4 wrz 2016

Tom 2, XI



"Zabawne. Doprawdy, prześmieszne."



                — Panienko, pora wstawać. – Usłyszała cichy głos, który wyrwał ją z przyjemnego sennego otępienia.
                — Mmmmhhhm – burknęła, zwijając się ciaśniej w kłębek.
                — Eh… minęła godzina dziewiąta, panienko. Jesteśmy w Rzymie.
                — Świetnie, a teraz idź sobie.
                — Nie mogę, jest panienka umówiona na spotkanie, a pilot musi zająć się samolotem, jeśli chcemy za kilka dni polecieć w jeszcze dalszą podróż.
                — Ugh. – Zirytowana, chwyciła poduszkę obok i na oślep rzuciła nią w demona. Szelest materiału podpowiedział jej, że złapał przedmiot w locie.
                Po ich nocnej rozmowie jeszcze przez dość długi czas leżała rozmyślając. Przez jej rozbiegane myśli, teraz będzie niewyspana i gderliwa. Potrzebowała snu, a nie kolejnych problemów.
                — Jeśli panienka zaraz nie wstanie, będę zmuszony interweniować – zagroził lokaj, choć słyszała, że lekko się uśmiechał. Tak irytujący.
                — Nie mam po co wstawać – wymruczała, wtulając się w kołdrę.
                — Nie przyleciała tu panienka po to, by się wylegiwać. A teraz, proszę wybaczyć… - Z tymi słowami, wziął ją na ręce i wyniósł z pokoju.
                — Hej, co ty robisz? – momentalnie się rozbudziła.
Spojrzała w górę, na rozbawioną twarz demona. Najwidoczniej świetnie się bawił.
— Sebastianie, postaw mnie na ziemi. I co cię tak śmieszy?
— Proszę się przejrzeć w lustrze, panienko – odparł, wchodząc do łazienki i delikatnie opuszczając ją na zimne kafelki.
Wzdrygnęła się na to uczucie i spojrzała na swoje odbicie. Włosy miała w nieładzie, przyduży T-shirt, który służył jej za piżamę, zsuwał się jej z ramienia, odsłaniając spory kawałek ramienia i dekoltu, a na twarzy miała duży czerwony odcisk od poduszki. Na ten widok jęknęła i zaczęła się poprawiać.
— Świetnie, wyglądam jak czarownica – burknęła.
— Szczerze, czarownice wyglądają zupełnie inaczej. Panienka przypomina raczej połączenie Kirke* i banshee**.
— Nie poprawiasz mi humoru. A teraz idź albo cię przeklnę. – Złapała go za ramię i odwróciła, wypychając z pomieszczenia.
— Na pewno nie potrzebuje panienka pomocy?
— Idź, przepadnij, siło nieczysta – zaśmiała się, zamykając drzwi.
Cały czas uśmiechnięta odwróciła się do lustra. Zamarła na chwilę. Wyglądała teraz zupełnie inaczej. Kiedyś kazałaby sobie zamknąć te emocje gdzieś głęboko, gdzie nie wyszłyby ponownie na zewnątrz. Teraz jednak tylko wzruszyła ramionami i w o wiele lepszym nastroju zaczęła poranną toaletę.

  ~*~

 — Ciekawa… fryzura, panienko. – demon powstrzymał się przed śmiechem.
                Najwidoczniej jego pani próbowała opanować napuszone pasemka i związać je w koka. Jej włosy były jednak za długie i supeł przypominał raczej rulon, który z każdym ruchem głowy przechylał się w inną stronę.
— Przymknij się – burknęła, odwracając się do niego plecami, przez co ten opadł jej nad czołem.
— Czy mogę? – spytał, wyciągając ręce.
— Eh… Tylko szybko.
— Oczywiście, pani.
Delikatnie rozplątał kołtuny dziewczyny i zręcznymi ruchami zaplótł je w elegancki kok owinięty warkoczem, który dodatkowo ustabilizował naelektryzowane od pościeli pasma.
— Gotowe.
Czarnowłosa przejrzała się w lusterku na ścianie.
— Ładnie – przyznała niechętnie.
— Do usług. – Ukłonił się.
— No dobrze, skoro nie przypominam już banshee, możemy iść – stwierdziła i chwytając torbę z siedzenia, ruszyła w stronę wyjścia. Demon z uśmiechem podążył za nią.
Z zainteresowaniem przyglądał się miastu. Zmieniło się przez te kilkaset lat. Mijali kamienice, sklepy, piękne budowle, mosty. Jednak najbardziej w oczy rzucali się ludzie. Ubrani w przeróżny sposób, to rozmawiając przez telefon, to idąc z psem, czy partnerem śmiejąc się i głośno rozmawiając. A pośród nich mnóstwo turystów. Mimo że niedługo kończył się sezon wakacyjny, ulice pełne były opalonych obcokrajowców, którzy chętnie pstrykali aparatami i telefonami przy każdym napotkanym obiekcie.
Kilka razy ktoś do nich podszedł i pytał o zrobienie zdjęcia, drogę do jakiegoś punktu, czy po prostu o zwykłą rozmowę, oni jednak grzecznie odmawiali i szli dalej, odprowadzani spojrzeniami. Przez całą drogę demon obserwował panienkę, nie chcąc, by się zgubiła i jednocześnie oceniając jej nastrój. Nie zważając na palące mimo wczesnej pory słońce i spory tłum, dziewczyna parła do przodu, idąc pewnie w tylko jej znanym kierunku.
— Posmarowała się panienka kremem? Jasna cera bardzo łatwo ulega poparzeniom słonecznym.
— Tak, posmarowałam się kremem – przedrzeźniała go.
— Odpuściłem panience śniadanie w samolocie, ale będzie panienka musiała coś zjeść.
— Wiem. Spakowałeś jedzenie do torby?
— Tak. Razem z wodą i kawą mrożoną w kubku termicznym. Włożyłem też kapelusz i okrycie na ramiona, żeby nie dostała panienka udaru.
W odpowiedzi usłyszał tylko mruknięcie. Uśmiechnął się pod nosem. Mógł nią niańczyć, wiedział jednak, że zachowuje się tak tylko dlatego, że on sam tego pragnie. Jego pani potrafi się sobą zająć, lecz wolała, by takimi sprawami przejmował się jej sługa, podczas gdy ona sama rozważa nad ważniejszymi sprawami.  
— Była tu kiedyś panienka? – spytał, gdy bez chwili wahania skręciła w ciemniejszą uliczkę.
— Raz. Dawno temu. – Cicha odpowiedź. Zrozumiał i nie drążył głębiej. Nie teraz.
— Rozumiem, że mówi panienka po włosku? Nie przypominam sobie, żeby pytała panienka mnie o jakiekolwiek lekcje.
— Znałam podstawowe zwroty i wyrazy, a przed podróżą zrobiłam kilka kursów internetowych.
Skrzywił się lekko. Mimo że skrycie podziwiał możliwości niektórych ludzkich urządzeń, nie lubił, gdy zabierały mu one pracę.
— Czy dzięki tym kursom będzie panienka w stanie czytać książki w obcym języki i odszyfrowywać manuskrypty? – spytał z przekąsem.
— Od tego mam ciebie i słowniki w telefonie. I nie krzyw się tak, bo przestraszysz miejscowych.
Zabawne. Doprawdy, prześmieszne.

~

Po kilku minutach marszu doszli do ulicy, a dalej ujrzeli wielki, podniszczony budynek.
— Koloseum – mruknęła dziewczyna, zatrzymując się na chwilę.
Lubiła stare rzeczy. Zabytki, manuskrypty, rzeźby, obrazy. Dlatego też, gdy patrzyła na jeden z nowych cudów świata, czuła lekki uścisk w piersi. Tyle lat historii w jednym miejscu.
— Słyszałem, że wciąż tu stoi, ale nie spodziewałem się, że w takim stanie – usłyszała mruknięcie demona.
— Bardzo się zmienił? – przechyliła głowę na bok, zaciekawiona.
— Chociaż kształt i część ozdób zachowały się we wcale niezłym stanie, brakuje mu tej potęgi, którą niegdyś emanował. – Spojrzała na twarz demona. Wydawał się pogrążony głęboko we wspomnieniach, jednak gdy tylko poczuł na sobie jej wzrok, uśmiechnął się lekko.
— Hmm. Widziałeś walki gladiatorów.
— Ależ oczywiście. Wówczas była to główna rozrywka ludu. Krwawa i bezsensowna, ale jednak.
— Wielu ludzi zabiłoby, by wiedzieć rzeczy, o których ty wspominasz tak lekko.
— Czy panienka również do nich należy? – spytał, unosząc brew.
— Może – powiedziała tylko i zaczęła szybkim krokiem iść na drugą stronę drogi.

 ~

Szli nieprzerwanie przez pół godziny, klucząc pomiędzy masami ludzi. Minęli Forum Romanum i Plac Wenecki, po raz enty odmawiając robienia zdjęcia. W końcu cierpliwość czarnowłosej się wyczerpała.
— Chodź – złapała lokaja za rękaw i pociągnęła w boczną uliczkę.
— Czy coś się stało, panienko?
— Za bardzo przyciągasz uwagę – wskazała ręką na jego trzyczęściowy staromodny garnitur. – Dla normalnego człowieka wyjście w takim stroju to niemal samobójstwo, a ty nawet nie wyglądasz na zmęczonego.
— W takim razie co panienka proponuje?
— Hmm… - mruknęła, taksując go wzrokiem.
Po chwili namysłu rozwiązała i zdjęła mu krawat, marynarkę oraz kamizelkę. Cofnęła się o krok i zaraz znów się zbliżyła, by odpiąć dwa górne guziki śnieżnobiałej koszuli.
— Cały czas odstajesz od tłumu, ale jest o wiele lepiej – stwierdziła, poprawiając w dłoni zdjęte części garderoby.
— Czy mogę? – spytał demon, wyciągając po nie rękę. Gdy mu je podała, wykonał lekki ruch ręką i ubrania zniknęły w niewielkiej chmurce dymu. – W ten sposób nie będą nam przeszkadzały – stwierdził z uśmiechem.
— Szpaner – prychnęła z lekkim uśmiechem i wyminęła go, wracając na plac.
Po kilku minutach przekonała się, że zdjęcia marynarki nie wystarczy, by powstrzymać ludzi od gapienia się. Tym razem jednak powód był inny. Dziewczyna odwróciła głowę, by zerknąć na towarzysza. Słońce odbijało się od jasnego materiału, tworząc swego rodzaju aureolę podkreślającą przystojną twarz demona. Zmrużyła oczy, widząc jego uśmieszek.
— Czy coś się stało, panienko? – zapytał.
Odwróciła się, wzdychając w odpowiedzi. Wyciągnęła z torebki kapelusz i naciągnęła go nisko tak, by nikt nie zauważył jej zaróżowionej twarzy.

~

Reszta drogi minęła w milczeniu. Tak samo jak przy Koloseum, zatrzymali się również przed Panteonem. Tym razem jednak nie rozmawiali, po prostu podziwiali.
Nie myślałam, że tu wrócę… Tym bardziej w takich okolicznościach… i to jeszcze z NIM pomyślała. Emocje i wspomnienia zaczęły ciążyć jej na sercu. Próbowała je od siebie odepchnąć, nie dała jednak rady. Poczuła się słaba. Słaba i głupia. Minął jej dobry humor z poranka. Dlatego też odwróciła się plecami do budynku i demona i zaczęła iść. Nie minęło nawet dziesięć minut, gdy dotarli na miejsce. Biblioteca Angelica. Niepozorna kamienica znajdująca się na niewielkim placu zastawionym przez samochody. Wyminęli je zgrabnie i weszli po lekko zakręconych schodach do recepcji. Biblioteka nie była szczególnie wielka, ale zawierała ważne dokumenty. Dlatego też brunetka dokładnie sprawdziła dane w komputerze, niż zaprowadziła ich do sali. Mai zapłaciła niemałą sumę pieniędzy, by udostępnili jej ją na wyłączność. Dlatego teraz rozejrzała się sceptycznie dookoła. Wszystkie ściany zapełnione były ręcznie pisanymi księgami, teczkami i Augustyńskimi dokumentami. Jednak najbardziej obchodziła dziewczynę książka leżąca teraz na jednym z kilkunastu ław w pomieszczeniu. Codex Angelicus. Kodeks Nowego Testamentu, który rzadko pojawia się w dzisiejszych pismach. Mimo że na świecie były dostępne przetłumaczone kopie, chciała zobaczyć oryginał. Coś mówiło jej, że znajdzie tam kawałek układanki.
Grazie*** – zwróciła się do recepcjonistki.
Niente**** – uśmiechnęła się, przejechała spojrzeniem po Sebastianie i odeszła.    

— No to czas brać się do roboty – mruknęła Mai do siebie, marszcząc czoło.    



Przypisy:

*Kirke - piękna, śmiertlnie niebezpieczna,  w mitologii greckiej córka Heliosa i jednej z nimf – Perseis. Wróżbitka, jedna z bohaterek Odysei. Prawdopodobnie mieszkała na wyspie Ajai. To właśnie ona gościła przez rok powracającego spod Troi Odyseusza. Zmieniła towarzyszy Odyseusza w świnie, a jego jako jedynego odpornego na jej czary przetrzymywała na swojej wyspie. Urodziła mu syna Telegonosa. Jej zasługą było m.in. oczyszczenie Jazona i Medei z winy za zabicie jej brata, Apsyrtosa. Odmówiła im gościny.

**Banshee - w mitologii irlandzkiej zjawa w kobiecej postaci, najczęściej zwiastująca śmierć w rodzinie. Najczęściej przedstawia się ją jako wysoką, wymizerowaną staruszkę o długich, jasnych włosach i trupiobladej skórze.

*** Grazie (czyt. gracje) - (it.) Dziękuję

**** Niente - (it.) w tym wypadku znaczy to "Nie ma za co"


~~*~~

Witamy w Rzymie! :'D Nie chciałam zbytnio przynudzać opisami włoskich uliczek i zabytków (o których naprawdę można sporo powiedzieć ^^), więc nie było ich za wiele, mam jednak nadzieję, że rozdział Wam się spodobał :3 Ten moment w historii wymaga sporych poszukiwań i czytania dziesiątek artykułów, dlatego strasznie się denerwuję ;-; Chcę zainteresować Was na wiele sposobów, nie tylko angstem i romansami xD Jak na razie, co o tym myślicie? A może macie jakiś ciekawy pomysł? Zaprawzam do komentowania! ^^

Do napisania!
Mai :3