem przyda się jakaś pomocna dłoń.
                - Oooo, a umiesz się bić? – zarumienił się aż z podekscytowania.
                - Mhm.
                - A pokażesz??
                - Może. – mruknęła.
                - Proooszęę!!
                - Zobaczymy. Teraz skończ jeść.
                Lekko naburmuszony Luke ugryzł kolejny kawałek kanapki. Mai patrzyła na niego. Mimo że znali się od pięciu minut, już go polubiła. Był szczerym, wesołym, ciekawskim dzieckiem. Zwykły dziewięciolatek. Tylko nadal zastanawiało ją, jak się znalazł po środku lasu?
                Gdy skończył, wypił wodę duszkiem i podziękował. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
                - Jesteś cały brudny. Może umyjesz się pod prysznicem, a ja wrzucę twoje ciuchy do pralki? – zaproponowała. Chłopiec zawahał się przez chwilę, ale kiwnął głową na znak, że się zgadza.
                - W takim razie chodź, znajdziemy ci jakiś ręcznik i ubrania na zmianę, okej?
                - Mhm! – zeskoczył z krzesła i ruszył za nią.
                Po drodze rozglądał się dookoła z otwartymi ustami.
                - Ale wieeelkie! Jak duży jest ten pałac? – spytał.
                - Hmm, pałacem bym go nie nazwała, ale masz rację, budynek jest ogromny. Ma Trzy piętra i szklarnię na dachu, a do tego wilki ogród. Potem możemy tam pójść, jak chcesz.
                - Chcę! Mieszkasz tu sama?
                - Z Sebastianem.
                - A twoja rodzina?
                - Zostałam sama – odpowiedziała, patrząc przed siebie.
                - Nie żyją? – zapytał cicho. Uznał moje milczenie, za potwierdzenie. – Przepraszam…
                - Spokojnie, mały – potargała mu włosy. – Nic się nie stało.

                Lokaj zapukał do sypialni, ale nikogo nie było w środku. Westchnął i położył filiżankę i ciasteczka na stole, zabierając brudne naczynia. Zaniósł je do kuchni i z powrotem wszedł na górę, by sprawdzić, co robiła jego pani. Już z daleka usłyszał wysoki głos chłopca i ciche odpowiedzi dziewczyny. Ruszył w kierunku pokoju, skąd dochodziły dźwięki rozmowy.
                - Panienko? – odezwał się, stając w wejściu.
                Kucała przed jedną z komód, uśmiechając się lekko. Gdy wszedł, odwróciła się do niego, a radość znikła z jej twarzy. Na ten widok poczuł lekkie ukłucie w piersi, ale nie dał niczego po sobie poznać.
                - Mogę w czymś pomóc?
                - Znajdź jakieś ubranie na zmianę i ręcznik dla Luke’a. – rozkazała. Sebastian skłonił się i wyszedł.
                Nigdy nie mówiła, że lubi dzieci. Widać było, że polubiła chłopca. Chciała z nim rozmawiać, droczyć się. Z tym  d z i e c k i e m. Nie do końca wiedział dlaczego, ale budziło to w nim złość. Nagle zapragnął wrócić i odciągnąć Dziewczynę od blondyna. Należała do niego, jej wiernego lokaja i tylko do niego.
                Gdy tylko ta myśl przeszła mu przez umysł, zamarł. Co właśnie pomyślał? Zachowywał się irracjonalnie. Burzyło to jego wszelkie granice rozsądku i normalności. Nie. Nie może tak…

                - Tu jest łazienka. Pod prysznicem masz wszystkie potrzebne rzeczy – powiedziała Mai otwierając jedne z wielu drzwi.
                - A ubrania i ręcznik? – spytał chłopiec, patrząc świecącymi oczami na luksusowe pomieszczenie.
                - Sebastian ci je przyniesie jak będziesz się kąpał. Ja będę u siebie w pokoju; drzwi będą otwarte, więc będziesz mógł mnie znaleźć.
                - Okej! – zakrzyknął i wszedł do środka.
                Czarnowłosa uśmiechnęła się lekko na odchodnym i ruszyła w stronę sypialni. Od razu położyła się na łóżku, zanurzając twarz w pachnącą jej szamponem poduszkę. Dręczyły ją słowa Luke’a. Był bystry i szybko łączył fakty. Jednak w jaki do jasnej cholery sposób odkrył coś, czego ani ona, ani sam demon nie podejrzewali.
                Wiedziała, że w Sebastianie zaczynają budzić się emocje. Co gorsza, dobre emocje. Co jeszcze gorsze, były one skierowane w jej stronę. Próbowała się bronić rękami i nogami, odpychać go od siebie. Nie chciała tego. Pragnęła tylko zemsty, a potem zapłacić za życie. Na co jej był rozmiękły demon-sługa? Potrzebowała kogoś zimnego, twardego, kto nie pozwoli, by jej rany się zagoiły, by osłabła. Przez te lata uporczywie dusiła w sobie wszystko, by przetrwać. Żadnych trosk. Żadnych wątpliwości. Żadnych uczuć.
                Westchnęła ciężko. Czemu ten idiota wszystko niszczył?
                - Panienko…? – rozległ się niepewny głos. O wilku mowa.
                - Hm? – mruknęła, nie podnosząc głowy. Nie chciała, by widział ją w tym stanie.
                - Czy coś się stało? – dźwięk zbliżył się.
                Spięła się. Jego zmartwiony głos był kolejnym sztyletem wbitym w jej ciało.
                - Nie – twarda odpowiedź sprawiła, że zamilkł.
                - Proszę o wybaczenie, ale ośmielę się nie zgodzić. Ostatnio panienka dziwnie się zachowuje.
                - Kto to mówi – szepnęła, by nie załamał jej się głos. Nie. Stop. Żadnej słabości.
                - Nie rozumiem.
                Podniosła głowę i spojrzała na niego.
                - To zrozum wreszcie!

                Nie wiedział, o co jej chodzi. Płomienny wzrok dziewczyny wwiercał się w jego twarz. Jej usta drżały, a emocje były w kompletnej rozsypce, mimo że starała się je poskładać. Wyczuł jedynie złość i upór.
                Najgorsza była jednak świadomość, że to wszystko jego wina. Jego pani się zmieniała. Przez niego. To sprawiało, że czuł się rozdarty.
                - Panie… - zaczął, ale mu przerwała.
                - Przejrzyj wreszcie na oczy! Niszczysz sam siebie, przy okazji robiąc to samo ze mną! Masz być moim sługą, a nie oprawcą! Więc przestań wreszcie! – Krzyknęła.
                Zabolało. Po raz pierwszy usłyszał jak podniosła głos. Zawsze była opanowana, czy to w gniewie, czy w innej sytuacji.  W nim teraz też trwała burza. Świadomość, że zawiódł, ten ból mieszał się z irytacją. Ta słaba, ludzka istota… ta waleczna, piękna dziewczyna… irytująca dziewucha… droga mu pani…
                Przyłożył dłoń do skroni, chcąc uspokoić myśli. Znowu to samo. Zaczynał czuć. Emocje, które powinny być zapieczętowane, zamknięte w niedostępnym nawet dla niego miejscu, zaczynały wydostawać się z klatki i siały spustoszenie w jego głowie.
                - Ja… nie wiem… nie wiem.
                - To się dowiedz! Mam tego dość! Jesteś demonem. Demonem! Stworzeniem bez uczuć, skrupułów, czy sumienia! A kiedy na ciebie patrzę, wyglądasz jak słaby człowiek! Weź się w garść! – jej ostre słowa wżerały się w jego umysł niczym kwas.
                Nie wiedział, jaki ma w tym cel, ale zorientował się, że Mai za wszelką cenę próbuje go od tego odgrodzić. Zapieczętować, przywrócić do porządku. Ale czy on tego chciał…? Co za gadanie, oczywiście, że chciał.
                Czy aby na pewno? Nieznośny głos w głowie siał wątpliwości.
                - Mai…? – cichy głosik Luke’a przerwał burzę myśli.
                - Coś się stało, mały? – spytała dziewczyna wstając z łóżka i podchodząc do chłopca.
                - Przepraszam, przeszkodziłem…?
                - Nie ważne. Potrzebujesz czegoś? – jej łagodny głos tak bardzo różnił się od jej tonu chwilę temu, że aż zaszokowało to lokaja. Zmuszał ją do takich rzeczy…
                - Chciałem tylko porozmawiać…
                - W takim razie chodź. Oprowadzę cię po rezydencji. Co ty na to? – zaproponowała.
                - Pewnie! – szeroki uśmiech rozjaśnił twarz blondyna.
                - To idź już na dół i zaczekaj na mnie przed drzwiami, okej? Dokończę pewne sprawy i zaraz do ciebie dołączę.
                - Ok! – rzucił szybkie spojrzenie demonowi i zniknął w korytarzu.
                Gdy umilkły kroki, dziewczyna nadal stała do niego plecami. Sprawił, że robiła rzeczy, których nie chciała. Budził w niej emocje. Może nawet obrzydzenie. Miał być jej wsparciem, lojalnym sługą, a nie ciężarem.
                Ta myśl ciążyła mu niczym głaz. Nawet jeśli budziły się w nim emocje, to nie mógł nimi obarczać Mai. Nie ją. Miała własne problemy, z którymi, co dopiero zauważył, ledwo sobie radzi. Gdyby dołożyć jeszcze jego, coś by w końcu pękło. Chciał tego uniknąć.
                - Błagam o wybaczenie, pani – ukląkł na jedno kolano i spuścił głowę. – Zawiodłem cię jako sługa, sprawiłem, że robiłaś rzeczy wbrew sobie. To się już nie powtórzy.
                - Trzymam cię za słowo, Sebastianie – nadal na niego nie patrzyła, ale jej lodowaty ton mówił sam za siebie. Wyszła, zostawiając go samego.

                Wtedy po raz pierwszy poczuł prawdziwy smutek. 

~~*~~

                 Hejoo! :3 Mam nadzieję, że ten przepełniony myślami rozdział Wam się spodobał ^^ Z Waszych komentarzy wywnioskowałam, że na to czekaliście, więc starałam się wymyślić coś, co sprosta Waszym oczekiwaniom i jednocześnie będzie pasować do mojego planu ;)
Czekam z niecierpliwością na opinie i pomysły! :D 

                 Pozdrawiam i do napisania ^^ 

5 maj 2015

XXI

                - Znowu. Cholera.
                 Dziewczyna osunęła się po ścianie, nie zwracając uwagi na lodowatą wodę, która spływała jej po twarzy. Znowu to samo. Miała dość tego wszystkiego. Zamknęła oczy i próbowała się wyciszyć. Ponownie znieczuliła się na wszystko, starając się połatać dziury w sercu. Ciekawe, czy się zagoi…
               
                Lokaj siedział przy biurku w swoim pokoju. Myślał intensywnie nad ostatnimi wydarzeniami. Coś ważnego się zmieniło, a on nie miał pojęcia jak powstrzymać tą lawinę. Jakby wszystko, na co tak ciężko pracował, zaczęło się rozpadać.
                Westchnął ciężko. O co mogło jej chodzić? Czemu zadawała pytania, na które znała już odpowiedzi? Czy to jakiś wstrząs? Może jest chora…? Nie mógł zrozumieć zachowania swojej pani. Było sprzeczne z jej sposobem bycia. Co ma zrobić, by to powstrzymać?


                Następnego dnia Mai obudziła się z bólem głowy. Uciążliwe pulsowanie rozsadzało jej czaszkę, nie pozwalając zebrać myśli. Usiadła i ucisnęła palcami skronie, jednak to nie pomogło.
                - Panienko? – rozległ się głos zza drzwi.
                - Wejdź – mruknęła.
                - Czy coś się stało? – spytał Sebastian, stawiając tacę ze śniadaniem na stole i klękając obok łóżka.
                - Głowa mnie boli. Przynieś jakieś lekarstwo.
                - Tak, pani – skłonił się i wyszedł.
                Nie minęły dwie sekundy, jak lokaj wrócił z białą tabletką i szklanką wody w dłoni. Dziewczyna szybko połknęła lek, popijając chłodnym płynem. Przez cały czas demon przyglądał jej się uważnie.
                - Co? – warknęła zirytowana.
                - Przepraszam – odparł. – Jak się panienka czuje?
                - Źle.
                Wstała z łóżka i zaczęła po kolei wyciągać ubrania z szafy. Potem zniknęła za parawanem i zaczęła się przebierać. Między nimi panowała niezręczna cisza. To napięcie w powietrzu coraz bardziej złościło Mai. Wolała zapomnieć o ostatnich dniach i wrócić do codziennej rutyny. Zamiast jednak powiedzieć coś nierozsądnego, wzięła głęboki oddech i zdusiła w sobie emocje, tak jak robiła to już tysiące razy.
               
                Sebastian wytężał wszystkie zmysły, by dowiedzieć się, co czuje jego pani. Nie rozumiał jej złości. Zachowywała się dziwnie. Wtedy wszystko zniknęło. Jakby w jednej chwili pozbyła się wszystkich emocji. Zaniepokoił się.
                - Panienko…?
                - Hm? – mruknęła.
                - Wszystko w porządku?
                - Tak – ucięła.
                Zamilkł. Podszedł do parawanu tak, że kiedy ubrana dziewczyna chciała wyjść, o mało na niego nie wpadła.
                - Co ty…? – zaczęła, ale nie dokończyła.
                Lokaj pochylił się lekko, by móc spojrzeć jej w oczy. Ich twarze dzieliły centymetry. Szukał w jej spojrzeniu czegoś, co tłumaczyłoby to wszystko. Znalazł nieufność i wyzwanie, które kusiło go, by zbliżył się jeszcze bardziej. Zamiast tego spytał:
                - Co się ostatnio z panienką dzieje?
                Zamarła. Jej spojrzenie stwardniało, tworząc mur odgradzający go od jej umysłu.
                - Nie twoja sprawa, demonie – szepnęła zimno.
                Cios. Poczuł, jakby go uderzyła. Nie wiedział czemu, ale posmutniał.
                - Ależ oczywiście, że moja, pani – mruknął cicho.

                Co było z nim nie tak?! Ten ton głosu, przygnębiony wzrok. Jakby go zraniła. Idiota!
                - Przestań – powiedziała głośno. Sebastian spojrzał na nią zaskoczony. – Nie widzisz, co robisz?
                - O co panience chodzi?
                - Pomyśl. Co się ostatnio z tobą dzieje? Ogarnij się, albo wpakujesz się w niezłe bagno.
                Lokaj zmarszczył czoło, intensywnie myśląc. Czasem naprawdę miała go dość. Podniosła rękę i pstryknęła go w czoło. Aż się wyprostował. Mai wyminęła go i wyszła z pokoju. Zbiegła po schodach i chwyciła kurtkę. Zarzuciła ją na ramiona, włożyła buty i otworzyła drzwi. Widać było, że to już wiosna. Trawa przestała być brązowa, drzewa zaczynały puszczać pierwsze pączki, a na grządkach rosły krokusy.
                Dziewczyna ruszyła w kierunku bramy. Miała zamiar pospacerować po lesie, by uspokoić myśli i zastanowić się, co dalej. Musiała powstrzymać demona, zanim zrobi coś, czego oboje będą żałować. Szła znaną sobie ścieżką, chłonąc zapachy drzew i wilgotnych liści. Czuła jak powoli emocje opadają, a jej umysł przestaje przypominać jeden wielki kłębek strachu i złości.
                Podświadomie zaczęła nucić jakąś piosenkę. Kojarzyła skądś melodię, ale nie pamiętała słów. Mruczała więc pod nosem, patrząc przed siebie. Jej buty wybijały powolny rytm, jeszcze bardziej kojąc nerwy.
                Wtedy kątem oka zauważyła mały biały punkt. Mimo że był dość daleko, jasny kolor odznaczał się wyraźnie na tle brązu i zieleni. Wiedziona przeczuciem, zeszła ze ścieżki zmierzając do tajemniczego obiektu. Im bliżej była, tym jej serce biło coraz szybciej. Z marszu przeszła w trucht, aż w końcu sprintem dobiegła do małego chłopca leżącego na ściółce. Był szczupły i niewysoki. Miał jasne włosy, które pewnie często wpadały mu do oczu. Nie ruszał się.
                Mai pochyliła się nad jego twarzą. Oddychał.
                - Hej, mały, żyjesz? – spytała, lekko nim potrząsając. Nie odpowiedział.
                Z racji, że nie wyglądał na rannego, podniosła dziecko i zarzuciła na plecy. Był zaskakująco lekki. Nie mógł mieć więcej niż dziesięć lat. Pewnie nie zauważyłaby go, gdyby nie biała bluza, którą miał na sobie.
                Biegnąc równym rytmem, ruszyła w stronę rezydencji. Nie wiedziała, jak chłopiec się tu znalazł i co mu się stało, ale czuła, że coś jest nie tak.

                Po paru minutach, lekko zdyszana, stanęła przed drzwiami. Sebastian otworzył i szybko oceniając sytuację, wziął dziecko z jej pleców i zaniósł na górę. Dziewczyna szybko pozbyła się butów i kurtki i pobiegła za lokajem. Ten położył blondyna na łóżku w jednym z pokoi gościnnych i ściągnął mu bluzę. Zaczął go dokładnie oglądać, sprawdzając, czy nie ma żadnych obrażeń.
                - Oprócz paru otarć i siniaków, nic mu nie jest – orzekł. Odetchnęła z ulgą. – Co się stało?
                - Leżał nieprzytomny w lesie.
                Kiwnął głową na znak, że zrozumiał i przykrył chłopca ciepłym kocem. Zawarli niepisaną umowę, że na razie nie będą wracać do kłótni. Demon wyszedł z pomieszczenia, a Mai usiadła na krześle, czekając aż malec się obudzi.

                Minęła prawie godzina, gdy w końcu otworzył oczy. Rozglądał się ze strachem dookoła, aż błękitne spojrzenie padło na nią. Gwałtownie usiadł, odsuwając się.
                - Spokojnie, nic ci nie zrobię. Znalazłam cię nieprzytomnego w lesie, jesteśmy w moim domu – mówiła spokojnie. – Nazywam się Mai. A ty?
                - Luke – szepnął.
                - Ładne imię. Ile masz lat?
                - Dziewięć – odparł. Wydawał się mniej przerażony niż chwilę temu, ale nadal niespokojnie się rozglądał.
                - Opowiesz mi, co się stało? – spytała.
                Chłopiec wzdrygnął się i opuścił wzrok.
                - Rozumiem. Nie musisz mówić jak nie chcesz.
                - Naprawdę? – jego zaskoczony ton rozbawił dziewczynę.
                - Mhm. Nie będę cię do niczego zmuszać. Dobrze się czujesz?
                - Mogę dostać coś do picia?
                - Mhm – mruknęła i wcisnęła guzik wbudowany w ścianę koło łóżka.  
                Chwilę później do pokoju wszedł Sebastian z dużą szklanką wody i talerzem z kanapkami. Położył wszystko na stoliku i uśmiechnął się zachęcająco do Luke’a.
                - Życzę smacznego.  
                - Kim jesteś? – spytał.
                - To Sebastian; mój lokaj – wyjaśniła Mai.
                - Lokaj? Jesteś bogata?
                Zapomniała już, jakie dzieci są bezpośrednie. Ich spostrzegawczość często zadziwiała dorosłych. Cóż, trudno się dziwić.
                - Można tak powiedzieć. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, możesz śmiało poprosić go o pomoc.
                - Fajnie – uśmiechnął się.
                Kiedy blondyn zajadał kanapki, dziewczyna wbiła wzrok w demona. Przez chwilę trwała między nimi bitwa na spojrzenia. Jednak nikt nie chciał się poddać. W końcu oboje odwrócili głosy, zarządzając remis. Wciąż jednak czuła na sobie płomienne spojrzenie mężczyzny.
                Dopiero, kiedy zerknęła na niebieskookiego, zorientowała się, że ich obserwuje. Nic nie mówił, tylko zajadał się kanapkami.
                - Przynieś mi herbaty – powiedziała do kamerdynera. Ten skłonił się i wyszedł.
                - Jesteście parą? – spytał wprost Luke, jak tylko umilkły kroki w korytarzu.
                - Nie. Skąd to przypuszczenie?
                - A kochasz go? – puścił pytanie mimo uszu.
                - Nie – zmarszczyła czoło. Dokąd to zmierzało?
                - Bo on ciebie kocha. 

~~*~~

                Ekhem... mam nadzieję, że mnie nie zabijecie. ^^ Tak jakoś mnie napadło i tadaaa! Tak oto powstał wrzód na tyłku zimnej, oschłej relacji lokaj-pan xDD 
                Chętnie poczytam, co o tym myślicie i czego chcecie w kolejnych rozdziałach. Ale ostrzegam: nie liczcie na gorące romanse :P 
               Pozdrawiam i do napisania :D 

1 maj 2015

XX


UWAGA!! 

Tekst zawiera drastyczne sceny, nieodpowiednie dla ludzi poniżej 12 roku życia i tych o słabych nerwach. Jeśli takową jesteś, to omiń akapity zaznaczone kursywą :3


~*~
                Sebastian zamknął za sobą drzwi i zamarł. Co to było? Co się właśnie między nimi wydarzyło? Coś pękło. To wiedział na pewno. Runęła jakaś bariera, która ich od siebie oddzielała. Czuł to i nie wiedział, jak ma na to zareagować. Dotknął jej. Zrobił to bez wyraźnego powodu, łamiąc zakaz pani, a ona się nie zezłościła. Wręcz przeciwnie, rozbawiło ją to.  C o  s i ę  d z i e j e ?! 
                Zszedł na dół, by przygotować się na kolejny dzień. Słyszał, że Mai poszła spać. Martwił się o nią. Dziewczyna na co dzień sprawiała wrażenie zimnej i opanowanej, ale wiedział, że gdzieś tam ukrywa się nieśmiała nastolatka, która potrzebuje jakiegoś światła w jej mrocznym świecie. I jakby dopasowując się do jej potrzeb, lokaj poczuł jakby w jego wnętrzu błysnęła ciepła iskra. Mimo że już zniknęła, to nadal odczuwał jej ciepło. Niepokoiło go to.
                Jutro będzie ciężki dzień. Wiedział, co planuje jego pani. Smith, a raczej Willson nie wygada się tak jak Kate. Z jednej strony nie mógł doczekać się wrzasków, błagań o litość i tego bezlitosnego spojrzenia Mai, z drugiej zaś obawiał się, że to w jakiś sposób na nią wpłynie i pogorszy jej stan. Cóż…

               
                Sebastian stał przed salą numer trzy, zgodnie z rozkazem. Około południa, dziewczyna wyłoniła się zza zakrętu i ruszyła w jego stronę. Miała na sobie luźną, białą bluzkę z długim rękawem i leginsy. Jego uwagę przyciągnęła jednak duża torba, którą przerzuciła przez ramię.
                Zobaczymy - pomyślał.
                Podał dziewczynie szarą teczkę i otworzył drzwi. Weszli do pomieszczenia. Był to pokój bez okien, z dźwiękoszczelnymi ścianami i podłogą wyłożoną płytkami. Przy jednej ze nich stał biały laminowany stół, na który jego pani rzuciła torbę i usiadła na blacie. Otworzyła teczkę i spojrzała na związanego mężczyznę po czterdziestce. Siedział na środku przywiązany specjalnymi pasami do solidnego krzesła.
                - Simon Williams. Lat czterdzieści pięć, wdowiec, bezdzietny, zniknął trzy i pół roku temu. Rodzina za tobą nie przepadała, prawda? – spytała Mai przeglądając akta.
                - Kim jesteś? – spytał wściekły mężczyzna.
                - Że się jeszcze nie domyśliłeś – wywróciła oczami. – Podpowiedź: znasz moje imię.
                - Nie będę się z tobą bawić! – krzyknął.
                - Oj, będziesz. Jakbyś nie zauważył, jesteś związany jak prosiak, nie masz żadnych szans na ucieczkę, a ja nie należę to przyjemnych osób.
                - Zobaczymy, czy będziesz tak ładnie śpiewać, kiedy twój dom będzie stał w ogniu – warknął.
                - Jeśli myślisz, że ktoś przyjdzie cię uwolnić, to nie mogłeś bardziej się mylić. Twoi „ochroniarze” zostali… wyeliminowani.
                - Jak to… kim ty jesteś?! – wrzasnął.
                Mai skrzywiła się lekko.
                - Nie wydzieraj się tak. Powiedziałam: znasz moje imię.
                - Nigdy w życiu cię na oczy nie widziałem. Ty… - zaczął mamrotać przekleństwa pod nosem.
                Demon na znak pani podszedł i wykręcił mężczyźnie palce tak, że zaczął krzyczeć z bólu.
                - Może trochę grzeczniej? – cisza. – Tak już lepiej. Mogłeś mnie nigdy nie widzieć, ale na pewno słyszałeś. Przecież mnie szukałeś…
                Williams otworzył szeroko oczy i wwiercił spojrzenie w twarz dziewczyny.
                - Word? Mai Word? To… - nie dokończył.
                - Niespodzianka – mruknęła, jednak zabrzmiało to bardziej jak groźba niż żart.
                Lokaj cały czas uważnie przyglądał się swojej pani. Zachowywała się jak zwykle. I jak zwykle, kiedy ją taką widział, przechodziły go ciarki. Ten błysk w oku, ta postawa, mroczny humor. Lubiła to. Uwielbiał to w niej. Zamiast wyprzeć się i zapomnieć o swojej przeszłości i szkoleniach, pielęgnowała je, rozwijała i wykorzystywała. To sprawiało, że służenie jej było… ekscytujące.
                - Nie szczerz się tak, Sebastianie – mruknęła, nawet na niego nie patrząc.
                Wiedziała, jak na niego działa. Kiedy ona wchodziła w swój trans, on tryumfował.
                - Wybacz mi, pani, ale nie mogę się powstrzymać – drapieżny uśmiech wykwitł na jego twarzy.
                - Dziwak – skwitowała, rzucając mu rozbawione spojrzenie.
                Była w swoim żywiole. Ale wiedział, że niedługo dostanie więcej…
                - Wracając… Mów, co wiesz o organizacji – powiedziała prosto z mostu do milczącego zakładnika.
                - Pomarz sobie – odparł.
                - Oh, pomarzę. Co więcej, zrobisz to.
                - Bo? – popatrzył na nią wyzywająco.
                Widać było, że zachowanie mężczyzny ją bawi. Nakręcała się. Lokaj patrzył, podekscytowany, jak Mai rozsuwa zamek torby i wysypuje jej zawartość na stół. Ich oczom ukazała się pokaźna kolekcja noży, sztyletów i różnorakich przyrządów, które mogły służyć tylko do jednej rzeczy. Do zadawanie niewyobrażalnego bólu.
                - Bo inaczej się z tobą nieźle zabawię – szepnęła, jakby już nie mogła się doczekać.
                Tak jak na co dzień była chłodna, opanowana i bezuczuciowa, tak teraz aż kipiała z niecierpliwości. Jej oczy błyszczały niepokojąco, mówiła więcej niż zwykle, opadały mury, które zwykle oddzielały ją od świata. To była dziewczyna, którą Sebastian ubóstwiał.
                - Co ty…? – jęknął Williams, patrząc z przerażeniem to na narzędzia tortur, to na Mai.
                - Mów.
                - Ja nic nie wiem! – wrzasnął.
                - Ach tak? W takim razie zaczynamy – kiwnęła na niego głową, a lokaj podszedł i zaczął układać przyrządy na blacie. Dziewczyna cały czas na nim siedziała, więc co jakiś czas ich ramiona ocierały się o siebie, jednak żadne z nich nie zwracało na to uwagi.
                - Numer trzy proszę – odezwała się po chwili.
                Lokaj podał jej ostry jak brzytwa nóż. Jego pani zeskoczyła ze stołu i podeszła do zakładnika.
                - To jest jeden z najostrzejszych noży, jakie możesz obecnie dostać na rynku. Jego cięcie jest prawie niewyczuwalne, jednak rana bardzo mocno krwawi. Wiesz, że im bardziej tępe jest ostrze, tym mocniejszy jest ból?
                Nagle, bez słowa ostrzeżenia, przesunęła mu ostrzem po przedramieniu, a na kafelki spadł cienki jak papier plasterek skóry.
                - Przestań! Zabieraj to! – wrzeszczał, jednak przyłożenie zakrwawionego noża do gardła skutecznie go uciszyło.
                - Wiesz, co to jest lingchi? – spytała cicho. Cisza. – Była to niegdyś popularna metoda tortur we wschodniej Azji. Kara tysiąca cięć. Odkrawano po kolei plastry ciała, aż do śmierci ofiary. Co prawda, powinnam cię najpierw czymś nafaszerować, byś nie zemdlał… oraz zacząć ciąć od klatki piersiowej, ale cóż. Mówi się trudno.
                Mężczyzna drżał. Jego krew skapywała na posadzkę , tworząc niewielką kałużę.
                - Szykuj się. Ramiona, brzuch, żebra, uda, plecy… jak długo wytrzymasz? – szeptała mu do ucha.
                Gdy nie uzyskała odpowiedzi, błyskawicznym ruchem odcięła kolejny kawałek skóry.
                - Lepiej zacznij mówić.
                Williams zaczął się szamotać i wrzeszczeć, ale lokaj przytrzymał go, blokując ruchy. Zabawa dopiero się zaczyna.             

~*~ 

                Po paru godzinach, cała posadzka była we krwi. Zakładnik siedział nieprzytomny na krześle. Dziewczyna zdawała się słyszeć, jak ulatuje z niego życie. Miał nienaturalnie powykręcane palce, a zamiast paznokci ziały ciemne dziury. Jakoś nie sprawiło jej to przyjemności. Trwało to zdecydowanie za długo. Wciąż słyszała wrzaski mężczyzny, a w jej ustach pozostał nieprzyjemne posmak. Zdobyła informacje, których potrzebowała i pozbyła się problemu. Simon właśnie wydał swoje ostatnie tchnienie.
                Dziewczyna spojrzała krzywo na swoje zakrwawione ręce. Jej palce zesztywniały od zaciskania zgniataczy, noży i innych narzędzi.
                - Za dużo babrania – mruknęła.

                Lokaj patrzył na Mai płomiennym wzrokiem. Wciąż widział przed oczami błysk satysfakcji w jej oczach, gdy ten śmieć mówił o organizacji. Mógł sam to z niego wyciągnąć, ale ona wolała zrobić to osobiście. Miał ochotę pokazać ją światu. Delektować się jej brutalnością, jednocześnie nie zatracając jej delikatnego charakteru. Anielica tańczyła z diabłem, tworząc wybuchową mieszankę, która była dla niego niczym narkotyk.
                - Pani – mruknął, podając jej mokry ręcznik, którym zaczęła wycierać dłonie.
                On zaś innym skrawkiem materiału przecierał dziewczynie policzki i szyję. Teraz, po wszystkim, na jej twarzy z powrotem pojawiło się znudzenie i obojętność.
                - Wszystko w porządku, panienko? – spytał się.
                - Mhm. Długo to trwało – mruknęła marszcząc czoło.
                Mimo że demon był zachwycony przebiegiem wydarzeń, wiedział, że musi szybko przywrócić panią do rzeczywistości.
                - Pozwoli panienka? – spytał wystawiając przed siebie ręce.
                Ta długo patrzyła mu w oczy, aż w końcu kiwnęła głową. Kamerdyner wziął ją na ręce i w ułamku sekundy przeniósł ją do jej łazienki. Postawił ją delikatnie w kabinie prysznica, by nie pobrudziła podłogi krwią.
                - Jesteś teraz cały brudny – mruknęła, dotykając palcem jego marynarki.
                Coś było nie tak. Nie powinna go tak dotykać. Ani się nim przejmować. Czyżby wczorajsze wydarzenia jakoś na nią wpłynęły?
                - Panienko? – spytał niepewnie.
                - Sebastianie? – mruknęła po chwili ciszy.
                - Tak?
                - Powiedz mi: czy ty czujesz? – pozornie niewinne pytanie wywołało burzę w umyśle demona.
                Czemu go o to pytała? Przecież wie, że istoty takie jak on są wolne od przyziemnych odczuć.
                - Co to za… - zaczął, ale mu przerwała.
                - Nie odpowiadaj od razu. Zastanów się. Sięgnij pamięcią do ostatnich miesięcy. Czujesz coś? – wczepiła się palcami w jego ubranie.
                - Ja…
                Lokaj zagłębił się w odmęty swoich wspomnień. Może i faktycznie ostatnio działo się z nim coś dziwnego… Ale to przecież niemożliwe, by… prawda?
                - Ja nie wiem. Przepraszam – odpuścił głowę.
                Mai długo patrzyła mu w oczy. W końcu, opuściła ręce luźno wzdłuż boków.
                - Rozumiem – z jej twarzy nie dało się nic wyczytać. – Przebierz się i posprzątaj na górze, a ja to z siebie zmyję – mruknęła.
                - Jak sobie życzysz, pani – skłonił się i wyszedł. Idąc korytarzem usłyszał dźwięk puszczanej wody i odgłos pięści uderzającej o drzwi kabiny.        

~~*~~ 

                 Podobało się? ^^ Wreszcie wyszły na jaw moje sadystyczne zapędy xD Wybaczcie :* Mam nadzieję, że nie stracę przez to czytelników ^^ Możecie śmiało pisać, co o tym wszystkim myślicie, z chcęcią przyjmę każdą krytykę. (ale bez hejtów, ok? ;-;) 
               Pozdrawiam wszystkich serdecznie i do napisania :D