15 sie 2015

XXXII

                Przebrała się w ciemny strój, który nie ograniczał jej ruchów. Na przedramiona Założyła twarde ochraniacze, a na dłonie rękawiczki. Podeszła do stolika i po kolei mocowała na swoim ciele różnego rodzaju bronie. Nie omijała żadnego miejsca, które mogło posłużyć za skrytkę dla małego ostrza, czy pojemnika z gazem łzawiącym. Resztę włożyła do plecaka. Wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała go porzucić, tak więc dopilnowała, by nie znalazło się tam nic, co mogłoby przysłużyć się komuś innemu. Następnie chwyciła w rękę bluzę z kapturem i narzuciła ją na siebie.
                Gdy wyszła z pokoju, lokaj już na nią czekał. Nie odzywał się. Patrzył na nią tylko z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Chciała już go minąć, lecz nagła myśl przyszła jej do głowy i stanęła tuż przed mężczyzną.
                - Jeśli zrobisz cokolwiek, by mi przeszkodzić, wejdziesz w drogę lub zawahasz się choćby sekundę, gdy wydam ci jakiś rozkaz, to gorzko tego pożałujesz – powiedziała cicho, a w jej głosie słychać było groźbę. Nie zamierzała dopuścić do jakiejkolwiek niesubordynacji. Nie dzisiaj.
                - Tak, moja pani – skłonił się przyłożywszy rękę do piersi.
                Patrzyła na niego przez chwilę, szukając jakiejkolwiek iskry w oczach, cienia uśmiechu, które oznaczałyby, że ma jakiś plan, lecz niczego takiego nie znalazła. Wręcz przeciwnie. Demon wydawał jej się wręcz przygnębiony. Z cichym westchnieniem wepchnęła mu torbę w ręce i zeszła na dół po schodach.

                Jechali w milczeniu. Sebastian prowadził samochód w bezcielesną ciemność. Dawno minęli ostatnie budynki świadczące, że znajdują się w pobliżu miasta. Reflektory też były wyłączone. Nie chcieli, by ich zauważono; w promieniu kilometra od budynku, w którym przetrzymuje się dzieci, znajdują się czujniki i kamery. Jego nadludzki wzrok pozwalał mu lawirować pojazdem po wąskiej ścieżce, bez obaw, że wpadną na drzewo.
                Lokaj co chwilę zerkał na swoją panią, ta jednak uparcie nie odwracała się w jego stronę i patrzyła w otaczający ich mrok. Nie wyczuwał od niej strachu. W powietrzu za to dawało się wyczuć ekscytację, żądzę krwi i coś jeszcze…  Coś, czego nie umiał jednoznacznie określić.  To go niepokoiło, jednak nic nie mógł z tym zrobić.
                Po około godzinie, zatrzymali się. Nic w otoczeniu nie sprawiało wrażenia, że są blisko celu, jednak oboje bez słowa wysiedli i zaczęli się szykować do akcji. Podał dziewczynie plecak, uprzednio wyjąwszy białą maskę. Mai przez chwilę stała nieruchomo, wpatrując się w nią, a potem przeniosła wzrok na niego. Jej oczy zdawały się ciemniejsze, bardziej matowe niż zwykle. Przyjrzał jej się dokładniej. Jej jasna twarz i opuszki palców były jedynymi jasnymi punktami, odznaczającymi się na tle drzew. Pozornie była rozluźniona, jednak widział jej napięte mięśnie karku i pleców. Oddychała spokojnie, jednak puls miała lekko przyspieszony.
                - Pani…? – zaczął niepewnie. Nie odpowiedziała. – Czyżbyś się stresowała? – zdecydował się zażartować, by się ocknęła.
                Udało się. Uniosła pytająco brew.
                - Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele. Czekałam na ten dzień zbyt długo.
                - Więc co się stało?
                Wpatrywała się w niego przez chwilę.
                - Nic wartego zainteresowania… Chodźmy – z tymi słowami założyła maskę i ruszyła w mrok.
                Od razu podążył za nią. Nie skupiał się jednak na zadaniu. Głowę zaprzątał mu teraz powód, przez który patrzyła na niego w ten sposób…

                Byli coraz bliżej. Z lokajem przy boku bez trudu ominęli wszystkie czujniki i pułapki. Ostatni kawałek lasu był o wiele gęstszy niż ten, który mijali chwilę wcześniej. Jakby drzewa chciały ukryć swój sekret przed niechcianymi oczami…
                Jakby na potwierdzenie jej przypuszczeń, przed ich oczami wyrósł niski, niepozorny budynek. Wyglądał jak dawno opuszczony bunkier. Miał powybijane okna, wyłamane drzwi i zawaloną jedną ścianę. Wyglądał prawie identycznie jak ten, który zniszczyła trzy lata temu.
                „Już prawie…” pomyślała i zaczęła się skradać wzdłuż ściany. Nie oglądała się za siebie. Wiedziała, że demon potrafi ukryć swoją obecność o wiele lepiej niż ona.
                Nagle zamarła. Kroki. W budynku ktoś był. Nasłuchiwała. Ten ktoś chodził w tę i z powrotem. Nie odzywał się, a po chrzęście gruzu domyśliła się, że to mężczyzna w ciężkich butach. Czujka. Szybko wyliczyła w głowie co i kiedy ma zrobić, by nie zdążył zaalarmować innych. Czekała cierpliwie, aż się do niej zbliży, jednocześnie wyciągając sztylet z pochwy przy pasku. Gdy odwrócił się na pięcie, wyskoczyła z ukrycia. Zasłoniła mu usta, by nie wydał żadnego dźwięku i jednym szybkim ruchem poderżnęła mu gardło. Rękę wzięła dopiero wtedy, gdy ustały drgawki. Wtedy odwróciła ofiarę na plecy. Przeszukała szybko kieszenie. Znalazła pęczek kluczy i kartę magnetyczną. Wzięła je wraz z pistoletem, który wypadł mężczyźnie z ręki, gdy go zabijała.
                Gdy wstała, poczuła mrowienie na karku.
                - Idziemy dalej – mruknęła cicho, idąc w głąb budynku.
                - Tak, pani – odparł lokaj i ruszył za nią.
                Przeszukiwała wzrokiem ściany, szukając jakiejkolwiek nieprawidłowości; ukrytych drzwi, czujników, czy zapadni. Po kilku minutach znalazła to, czego szukała: fuga między cegłami była wykruszona tworząc prostokąt wielkości dorosłego człowieka. Zaczęła szukać jakiegoś otworu lub obluzowanego kawałka ściany. Jednak nigdzie nie mogła go znaleźć.
                Czas uciekał. Zmarszczyła sfrustrowana brwi. Po dłuższej chwili westchnęła ciężko i cofnęła się.
                - Otwórz to – rozkazała Sebastianowi, który cały czas trzymał się z tyłu, obserwując każdy jej ruch.
                Teraz podszedł bliżej i położył dłoń na ścianie. Biała rękawiczka dziwnie kontrastowała z  brudną szarością budynku. Nagle rozległ się trzask i cegły opadły na ziemię, odsłaniając nowoczesne drzwi windy. Z boku znajdował się czytnik na kartę. Bez chwili wahania wyjęła tą, którą zabrała strażnikowi i przyłożyła ją do panelu. Rozległo się ciche piknięcie i drzwi rozsunęły się z sykiem.
                Mai zerknęła do środka, by sprawdzić, czy nie ma żadnych pułapek i przekroczyła próg. Demon wszedł zaraz za nią. Był tylko jeden przycisk. Wcisnęła go i kabina zaczęła jechać w dół. Dziewczyna wyjęła pistolet i odbezpieczyła go, przekładając sztylet do lewej ręki.
                - Kryj mnie – powiedziała do kamerdynera, gdy poczuła, że zwalniają.  
                Na zewnątrz stali dwaj mężczyźni. Gdy ich zobaczyli, wycelowali broń i zaczęli strzelać. Jednak żadna kula jej nie dosięgła. W osłupieniu patrzyli jak uśmiechnięty lokaj wypuszcza z dłoni wszystkie pociski. Nie zdążyli jednak zareagować, gdyż oboje upadli martwi na ziemię z przestrzelonymi głowami. Bez słowa ruszyli dalej korytarzem, masakrując kolejnych ochroniarzy. W końcu dobiegły ich krzyki i wiwaty.
                Czarnowłosa uchyliła lekko drzwi, zza których dobiegał hałas. Jej oczom ukazał się dobrze znany widok. Pokój z wysokim sufitem i szarych ścianach. Okrągłe betonowe zniesienie bez ogrodzenia otoczone krzesłami obitymi w czerwony zamsz. Prawie całe pomieszczenie zapełnione było ludźmi na tyle zepsutymi i z wystarczającą ilością pieniędzy, by pozwolić sobie na takie widowisko. Wrzeszczeli i machali pięściami, patrząc jak na oko dwunastoletnia dziewczynka rzuca się z nożem na parę lat od siebie młodszego chłopca. Widziała jej puste, pozbawione nadziei i chęci do życia spojrzenie. Widziała takich aż nadto, gdy sama dzieliła jej los.
                Zmarszczyła nos z obrzydzenia. Najchętniej zarżnęłaby każdego z tych zwierząt z osobna za to, co robią dzieciom.
                - Pani? – usłyszała cichy głos tuż obok swojej twarzy.
                Zamarła. Chciała rzucić mu ostrzegawcze spojrzenie, jednak zza maski nic nie było widać.
                - Co? – syknęła.
                - Zbliża się do nas uzbrojony mężczyzna – odparł spokojnie.
                - Zabij – powiedziała beznamiętnie, wracając do obserwowania tłumu. Nie zwracała jednak uwagi na napalonych mężczyzn, czy bukmacherów przechadzających się między siedzeniami i zbierających zakłady. Szukała konkretnej twarzy.
                - Tak, pani – usłyszała, że się uśmiecha, jednak nie odpowiedziała.
                Chwilę później usłyszała cichą rozmowę, a zaraz potem odgłos upadającego ciała.
                - Pilnuj, by nikt nam nie przeszkodził – mruknęła pod nosem, widząc, że ją usłyszy.
                Po kilku minutach, które ciągnęły się w nieskończoność znalazła go. Mężczyznę, który tym wszystkim zarządza. Pamiętała go z czasu, kiedy zaczynała ostro trenować.

                Wysoki, przystojny, około trzydziestoletni mężczyzna przechadzał się między klatkami, przyglądając się uwięzionym w nich dzieciom, co jakiś czas kiwając w milczeniu głową. Jego nieskazitelnie biały, drogi garnitur wydawał się kompletnie nie na miejscu w tym brudnym, śmierdzącym miejscu. Obok niego szli ludzie przydzieleni do tej siedziby. To oni ich karmili, bili, wyprowadzali ich na ring i w razie potrzeby zabijali. Obserwowała w milczeniu jak się przed nim płaszczą. Jego długie, zaczesane do tyłu blond włosy odbijały światło jarzeniówek, przyciągając uwagę.
                Patrzyła jak się zbliża, nie zatrzymując na dłużej wzroku na żadnej z mizernych, brudnych postaci. Wszyscy, bez wyjątków odwracali wzrok i kulili się po kątach. Trzech chłopaków i dziewczyna, którzy byli ze nią zamknięci, również zwinęli się w kłębki, jakby chcieli zniknąć. Tylko ona siedziała luźno oparta o kraty, wyciągając nogi do przodu.
                Na ten widok mężczyzna zatrzymał się tuż przed dziewczyną. Stał po jej lewej stronie, patrząc z góry. Bez słowa wpatrywała się w jego hipnotyzująco niebieskie oczy. Wtedy jeden z ich „oprawców”, jak nazywały pracowników budynku dzieci, kopnął ją z całej siły w kręgosłup. Nawet nie drgnęła.
                - Jak śmiesz patrzeć na pana Smith’a, ty mała…!  - zamierzał uderzyć ponownie, jednak Smith go powstrzymał.
                - Kim ona jest? – spytał, gdy ponownie na niego spojrzała.
                - Ekhem… to Mai, proszę pana. Obecna mistrzyni.
                - Mai? – spytał zaskoczony, patrząc na mężczyznę, który to powiedział.
                Potem ponownie przeniósł wzrok na nią. Tym razem na jego twarzy malowała się ciekawość.
                - A więc to ty jesteś tą sławną mistrzynią… jak długo tu jest? – zwrócił się do oprawcy.
                - Dziesięć miesięcy – odpowiedziała wyraźnie.
                Smith zaskoczony spojrzał na dziewczynę.
                - Nikt cię nie pytał… - osobnik, który poprzednio ją kopnął zamierzył się do ciosu, jednak blondyn ponownie go powstrzymał. – Proszę pana, ona… - zaczął, ale nikt go nie słuchał.
                - Dobrze się trzymasz jak na tak długi staż. Powiedz mi, jak podoba ci się mój świat?
                Piętnastolatka uśmiechnęła się szeroko, odsłaniając śnieżnobiałe zęby, które nie zżółkły ani nie osłabły jak u innych dzieci.
                - Twój świat? To nie jest twój świat.
                - W takim razie czyj? – zapytał Smith spokojnie.
                - Może kiedyś ci powiem. Jeśli wyjdę z tej klatki – puknęła palcem w kratę.
                Mężczyzna zaśmiał się cicho.
                - Ciekawe, nie powiem.
                - Proszę o wybaczenie. Musiała zwariować. Dopilnujemy, by ją odpowiednio ukarano…
                - Nie trzeba – uciął. -  Chciałbym kiedyś zobaczyć jak walczysz, mała. Do zobaczenia.
                To mówiąc odszedł. To był nie ostatni raz, kiedy go widziała, jednak nigdy więcej z nim nie rozmawiała. Zawsze przyglądał mi się z daleka. Jednak ani razu nie zauważyła go na trybunach podczas walki.


                Teraz widząc go, wezbrała w niej wściekłość. Prawie w ogóle się nie zmienił. Włosy zaczesywał do tyłu w ten sam sposób, w jego oczach widać było ten sam, niezdrowy błysk. Jedyną różnicą były ledwo widoczne zmarszczki wokół oczu, świadczące, że często się uśmiechał. Wygięła usta w drapieżnym uśmiechu. Nareszcie.


~~*~~

                 Przeprazam, że tak późno, ale blogger odmówił mi posłuszeństwa x.x Mam za to nadzieję, że rozdział Was nie rozczarował ^^  
Miło jest po dłuższej nieobecności siąść do Worda i po prostu pisać. Myślę, że Was niedługo mocno zaskoczę i nie mogę się doczekać komentarzy na ten temat ^^

Pozdrawiam i do napisania! :D  

8 komentarzy:

  1. Mnje rozczarował, bo czekam na coś sweetaśnego z SebaxMai xD
    Nie no, żartuję. Było super^^ ale naprawdę czekam no xD
    I coraz bardziej się boję, bo nie mam takich kilku jasnych scenariuszy, jak to się może skończyć. To zajebiste, ale niepokojące. Pisz szybko nexta^^ low ya. I witaj zpowrotem <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, Tobie tylko jedno w głowie xD
      I uwierz, zaskoczę Cię i to mocno :P Oby tylko nie za bardzo...

      Hehe, zdrówka i duużo weny :*

      Usuń
  2. Ciekawie, ciekawie. Dzięki temu, że tak dokładnie opisujesz sytuację, nie mam najmniejszego problemu, aby to sobie wyobrazić. Czuję się niczym świadek tych zdarzeń. A Mai ma niezły charakterek. W kaszę sobie dmuchnąć nie da. Uwielbiam po prostu takie postacie. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się spodobało :) Mam nadzieję, że nie zawiodę również w kolejnych rozdziałach, bo szczerze, trudno jest napiać to, co mam w głowie :P

      Usuń
  3. Fajno ;33
    Tylko kiedyś mówiłaś, że tu bedą emocje, że nie chcesz dodawać z automatu. Ja bym to raczej nazwała "przedsmakiem" jakiejś krwawej masakry xD No i tak mi Seby trochu żal. Ale nic, podobało mi się :D
    Muszę się tylko jeszcze na nowo wbić w system :)
    Buziaki, pozdrowienia i przytulasy ^_^

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeżeli byś tylko chciała, to zapraszam, paring zawsze ten Uniwersalny ^^
    www.kuroshitsujizbior.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń