"Dlaczego?"
Demon
mieszał powoli zawartość garnka, wdychając dziwnie kuszący dla ludzi zapach.
Choć sam nie czerpał korzyści z ludzkiego jedzenia, to sama czynność gotowania
sprawiała mu swego rodzaju przyjemność. Bez użycia nad ludzkich zdolności,
można było spokojnie odprężyć się i porozmyślać, jednocześnie odwracając swoją
uwagę od największych dylematów. Tym razem jednak nie mógł się uspokoić, co
ostatnio często mu się zdarzało. I to nie bez powodu. Było coraz lepiej i
jednocześnie coraz gorzej. Wszystko działo się za szybko, zmierzając ku
końcowi. A on wciąż nie mógł wpaść na właściwe rozwiązanie, wielu rzeczy nie
był pewien. Było zbyt wiele nie wiadomych. Kto? Dlaczego…? O d k
i e d y? Musiał znaleźć odpowiedzi na te pytania. I to szybko. Uporczywy głód
kłujący go najmniej pożądanych momentach tylko go w tym przekonaniu utwierdzał.
Nie ma czasu. Jeśli nie zadziała TERAZ, straci wszystko. A do tego nie miał
zamiaru dopuścić.
~*~
- Czy
coś się stało, panie Wells? – spytała dziewczyna podnosząc łyżkę z zupą do ust.
- Nie –
uciął naburmuszony blondyn.
-
Czyżby Sebastian coś panu zrobił? – drążyła z poważną miną. Zauważyła jednak,
że kamerdyner uśmiecha się lekko.
- Czy
coś mi zrobił? Maty na sali są wydrążone na kształt moich pleców i głowy, bo
ten twój pieprzony ninja rzucał mną ledwie kiwając palcem, śmiejąc się ze mnie.
Albo jesteście jakimiś kosmitami, albo trzeba was poważnie przebadać, bo na
pewno nie jest z wami w porządku – wybuchł Alex trzaskając dłonią w stół.
- To
prawda Sebastianie? – zerknęła kątem oka na lokaja.
- O ile
mi wiadomo, nie uzyskałem tytułu japońskiego wojownika, ani też nie pochodzę z
innej planety – odparł kłaniając się lekko.
-
Przezabawne, doprawdy. Śmiejcie się ze mnie, proszę bardzo – mruknął zakładając
ręce.
- Bez
przesady, panie Wells. Zachowuje się pan niedojrzale.
-
Obrażacie funkcjonariusza FBI, jeśli mogę zauważyć.
-
Jestem świadoma tego faktu, Sebastian również – kontynuowała grę, wycierając
usta serwetką.
- Ale
oczywiście macie to głęboko w nosie. Zresztą, po co ja się burzę, i tak nic nie
zdziałam – opadł zrezygnowany na krzesło.
-
Cieszę się , że rozumie pan swoją sytuację.
Blondyn
rzucił jej ponure spojrzenie, nie odezwał się jednak. Za to kamerdyner pochylił
się nad nią nisko.
- Ma
pani telefon od zastępcy oddziału klienta Word Company – mruknął cicho.
Zmarszczyła
brwi. Od kilku miesięcy powierzała demonowi sprawy firmy, którą odziedziczyła,
gdyż nie budziła w niej najmniejszego zainteresowania. To, że przekazywał jej
telefon wskazywało na coś ważnego.
-
Przepraszam – powiedziała w przestrzeń wychodząc z jadalni.
Demon
patrzył ze zmrużonymi oczami na oddalającą się sylwetkę jego pani. Miał
nadzieję, że powrót do niektórych starych nawyków odwróci jej uwagę od
ostatnich wydarzeń. To może mu dać trochę więcej czasu. Niewiele, ale jednak.
Poczuł
na sobie wzrok agenta, który wciąż kończył jeść obiad. Odwrócił się więc w jego
stronę, uśmiechając uprzejmie.
- Czy mógłbym
w czymś pomóc, panie Wells?
- Mam
wrażenie, że mnie nie lubisz. Może nawet nienawidzić. I nie mogę znaleźć
odpowiedzi, dlaczego. Mogę się narzucać i być irytujący, nie sądzę jednak, by
był to powód do nienawiści.
Proszę,
więc nie był tak głupi, za jakiego się podawał.
- Jeśli
czym pana uraziłem, to najgoręcej przepraszam – skłonił się lekko.
- Wręcz
przeciwnie. Jesteś uprzejmy do bólu.
- Taką
mam pracę, panie Wells. Moim obowiązkiem jest przyjąć każdego gościa mojej pani,
nie bacząc na moje odczucia czy uprzedzenia.
- Tak, tak
– blondyn machnął ręką. – Posłuszeństwo i te sprawy. Nadal jednak nie
odpowiedziałeś na moje pytanie. Dlaczego tak bardzo mnie nie lubisz?
- Niegrzecznym
byłoby odpowiedzieć na takie pytanie – zręcznie wywinął się Sebastian, cały
czas mając na twarzy nieprzeniknioną maskę uprzejmego uśmiechu. – Ja tylko służę
swojej pani, na każdy możliwy sposób.
Milczenie,
które zapadło podpowiedziało jej, że Alex załapał aluzję. Po kolejnej minucie
ciszy wstał i nie odwracając się rzucił:
- Zrozumiałem
ostrzeżenie. Dziękuję za posiłek.
- Do
usług – zmrużone, jarzące się szkarłatnie oczy lśniły w półmroku jadalni,
jednak odwrócony mężczyzna nie mógł już tego zauważyć.
~*~
Tej
nocy postanowił zrobić coś, czego już dawno nie robił. Zajrzał do sypialni
dziewczyny. Zwykle robił to, by w razie potrzeby odegnać nękające ją koszmary.
Dzisiaj jednak coś innego przywiodło go pod ciemnobrązowe drzwi. Poczuł, że
dobrze zrobił, zanim jeszcze ujrzał puste, rozkopane łóżko. Odsłonięte rolety,
poduszka na podłodze i pusta szklanka wody na stoliku nocnym mówiły mu więcej
niż można było się spodziewać. Demon westchnął pod nosem i pewnym krokiem ruszył
na trzecie piętro. Tak jak się spodziewał, czarnowłosa siedziała przy fortepianie.
Jej palce poruszały się miarowo po klawiaturze, nie wydając jednak żadnego dźwięku.
Nie wiedział czemu, jednak ten widok wydawał mu się bardzo smutny.
Podszedł
po cichu, cały czas patrząc na jej profil. Oczywiście zauważyła go. Nie
spodziewał się niczego innego.
-
Zagonisz mnie teraz do łóżka jak małe dziecko? – mruknęła cicho, nawet na niego
nie spojrzawszy.
-
Miałem taki zamiar – przyznał szczerze. – Ciągle odzyskuje panienka siły.
- Ale…?
- Ale i
tak panienka by mnie nie posłuchała – westchnął cierpiętniczo.
Wydawało
mu się, że kącik jej ust uniósł się nieznacznie, jednak równie dobrze mogła to
być gra światła księżyca, które prześwitywało przez zasłony.
Mai
zdjęła dłonie z klawiszy i odsunęła się nieco, podkurczając nogi. Zrozumiał
iluzję i przysiadł obok. Nie był to pokaz zażyłości. Wiedział, że nie lubiła,
gdy ktoś nad nią stał. Ta świadomość nie powstrzymała go jednak przed myślami,
które w jednej chwili przeleciały przez jego umysł.
- Co
się stało, panienko? – zaczął.
- Myślę
– prosta, szczera odpowiedź.
- O
czym?
- O
wszystkim – chciała sięgnąć na kark po warkocz, zapominając, że ma rozpuszczone
włosy. Opuściła więc rękę, zostawiając sięgające ziemi kosmyki.
- A o
czym najbardziej? – drążył. Jeśli mógł pomóc, zrobiłby to natychmiast. Nie
chciał jednak zbytnio naciskać. Stawka była zbyt duża.
-
Teraz? O tobie – w końcu popatrzyła na niego, a jej ciemne spojrzenie przeszyło
do wskroś. – Właściwie to cały czas chodzą mi po głowie te same pytania.
- Na
przykład?
-
Dlaczego zostałeś? Co zrobiłeś? Co się z tobą dzieje? Gdzie znikasz po nocach
bez moich rozkazów? Co tobą kieruje? Dlaczego mnie to obchodzi? – mówiła coraz
ciszej, aż ostatnie zdanie nie było głośniejsze od westchnienia.
Trudne
pytania.
-
Jednak na większość tych pytań zna panienka odpowiedź – przypomniał łagodnie.
- Może –
znów się odwróciła. – A może nie.
Nie
prosiła o odpowiedzi. Może trudno było w to uwierzyć, ale był jej wdzięczny za
to milczenie. Nie chciał zrzucać na nią tego wszystkiego. Fakt, że nie padły
żadne rozkazy pokazywał, że mu ufała. A to zdawało się go niszczyć od środka.
- Ja
również mam powody do zmartwień – przyznał, choć słowa te zabrzmiały
nienaturalnie, wychodząc z jego ust. Nie usłyszał odpowiedzi. – Dlaczego panienka
nigdy nie powiedziała, że moja obecność sprawia panience ból? Albo o atakach,
które praktycznie odbierały panience przytomność? – pytał łagodnie, jednak z
nutą pretensji w głosie.
- Nie
wiem. Bałam się? Wstydziłam? A może nie chciałam cię martwić, gdy coś było z
tobą nie tak? – mruczała jakby do siebie. – Jednak to już przeszłość.
- Jak
to? – zamrugał zaskoczony.
- Ból zniknął.
I czuję, że już nie wróci.
Wtedy –
zrozumiał. Dwa dni temu. Nie powiedział tego na głos, ale nawet bez
potwierdzenia dziewczyny wiedział, że to była prawda.
- Mimo
wszystko. Moim obowiązkiem jest się panienką opiekować.
- Nie
do końca, Sebastianie – jej głos znowu był ledwo słyszalny. – Miałeś mnie
doprowadzić do zemsty. I tak się stało. Twoje zadanie zostało wykonane. Jednak
twoje trofeum okazało się być uszkodzone. Dlaczego więc wciąż bierzesz udział w
tej grze?
- Ponieważ
ta nagroda, uszkodzona, czy nie, jest warta każdej ceny.
Prychnięcie.
I cisza. Ciężka, nieprzenikniona. Nagle jednak smukłe palce ponownie spoczęły
na klawiaturze. Tym razem jednak grając ciepłą, powolną melodię. Tak dobrze mu
znaną.
- Za późno, by symulować… - zanuciła pod
nosem. - Za późno, by szeptać głupoty…
Urwała,
grając jeszcze parę taktów jedną ręką. Jakby z wahaniem przyłączyła drugą, a
muzyka nabrała głębi.
- Czuję te emocje, zagubione w świetle
księżyca podróżując przez bezkres nocy… -
delikatny głos rozbrzmiewał w pomieszczeniu. Sebastian poczuł dreszcz. Nie
wiedział jednak, czy to przez piosenkę, czy raczej przez sposób, w jaki była
śpiewana. Jakby z nim rozmawiała.
- Ludzie nie są już ptakami – drgnął, gdy
zmieniła słowa. – I ja też zmieniłam swą
twarz. Woląc zostać na ziemi niż lecieć ku śmierci. Twój dotyk nagle znika,
niczym halucynacja, zwykły sen. Oddalasz się niczym fala, podczas gdy ja
rozpadam się stojąc na brzegu.
Choć
melodia była smutna, na twarzy dziewczyny malował się spokój. I tylko on
pozostał, gdy ostatnie tony utonęły w milczeniu.
- Wielu
rzeczy wciąż nie wiesz, Sebastianie – Mai pierwsza przerwała ciszę. – Choć nie
wiem jak, wciąż mam przed tobą wiele tajemnic.
Powoli
wstała i stanęła za nim. Ani drgnął, nawet gdy poczuł delikatny dotyk na
ramieniu,
-
Zdradzę ci jedną z nich. Zdaję sobie sprawę z wielu rzeczy, więcej niż myślisz.
O wiele więcej też czuję. Ale przede wszystkim… – poczuł jej oddech na swoim
uchu – Pamiętam chwile, o których ty już zapomniałeś.
Długo
jeszcze tak siedział. Nawet kiedy z pokoju zniknął ostatni ślad jej obecności,
a poranne słońce grzało go w plecy. Co to mogło znaczyć? Zbyt wiele możliwości.
Zbyt wiele myśli. Po prostu zbyt wiele. Po chwili zacisnął pięści i wstał.
Wyszedł powolnym krokiem, zostawiając swoje zmartwienia przy wciąż otwartym
fortepianie.
Kolejne są już w trakcie tworzenia, więc niedługo pojawi się więcej ciekawych wątków.
Do napisania
Mai :3