14 lip 2015

XXIX

                Kiedy wyszedł, Mai ponownie opadła na łóżko i wtuliła twarz w poduszkę. Odetchnęła z ulgą. Udało jej się wybrnąć z sytuacji. Na razie… Wciągnęła powietrze nosem. Teraz zapach drzewa sandałowego wwiercał jej się w nozdrza, zalewając falą sprzecznych uczuć.
                Z ciężkim westchnieniem usiadła opierając się o ścianę i sięgnęła po laptopa. Położyła go na kolanach, odchyliła monitor i nacisnęła przycisk. W momencie, gdy otwierała skrzynkę pocztową, do pokoju wszedł Sebastian. Postawił wysoką szklankę z herbatą i talerzyk ciasteczek na stoliku nocnym.
                -  Mrożona? – spytała lekko zdziwiona.
                - Dzisiaj zapowiada się wyjątkowo ciepły dzień, więc pozwoliłem sobie zrobić panience coś bardziej orzeźwiającego – oznajmił, kłaniając głowę.
                - Hmm – mruknęła w odpowiedzi.
                Sięgnęła po napój i upiła łyk. Słodka. Tak jak lubi.
                - Dziękuję – powiedziała, odstawiając naczynie.
                - Jakiś problem? – zapytał, widząc jej minę, gdy spojrzała na monitor.
                - Ponad czterdzieści nieprzeczytanych wiadomości. Większość z nich są od Aarona i Leo – pokręciła głową.
                - Cóż, panienka ma wielu wielbicieli.
                Spojrzała na niego z ukosa. Choć się lekko uśmiechał, w jego oczach coś się czaiło.
                - Jeśli coś zrobisz na własną rękę, pożałujesz – odparła cicho.
               
                Uśmiechnął się szerzej. Groźba zawarta w jej słowach mówiła, że naprawdę zamierza wykorzystać jego slaby punkt. Jednak nie było w tym stanowczości. Męczyli ją. Ta świadomość dodała mu pewności.
                - Jak sobie życzysz, pani.
                Skłonił się i wyszedł. Ruszył w stronę schowka, by wziąć środki czyszczące. Czas posprzątać rezydencję. Następnie wszedł do kuchni i rozpoczął przygotowania do obiadu.
                Zapachy rozchodziły się po rezydencji. Postanowił zrobić spaghetti, które dziewczyna lubiła jadać w oranżerii na dachu. Skoro już niedługo to wszystko się skończy, chciał zrobić jak najwięcej, by… otrząsnął się. Nie będzie o tym myślał.
                Demon ostawił garnek na kuchence, by mięso się poddusiło i ruszył na górę, by sprawdzić, czy jego pani niczego nie trzeba. Z drugiego piętra usłyszał cichą muzykę. Gdy stanął w drzwiach, zobaczył czarnowłosą leżącą na plecach i bawiącą się końcówką długiej kitki. Jej głowa zwisała z krawędzi łóżka, widział więc jak jej usta mamroczą słowa piosenki. Usłyszawszy jego kroki, otworzyła oczy.
                - Co panienka robi? – spytał niezbyt poruszony pozycją, w której ją znalazł. Często zastawał ja w przeróżnych pozach. To gdy czytała, czasem, gdy drzemała w bibliotece lub podczas rozmyślania nad różnymi sprawami.
                - Próbuję wymyślić, w jaki sposób morderca zabił tę kobietę. Leo napisał, że na ciele ofiary było tylko jedno DNA, na szyi, gdzie widniały tamte otarcia. Teraz szukają podejrzanego, ale wszystko wskazuje na to, że materiał genetyczny pochodzi od mordercy. Nadal jednak nie znamy przyczyny zgonu. – wymamrotała, znów przymykając powieki. On jednak widział, że przygląda mu się zza długich rzęs.
                - Wymyśliła panienka coś ciekawego? – spytał.
                - Nie – odparła w ciężkim westchnieniem. – Jeszcze nie.
                - A jak długo panienka tak leży? Cała twarz zrobiła ci się czerwona, pani.
                - Ze trzy godziny – powiedziała ignorując jego uwagę.
                Lokaj rozejrzał się po pokoju, a jego wzrok natrafił na stolik nocny. Ciastka leżały praktycznie nieruszone, tak samo herbata.
                - Cały lód się panience rozpuścił, zaraz przyniosę więcej – oznajmił i wyszedł. Gdy wrócił, dziewczyna siedziała po turecku i wpatrywała się w szklankę.
                - Coś się stało? – spytał, wrzucając małymi szczypcami kostkę do środka.
                - Lód… lód! – jej twarz rozjaśniła się. Chwyciła laptopa, z którego leciała muzyka i szybko zaczęła pisać coś na klawiaturze.

                Po krótkiej chwili, odwróciła urządzenie w jego stronę z tryumfalnym wyrazem oczu. Rozwiązała zagadkę.
                - Kilkaset metrów miejsca zbrodni znajduje się stok narciarski. Ośrodek ma maszyny chłodzące i sprowadza śnieg z gór, więc jest otwarty o wiele dłużej niż inne. Morderca musiał tam pójść i wziąć lód albo śnieg. Wepchnął go ofierze do gardła i udusił nim. Obrażenia się zgadzają, zagadka utopienia również – oznajmiła, patrząc w czerwonobrązowe oczy kamerdynera.
                Ten spojrzał na nią z uznaniem.
                - Dobra robota, panienko- rzekł z lekkim uśmiechem.
                - Teraz tylko zadzwonić do Leo i zakończyć to wszystko – mruknęła do siebie. – Będę musiała pojechać do biura, by oficjalnie podpisać wypowiedzenie i zabrać swoje rzeczy.
                - To może poczekać – powiedział stanowczo Sebastian. – Za godzinę będzie obiad.
                Mai wywróciła oczami.
                - Co dzisiaj przyszykowałeś? – mruknęła.
                - Spaghetti bolognese – odparł kłaniając się lekko.
                Rzuciła mu zaskoczone spojrzenie, ale po chwili się opanowała. Zachowywał się dziś dziwnie, ale postanowiła tego nie komentować. Wymamrotała parę słów pod nosem i pozwoliła mu odejść. Kiedy tylko kroki demona umilkły, napięcie opuściło jej ciało. Robiło się coraz gorzej. Całe szczęście, że jutro będzie po wszystkim. Teraz nic już nie stało jej na drodze do zemsty. A wtedy… uwolni się od tego wszystkiego. Od ludzi, od emocji, od NIEGO. Po raz kolejny tego dnia, położyła się na łóżku i zamknęła oczy. Jeszcze tylko trochę…

~*~

                Po obiedzie w oranżerii, wsiedli w samochód i ruszyli w stronę gmachu biura śledczego. Podczas jazdy, nie odzywali się do siebie. Dziewczyna zdążyła się już przyzwyczaić do pełnego napięcia między nimi. Odkąd lokaj odkrył swoje emocje, wyrósł między nimi wysoki mur, którego bali się choćby dotknąć, nie chcąc, by wszystko runęło. To było jak stąpanie wczesną wiosną po zamarzniętym jeziorze. Trzeba było uważać na każdy swój krok, inaczej wyląduje się w wodzie.
                Bez słowa ruszyła na górę. Tym razem, kamerdyner nie poszedł za nią. Dobrze. Nie oglądając się na boki, od razu ruszyła do gabinetu szefa. Najwyraźniej na nią czekał, gdyż drzwi były otwarte.
                - Dzień dobry – powiedziała, wchodząc do środka.
                - Witaj Mai… - rzekł patrząc na nią smutno. – Usiądź, proszę.
                - Chciałabym wrócić do tematu, który poruszyliśmy ostatnim razem – zaczęła, cupnąwszy na krześle naprzeciw Johnsona.
                - Domyśliłem się… Leo powiedział mi, że rozwiązałaś sprawę.
                - Owszem. Dowiedziałam się również, że pojmano zabójcę, więc sprawę zamknięto. Tak więc zgodnie z tym, co powiedziałam, przyszłam podpisać wypowiedzenie i zabrać swoje rzeczy.
                - Jesteś tego pewna…? – spytał ze smutnym wyrazem twarzy. Powstrzymała chęć skrzywienia się.
                - Tak – chłodny ton głosu zamknął mężczyźnie usta.
                Z ciężkim westchnieniem podał jej kartkę papieru i kopertę.
                - To twoje wypowiedzenie i ostatnia wypłata.
                - Dziękuję – odparła i zaczęła wypełniać dokument.
               
                Kilka minut później, szła w stronę windy, niosąc w rękach niewielkie pudło wypełnione drobnymi przedmiotami, które trzymała w biurze. Wtedy podbiegł do niej Leo.
                - Witaj, Mai.      
                - Dzień dobry.
                - Więc już nie wrócisz? – spytał cicho.
                - Nie. I wątpię byśmy się jeszcze kiedyś zobaczyli – odparła sucho. Sposępniał.
                - Rozumiem. Cóż, w takim razie żegnaj. Miło się z tobą pracowało.
                - Wzajemnie. Żegnaj.
                Weszła szybko do windy, naciskając guzik parteru. W końcu koniec. Gdy wyszła na parking, Sebastian milcząc wziął od niej pudło i trzymając je w jednej ręce, drugą otworzył jej drzwi. Weszła do środka i od razu odpłynęła. Jej głowę wypełniała teraz tylko jedna rzecz: zemsta. Pomimo upływu lat, wielu zmian, które w niej nastąpiły, niezliczonych niebezpieczeństw i przeżyć, ciągle żyła tylko po to, by odpłacić się tym ludziom za wyrządzone krzywdy. I mimo że starała się wmówić sobie, że robiła to tylko dla siebie, to myśl o tym, co w tej chwili przeżywają porwane dzieci, napawała ją zimnym gniewem.
                - Panienko, jesteśmy na miejscu – głos sługi wyrwał ją z zamyślenia.
                Rozejrzała się dookoła. Miał rację. Stali na podjeździe rezydencji. Szybko wyszła i ruszyła w drzwi wejściowych. Otworzyła je kluczek i wkroczyła do środka. Od razu zaczęła iść w kierunku sali treningowej, by sprawdzić jej małą zbrojownię. Chciała się czymś zająć, by zapomnieć o wszystkim, co nie wiązało się z jutrzejszym planem. A Sebastian zdecydowanie należał do tych rzeczy. Zdejmowała co niektóre bronie, starając się wymyślić każdą nieprzewidzianą sytuację. Po krótkiej chwili, na podłodze przy wyjściu leżał niewielki stosik śmiercionośnych narzędzi. Ostrożnie wszystkie chwyciła i poszła do swojego pokoju. Ponownie przeglądając każdą z rzeczy po kolei, zrobiła niedługą listę wszystkich potrzebnych rzeczy.
                Nacisnęła guzik koło łózka. Nie minęła sekunda, a rozległo się ciche pukanie. Musiał znowu stać pod jej drzwiami…
                - Wzywałaś, pani?
                - Poszukaj tych rzeczy i kup je dla mnie – powiedziała, wręczając mu kartkę. Lokaj przejrzał ją, lekko marszcząc czoło – Weź moją kartę kredytową. Nie zabijaj nikogo, jeśli nie musisz.
                - Tak, pani.
                Skrzywiła się, słysząc jego ton pozbawiony wszelkich emocji. Nie lubiła, gdy mówił w taki sposób. Był to rodzaj cichej dezaprobaty. Patrzyła za nim, choć wiedziała, że nie ma go już w budynku. Z ciężkim westchnieniem ułożyła cały sprzęt na stole i położyła się na łóżku. Była zmęczona. Zbyt zmęczona. Zamknęła oczy i zasnęła, cały czas czując nieprzyjemny uścisk w klatce piersiowej.
                Tak jak się obawiała, niechciane sny wróciły. Próbowała ich do siebie nie dopuścić, odepchnąć od świadomości, jednak tak jak w snach bywa, nie miała nad nimi żadnej władzy. Postanowiła się więc poddać, czekając aż się skończą.

                Obudził ją chłodny dotyk. Otworzyła oczy. Zobaczyła twarz Sebastiana. Klękał on koło łóżka, pochylając się nad nią. Stykali się czołami. Gdy zauważył, że się obudziła, odsunął się, jednak cały czas patrzyła na nią zmartwionym wzrokiem.
                - Dobrze się panienka czuje? Jest panienka cała zarumieniona – powiedział.
                Zamarła. Zarumieniona? Dotknęła dłońmi policzków. Faktycznie, były nienaturalnie ciepłe. Lokaj najwyraźniej uznał, że ma gorączkę. Usiadła, unikając wzroku służącego. Nie chciała, by domyślił się, że coś TAKIEGO jej się przyśniło. Przycisnęła palce do oczu, starając się pozbyć ciemnych mroczków.
                - Nic mi nie jest – odparła cicho po chwili.

                Lekko zdziwiony, przyjrzał jej się uważniej. Normalnie zbeształaby go za to, że tak bardzo się do niej zbliżył. Nie patrzyła w jego stronę, a rumieńce, pomimo że trochę zbladły, cały czas były widoczne.
                - Na pewno? Mogę przygotować herbatę rozgrzewającą – zaproponował.
                - Dziękuję, nie trzeba. Która jest godzina?
                - W pół do ósmej, pani…
                Podziękowała w odmowie?
                - Przygotuj mi coś do jedzenia – powiedziała, tym razem pewniej.
                - Jak sobie życzysz, pani. Chciałbym jednak dowiedzieć się, co się stało – drążył.
                Tym razem na niego spojrzała. Widać było, że nie chciała mu o czymś powiedzieć, jednak z jej oczu nie mógł nic wyczytać.

                - Po prostu przyśniło mi się coś… dziwnego. 

~~*~~

               Wybaczcie mały poślizg, ale niedawno wróciłam z wyjazdu i nie miałam jak się wziąć za pisanie. Teraz jednak jestem i ogłaszam, że niedługo skończy się nuda, która niestety zawitała do mojego opowiadania x3
               Mam jednak nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i zostawicie po sobie ślad w postaci opinii w komentarzach ;)
              Do napisania! 

8 komentarzy:

  1. Sama jesteś nuda xD
    Ja tu nudy nie widzę, za to sen Mai? Czy ja dobrze rozumiem, że to był sen erotyczny, czy od pisania yaoica padło mi na mózg?
    Chcę więęęęceeeeej!^^
    Jest kilka literówek, ale walić to. Chcę finał. Chcę wiedzieć, co się wydarzy, że Mai nie zemści się w tym tomie xD
    Pozdrawiam i życzę dużo weny do napisania dluuuuuugiego rozdziału xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ekhem, tę sprawę pozostawię Waszej wyobraźni xDD
      I cieszę się, że rozdział się spodobał :) Choć nie mam pojęcia, skąd bierzesz te przekonania :P

      Usuń
    2. Bo jakby się zemściła, to on by ją zjadł, albo by jej nie zjadł z wielkiej miłości, a to tak klimatem do opowiadania nie pasuje, że albo ona się nie zemści, albo zabije jednego gościa i się okaże, że to jednak gruba sprawa była i ten jeden to wierzchołek góry lodowej złoczyńców :P

      Usuń
    3. hehe, nieźle kombinujesz xD Szczerze to na część rzeczy nawet nie wpadłam xD

      Usuń
  2. Hah, Nami, to chyba ten rodzaj snu :3
    Słodko, ale tak jakoś mam niedosyt. Seby tak mało jakoś było xD
    Rpzumiem, że to.jest już blisko konca? W sensie tomu x3
    no, alw tak to mi się podobało :3 weny, i żeby nastepne było dłuższe :3
    Btw, nie jestes wsciekla.za takoe zakonczenie u mnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nom, zbliżamy się do końca ^^ I nie martw się, Seby nie zabraknie :*
      I jestem lekko zła, ale wiem, jak ja będę kończyć, więc nie marudzę x3

      Usuń
    2. U mnie to było celowe x3

      Usuń
    3. Osz Ty, zemszczę się srogo xD

      Usuń