22 lis 2015

Tom 2, III


         "- Jak… jak mogłaś sobie z tym poradzić…?

             - Odpowiedź jest prosta: Zabić siebie w najgorszy możliwy sposób."

         
             - To twój pokój – powiedziała Mai, otwierając drzwi i opierając się o framugę. 
            - Nieźle – gwizdnął blondyn wchodząc do środka. 
               Pomieszczenie urządzone było w prostym, lecz eleganckim stylu, jak cała rezydencja. Umeblowanie przypominało to w jej pokoju, lecz na ścianie naprzeciwko łóżka wisiał spory telewizor LED. 
               - Koło szafki nocnej znajduje się czerwony guzik. Jeśli będziesz czegoś potrzebował, wciśnij go – mruknęła dziewczyna, ruszając w dół korytarza. 
              - Nie oprowadzisz mnie po rezydenci? – usłyszała pytanie.
                - Nie oprowadzam niechcianych gości – odparła. Dotarł do niej cichy śmiech, zignorowała go jednak.
                Jako że pokój agenta był na tym samym piętrze, co jej własny, po kilku sekundach siedziała już przy biurku w jej małym gabinecie. Przez chwilę siedziała wpatrzona w drzwi z brodą opartą na splecionych palcach. Zaskoczyło ją to, że mężczyzna wywiązał się ze swojej groźby. To znaczyło, że naprawdę chce tej współpracy. Czyli potrzebowali jej pomocy. Ale do czego? Nie była na pewno mądrzejsza ani bardziej spostrzegawcza niż naukowcy, których FBI miało do dyspozycji. Czemu więc…? 
               - Panienko, przyniosłem herbatę – cichy głos wyrwał ją z zamyślenia.                                             Wzdrygnęła się, wyrwania z transu. Rzuciła demonowi ostre spojrzenie, ten jednak tylko uśmiechnął się lekko. Położył przed nią filiżankę z zieloną herbatą i kawałek biszkoptu. Po tym skłonił się i odwrócił do wyjścia.
               - Czekaj – powiedziała nagle.
                Sebastian lekko zaskoczony spojrzał na nią.
                - Zamknij drzwi – rozkazała.
               Gdy to zrobił, stanął przed nią i przechylił lekko głowę.
               - Mogę w czymś pomóc, panienko? – spytał. 
                 - Chcę z tobą porozmawiać – odparła, odchylając się na krześle. – Obecna sytuacja jest mi trochę nie na rękę, jednak nic z tym nie mogę zrobić. Jeśli on znajdzie tu coś nieodpowiedniego lub dozna jakiegoś… uszczerbku, od razu zleci się tu chmara służb specjalnych. Masz więc dopilnować, by do niczego takiego nie doszło. Żadnych wpadek. Gdy spróbuje myszkować, masz go zatrzymać. Zrozumiano?
                - Tak, pani – skłonił się z uśmiechem.
                Przez chwilę wpatrywała się w niego, ignorując tępy bol głowy. Dopiero teraz to zauważyła. Coś było nie tak… nie wiedziała do końca co, ale miała pewność, że lokaj wydawał się inny niż wcześniej.
              - Coś jeszcze, panienko? – spytał, przyuważywszy jej spojrzenie.
                - Nie… nie wiem – zawiesiła się. Po paru sekundach jednak potrząsnęła głową, odganiając złe myśli i pokazała mu gestem, że może odejść. Tak też zrobił.
                  Musiała się teraz skupić na zmianie planów. I mimo że wraz z odejściem demona ból zniknął, niepokojąca myśl pozostała. Coś jest nie tak.

                Sebastian zamiatał podłogę w holu. Choć miał dostęp do wszystkich gadżetów sprzątających, jakie znajdowały się na rynku, wolał robić to ręcznie. Sprawiało mu to przyjemność. Teraz jednak nie skupiał się na samej czynności, lecz zastanawiał się nad dziwnym zachowaniem swojej pani. Czyżby czegoś się domyślała? Przecież pilnował się, by nic nie zauważyła. Wykonywał wszystkie swoje obowiązki jak zwykle, nie odnotował też u siebie drastycznej zmiany zachowania. A może to przez nią…? Widział przecież, że każda chwila spędzona w jego obecności sprawiała, że czarnowłosa czuła się gorzej, może nawet sprawiało jej to ból. Lecz pomimo tego, że ostatnio spędzali ze sobą więcej czasu, nie zauważył, by to postępowało. Czyżby coraz lepiej to ukrywała?
                Nie miał nic prócz tych spekulacji. Drażniło go to. Był osłabiony i wściekły, burza, która pustoszyła go od środka, zaczynała go męczyć. Czasem miał ochotę to wszystko zakończyć. Wciąż jednak szedł naprzód, niczym głupiec, niczym ćma za światłem. Niczym człowiek…

                - Czego chcesz? – spytała ostro, widząc twarz w drzwiach.
                - O cześć. To twój gabinet? – odparł Wels rozglądając się dookoła.
                - Co tu robisz? – westchnęła dziewczyna zirytowana. Z jakiegoś powodu, sam widok blondyna działał jej na nerwy.
                - Rozglądam się. Ty nie chciałaś mnie oprowadzić, więc robię to sam – oznajmił lekko.
                - Naprawdę wiesz, jak mnie zdenerwować, prawda? – odparła, ściskając nasadę nosa.
                - Ależ nie miałem takiego zamiaru – oburzył się.
                - Zachowujesz się jak dziesięciolatek, wiesz o tym? – rzuciła mu pełne politowania spojrzenie.
                - A ty jak załamana kobieta po pięćdziesiątce – odburknął.
                - Hmm, to by nawet pasowało – udawała, że się zastanawia.
                - Bardzo śmieszne. Wydaje mi się, że czujesz się lepiej niż podczas naszego ostatniego spotkania.
                - To nie jest pańska sprawa, agencie Wels – odparła niższym tonem.
                - Rozumiem, wrażliwy temat – uniósł ręce w obronnym geście. – Myślałem, że już sobie darowałaś per „pan”, p a n n o Word.
                - Nie widzę potrzeby, by spoufalać się z agentem FBI.
                - Oj no weź, nie bądź taka poważna. Mów mi Alex, dobra?
                - Jeśli myślisz, że w ten sposób mi się przypodobasz lub stworzysz jakąś więź emocjonalną, by wycisnąć ze mnie informacje, to ostrzegam cię, że twoje starania odnoszą odwrotny skutek – burknęła, czytając bez entuzjazmu kolejny artykuł na laptopie.
                - Ech, jak tam chcesz – burknął zrezygnowany. Przez chwilę rozglądał się w milczeniu, aż w końcu westchnął ciężko, wziął krzesło i usiadł naprzeciw niej.
                - Skoro tak bardzo chcesz, może przejdę do rzeczy.
                - W końcu – zamknęła urządzenie i odchyliła się w fotelu. – Nie mogłam się doczekać.
                Blondyn skrzywił się lekko, jednak po chwili spojrzał jej w oczy i zaczął mówić.
                - Szczerze, to FBI obserwuje cię już od jakiegoś czasu. Twój talent do rozwiązywania trudnych spraw, sposób, w jaki prowadzisz rodzinną firmę, twój wizerunek w społeczeństwie, to wszystko spowodowało, że coraz bardziej zaczęłaś mnie intrygować. Tak więc, kiedy zapadła decyzja, by cię zwerbować, zgłosiłem się na ochotnika. Nie obraź się, ale wątpiłem, byś była taka, jaką cię opisują. Zwłaszcza gdy zobaczyłem cię po raz pierwszy. Wyglądałaś zupełnie inaczej. Słaba, pokonana, bez życia. Potem jednak okazało się, że jesteś jeszcze ciekawsza niż przypuszczałem – to mówiąc, uśmiechnął się lekko. – Wypełniłem kupę dokumentów, zdobyłem pozwolenie, by tu przyjechać i przekonać cię do dołączenia do mojego zespołu. Wszystko po to, by dowiedzieć, kto kryje się pod nazwiskiem Mai Word.
                - Hmm. A więc, dowiedziałeś się czegoś? – spytała.
                - Szczerze, to niewiele. Potwierdziłem już, że jestem wyjątkowo spostrzegawczą, inteligentną osobą, która wie, czego chce i nie lubi jak jej się w tym przeszkadza. Domyślam się, że twoja pewność siebie bierze się z jakiejś siły, którą posiadasz. I nie zawahasz się jej użyć, by zmiażdżyć swoich wrogów.
                - Czy pan coś sugeruje?
                - Hehe, na razie to tylko domysły – zaśmiał się, lecz mu nie uwierzyła. I wiedziała, że on również to zauważył. – I choć jest to sprzeczne z moim celem i rozkazami, chciałbym zadać ci parę pytań.
                - A co jeśli odmówię?
                - Będę drążył głębiej, aż w końcu znajdę to, czego szukam. Jednak informacje najlepiej zdobywać u źródła.
                - Poprawna odpowiedź. Niech pan pyta, panie Wels. Proszę się jednak liczyć z tym, że mogę kłamać lub w ogóle nie odpowiedzieć – pochyliła się lekko do przodu i z rozbawionym spojrzeniem skinęła na mężczyznę, by zaczął.
                - Hmm, od czego by tu… Może od najłatwiejszego. Jak dziewiętnastolatka radzi sobie z prowadzeniem międzynarodowej firmy?
                - Nie stać pana na nic oryginalniejszego? – wywróciła oczami. – Kiedy wróciłam, by przejąć działalność, dział się tam jeden wielki chaos. Wszyscy kombinowali, jak by tu przejąć władzę, jednocześnie napychając sobie kieszenie. Zrobiłam więc małe dochodzenie i usunęłam tych, którzy stali mi na drodze. Gdy chcieli protestować lub mnie pozwać, okazywało się, że każdy z ich brudnych sekrecików przestał być sekretem, a dowody leżą u mnie na biurku – uśmiechnęła się lekko do swoich myśli, bawiąc pustą filiżanką.
                - Rozumiem… tak więc lubujesz się w szantażu?             
                - Nie ujęłabym tego w ten sposób. Szantaż jest po prostu najmniej kłopotliwym sposobem ma pozbycie się śmieci. Jednak by to dobrze robić, trzeba mieć jakiś autorytet. Tak więc gdybym miała określić, w czym się lubuję, byłby to strach – spojrzała w jego szare oczy. Ten wzdrygnął się, jednak nie odwrócił wzroku. – Nie sądzi pan, że strach zapewnia wielką władzę? Nie chodzi mi jednak o zastraszanie – kontynuowała. – Mam na myśli świadomość, że ktoś jest nietykalny, krok do przodu przed wszystkimi i może bez chwili wahania zniszczyć czyjeś całe życie. Zna pan ten niepokój?
                -  … nie. Jednak odpowiedziałaś mi na parę innych pytań – odchrząknął cicho. – Skoro już zaczęłaś mówić, to chciałbym spytać o coś, co mnie nurtuje odkąd o tobie usłyszałem.
                - Słucham.
                - Dziewiętnastoletnia dziewczyna, mieszkająca w wielkiej rezydencji z tajemniczym lokajem.
                - To nie jest pytanie, jednak rozumiem, do czego pan zmierza. Każdy prędzej czy później się o to pyta.             
                - Mimo że nasze bazy danych są regularnie uzupełniane, nic o nim nie wiadomo. Jakby nie istniał. Wszystkie informacje na jego temat dotyczą czasu, kiedy tu pracuje.
                - Jeśli chodzi panu o Sebastiana, to sama niewiele mogę powiedzieć. Nie znałam go przedtem. Poznaliśmy się przypadkiem, kiedy znalazł mnie niedaleko budynku organizacji, która mnie więziła. Pomógł mi i gdy opowiedziałam mu swoją historię, zaproponował, że będzie dla mnie pracował. Nie widziałam innego wyjścia jak się zgodzić – ta historia tak wiele razy przechodziła przez jej usta, że zdawało jej się, że mówi prawdę.
                - Nie wydawał się ci podejrzany? Przystojny mężczyzna po dwudziestce, który w świetle prawa wydaje się nie istnieć proponuje, że będzie na każde twoje skinienie.
                - Wtedy potrzebowałam siły, a on mógł mi ją zapewnić. Nic więcej nie było mi potrzebne.
                - Rozumiem. Jesteście kochankami? – spytał nagle.
                - Nie, nie jesteśmy – westchnęła wywracając oczami. To pytanie padało już tak wiele razy, że odpowiadała na nie automatycznie. Jednak z biegiem czasu, sama nie była już pewna. – Nawet sobie pan nie wyobraża, jak męczące jest odpowiadanie na to samo pytanie za każdym razem, gdy ktoś nas zobaczy.          
                - Cóż, przepraszam za moją nieuprzejmość, ale większość ludzi doszłaby do takiego samego wniosku.
                - A na jakiej to niby podstawie?
                - Dla części z nich wystarczyłby sam fakt, że mieszkacie razem. Dla niedowiarków, jak ja, może to być dziwna atmosfera wokół was, sposób, w jaki się do siebie odzywacie.
                - To znaczy?      
                - Pomijając tą staroświecką relację pan-sługa, można odnieść wrażenie, że jesteście z sobą dobrze zżyci.
                - Naprawdę? – burknęła.
                - Tak. Nie do końca jeszcze to rozumiem, ale jestem pewien, że po kilkudniowej obserwacji, będę pewniejszy – wyszczerzył zęby w uśmiechu, nie spotkał się jednak z tą samą reakcją.
                - Proszę kolejne pytanie.
                - Tak… może zabrzmi to brutalnie i nie oczekuję, że na to odpowiesz, ale… straciłaś całą rodzinę. Dlaczego więc wydajesz się w ogóle tym nie przejmować? Gdy wróciłaś, od razu zaczęłaś wspinać się na szczyt, a gdy już osiągnęłaś swoje cele, żyjesz sobie spokojnie.
                Oczekiwała tego pytania. Jednak sposób, w jaki je zadał, sprawił, że poczuła lekkie ukłucie w piersi.
                - Robi pan ze mnie potwora, panie Wels. I może ma pan rację. Jednak nie jest prawdą, że nie przejmuje się utratą rodziców i brata. Wie pan, jak zginęli?
                - Państwo Alice i Kei Word zginęli próbując wydostać cię z budynku organizacji. Nie zna się dokładnych okoliczności śmierci Takeo Word, podejrzewa się jednak, że przyczyna śmierci była podobna.
                - Co do rodziców, masz rację. Zamordowano ich, gdy próbowali mnie wydostać. Pokazani mi to, co z nich zostało. Jednak Takeo przybrał inną taktykę. Dał się złapać. Chciał rozegrać do od środka. Mimo że kazałam mu uciekać, nie zrobił tego. Trenował z innymi. Ale gdy nadszedł czas naszej walki, nie mogłam już tego znieść. Poddałam się, co oznaczało moją śmierć. Pobili mnie prawie do nieprzytomności, potem przywlekli go ledwie żywego i kazali mi patrzeć jak podrzynają mu gardło – mówiła wypranym z emocji głosem. – Czy sądzi pan, że mogłabym po czymś takim „nie przejmować się śmiercią rodziny”? Zginęli tylko i wyłącznie z mojej winy.
                Po bladej twarzy agenta zorientowała się, że trafiła w sedno. Nikt nie był w stanie otrząsnąć się po takiej traumie.
                - Jak… jak mogłaś sobie z tym poradzić…?
                - Odpowiedź jest prosta: nie czuć. Zamknąć się. Zabić siebie w najgorszy możliwy sposób. 

~~*~~

                 Ostatnio mam niezłą wenę, więc rozdział był trochę dłuższy. Mam nadzieję, że Wam się spodobał, pomimo dość ubogiej akcji :'D
                Teraz kiedy patrzę na swoje pierwsze, a najnowsze rozdziały, wydaje mi się, że mój język i sposób pisania trochę ewoluował. A Wy jak myślicie?

               Pozdrawiam i do napisaniaa! :3 



13 lis 2015

Tom 2, II

      

  " To będzie ciekawa współpraca..."


       Gdy pierwszy raz zobaczył tą wychudzoną, roztrzepaną dziewczynę, pomyślał, że to wszystko musi być pomyłka. Nie mogła przecież zabić ponad setki osób, prawda? Jednak po siedmiu latach na służbie nauczył się nie oceniac ludzi po pozorach. Przeczucie mówiło mu, że nie przyszedł tu na marne. Ten sam instynkt podpowiadał mu, by nie podpadał służącemu dziewczyny, który otworzył im drzwi. Choć był bardzo uprzejmy i ciągle się uśmiechał, nie wątpił, że w razie potrzeby zgniótłby ich dwójkę ja robaki.
                Potem, gdy usiedli na sofie, od razu dostrzegł bystre spojrzenie czarnowłosej. Jej zachowanie i postawa wskazywały, że jest inteligentna, pewna siebie i silna. Zaszokowała go jednak swoją odmową. Zorientował się, że od razu ich rozgryzła. Zanim jeszcze się odezwali, wszystko było przesądzone. Kłótnie nie miały sensu. Jednak nie miał zamiaru się poddawać. Wracając do biura, już obmyślał strategię, która zapewni mu zwycięstwo w tej potyczce.
                Agent Aleksander Wels, asystent dyrektora oddziału karnego uśmiechnął się pod nosem.
                - To będzie ciekawa współpraca, panno Word. 

                Mai opadła na łóżku, wzdychając ciężko. Ta cała sytuacja lekko ją irytowała. Spodziewała się wizyty władz, ale że od razu FBI? Niespodziewanie dobrze się przygotowali. Wspomnienie ich zdziwionych min, gdy odmówiła wstąpienia w ich szeregi wywołał lekki uśmiech na jej twarzy. Pierwszy od dawna. Wydawało jej się to dziwne i trochę nie na miejscu, ale ta wizyta wyrwała ją z letargu, tej rutyny, w którą popadła. Jakby ujrzała bezchmurne niebo po latach burz i ciemności.
                Zatopiona w myślach, nagle poczuła nieprzyjemny skurcz w żołądku. Skrzywiła się. Co dzisiaj jadła? Po chwili zastanowienia stwierdziła, że nic. Ze zmarszczonym czołem wstała i podeszła do lustra znajdującego się na drzwiach szafy. Wyglądała jak cień dawnej siebie. Zapadnięte policzki, potargane włosy, brudne ubranie. Zerwała je z siebie z grymasem obrzydzenia. W samej bieliźnie ruszyła do łazienki. Tam dokładnie się wyszorowała i rozczesała włosy. Otulona w szlafrok i z turbanem na głowie wróciła do siebie. Tam zastała Sebastiana, który przyglądał jej się z lekko zaskoczoną miną. Od razu poczuła znajome ćmienie z tyłu głowy, jednak tym razem je zignorowała. Dość tego dobrego.
                - Panienko…? – mruknął pytającym tonem.
                - Przygotuj mi coś do jedzenia – odpowiedziała, mijając go. Wzdrygnęła się, jakby jej ciało przeszył prąd, jednak nie dała nic po sobie poznać. – Masz pilnować, bym od teraz odżywiała się prawidłowo. Zrozumiano? – spojrzała na niego z ukosa.
                Lokaj uśmiechnął się w odpowiedzi. Choć starał się to ukryć, w jego oczach widać było ulgę.
                - Jak sobie życzysz, panienko. Zaraz przyrządzę coś odpowiedniego – to powiedziawszy, wyszedł.
                Dziewczyna odetchnęła głęboko, odpychając od siebie ból. Nie mogła pozwolić sobie na słabość. Zbyt długo to trwało. Skoro nie wyszedł plan a, trzeba było ułożyć nowy.

~*~

                - Może panienka trochę odpocznie? Nadal nie wygląda panienka najlepiej.
                - Zamknij się i ćwicz dalej – sapnęła, wymierzając mu szybki, prosty cios. Uniknął go bez trudu.
                Minęło kilka dni od jej „przebudzenia”. Od tamtej pory Mai regularnie jadła i ćwiczyła, nie porzucając jednak poszukiwań nad rozwiązaniem ich sytuacji. Coraz lepiej wychodziło jej odcinanie się od cierpienia, jakie niosła ze sobą obecność demona. Ten zaś chętniej spędzał z nią czas, choć nadal wydawał się zdystansowany i jakby nieobecny duchem.
                - Jeśli panienka tu zasłabnie, będę zmuszony zakazać treningów na czas nieokreślony – ostrzegł, po czy kopnął ją z półobrotu. Szybko ustawiła ręce na kształt litery x i zablokowała cios. Już czuła powstającego siniaka.
                - Ani mi się waż – zaatakowała w góry, jednak trafiła w powietrze, gdy lokaj szybko usunął się w bok. Próbowała podciąć mu nogi, jednak z tym samym skutkiem.
                - Powierzyła mi panienka opiekę nad sobą, więc gdy zobaczę, że ćwiczenia panience nie służą, nie będę miał wyboru.
                Ruszył na nią, ale tym razem to ona odskoczyła.             
                - Musze się wzmocnić. Nie mogę sobie pozwolić nawet na chwilę słabości.
                - Minęło dopiero pięć dni. Mimo że widać sporą różnicę, panienki ciało nadal jest osłabione. Dodatkowe obrażenia tylko spowolnią czas powrotu do formy – powiedział tonem znawcy, uderzając ją pięścią w brzuch, jakby na potwierdzenie swoich słów.               
                Jęknęła i robiąc przewrót w tył, odsunęła się od niego, chwytając za bolące miejsce.
                - Jakoś nie widać, byś martwił się o moje obrażenia – syknęła z lekkim uśmiechem.
                - Ależ ja zawsze się o panienkę martwię.
                - Właśnie widać – mruknęła i usiadła po turecku. Kręciło jej się w głowie.
                Sebastian chyba to wyczuł, gdyż od razu spoważniał i oznajmił stanowczo:
                - Wystarczy na dzisiaj. Na razie proszę odpocząć, za godzinę obiad będzie gotowy.
                Nie mając siły protestować, Mai położyła się na plecach i przykryła oczy ramieniem, dysząc ciężko. Słuchała bicia swojego serca, czekając aż się uspokoi. Irytowała ją jej własna słabość. W ciągu tych dwóch miesięcy zmieniła się nie do poznania. Nie myślała, że tak trudno będzie to cofnąć. Jej ruchy były ociężałe, powolne, a ciosy słabe. Od prawie każdego uderzenia pojawiały jej się wielkie sińce, które z dnia na dzień wydawały się zmieniać kolor. Nie chciało jej się ich nawet liczyć. Czasem wydawało jej się, że jest jednym wielkim fioletowym workiem kości.
                Usłyszała ciche stukanie obcasów przy swojej głowie i poczuła coś na głowie. Gdy zabrała rękę, zobaczyła Sebastiana, pochylającego się nad nią ze zmartwioną miną. Wyciągnęła dłoń i poczuła zimny ręcznik na głowie. Przetarła nim twarz i rzuciła lokajowi pytające spojrzenie.
                - Rozumiem, że chce panienka jak najszybciej odzyskać sprawność, jednak nie mogłaby panienka trochę zwolnić? Wątpię, by takie przemęczanie się dobrze służyło.
                - Nic mi nie jest – burknęła, siadając. Wzięła od kamerdynera butelkę z wodą i wypiła dużymi łykami połowę jej zawartości. Chłodny płyn od razu poprawił jej samopoczucie. – Jednak mógłbyś darować sobie celowanie w punkty witalne. Ten cios w splot słoneczny był morderczy – dodała naburmuszona, masując lekko brzuch.
                   - Proszę o wybaczenie – ukłonił się lekko, jednak jego usta rozciągały się w złośliwym uśmieszku.
                - Sadysta – sapnęła, jednak bez urazy. Wstał, rzucając w niego pustą już butelką, którą oczywiście zręcznie złapał i wyszła z sali treningowej.
                Gdy weszła do pokoju, zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie, powoli osuwając na ziemię. W końcu nie musiała się kontrolować. Choć przyzwyczaiła się już do obecności demona, nadal nie mogła zbyt długo obok niego przebywać. Ból jakby pozbawiał jej wszystkich sił. Ale nie poddawała się. Nie tym razem.
                Po zjedzonym obiedzie, dziewczyna ruszyła do biblioteki. Dawno nic nie czytała i tęskniła za tym charakterystycznym odrętwieniu ciała, podczas gdy jej umysł wędrował do innych światów. Właśnie wybrała książkę, którą chciała przeczytać, gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Zerknęła na zegar na ścianie. Dochodziła czwarta po południu. Nie spodziewała się o żadnych gości. Ze zmarszczonym czołem ruszyła w stronę przedpokoju. Po drodze dołączył do niej Sebastian, on jednak uśmiechał się lekko. Irytowało ją to, lecz się nie odezwała.
                Gdy drzwi się otworzyły, ujrzała w nich znajomą, jasnowłosą postać.
                - Dzień dobry, panno Word – powiedział wesoło Alexander Wels.
                - W czym mogę pomóc? – mruknęła, patrząc z ukosa na luźny strój mężczyzny i torbę przewieszoną przez ramię.
                - Miałem nadzieję, że dotrzyma pani obietnicy – odparł zagadkowo.
                Uniosła brew i szybko cofnęła się myślami w czasie, usiłując znaleźć sytuację, o którą mu chodziło. Szybko zorientowała się, gdzie to zmierzało.
                - Na pewno chce pan to zrobić, agencie Wels? – powiedziała niższym tonem.
                - Ależ oczywiście. Ostrzegałem, że tak łatwo się nie poddam.
                - W takim razie witam w mojej rezydencji – odparła prychając. – Mam nadzieję, że jak najszybciej pan stąd ucieknie.
                - A czemóż miałbym uciekać? – spytał uśmiechnięty, wchodząc do środka.
                - Bo czai się tu wiele koszmarów – odszepnęła. 


~~*~~

              W końcu kolejny rozdział! :'D Po długiej walce z bloggerem udało mi się go dodać T^T Mam nadzieję, że się spodobał :3
              Liczę na opinie w komentarzach i życzenia co do rzeczy, które chcielibyście znaleźć w kolejnych notkach.



Do napisania! :*