"- Co zrobisz?"
Następnego ranka w rezydencji panował
zorganizowany chaos. Sebastian chodził od pokoju do pokoju, chowając większość przedmiotów
do szafek, zbierając obrusy, zasłaniając rolety i szykując dom na dłuższą
nieobecność mieszkańców. Mai zaś chowała ubrania, książki, broń i inne rzeczy,
które mogłyby się przydać w podróży. Mijali się więc co chwilę w korytarzu,
ledwie na siebie spojrzawszy. Nagle rozległ się dzwonek.
–
Otworzę – mruknęła dziewczyna, zbiegając po schodach.
– Hej,
Mai – powiedział Stones, gdy uchyliła drzwi.
– Leo,
co ty tu robisz? – westchnęła zrezygnowana. Kolejny problem. Jakby już mnóstwo
nie miała.
– Hej,
nie jestem tu z własnej woli – burknął, wkładając ręce do kieszeni.
– Okej…
– FBI
zrobiło rano burzę w biurze. Wells wparował do gabinetu szefa i zaczął się na
niego wydzierać. Kiedy w końcu się uspokoił, posłał po mnie i powiedział, bym
cię zatrzymał. Słuchaj, nie wiem, o co chodzi, ani nie chcę ci rozkazywać, czy
co. Ten wariat siedzi w aucie ulicę dalej i pewnie podsłuchuje, by mieć
pewność, że z tobą pogadam – powiedział prawie na jednym wdechu.
Czarnowłosa
ścisnęła nasadę nosa palcami. Czuła narastającą w niej irytację.
– Wiem,
że słuchasz, Wells, więc powiem ci to po raz kolejny i ostatni. Nie właź mi w
paradę, bo źle to się skończy. – Jej zimny ton przyprawił mężczyznę o dreszcze.
Gdy
podniosła wzrok na Leo, ten odruchowo się wyprostował.
– To
tyczy również wykorzystywania znajomych mi ludzi. Nisko upadłeś, agencie.
– Zobaczymy, dziewczynko. – Rozległ się
głos z kieszeni blondyna.
–
Wiedziałem – mruknął i wyciągnął małe urządzenie.
– Spotkamy się jeszcze, mała. I nie będzie
to miłe spotkanie. – Po tych słowach nastąpił trzask i dziewczyna
wiedziała, że Alex odjechał.
– Co
się dzieje, Mai? – spytał jej były partner cały czas trzymając w dłoni czarny
mikrofon. – Nie widziałem cię kilka miesięcy, a tu nagle dyba na ciebie FBI.
—
Zawsze chodzi o to samo, Leo – szepnęła i po chwili otworzyła drzwi szerzej. –
Wejdź, jak chcesz.
—
Dzięki – odparł.
Zaprowadziła go do salonu, który
teraz wydawał się jej strasznie pusty. Bez porozrzucanych książek, wazonów
stojących na parapetach oraz rozmieszczonych gdzieniegdzie świeczek,
pomieszczenie nabrało smutnego, lekko snobistycznego klimatu.
Wcisnęła guzik wbudowany w poręcz
sofy.
– Tak, pani? – Usłyszała po
chwili, gdy demon wszedł do środka. Nie wydawał się zdziwiony obecnością
Stonesa.
– Przynieś nam coś do picia –
poprosiła.
– Jak sobie życzysz, panienko.
– Więc? – spytał blondyn, gdy
kamerdyner wyszedł. – Co tam u ciebie?
– Jeszcze żyję – sucha odpowiedź.
– Ha, ha. Śmieszne. Wyjeżdżasz za
granicę?
– Mhm.
Rozmowa wyraźnie się nie kleiła.
Żadne z nich nie wiedziało, co powiedzieć, więc milczeli. Po dłuższej chwili
Leo westchnął i splatając palce, zerknął na dziewczynę.
– Masz kłopoty z FBI. – To nie
było pytanie. – Oni nie idą tak sobie do byle kogo i nie pytają o przysługę.
Muszą więc mieć na ciebie haka. I to dużego. Sądząc po reakcji Wellsa, coś
poszło nie tak i ich odsunęłaś. Ale będą cię ścigać. Niezależnie od tego, czy
wyjedziesz, czy nie, on tam będzie. Pytam się więc: co zrobisz?
Mai uśmiechnęła się lekko. Nie
próbował wyciągnąć od niej, co ma na nią FBI, ani dlaczego wyjeżdża, ale jak ma
zamiar utrzeć nosa ważniakom z rządu. Właśnie dlatego trzy lata temu wybrała go
na swojego partnera.
– Dokładnie to, co powiedziałam
Alexandrowi. Dopóki nikt nie wchodzi mi w drogę, wszyscy będą zadowoleni. Jeśli
to zignorują, zniszczę ich.
– Ty…
W tym momencie do pomieszczenia
wszedł Sebastian, niosąc tacę z herbatą i ciastkami. Gdy postawił je na stole,
dziewczyna od razu sięgnęła po herbatnika, nie zważając na niezadowoloną minę
blondyna.
— Maślane – mruknęła zadowolona.
— Czy potrzebują państwo czegoś
jeszcze? – spytał kamerdyner.
— Usiądź, Sebastianie. Leo
chciałby otrzymać kilka odpowiedzi, również od ciebie. – Rzuciła mu psotne
spojrzenie, gdy zobaczyła jego zaskoczoną minę. Szybko się jednak otrząsnął i
usiadł obok niej na sofie.
— Chcę? – Stones przekrzywił
zmieszany głowę.
— Padło pytanie: Co zrobię, gdy
wyjadę, a agent Wells będzie mnie ścigał? – Czarnowłosa zignorowała byłego
partnera i sięgnęła po kolejne ciastko, podczas gdy demon patrzył na nią z
uśmiechem.
— Zapewne powiedziała panienka
agentowi Stonesowi, że nie pozwoli nikomu wchodzić sobie w drogę. – Nie
uzyskawszy odpowiedzi, przeniósł wzrok na blondyna. – I tak będzie. Jeżeli
obecność Alexandra Wellsa stanie się… problematyczna, zostanie on usunięty.
— Usunięty?!
— Dokładnie tak. – Spokojny głos
Mai kontrastował z lekko spanikowanym tonem mężczyzny. – Skoro moja współpraca
z władzami się skończyła, a za kilka godzin będę poza miastem, nie widzę
przeszkód, byś się o tym dowiedział.
Powietrze w pokoju zgęstniało,
gdy dziewczyna chwyciła kubek z herbatą i opadając lekko na oparcie sofy,
przeszyła blondyna spojrzeniem.
— Nigdy nie byłam bezbronną nastolatką,
za jaką mnie uważasz, Leo. Starałam się ci to wyjaśnić, gdy przyszedłeś ostrzec
mnie przed inspektorem Johnsonem. W rzeczywistości jestem prawdopodobnie
najniebezpieczniejszą osobą z jaką miałeś do czynienia.
— Okej… Przepraszam, ale ciężko
mi w to uwierzyć. – Stones przeczesał palcami włosy, odwracając wzrok.
— Nie przepraszaj. O to w tym
wszystkim chodzi. Czyż nie, Sebastianie?
— Niedocenianie mojej pani ze
względu na jej wiek czy wygląd jest dużym błędem, często popełnianym przez
osoby wokół niej, które chcą jej pomagać lub wykorzystać. Jednak ma to również
swoje dobre strony. – Kącik jego ust uniósł się lekko ku górze w złowrogim
uśmiechu. – Taka osoba nie spodziewa się noża wbitego w plecy przy chwili
nieuwagi. Dosłownie.
— Teraz będziesz mi to wypominał?
– mruknęła niezadowolona. – To było dwa lata temu. Facet miał zbyt lepkie
palce. W dodatku wielokrotnie zdradzał żonę. Chciał się do mnie dobrać, kiedy
ona była dwa pokoje obok.
— Tak, a gdy odwrócił się, by ją
uspokoić, panienka upewniła się, że był to ostatni raz. Nawet gdyby przeżył,
zostałby bez pewnej części ciała.
Dziewczyna prychnęła, sięgając po
kolejne ciasteczko.
— Zasłużył na gorszą śmierć. –
demon zachichotał.
Stones patrzył to na jedno, to na
drugie, a szok i niedowierzanie coraz wyraźniej malowały się na jego twarzy.
— Zabiłaś człowieka? Bez
wyraźnego powodu?
— Bez
powodu? Ten mężczyzna był kanalią, molestując własną córkę przez cztery lata,
wyłudzając pieniądze od podwładnych, doprowadził do bankrupcji dwóch
sierocińców w sąsiednich miastach, by napchać sobie kieszenie i dobierał do
wszystkiego, co się rusza – obrzydzenie w jej głosie było wyraźnie wyczuwalne,
a atmosfera w pokoju na powrót stała się nieprzyjemnie ciężka.
— To
nie zmienia faktu, że go zabiłaś. – Cichy głos agenta przerwał ciszę.
—
Owszem. I nie żałuję.
—
Odebrałaś człowiekowi życie, Mai. Nie zależnie od tego jakim był człowiekiem,
nie powinnaś była tego robić mając inne wyjście.
—
Prawdziwa postawa policjanta. – Gorzkie słowa. – Też taka byłam. Jednak
przejrzałam na oczy, gdy dowiedziałam się jaki jest ten świat. Jacy są ludzie. Większość
z nas nigdy nie powinna istnieć, Leo. Dla dobra świata, w który wierzysz.
Mężczyzna
drgnął, jakby coś do niego dotarło.
— Ilu?
Mai, ilu ludzi zabiłaś? – wyprany z emocji głos blondyna wywołał lekki uśmiech
na jej twarzy.
—
Przestałam liczyć.
— C-co…
kłamiesz. To nie jest prawda.
—
Jeżeli poznałeś mnie choć trochę podczas naszej współpracy, to wiesz, że ja nie
kłamię.
— Ty… -
przeniósł wzrok na Sebastiana – Ty ją w to wciągnąłeś.
—
Zapewniam pana, agencie Stones, że nigdy nie naruszyłem woli mojej pani.
— Wy… -
potrząsnął gniewnie głową. – Po co mi to mówicie? I dlaczego nie miałbym cię
teraz aresztować?
—
Odpowiedzieliśmy tylko na twoje pytanie. A jeśli chcesz mnie skuć… to chodź tu
i spróbuj.
~
To
wyzwanie uświadomiło Leo, że nie miał najmniejszych szans. Patrzył w osłupieniu
na dwójkę ludzi siedzących na sofie. Przystojnego, zawsze spokojnego i
uśmiechniętego dżentelmena i dziewiętnastoletnią, chudą dziewczynę zajadającą
ciasteczka. Nadal nie docierała do niego myśl, że są mordercami. Widział wiele
rzeczy w życiu. Złapał wielu przestępców, w tym również nieletnich. Ale
nigdy, n i g d y nie podejrzewałby, że jeden z tych potworów
będzie z nim pracował, czy pił cappuccino w kawiarence. Na tę myśl poczuł ucisk
w piersi.
Po
dłuższej chwili zamknął emocje w sobie i przybrał maskę detektywa. Jego każdy
gest był uważnie obserwowany i interpretowany. Co gorsza, na cudzym terenie,
bez jakiejkolwiek broni.
—
Przyznaję, tu mnie masz.
—
Proszę cię. Nawet gdyby wparował tu cały oddział wojskowych, nic byś nie
wskórał.
Zachowywała
się inaczej. Była bardziej rozluźniona, wręcz znudzona. Jej nonszalancja była
czymś, czego Stones nigdy nie spodziewał się zobaczyć. Po prostu nie pasowało
to do jego wyobrażenia o czarnowłosej. Była kompletnie obcą mu osobą. Wtedy
dotarło do niego, że Mai Word, którą znał, nigdy nie istniała.
— Co ma
mnie powstrzymać przed wykonaniem telefonu na komendę i przysłaniem tu grupy
funkcjonariuszy? – spytał.
—
Nic. –
Sięgnęła po kolejne ciastko. – Nie oczekuj jednak, że ktokolwiek ci
uwierzy.
— Dlaczego?
—
Oskarżasz dziewiętnastoletnią dziewczynę, właścicielkę wielkiej korporacji,
współpracownicę rządu o wielokrotne morderstwo na podstawie jednej rozmowy, bez
żadnych solidnych dowodów. Nie wspominając już o tym, że nikt nie miałby na
tyle odwagi, by mi się przeciwstawić.
— Bo
co? Ich też zabijesz? – odezwał się szorstko. Była praktycznie dzieckiem!
— Może.
Musisz jednak wiedzieć, Leo, że są rzeczy gorsze od śmierci. – Rzuciła mu tak
zimne spojrzenie, że przeszły go dreszcze. – Nieprawdaż, Sebastianie?
— Tak, pani. – Przeniósł wzrok na
kamerdynera. Uśmiechał się niepokojąco, a jego oczy jarzyły się czerwonym
blaskiem.
— Co do…
?! – poderwał się z fotela.
— Czas
na ciebie, Leo. – Nawet na niego nie spojrzała. – Do dzieła.
— Jak
sobie życzysz, pani. – rozległ się cichy śmiech, a potem Stones stracił przytomność.
~
—
Dlaczego panienka zaprosiła agenta go środka, wiedząc, co się stanie? – spytał później
swoją panią, podczas gdy taksówka odwoziła blondyna do domu.
—
Chciałam zobaczyć jego reakcję – usłyszał w odpowiedzi.
Cały
czas byli w salonie. Nie dostał rozkazu, by wstać lub wyjść, więc ich ramiona
praktycznie się stykały, gdy siedzieli razem na sofie.
— I
jak, zawiodła się panienka? – Przekrzywił głowę, zaciekawiony. Była to dość
słaba wymówka, ale nie zamierzał kwestionować pobudek dziewczyny. Wręcz
przeciwnie, oczekiwał każdego niespodziewanego ruchu, jaki zrobi.
— Nie
do końca. – Rzuciła mu rozbawione spojrzenie. – Irytujący z niego człowiek, ale
widziałam gorszych. Odegra jeszcze ważną rolę w tej grze.
Nie
miał pojęcia, o czym mówiła, uśmiechnął się jednak widząc jej zadowolenie. Po chwil
wyciągnął z kieszeni marynarki zegarek i sprawdził godzinę.
— Za
pół godziny będzie obiad. Nie pozwolę panience jeść tylko słodyczy.
Dłoń z
ciasteczkiem zamarła w połowie drogi do ust czarnowłosej. Rzuciła mu mściwe
spojrzenie i odłożyła kruchy krążek na talerz, mamrocząc pod nosem. Zachichotał
cicho i wstając, potargał Mai włosy.
~
— Idź
już, a nie… - burknęła, odtrącając jego rękę.
Demon
zachichotał ponownie i wyszedł. Dziewczyna odgarnęła ciemne kosmyki z twarzy,
próbując uspokoić walące serce.
—
Cholera – mruknęła do siebie i położyła się na plecach. Skóra była wciąż ciepła
w miejscu, gdzie siedział. – To będzie ciężka podróż.
Akcja powoli idzie do przodu (mam nadzieję, że nie za wolno D:), a zaczęły się wakacje. W ich trakcie chciałabym trochę pozmieniać bloga w sensie organizacyjno-wizualnym. Może macie jakieś pomysły lub poropozycje? :)
Co do rozdziału, to mam nadzieję, że się spodobał i zbytnio nie przynudził :P Szczerze, to spędziłam nad nim zadziwiająco dużo czasu, mimo że żadna super akcja nie miała tam miejsca D: Cóż, liczę na szczere opinie!
Do napisania :3
Mai