24 lip 2015

XXX

                - … dziwnego? – spytał zaciekawiony. Zwykle jeśli cokolwiek śniło się jego pani, były to koszmary.
                - Tak – ucięła.
                Lokaj przez chwilę wpatrywał się w dziewczynę zainteresowany. Potem jednak wstał, skłonił się i wyszedł, by przygotować jej lekką kolację. Cały czas jednak próbował wymyślić, co za sen doprowadził dziewiętnastolatkę do takiego stanu.

                Wypuściła głośno powietrze ustami. Udało się. Choć wiedziała, że ciekawość demona nie pozwoli mu zapomnieć o jej zachowaniu, to poczuła ulgę, że nie drążył tematu. Gdyby tylko zapytał, zapewne przed oczami stanąłby jej obraz ze snu, czego nie chciała. Nie wiedziałaby jak zareaguje.
                Potrząsnęła lekko głową i poklepała się mocno w policzki, by sprowadzić myśli na ziemię. To się wymyka spod kontroli. Zerknęła przez okno na powoli ciemniejące niebo. Chciała, by nastała już kolejna noc. Wtedy nie musiałaby się już niczym martwić. Westchnęła. Nie ma tak dobrze.
                Jako że stół był zajęty przez broń, Mai przeszła do swojego biura. Usiadła na krześle i sięgnęła po otwartą książkę, która leżała na biurku. 
                - O Panie, zakryj mi oczy! O Panie, zakryj mą twarz! Schowaj mnie w dłoniach lub rzuć w wieczność cierpienia… Otul mą duszę! Otul me serce lub dziś jeszcze je wyrwij. Nie znana Twa wola… - wydawało się, że szeptane słowa odbijały się od ścian pokoju i wracały do niej.
                Przerzuciła kilka stron oszołomiona. Na każdej stronie znajdował się jeden wiersz. Spojrzała na ostatni wpis.
                -  Może kiedyś przyjdzie taki dzień, że przestanę wspominać utracone dni. Może kiedyś przyjdzie taki dzień, że będę mogła spojrzeć ci w oczy. Może kiedyś przyjdzie taki dzień, że przestanę o tobie śnić. Może kiedyś przyjdzie taki dzień, że miłość odejdzie. Może kiedyś przyjdzie taki dzień, że będę się uśmiechać. Może kiedyś przyjdzie taki dzień, że będę się cieszyć życiem. Może kiedyś przyjdzie ten dzień i w końcu będę szczęśliwa.

                Skąd…? Zamknęła gwałtownie książkę, a właściwie zeszyt. Skąd to się tu wzięło?! To nie miało prawa istnieć. Nigdy ich nie spisała. Nieświadomie gniotła kartki. Rozejrzała się dookoła. Jej wzrok zatrzymał się na kominku. Szybko wstała i podeszła do niego. Odkręciła kurek z gazem i podpaliła go. Cieszyła się, że kazała Sebastianowi wymienić piec na nowy. W jednej chwili buchnął gorący ogień. Po chwili wrzuciła do niego pomięty rękopis. Patrzyła jak strony czernieją i kurczą się, jednak niepokój nie zniknął. Czy on…?
                - Pani? – rozległ się cichy, melodyjny głos.

                Kamerdyner przyglądał się jej przez chwilę. Zawołana, odwróciła się powoli i spojrzała na niego. Zamarł zobaczywszy wyraz jej oczu. Po raz pierwszy widział w jej oczach taką mieszankę strachu i gniewu.
                - Co się stało…? – spytał odkładając tacę z jedzeniem na blat i podchodząc do kominka.
                Czarnowłosa cały czas na niego patrzyła, a on nie mógł oderwać od niej wzroku.  W pomieszczeniu panowała pełna napięcia cisza, którą co jakiś czas przerywało trzaskanie ognia w kominku.
                - Może kiedyś przyjdzie taki dzień… - powiedziała cicho, wpatrując się w niego intensywnie. 
                Przekręcił głowę na bok.
                - Słucham?
                Po kolejnej długiej chwili, Mai odwróciła się, ponownie patrząc w ogień.
                - Nieważne… nieważne… - szepnęła i podeszła do biurka, by opaść ciężko na krzesło.
                Zakryła dłońmi twarz, więc nie widział jej miny, jednak atmosfera znacznie się rozluźniła.
                - Panienko…? – mruknął zagubiony. Zachowywała się co najmniej dziwnie.
                - A już myślałam… - zdawała się go nie słyszeć. – Ale jednak ktoś to napisał…
                - Przepraszam, że przeszkadzam, ale mogę wiedzieć, co się stało? – uniósł głos, zirytowany.
                Nigdy nie była wylewna, jednak przez ostatnie parę miesięcy ukrywała przed nim każdą błahostkę. Zaczynał mieć tego dosyć.
                - Nie irytuj się tak – powiedziała niby poważnie, jednak wyczuł w jej głosie nutę kpiny. – To ciebie nie dotyczy.
                - Wszystko, co dotyczy mojej pani, dotyczy również mnie – skłonił się, jednak w środku gorzał w nim gniew.
                - Tak, tak. Do jutra. Możesz już iść – na jej twarz powróciła zimna maska.
                Jeszcze raz się pokłonił i wyszedł szybkim krokiem z pomieszczenia.
                - Lepiej będzie kiedy mnie znienawidzisz… - dotarło do jego uszu, nie był jednak pewien, czy obie tego nie wyobraził.

                Dziewczyna odchyliła się na oparcie i westchnęła cicho. Nagle przypomniała sobie o rzeczach, które kazała kupić lokajowi. Po chwili jednak uspokoiła się. To oczywiste, że wykonał zadanie. Jak zwykle… Poczuła uścisk w piersi. Już niedługo.

~*~

                Dochodziła godzina dziewiąta. Jak na siebie spała wyjątkowo długo, jednak chciała się napawać ostatnim snem. Dzisiaj w nocy wszystko się rozstrzygnie. Czekała na to trzy długie lata. Trzy lata poszukiwań, udawania i ukrywania emocji. W końcu nadchodzi tego kres.
                Wtedy rozległo się pukanie do drzwi, przerywając jej rozmyślania.
                - Przyniosłem panience śniadanie – oznajmił Sebastian, wchodząc do środka. Nie skomentował tego, że wciąż leżała w łóżku. Po prostu położył tacę na stoliku nocnym, ukłonił się i wyszedł.
                - Więc plan się powiódł – uśmiechnęła się smutno do siebie.
                Jeśli jeszcze dzisiaj miała zginąć, to wolała, by do tego czasu demon ją znienawidził. Widać było, że nadal złości o jej wczorajsze zachowanie, jednak tak było lepiej. Musiała tylko odpowiednio ten gniew ukierunkować. Wgryzła się w słodką bułkę i spojrzała na rzędy wypolerowanej broni, leżącej na stole. Poczuła ekscytację. Z nieco lepszym humorem opadła na poduszki. Dzisiaj będzie dobry dzień.

                Po południu zaszyła się w bibliotece i skulona w fotelu kończyła książkę o upadłym aniele. Ostatnio nie miała nastroju na romanse, chciała jednak poznać zakończenie. Mimo swojej przewidywalnej fabuły, nie odrywała się od lektury przez bite parę godzin. Walka między „dobrymi” i „złymi”, poświęcenie dla ukochanej, zwycięstwo i… śmierć. Zmarszczyła czoło. Oboje bohaterów umiera. Koniec. Odłożyła lekko zdegustowana tomik, jednak po dłuższym namyśle, wzięła go ponownie do ręki.
                - Śmierć we dwoje, hę? – mruknęła pod nosem.
                Nagle poczuła mrowienie na karku i wiedziała, że nie jest sama. Nie ruszyła się jednak.
                - Rozczarowana zakończeniem? – rozległ się cichy głos.
                - Hmm, niezbyt. Raczej zaskoczona. Jednak nie była to zła książka – odparła, wstając i wkładając ją na swoje miejsce. Pogładziła palcem grzbiet i odwróciła się.
                Demon stał w wejściu, wpatrując się w nią żarzącymi się na czerwono oczami.
                - Co z tym spojrzeniem? – spytała lekko drwiąco.
                - Ta gra na mnie nie działa – szepnął po dłuższej chwili.
                - Ach tak? Szkoda… - westchnęła.
                Nagle lokaj stał tuż przed nią, a ona wpatrywała się w jego usta. Cieszyła się, że jest wysoka, teraz jednak nie było jej to w smak. Chciała się odsunąć i powiedzieć coś obraźliwego, jednak wzrok sługi skutecznie ją sparaliżował. Co się…?
                - Wiem więcej niż panienka myśli. Jako twój wierny sługa, staram się, by wszystko było takie, jak sobie panienka zażyczy. Nie mogę jednak tego robić, jeśli dalej tak będzie. Mam obowiązek służyć ci, pani aż do samego końca. Dlaczego więc moja pani ukrywa przede mną coś, co ją trapi?
                Jego ton przyprawiał ją o dreszcze. Powstrzymała jednak niepokój i zmarszczyła czoło.
                - Co ty sobie wyobrażasz? To, że mi usługujesz, nie znaczy, że muszę ci się ze wszystkiego zwierzać. Znaj swoje miejsce, demonie – syknęła.
                - Ach tak?
                Wydawało się jakby światło zgasło, a pokój wypełnił mrok, ona jednak patrzyła tylko w dwa jarzące się punkciki na tak dobrze znanej jej twarzy. Mogła w każdej chwili wydać stosowny rozkaz, jednak nie zrobiła tego. Stała i patrzyła. Wtedy pochylił się tak, że ich twarze znajdowały się na tym samym poziomie.

                - Zobaczymy… moja pani.


~~*~~

Rozdział jeszcze ciepły, więc wybaczcie mi ewentualne błędy x.x Ale mam nadzieję, że się podobało i przypadł Wam do gustu ten mały stresik pod koniec. Już spałam pisząc te notki, więc dodałam trochę akcji xD Liczę na opinie w komentarzach! :D
Pozdrawiam wszystkich i do napisania! ;3

4 komentarze:

  1. Za to zakończenie... Hejcę Cię w tym momencie! XD jak on jej nie pocałuje to wyjdę z siebie, stanę obok, zrobię cospleye Mai i Seby i się pocałuję za nich.
    Nawet nie wiem, czym tam są jakieś błędy, za bardzo skupiłam się na treści.
    No kochajcie się, żesz! ><
    Dodaj nowy rozdział jutro, błagam xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Mru~ <3 <3 <3
    Słodko. Zwłaszcza... Nie, nie, tu nie ma jednego fragmentu przesyconego akcją słodkości. Tu całość taka jest! *.*
    Były co prawda dwie literówki, ale to nic.
    SebMai xD Lofff
    aha, Sebuś taki niedomyślny, och, och xD
    i następny rozdział niech się pojawi szybciej, plaaasss <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy, niedługo wyjeżdżam, więc i tak muszę napisać więcej, :P

      Usuń