" Kłamca… powiedziałeś, że nigdy mnie nie okłamiesz…"
Spokojny,
letni dzień. Świat dookoła leniwie budził się do życia. Słychać było ciche
bzyczenie owadów, trele ptaków, szum liści na delikatnym wietrze. Wszystko
rozwijało się, kwitło, mieniło kolorami. Mogłoby się wydawać, że wszystko jest
takie, jakie być powinno. Nie należy jednak oceniać książki po okładce…
Wykonywał
tak dobrze znane mu czynności niemal z namaszczeniem. Nie myślał wtedy o niczym
innym niż o ruchach dłoni i efekcie, jaki otrzyma po ukończeniu całego procesu.
Ta niemal sprawiająca mu przyjemność praca była swego rodzaju ostoją,
niezmienną przez setki lat. Nie uśmiechał się jednak jak zwykle. Jego twarz
pozostawała bez wyrazu, nieruchoma niczym maska. Nic nie było już takie jak
kiedyś. Wszystko się zmieniło.
Po
chwili stał już pod drzwiami na pierwszym piętrze. Zapukał trzy razy i
powiedział cicho:
- Pani,
przyniosłem popołudniową herbatę.
- Wejdź
– usłyszał odpowiedź.
Siedziała
przy biurku i robiła coś na laptopie. Zmieniła się przez ten miesiąc. Dużo
schudła, jej włosy były potargane i spięte w niedbałą kitkę, a oczy straciły
swój dawny blask. Nawet na niego nie spojrzała, gdy kładł obok niej filiżankę i
kawałek ciasta czekoladowego. Tak teraz wyglądała ich codzienność. Każde z nich
unikało tego drugiego, a ich rozmowy sprowadzały się do krótkiej wymiany słów i
rozkazów.
- Obiad
będzie gotowy za godzinę – oznajmił, zerkając kątem oka na dziewczynę.
- Nie
trzeba. Wyjdź.
Tak
zrobił.
Mai
westchnęła cicho. Nie mogła znieść jego obecności. Razem z nim pojawiał się
nieznośny ból głowy, który zdawał się rozsadzać jej czaszkę. Domyślała się, co
było tego przyczyną. Nie pamiętała nic z owego wydarzenia. Gdy otworzyła oczy,
leżała w swoim łóżku. Sebastian stał po drugiej stronie pokoju, a jego oczy
jarzyły się szkarłatem.
- Czemu żyję? – spytała cicho. – Dlaczego
nie zabrałeś mojej duszy?
- Nie mogę – odpowiedział. –
Coś… blokuje twoją duszę, pani. Jesteś dla mnie niedostępna.
To
mówiąc, wyszedł. I tak jest do teraz. Próbowała znaleźć tego powód. Chciała
wypytać demona, lecz ataki bólu skutecznie ją od tego powstrzymywały. Po prostu
nie mogła przebywać w tym samym pomieszczeniu co on. Czasem nawet myśli o
lokaju sprawiały, że cierpiała katusze. Tylko czemu…?
Nie
spała, niewiele jadła. Całymi dniami siedziała w bibliotece lub szukała w
internecie jakiś wskazówek. Chwytała się wszystkiego, nawet starożytnych
legend, czy wierzeń. Nic jednak nie przybliżało jej do odpowiedzi.
Oparła
czoło na dłoniach. Skupiła się na stłumieniu ćmienia, które rodziło się gdzieś
w jej głowie. Jeździła po szpitalach, ale każdy mówił jej, że prócz anemii,
która ciągle postępuje, nic jej nie dolega. Ignorowała zalecenia lekarzy, by
odpoczywała i więcej jadła i dalej szukała. I tak w kółko. Nie mogła już tego
znieść…
Spojrzała
kątem oka na ciasto, które przyniósł Sebastian. Po chwili wahania przysunęła do
siebie talerzyk i ukroiła kawałek widelcem. Smak czekolady wypełnił jej usta,
powodując jednocześnie uścisk w piersi. Ból głowy wzmógł się.
-
Kłamca… powiedziałeś, że nigdy mnie nie okłamiesz…
Demon
mknął przez miasto, szukając potencjalnej ofiary. Był strasznie słaby. Po tym,
jak dziewczyna go zaatakowała, odebrała mu prawie wszystkie dusze, jakie zjadł,
a wraz z nimi część jego mocy. Przez to wręcz szalał z głodu i musiał polować
na podrzędnych ludzi. Jeden z nich leżał właśnie u jego stóp, zaskoczony
pojawieniem się czarnowłosego. Gdy zobaczył jego czerwone oczy, zerwał się na
nogi. Po chwili jednak padł martwy na ziemię, z nożem wbitym głęboko w tył jego
czaszki.
-
Obrzydlistwo… - syknął upadły i pochylił się, by skonsumować namiastkę posiłku,
który zwykle starczał mu zna kilka stuleci.
Wrócił
późno w nocy. W stanie niewiele lepszym niż kilka godzin temu i zepsutym
humorem, wślizgnął się do rezydencji. Praktycznie nie myśląc skierował się do
biura swojej pani. Chciał zapukać, ale zauważył, że drzwi są otwarte. Uchylił
je więc i zajrzał do środka.
- Pa… -
zaczął, ale urwał, widząc, że dziewczyna śpi.
Podszedł
bliżej i spojrzał na jej spokojną twarz. Od jakiegoś czasu oglądał ją tylko,
gdy nie mogła tego zauważyć. Zastanawiał się wtedy, jak do tego wszystkiego
doszło, jak ktoś mógł opętać jego panią bez jego wiedzy. Myślał nad sposobami,
by odzyskać jego własność, nie narażając jednocześnie swojego życia. Teraz zaś
wyciągnął z wahaniem dłoń w rękawiczce i odgarnął nastolatce włosy z twarzy.
Powinien był ją zabić, razem z potworem, który w niej siedział, ale nie mógł.
Nadal nie zdawał sobie sprawy, czemu tak się działo, ale nie potrafił się
zmusić do skrzywdzenia tej kruchej istoty.
Mai westchnęła cicho przez sen i uśmiechnęła się lekko. Na ten widok coś
go tknęło. Zabrał rękę i wyszedł z pomieszczenia. Musiał coś wymyślić.
~*~
I tak
wyglądał każdy kolejny dzień. Nic się nie zmieniło: ani na lepsze, ani na
gorsze. Po prostu oboje trwali w tym zawieszeniu, bojąc się zrobić ten pierwszy
krok. Jednak ktoś postanowił zrobić to za nich…
Tego
środowego popołudnia ciszę w rezydencji przerwał dźwięk dzwonka. Mai zaskoczona
podniosła wzrok z monitora. Do pokoju wszedł Sebastian i oznajmił:
- Ma
pani gości. Zaprowadziłem ich do salonu.
-
Dobrze – mruknęła i wymijając lokaja, ruszyła korytarzem na dół.
W
pomieszczeniu znalazła dwóch mężczyzn ubranych w czarne garnitury i krawaty.
Widząc kabury u ich pasów, zmarszczyła czoło. Niedobrze.
-
Czyżby panna Word? – zapytał starszy z nich. Miał ciemne, krótkie włosy, które
zaczesywał do tyłu. Zmarszczki wokół oczu i poważny wygląd wskazywały, że ma
około pięćdziesięciu lat. Czuła od niego coś niepokojącego.
-
Owszem. W czum mogę pomóc dwóm agentom FBI? – spytała, rozsiadając się w fotelu.
Młodszy
jegomość spojrzał zaskoczony najpierw na nią, a potem na swojego towarzysza.
-
Widzę, że jest pani bardzo spostrzegawcza.
- Nie
zaprzeczę – odparła z nutką ironii w głosie. – A więc? Czemuż to zawdzięczam
pańską wizytę?
-
Powiem wprost. Mamy niezbite dowody świadczące o tym, że była pani powiązana ze
zniszczeniem organizacji porywającej dzieci do walk. Znaleziono pani odciski
palców, plamy krwi i trochę innych śladów. Wiemy również, że w wieku piętnastu
lat sama została pani porwana. Potem członkowie tej właśnie organizacji zamordowali
pani rodziców i brata. Przy zniszczeniu pierwszej bazy zginęło czterdzieści
osób. Po incydencie sprzed półtora miesiąca odnaleziono pięćdziesiąt cztery
ciała, ale ciągle znajdujemy coś nowego.
- Więc?
– spytała dziewczyna po chwili ciszy.
- Więc
możemy oskarżyć panią o wielokrotne zabójstwo i zamknąć na resztę życia…
-
Chyba, że…? – przeciągnęła z uniesioną brwią.
- Chyba,
że zgodzi się pani współpracować z FBI jako tajny agent.
Przez
chwilę w pokoju panowała grobowa cisza. Nagle czarnowłosa zaczęła się śmiać.
Był to cichy, lekko ironiczny śmiech, ale jednak; śmiała się. Mężczyźni patrzyli
z zaskoczeniem na jej atak wesołości. To samo robił Sebastian, który właśnie
wszedł do pokoju, niosąc tacę z herbatą.
- Ach,
przepraszam – zachichotała, zakrywając usta dłonią. Gdy trochę się uspokoiła,
zerknęła na młodszego mężczyznę i powiedziała do niego, patrząc prosto w jego
szare oczy. – Odmawiam.
- Nie
słyszała pani? – spytał, pochylając się do przodu, zrzucając maskę
niedoświadczonego młodzika.
Od początku wiedziała, że to on był tu szefem.
Garnitur wysokiej klasy, rozluźniony krawat, roztrzepane jasne włosy, odpięty
guzik od kołnierzyka. Chciał ją zmylić, stworzyć pozór bezpieczeństwa.
Naiwniak.
- Jeśli
pani się nie zgodzi, spędzi pani resztę życia w więzieniu.
-
Zrozumiałam pański przekaz. Jednak te pogróżki nie robią na mnie żadnego
znaczenia. Nie mam zamiaru pracować dla FBI. Wystarczą mi dwa lata
przesiedziane na komisariacie.
Skinęła
na kamerdynera, by położył tacę na stole. Gdy to zrobił, sięgnęła po filiżankę
i ciasteczko. Nie umknęła jej jednak szybka wymiana spojrzeń agentów. Usiadła
po turecku, łamiąc wszelkie prawa etykiety i zanurzyła ciastko w herbacie, by
po chwili się w nie wgryźć.
-
Słuchaj, mała… - zaczął, ale mu przerwała.
- Nie,
to niech pan posłucha. Może mnie pan uważać za smarkulę, która uważa, że jak
śpi na pieniądzach swoich rodziców, to może robić, co się jej spodoba. Proszę
bardzo. Ale niech mnie pan nie docenia – mruknęła groźnie. – Może nie wyglądam,
ale potrafię więcej, niż się panu wydaje.
Odstawiła
w połowie puste naczynie na stół i przeszyła blondyna zimnym spojrzeniem.
- Nie
mam zamiaru pracować dla FBI. Zrozumiano?
Przez
kolejną chwilę mierzyli się wzrokiem. Lokaj wraz ze starszym mężczyzną patrzyli
na nich z napięciem. To była łatwa walka. Jednak obudziła w niej coś, czego jej
brakowało. W końcu zapomniała o uporczywym bólu i mogła się rozerwać. Tęskniła
za tym uczuciem. Tak więc nie odwracała wzroku, czekając na kolejny ruch
agenta.
- No to
mamy impas – westchnął w końcu, opadając na oparcie.
- Nie
sądzę – mruknęła w odpowiedzi.
-
Szczerze, to mnie zaskoczyłaś. Spodziewałem się oporu, ale nie aż takiego.
Jednak nie mam zamiaru stąd wyjść, dopóki nie uzyskam odpowiedzi twierdzącej –
oznajmił.
- Może
pan tu zostać ile się panu spodoba, lecz nie zmienię zdania.
- Ach
tak? Zobaczymy – wstał. – Carl, idziemy.
- Co?
Ale…
-
Idziemy – powtórzył.
Wyciągnął
zza poły marynarki wizytówkę i położył ją na stoliku. Potem uśmiechnął się do
niej lekko.
-
Nazywam się Aleksander Wels. W razie czego dzwoń.
I
wyszli. Tak po prostu.
-
Idioci – mruknęła pod nosem. Gdy zerknęła na Sebastiana, zobaczyła, że jej się
przygląda z lekkim uśmiechem na ustach. – Co cię tak bawi?
- Nic,
panienko. Witaj z powrotem.
~~*~~
Witam z powrotem na moim blogu! ^^ Po dlugiej przerwie wracam z nowymi pomysłami, zapałem i weną. Oby tak już zostało... hehe.
W każdym razie, mam nadzieję, że pierwszy rozdział drugiego tomu Wam się spodobał i zachęcił do czekania na kolejną notkę. :3
Do napisania! <3