5 maj 2015

XXI

                - Znowu. Cholera.
                 Dziewczyna osunęła się po ścianie, nie zwracając uwagi na lodowatą wodę, która spływała jej po twarzy. Znowu to samo. Miała dość tego wszystkiego. Zamknęła oczy i próbowała się wyciszyć. Ponownie znieczuliła się na wszystko, starając się połatać dziury w sercu. Ciekawe, czy się zagoi…
               
                Lokaj siedział przy biurku w swoim pokoju. Myślał intensywnie nad ostatnimi wydarzeniami. Coś ważnego się zmieniło, a on nie miał pojęcia jak powstrzymać tą lawinę. Jakby wszystko, na co tak ciężko pracował, zaczęło się rozpadać.
                Westchnął ciężko. O co mogło jej chodzić? Czemu zadawała pytania, na które znała już odpowiedzi? Czy to jakiś wstrząs? Może jest chora…? Nie mógł zrozumieć zachowania swojej pani. Było sprzeczne z jej sposobem bycia. Co ma zrobić, by to powstrzymać?


                Następnego dnia Mai obudziła się z bólem głowy. Uciążliwe pulsowanie rozsadzało jej czaszkę, nie pozwalając zebrać myśli. Usiadła i ucisnęła palcami skronie, jednak to nie pomogło.
                - Panienko? – rozległ się głos zza drzwi.
                - Wejdź – mruknęła.
                - Czy coś się stało? – spytał Sebastian, stawiając tacę ze śniadaniem na stole i klękając obok łóżka.
                - Głowa mnie boli. Przynieś jakieś lekarstwo.
                - Tak, pani – skłonił się i wyszedł.
                Nie minęły dwie sekundy, jak lokaj wrócił z białą tabletką i szklanką wody w dłoni. Dziewczyna szybko połknęła lek, popijając chłodnym płynem. Przez cały czas demon przyglądał jej się uważnie.
                - Co? – warknęła zirytowana.
                - Przepraszam – odparł. – Jak się panienka czuje?
                - Źle.
                Wstała z łóżka i zaczęła po kolei wyciągać ubrania z szafy. Potem zniknęła za parawanem i zaczęła się przebierać. Między nimi panowała niezręczna cisza. To napięcie w powietrzu coraz bardziej złościło Mai. Wolała zapomnieć o ostatnich dniach i wrócić do codziennej rutyny. Zamiast jednak powiedzieć coś nierozsądnego, wzięła głęboki oddech i zdusiła w sobie emocje, tak jak robiła to już tysiące razy.
               
                Sebastian wytężał wszystkie zmysły, by dowiedzieć się, co czuje jego pani. Nie rozumiał jej złości. Zachowywała się dziwnie. Wtedy wszystko zniknęło. Jakby w jednej chwili pozbyła się wszystkich emocji. Zaniepokoił się.
                - Panienko…?
                - Hm? – mruknęła.
                - Wszystko w porządku?
                - Tak – ucięła.
                Zamilkł. Podszedł do parawanu tak, że kiedy ubrana dziewczyna chciała wyjść, o mało na niego nie wpadła.
                - Co ty…? – zaczęła, ale nie dokończyła.
                Lokaj pochylił się lekko, by móc spojrzeć jej w oczy. Ich twarze dzieliły centymetry. Szukał w jej spojrzeniu czegoś, co tłumaczyłoby to wszystko. Znalazł nieufność i wyzwanie, które kusiło go, by zbliżył się jeszcze bardziej. Zamiast tego spytał:
                - Co się ostatnio z panienką dzieje?
                Zamarła. Jej spojrzenie stwardniało, tworząc mur odgradzający go od jej umysłu.
                - Nie twoja sprawa, demonie – szepnęła zimno.
                Cios. Poczuł, jakby go uderzyła. Nie wiedział czemu, ale posmutniał.
                - Ależ oczywiście, że moja, pani – mruknął cicho.

                Co było z nim nie tak?! Ten ton głosu, przygnębiony wzrok. Jakby go zraniła. Idiota!
                - Przestań – powiedziała głośno. Sebastian spojrzał na nią zaskoczony. – Nie widzisz, co robisz?
                - O co panience chodzi?
                - Pomyśl. Co się ostatnio z tobą dzieje? Ogarnij się, albo wpakujesz się w niezłe bagno.
                Lokaj zmarszczył czoło, intensywnie myśląc. Czasem naprawdę miała go dość. Podniosła rękę i pstryknęła go w czoło. Aż się wyprostował. Mai wyminęła go i wyszła z pokoju. Zbiegła po schodach i chwyciła kurtkę. Zarzuciła ją na ramiona, włożyła buty i otworzyła drzwi. Widać było, że to już wiosna. Trawa przestała być brązowa, drzewa zaczynały puszczać pierwsze pączki, a na grządkach rosły krokusy.
                Dziewczyna ruszyła w kierunku bramy. Miała zamiar pospacerować po lesie, by uspokoić myśli i zastanowić się, co dalej. Musiała powstrzymać demona, zanim zrobi coś, czego oboje będą żałować. Szła znaną sobie ścieżką, chłonąc zapachy drzew i wilgotnych liści. Czuła jak powoli emocje opadają, a jej umysł przestaje przypominać jeden wielki kłębek strachu i złości.
                Podświadomie zaczęła nucić jakąś piosenkę. Kojarzyła skądś melodię, ale nie pamiętała słów. Mruczała więc pod nosem, patrząc przed siebie. Jej buty wybijały powolny rytm, jeszcze bardziej kojąc nerwy.
                Wtedy kątem oka zauważyła mały biały punkt. Mimo że był dość daleko, jasny kolor odznaczał się wyraźnie na tle brązu i zieleni. Wiedziona przeczuciem, zeszła ze ścieżki zmierzając do tajemniczego obiektu. Im bliżej była, tym jej serce biło coraz szybciej. Z marszu przeszła w trucht, aż w końcu sprintem dobiegła do małego chłopca leżącego na ściółce. Był szczupły i niewysoki. Miał jasne włosy, które pewnie często wpadały mu do oczu. Nie ruszał się.
                Mai pochyliła się nad jego twarzą. Oddychał.
                - Hej, mały, żyjesz? – spytała, lekko nim potrząsając. Nie odpowiedział.
                Z racji, że nie wyglądał na rannego, podniosła dziecko i zarzuciła na plecy. Był zaskakująco lekki. Nie mógł mieć więcej niż dziesięć lat. Pewnie nie zauważyłaby go, gdyby nie biała bluza, którą miał na sobie.
                Biegnąc równym rytmem, ruszyła w stronę rezydencji. Nie wiedziała, jak chłopiec się tu znalazł i co mu się stało, ale czuła, że coś jest nie tak.

                Po paru minutach, lekko zdyszana, stanęła przed drzwiami. Sebastian otworzył i szybko oceniając sytuację, wziął dziecko z jej pleców i zaniósł na górę. Dziewczyna szybko pozbyła się butów i kurtki i pobiegła za lokajem. Ten położył blondyna na łóżku w jednym z pokoi gościnnych i ściągnął mu bluzę. Zaczął go dokładnie oglądać, sprawdzając, czy nie ma żadnych obrażeń.
                - Oprócz paru otarć i siniaków, nic mu nie jest – orzekł. Odetchnęła z ulgą. – Co się stało?
                - Leżał nieprzytomny w lesie.
                Kiwnął głową na znak, że zrozumiał i przykrył chłopca ciepłym kocem. Zawarli niepisaną umowę, że na razie nie będą wracać do kłótni. Demon wyszedł z pomieszczenia, a Mai usiadła na krześle, czekając aż malec się obudzi.

                Minęła prawie godzina, gdy w końcu otworzył oczy. Rozglądał się ze strachem dookoła, aż błękitne spojrzenie padło na nią. Gwałtownie usiadł, odsuwając się.
                - Spokojnie, nic ci nie zrobię. Znalazłam cię nieprzytomnego w lesie, jesteśmy w moim domu – mówiła spokojnie. – Nazywam się Mai. A ty?
                - Luke – szepnął.
                - Ładne imię. Ile masz lat?
                - Dziewięć – odparł. Wydawał się mniej przerażony niż chwilę temu, ale nadal niespokojnie się rozglądał.
                - Opowiesz mi, co się stało? – spytała.
                Chłopiec wzdrygnął się i opuścił wzrok.
                - Rozumiem. Nie musisz mówić jak nie chcesz.
                - Naprawdę? – jego zaskoczony ton rozbawił dziewczynę.
                - Mhm. Nie będę cię do niczego zmuszać. Dobrze się czujesz?
                - Mogę dostać coś do picia?
                - Mhm – mruknęła i wcisnęła guzik wbudowany w ścianę koło łóżka.  
                Chwilę później do pokoju wszedł Sebastian z dużą szklanką wody i talerzem z kanapkami. Położył wszystko na stoliku i uśmiechnął się zachęcająco do Luke’a.
                - Życzę smacznego.  
                - Kim jesteś? – spytał.
                - To Sebastian; mój lokaj – wyjaśniła Mai.
                - Lokaj? Jesteś bogata?
                Zapomniała już, jakie dzieci są bezpośrednie. Ich spostrzegawczość często zadziwiała dorosłych. Cóż, trudno się dziwić.
                - Można tak powiedzieć. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, możesz śmiało poprosić go o pomoc.
                - Fajnie – uśmiechnął się.
                Kiedy blondyn zajadał kanapki, dziewczyna wbiła wzrok w demona. Przez chwilę trwała między nimi bitwa na spojrzenia. Jednak nikt nie chciał się poddać. W końcu oboje odwrócili głosy, zarządzając remis. Wciąż jednak czuła na sobie płomienne spojrzenie mężczyzny.
                Dopiero, kiedy zerknęła na niebieskookiego, zorientowała się, że ich obserwuje. Nic nie mówił, tylko zajadał się kanapkami.
                - Przynieś mi herbaty – powiedziała do kamerdynera. Ten skłonił się i wyszedł.
                - Jesteście parą? – spytał wprost Luke, jak tylko umilkły kroki w korytarzu.
                - Nie. Skąd to przypuszczenie?
                - A kochasz go? – puścił pytanie mimo uszu.
                - Nie – zmarszczyła czoło. Dokąd to zmierzało?
                - Bo on ciebie kocha. 

~~*~~

                Ekhem... mam nadzieję, że mnie nie zabijecie. ^^ Tak jakoś mnie napadło i tadaaa! Tak oto powstał wrzód na tyłku zimnej, oschłej relacji lokaj-pan xDD 
                Chętnie poczytam, co o tym myślicie i czego chcecie w kolejnych rozdziałach. Ale ostrzegam: nie liczcie na gorące romanse :P 
               Pozdrawiam i do napisania :D 

6 komentarzy:

  1. No i dobrze, bo jak się nie pocałowali to mi ciśnienie skoczyło. Już lubie tego dzieciaka^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Bezpośrednie dzieci są fajne, z wyjątkiem tych, które krzyczą za tobą na Ulicy 'Daj dupy'.
    Czuje, ze naszę społeczeństwo się stacza.
    Aczkolwiek akcja fajnie się rozkręca.
    Buzki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha, rozwaliłaś mnie xD
      I ciesze się, ze Ci się podoba x3

      Usuń
  3. Boże...
    Co Ci tu napisać? Słodko <3
    Dużo cukru *.* Ale to dobrze!~
    Co tu w miarę kreatywnego napisać?? Ciekawi mnie ten spostrzegawczy chłopczyna, reakcja Mai na jego słowa i wgl :3 Haha, my to się mamy z tymi endingami xD

    OdpowiedzUsuń