- Nie
pozwalasz sobie na zbyt wiele? – spytała cicho.
Zimny
ton głosu jasno dawał do zrozumienia, że nie podoba jej się ta sytuacja. Czuła
się osaczona, a to, że jego twarz oddalona była tylko o parę centymetrów, nie
polepszało sprawy. Serce waliło jej jak oszalałe. Wiedziała, że lokaj to
słyszy.
- Ależ
skąd, pani. Chcę tylko godnie wypełniać moje obowiązki… - szepnął.
-
Przestań się ze mną bawić! – warknęła w odpowiedzi.
Dźgnęła
go palcem w pierś i przybliżyła się tak, że praktycznie stykali się nosami.
-
Jesteś zwykłym, odrażającym demonem, który myśli, że wszystko mu wolno. Otóż
nie. Dopóki nasz kontrakt obowiązuje, to TY jesteś moją zabawką. Tak więc
zachowuj się tak, jak wiernemu słudze przystoi i siedź na tyłku, dopóki ja nie
powiem, że możesz się ruszyć. Jeśli mi się to nie spodoba, to nie kiwniesz
nawet palcem. Jak sam to uparcie powtarzasz, jestem twoją panią, a ty moją
własnością. Nie zapominaj o tym.
Kiedy
to mówiła, jej rysy stwardniały. Była zła. To sprawiło, że uśmiechnął się lekko.
W końcu. Nareszcie reakcja, jakiej oczekiwał. Jej słowa zaś sprawiły, że po
plecach przebiegł mu zimny dreszcz. Widział tylko jej piękne, rozzłoszczone
oczy. Nabrał przemożonej ochoty, by ją pocałować. Jednak powstrzymał się po
chwili namysłu. Nie tu. Nie teraz.
-
Cieszę się, że wróciła panienka do normalności – powiedział, odsuwając się lekko.
Z uśmiechem przyłożył rękę do piersi i pochylił głowę.
Jego
zachowanie zbiło ją z tropu. To był jakiś test? Czy próbował po prostu zmienić
jej nastrój?
Wpatrywała
się w niego intensywnie. Mroczna aura zniknęła, a oczy kamerdynera wróciły do
swojej pierwotnej, czerwonobrązowej barwy. Czyli miała rację. Drażnił się z nią, by się
na nim wyładowała.
Po
chwili przykryła dłonią oczy i pokręciła głową wzdychając.
- Coś
nie tak, pani? – usłyszała.
- Tak.
Jesteś niemożliwy – wzięła rękę i rzuciła mu rozbawione spojrzenie.
- Do
usług – pokłonił się.
- Nawet
nie próbuj tego powtarzać.
- Jak
sobie panienka życzy – powiedział niby poważnym tonem, jednak na jego twarzy
błądził uśmiech.
Dziewczyna
prychnęła cicho. Nagle przypomniała sobie coś ważnego.
-
Kupiłeś rzeczy z listy, którą ci dałam?
-
Oczywiście, panienko. Wszystko czeka na panienkę w sypialni.
-
Dobrze.
-
Chciałbym jednak, by panienka zajęła się tym po obiedzie. Będzie gotowy za
dziesięć minut.
- Niech
będzie.
Z tymi
słowami ruszyła do wyjścia. Stanęła jednak w progu.
-
Sebastian? – odezwała się cicho, nie odwracając się.
- Tak,
panienko?
-
Dziękuję – dodała po chwili wahania i ruszyła do siebie.
Przez
resztę dnia nie mieli okazji porozmawiać. Mai ładowała po kolei broń i kładła
je na łóżku lub wkładała do torby. Przyszykowała wszystko, co będzie jej
potrzebne.
Gdy
skończyła, bazgrała coś w bloku, co chwilę zerkając na zegarek. Po dłuższej
chwili zauważyła, że bezwiednie narysowała kruka z rozłożonymi skrzydłami. W
zamyśleniu przejechała palcem po jednym z nich, lekko rozmazując węgiel.
Westchnęła. Odłożyła szkicownik i położyła się na plecach. Włosy zwisały jej
ponad krawędzią łóżka, luźno układając się na podłodze. Chciała oddalić się
myślami od dzisiejszej nocy, jednak zamiast tego przychodziła jej do głowy
tylko jedna rzecz. A właściwie to osoba.
Nie
walczyła z tym i pozwoliła obrazom płynąć. Przed oczami przewijały się różne
sceny z jej życia. Cofała się coraz bardziej wstecz, widząc ciągle tą samą
twarz. Wtedy przypomniała sobie Ich początki.
- Zostaw mnie – powiedziała
odsuwając się od demona.
- Ale panienka ledwo trzyma się
na nogach. Muszę panienkę zanieść w bezpieczne miejsce i opatrzyć.
- To może poczekać – odparła i
zaczęła powoli kuśtykać między trupami. Przyglądała się każdej mijanej twarzy,
teraz wykrzywionych przez przerażenie.
- Zabiłeś wszystkich? – spytała cicho.
- Tak, jak panienka rozkazała.
- Dobrze – mruknęła, nie
zwracając uwagi na lekko zaskoczone spojrzenie nowego sługi. – Uwolnij wszystkie
dzieci.
- Mam je zaprowadzić do ich rodzin?
– spytał.
- Nie, poprowadź je na granice
miasta. Niech znajdzie je policja. Wtopię się w tłum.
- Tak, moja pani – skłonił się
nisko, uśmiechając się z satysfakcją.
- Jak się nazywasz? – spytała po
chwili.
- Będę z godnością nosił imię,
jakie mi nadasz.
- Wybierz sam. Nie jesteś moim psem
– burknęła w odpowiedzi.
- W takim razie, od dziś zwę się
Sebastian Michaelis.
~*~
- Mówiłam ci, byś mnie nie dotykał –
warknęła cicho, gwałtownie zabierając rękę.
- Gdyby panienka nie dotknęła
gorącego garnka, nie musiałbym panienki opatrywać – odparł uprzejmie, z lekkim
uśmiechem.
- Daruj sobie tą ironię,
zrozumiałam – burknęła i podała mu dłoń.
Wzdrygała się za każdym razem,
gdy czuła chłodny materiał jego rękawiczek na skórze.
- Gotowe – odezwał się po
chwili.
- Dziękuję – wymamrotała pod
nosem.
- Zawsze do usług – jego szeroki
uśmiech sprawił, że się skrzywiła.
- Nie męczy cię to ciągłe
bieganie za ludźmi?
- Co ma panienka na myśli.
- To, że w porównaniu do ciebie,
wszyscy ludzie są słabi, beznadziejni i głupi. To, co dla ciebie jest
błahostką, dla takich istot jak ja jest niemożliwe. To wygląda tak, jakbym ja
miała służyć mrówce.
- Ciekawa porównanie –
zachichotał. – Odpowiedź brzmi: nie. Nie męczy mnie to. Mimo swoim dość nędznym
możliwościom, część ludzi ma w sobie coś, czego nie mogę zrozumieć. Z każdym
wiekiem dowiaduję się czegoś innego, patrząc, jak świat staje się waszym
królestwem. Poza tym, każda dusza, którą pielęgnuję, jest nagrodą wartą
wszelkiego zachodu.
- Hmm… czyli rozumiem, że
zrobisz dosłownie wszystko, będziesz się płaszczył przed największą ofermą, by
potem dostać trofeum, które sam kształtowałeś.
- Można tak to ująć.
- Rozumiem. W takim razie nie
zawiodę cię, demonie.
- Wiem, pani. Nie mam co do tego
żadnych wątpliwości.
~*~
- Proszę – powiedział, podając
jej wilgotny ręcznik. Wzięła go i wytarła zakrwawione ręce. Obejrzała się za
siebie, krzywiąc z obrzydzeniem.
- Żałosne.
- Nie brzydzi się panienka tego?
Mogłaby panienka mi zlecać podobne zlecenia.
- Nie trzeba. To moja zemsta,
więc sama będę do niej dążyć. Bez względu na przelaną krew, czy odebrane życia.
Wiem, jaki koniec mnie czeka, więc nic mnie nie powstrzymuje.
- Rozumiem… w takim razie, będę
kroczyć u twego boku, aż do tego czasu – uśmiechnął się drapieżnie.
~*~
- Pani?
Czas się szykować – nagle rozległ się cichy głos.
Szybko
wstała i spojrzała na zegarek. Nareszcie.
~~*~~
Mam nadzieję, że rozdział przypadł Wam do gustu! :D
Jutro wyjeżdżam i nie będzie mnie 12 dni, więc rozdział będzie później. Nie chcę dodawać z automatu takich kawałków xD Tak więc proszę, czekajcie na mnie i nie znienawidźcie za kolejny koniec i niespełnione miłostki :*
Do napisania!