13 lis 2015

Tom 2, II

      

  " To będzie ciekawa współpraca..."


       Gdy pierwszy raz zobaczył tą wychudzoną, roztrzepaną dziewczynę, pomyślał, że to wszystko musi być pomyłka. Nie mogła przecież zabić ponad setki osób, prawda? Jednak po siedmiu latach na służbie nauczył się nie oceniac ludzi po pozorach. Przeczucie mówiło mu, że nie przyszedł tu na marne. Ten sam instynkt podpowiadał mu, by nie podpadał służącemu dziewczyny, który otworzył im drzwi. Choć był bardzo uprzejmy i ciągle się uśmiechał, nie wątpił, że w razie potrzeby zgniótłby ich dwójkę ja robaki.
                Potem, gdy usiedli na sofie, od razu dostrzegł bystre spojrzenie czarnowłosej. Jej zachowanie i postawa wskazywały, że jest inteligentna, pewna siebie i silna. Zaszokowała go jednak swoją odmową. Zorientował się, że od razu ich rozgryzła. Zanim jeszcze się odezwali, wszystko było przesądzone. Kłótnie nie miały sensu. Jednak nie miał zamiaru się poddawać. Wracając do biura, już obmyślał strategię, która zapewni mu zwycięstwo w tej potyczce.
                Agent Aleksander Wels, asystent dyrektora oddziału karnego uśmiechnął się pod nosem.
                - To będzie ciekawa współpraca, panno Word. 

                Mai opadła na łóżku, wzdychając ciężko. Ta cała sytuacja lekko ją irytowała. Spodziewała się wizyty władz, ale że od razu FBI? Niespodziewanie dobrze się przygotowali. Wspomnienie ich zdziwionych min, gdy odmówiła wstąpienia w ich szeregi wywołał lekki uśmiech na jej twarzy. Pierwszy od dawna. Wydawało jej się to dziwne i trochę nie na miejscu, ale ta wizyta wyrwała ją z letargu, tej rutyny, w którą popadła. Jakby ujrzała bezchmurne niebo po latach burz i ciemności.
                Zatopiona w myślach, nagle poczuła nieprzyjemny skurcz w żołądku. Skrzywiła się. Co dzisiaj jadła? Po chwili zastanowienia stwierdziła, że nic. Ze zmarszczonym czołem wstała i podeszła do lustra znajdującego się na drzwiach szafy. Wyglądała jak cień dawnej siebie. Zapadnięte policzki, potargane włosy, brudne ubranie. Zerwała je z siebie z grymasem obrzydzenia. W samej bieliźnie ruszyła do łazienki. Tam dokładnie się wyszorowała i rozczesała włosy. Otulona w szlafrok i z turbanem na głowie wróciła do siebie. Tam zastała Sebastiana, który przyglądał jej się z lekko zaskoczoną miną. Od razu poczuła znajome ćmienie z tyłu głowy, jednak tym razem je zignorowała. Dość tego dobrego.
                - Panienko…? – mruknął pytającym tonem.
                - Przygotuj mi coś do jedzenia – odpowiedziała, mijając go. Wzdrygnęła się, jakby jej ciało przeszył prąd, jednak nie dała nic po sobie poznać. – Masz pilnować, bym od teraz odżywiała się prawidłowo. Zrozumiano? – spojrzała na niego z ukosa.
                Lokaj uśmiechnął się w odpowiedzi. Choć starał się to ukryć, w jego oczach widać było ulgę.
                - Jak sobie życzysz, panienko. Zaraz przyrządzę coś odpowiedniego – to powiedziawszy, wyszedł.
                Dziewczyna odetchnęła głęboko, odpychając od siebie ból. Nie mogła pozwolić sobie na słabość. Zbyt długo to trwało. Skoro nie wyszedł plan a, trzeba było ułożyć nowy.

~*~

                - Może panienka trochę odpocznie? Nadal nie wygląda panienka najlepiej.
                - Zamknij się i ćwicz dalej – sapnęła, wymierzając mu szybki, prosty cios. Uniknął go bez trudu.
                Minęło kilka dni od jej „przebudzenia”. Od tamtej pory Mai regularnie jadła i ćwiczyła, nie porzucając jednak poszukiwań nad rozwiązaniem ich sytuacji. Coraz lepiej wychodziło jej odcinanie się od cierpienia, jakie niosła ze sobą obecność demona. Ten zaś chętniej spędzał z nią czas, choć nadal wydawał się zdystansowany i jakby nieobecny duchem.
                - Jeśli panienka tu zasłabnie, będę zmuszony zakazać treningów na czas nieokreślony – ostrzegł, po czy kopnął ją z półobrotu. Szybko ustawiła ręce na kształt litery x i zablokowała cios. Już czuła powstającego siniaka.
                - Ani mi się waż – zaatakowała w góry, jednak trafiła w powietrze, gdy lokaj szybko usunął się w bok. Próbowała podciąć mu nogi, jednak z tym samym skutkiem.
                - Powierzyła mi panienka opiekę nad sobą, więc gdy zobaczę, że ćwiczenia panience nie służą, nie będę miał wyboru.
                Ruszył na nią, ale tym razem to ona odskoczyła.             
                - Musze się wzmocnić. Nie mogę sobie pozwolić nawet na chwilę słabości.
                - Minęło dopiero pięć dni. Mimo że widać sporą różnicę, panienki ciało nadal jest osłabione. Dodatkowe obrażenia tylko spowolnią czas powrotu do formy – powiedział tonem znawcy, uderzając ją pięścią w brzuch, jakby na potwierdzenie swoich słów.               
                Jęknęła i robiąc przewrót w tył, odsunęła się od niego, chwytając za bolące miejsce.
                - Jakoś nie widać, byś martwił się o moje obrażenia – syknęła z lekkim uśmiechem.
                - Ależ ja zawsze się o panienkę martwię.
                - Właśnie widać – mruknęła i usiadła po turecku. Kręciło jej się w głowie.
                Sebastian chyba to wyczuł, gdyż od razu spoważniał i oznajmił stanowczo:
                - Wystarczy na dzisiaj. Na razie proszę odpocząć, za godzinę obiad będzie gotowy.
                Nie mając siły protestować, Mai położyła się na plecach i przykryła oczy ramieniem, dysząc ciężko. Słuchała bicia swojego serca, czekając aż się uspokoi. Irytowała ją jej własna słabość. W ciągu tych dwóch miesięcy zmieniła się nie do poznania. Nie myślała, że tak trudno będzie to cofnąć. Jej ruchy były ociężałe, powolne, a ciosy słabe. Od prawie każdego uderzenia pojawiały jej się wielkie sińce, które z dnia na dzień wydawały się zmieniać kolor. Nie chciało jej się ich nawet liczyć. Czasem wydawało jej się, że jest jednym wielkim fioletowym workiem kości.
                Usłyszała ciche stukanie obcasów przy swojej głowie i poczuła coś na głowie. Gdy zabrała rękę, zobaczyła Sebastiana, pochylającego się nad nią ze zmartwioną miną. Wyciągnęła dłoń i poczuła zimny ręcznik na głowie. Przetarła nim twarz i rzuciła lokajowi pytające spojrzenie.
                - Rozumiem, że chce panienka jak najszybciej odzyskać sprawność, jednak nie mogłaby panienka trochę zwolnić? Wątpię, by takie przemęczanie się dobrze służyło.
                - Nic mi nie jest – burknęła, siadając. Wzięła od kamerdynera butelkę z wodą i wypiła dużymi łykami połowę jej zawartości. Chłodny płyn od razu poprawił jej samopoczucie. – Jednak mógłbyś darować sobie celowanie w punkty witalne. Ten cios w splot słoneczny był morderczy – dodała naburmuszona, masując lekko brzuch.
                   - Proszę o wybaczenie – ukłonił się lekko, jednak jego usta rozciągały się w złośliwym uśmieszku.
                - Sadysta – sapnęła, jednak bez urazy. Wstał, rzucając w niego pustą już butelką, którą oczywiście zręcznie złapał i wyszła z sali treningowej.
                Gdy weszła do pokoju, zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie, powoli osuwając na ziemię. W końcu nie musiała się kontrolować. Choć przyzwyczaiła się już do obecności demona, nadal nie mogła zbyt długo obok niego przebywać. Ból jakby pozbawiał jej wszystkich sił. Ale nie poddawała się. Nie tym razem.
                Po zjedzonym obiedzie, dziewczyna ruszyła do biblioteki. Dawno nic nie czytała i tęskniła za tym charakterystycznym odrętwieniu ciała, podczas gdy jej umysł wędrował do innych światów. Właśnie wybrała książkę, którą chciała przeczytać, gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Zerknęła na zegar na ścianie. Dochodziła czwarta po południu. Nie spodziewała się o żadnych gości. Ze zmarszczonym czołem ruszyła w stronę przedpokoju. Po drodze dołączył do niej Sebastian, on jednak uśmiechał się lekko. Irytowało ją to, lecz się nie odezwała.
                Gdy drzwi się otworzyły, ujrzała w nich znajomą, jasnowłosą postać.
                - Dzień dobry, panno Word – powiedział wesoło Alexander Wels.
                - W czym mogę pomóc? – mruknęła, patrząc z ukosa na luźny strój mężczyzny i torbę przewieszoną przez ramię.
                - Miałem nadzieję, że dotrzyma pani obietnicy – odparł zagadkowo.
                Uniosła brew i szybko cofnęła się myślami w czasie, usiłując znaleźć sytuację, o którą mu chodziło. Szybko zorientowała się, gdzie to zmierzało.
                - Na pewno chce pan to zrobić, agencie Wels? – powiedziała niższym tonem.
                - Ależ oczywiście. Ostrzegałem, że tak łatwo się nie poddam.
                - W takim razie witam w mojej rezydencji – odparła prychając. – Mam nadzieję, że jak najszybciej pan stąd ucieknie.
                - A czemóż miałbym uciekać? – spytał uśmiechnięty, wchodząc do środka.
                - Bo czai się tu wiele koszmarów – odszepnęła. 


~~*~~

              W końcu kolejny rozdział! :'D Po długiej walce z bloggerem udało mi się go dodać T^T Mam nadzieję, że się spodobał :3
              Liczę na opinie w komentarzach i życzenia co do rzeczy, które chcielibyście znaleźć w kolejnych notkach.



Do napisania! :*

7 komentarzy:

  1. Ja chcę znaleźć to, co napiszesz. Bo jak zwykle jest cudnie. Tylko tym razem widziałam sporo literówek, jak przykładowe "ozy". Przez chwilę myślałam, że to jakaś nazwa części garderoby, o której nic nie wiem, bo się modą nie interesuję xD
    No i kilka przecinków nie tam, gdzie trzeba. Jeden, i którym warto wspomnieć:
    "Podczas, gdy" tu przecinek powinien być przed podczas, choć pewnie sama go źle stawiam hahaha. Bo trsktujesz to podczas tak samo jak np. Nad w "nad którym" jako taki dodatek.
    No, a poza tym... Dobrze, że Mai wraca do siebie. Dzięki temu będzie miała szansę sprawić, że znów oboje będą cierpieć, czyli to, co czytelnik kocha najbardziej xD
    Wybacz, że ten komentarz byle jaki taki, ale tag bardzo padam na ryj, że ledwo fona trzymam xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem, litrówki i przecinki, mój błąd. Niestety po 23 moja poprawna polszczyzna idzie się bujać. Zaraz wszystko poprawię :P

      Jak Ty im źle życzysz, hahaha. Wszystko zobaczysz w kolejnych rozdziałach :3

      Usuń
  2. Też się przychylam do opinii, że bardzo dużo literówek. Zupełnie jakby rozdział był pisany pod wpływem weny i na bardzo niewygodnej klawiaturze. Trochę nie fajnie się przez to czytało.
    Biedna Mai. Widać, że umysł pozostał taki, jaki był, a ciało pozostawia wiele do życzenia. Ale ciągle chodzi mi po głowie pewna rzecz. Napisałaś na końcu tamtego tonu, że miała skrzydła. Gdzie one się jej podziały? ( czepianie się pierdół, ale skrzydła to mój konik ) bo głowa boli, poboli jeszcze kilka rozdziałów, zanim nam wytłumaczysz o co chodzi w tym bólu.
    Więcej uwag nie mam, chyba tylko taką, żebyś prędzej dodała nową notkę <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, z tą weną i klawiaturą, do było dokładnie jak piszesz. Tak jakoś mnie natchnęło późno w nocy i pewnie tego nie sprawdziłam... zaraz poprawię wszystkie błędy x3

      A co do skrzydeł, to popatrz na Sebastiana. Nie jest cały czas w swojej formie demona, prawda? ;) więcej nie powiem x3

      Usuń
    2. Powiedziałaś wystarczająco :* dziękuję, już wiem, co o tym sądzić :D

      Usuń
    3. Wiedziałam!
      Już kurde wszystko wiem teraz xD

      Usuń
    4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń