26 cze 2016

Tom 2, IX


"- Co zrobisz?"


                 Następnego ranka w rezydencji panował zorganizowany chaos. Sebastian chodził od pokoju do pokoju, chowając większość przedmiotów do szafek, zbierając obrusy, zasłaniając rolety i szykując dom na dłuższą nieobecność mieszkańców. Mai zaś chowała ubrania, książki, broń i inne rzeczy, które mogłyby się przydać w podróży. Mijali się więc co chwilę w korytarzu, ledwie na siebie spojrzawszy. Nagle rozległ się dzwonek.
                – Otworzę – mruknęła dziewczyna, zbiegając po schodach.
                – Hej, Mai – powiedział Stones, gdy uchyliła drzwi.
                – Leo, co ty tu robisz? – westchnęła zrezygnowana. Kolejny problem. Jakby już mnóstwo nie miała.
                – Hej, nie jestem tu z własnej woli – burknął, wkładając ręce do kieszeni.
                – Okej…
                – FBI zrobiło rano burzę w biurze. Wells wparował do gabinetu szefa i zaczął się na niego wydzierać. Kiedy w końcu się uspokoił, posłał po mnie i powiedział, bym cię zatrzymał. Słuchaj, nie wiem, o co chodzi, ani nie chcę ci rozkazywać, czy co. Ten wariat siedzi w aucie ulicę dalej i pewnie podsłuchuje, by mieć pewność, że z tobą pogadam – powiedział prawie na jednym wdechu.
                Czarnowłosa ścisnęła nasadę nosa palcami. Czuła narastającą w niej irytację.
                – Wiem, że słuchasz, Wells, więc powiem ci to po raz kolejny i ostatni. Nie właź mi w paradę, bo źle to się skończy. – Jej zimny ton przyprawił mężczyznę o dreszcze.
                Gdy podniosła wzrok na Leo, ten odruchowo się wyprostował.
                – To tyczy również wykorzystywania znajomych mi ludzi. Nisko upadłeś, agencie.
                – Zobaczymy, dziewczynko. – Rozległ się głos z kieszeni blondyna.
                – Wiedziałem – mruknął i wyciągnął małe urządzenie.
                – Spotkamy się jeszcze, mała. I nie będzie to miłe spotkanie. – Po tych słowach nastąpił trzask i dziewczyna wiedziała, że Alex odjechał.
                – Co się dzieje, Mai? – spytał jej były partner cały czas trzymając w dłoni czarny mikrofon. – Nie widziałem cię kilka miesięcy, a tu nagle dyba na ciebie FBI.
                — Zawsze chodzi o to samo, Leo – szepnęła i po chwili otworzyła drzwi szerzej. – Wejdź, jak chcesz.
                — Dzięki – odparł.
Zaprowadziła go do salonu, który teraz wydawał się jej strasznie pusty. Bez porozrzucanych książek, wazonów stojących na parapetach oraz rozmieszczonych gdzieniegdzie świeczek, pomieszczenie nabrało smutnego, lekko snobistycznego klimatu.
Wcisnęła guzik wbudowany w poręcz sofy.
– Tak, pani? – Usłyszała po chwili, gdy demon wszedł do środka. Nie wydawał się zdziwiony obecnością Stonesa.
– Przynieś nam coś do picia – poprosiła.
– Jak sobie życzysz, panienko.
– Więc? – spytał blondyn, gdy kamerdyner wyszedł. – Co tam u ciebie?
– Jeszcze żyję – sucha odpowiedź.
– Ha, ha. Śmieszne. Wyjeżdżasz za granicę?
– Mhm.
Rozmowa wyraźnie się nie kleiła. Żadne z nich nie wiedziało, co powiedzieć, więc milczeli. Po dłuższej chwili Leo westchnął i splatając palce, zerknął na dziewczynę.
– Masz kłopoty z FBI. – To nie było pytanie. – Oni nie idą tak sobie do byle kogo i nie pytają o przysługę. Muszą więc mieć na ciebie haka. I to dużego. Sądząc po reakcji Wellsa, coś poszło nie tak i ich odsunęłaś. Ale będą cię ścigać. Niezależnie od tego, czy wyjedziesz, czy nie, on tam będzie. Pytam się więc: co zrobisz?
Mai uśmiechnęła się lekko. Nie próbował wyciągnąć od niej, co ma na nią FBI, ani dlaczego wyjeżdża, ale jak ma zamiar utrzeć nosa ważniakom z rządu. Właśnie dlatego trzy lata temu wybrała go na swojego partnera.
– Dokładnie to, co powiedziałam Alexandrowi. Dopóki nikt nie wchodzi mi w drogę, wszyscy będą zadowoleni. Jeśli to zignorują, zniszczę ich.
– Ty…
W tym momencie do pomieszczenia wszedł Sebastian, niosąc tacę z herbatą i ciastkami. Gdy postawił je na stole, dziewczyna od razu sięgnęła po herbatnika, nie zważając na niezadowoloną minę blondyna.
— Maślane – mruknęła zadowolona.
— Czy potrzebują państwo czegoś jeszcze? – spytał kamerdyner.
— Usiądź, Sebastianie. Leo chciałby otrzymać kilka odpowiedzi, również od ciebie. – Rzuciła mu psotne spojrzenie, gdy zobaczyła jego zaskoczoną minę. Szybko się jednak otrząsnął i usiadł obok niej na sofie.
— Chcę? – Stones przekrzywił zmieszany głowę.
— Padło pytanie: Co zrobię, gdy wyjadę, a agent Wells będzie mnie ścigał? – Czarnowłosa zignorowała byłego partnera i sięgnęła po kolejne ciastko, podczas gdy demon patrzył na nią z uśmiechem.
— Zapewne powiedziała panienka agentowi Stonesowi, że nie pozwoli nikomu wchodzić sobie w drogę. – Nie uzyskawszy odpowiedzi, przeniósł wzrok na blondyna. – I tak będzie. Jeżeli obecność Alexandra Wellsa stanie się… problematyczna, zostanie on usunięty.
— Usunięty?!
— Dokładnie tak. – Spokojny głos Mai kontrastował z lekko spanikowanym tonem mężczyzny. – Skoro moja współpraca z władzami się skończyła, a za kilka godzin będę poza miastem, nie widzę przeszkód, byś się o tym dowiedział. 
Powietrze w pokoju zgęstniało, gdy dziewczyna chwyciła kubek z herbatą i opadając lekko na oparcie sofy, przeszyła blondyna spojrzeniem.
— Nigdy nie byłam bezbronną nastolatką, za jaką mnie uważasz, Leo. Starałam się ci to wyjaśnić, gdy przyszedłeś ostrzec mnie przed inspektorem Johnsonem. W rzeczywistości jestem prawdopodobnie najniebezpieczniejszą osobą z jaką miałeś do czynienia.
— Okej… Przepraszam, ale ciężko mi w to uwierzyć. – Stones przeczesał palcami włosy, odwracając wzrok.
— Nie przepraszaj. O to w tym wszystkim chodzi. Czyż nie, Sebastianie?
— Niedocenianie mojej pani ze względu na jej wiek czy wygląd jest dużym błędem, często popełnianym przez osoby wokół niej, które chcą jej pomagać lub wykorzystać. Jednak ma to również swoje dobre strony. – Kącik jego ust uniósł się lekko ku górze w złowrogim uśmiechu. – Taka osoba nie spodziewa się noża wbitego w plecy przy chwili nieuwagi. Dosłownie.
— Teraz będziesz mi to wypominał? – mruknęła niezadowolona. – To było dwa lata temu. Facet miał zbyt lepkie palce. W dodatku wielokrotnie zdradzał żonę. Chciał się do mnie dobrać, kiedy ona była dwa pokoje obok.
— Tak, a gdy odwrócił się, by ją uspokoić, panienka upewniła się, że był to ostatni raz. Nawet gdyby przeżył, zostałby bez pewnej części ciała.
Dziewczyna prychnęła, sięgając po kolejne ciasteczko.
— Zasłużył na gorszą śmierć. – demon zachichotał.
Stones patrzył to na jedno, to na drugie, a szok i niedowierzanie coraz wyraźniej malowały się na jego twarzy.
— Zabiłaś człowieka? Bez wyraźnego powodu?
                — Bez powodu? Ten mężczyzna był kanalią, molestując własną córkę przez cztery lata, wyłudzając pieniądze od podwładnych, doprowadził do bankrupcji dwóch sierocińców w sąsiednich miastach, by napchać sobie kieszenie i dobierał do wszystkiego, co się rusza – obrzydzenie w jej głosie było wyraźnie wyczuwalne, a atmosfera w pokoju na powrót stała się nieprzyjemnie ciężka.
                — To nie zmienia faktu, że go zabiłaś. – Cichy głos agenta przerwał ciszę.
                — Owszem. I nie żałuję.
                — Odebrałaś człowiekowi życie, Mai. Nie zależnie od tego jakim był człowiekiem, nie powinnaś była tego robić mając inne wyjście.
                — Prawdziwa postawa policjanta. – Gorzkie słowa. – Też taka byłam. Jednak przejrzałam na oczy, gdy dowiedziałam się jaki jest ten świat. Jacy są ludzie. Większość z nas nigdy nie powinna istnieć, Leo. Dla dobra świata, w który wierzysz.
                Mężczyzna drgnął, jakby coś do niego dotarło.
                — Ilu? Mai, ilu ludzi zabiłaś? – wyprany z emocji głos blondyna wywołał lekki uśmiech na jej twarzy.
                — Przestałam liczyć.
                — C-co… kłamiesz. To nie jest prawda.
                — Jeżeli poznałeś mnie choć trochę podczas naszej współpracy, to wiesz, że ja nie kłamię.
                — Ty… - przeniósł wzrok na Sebastiana – Ty ją w to wciągnąłeś.
                — Zapewniam pana, agencie Stones, że nigdy nie naruszyłem woli mojej pani.
                — Wy… - potrząsnął gniewnie głową. – Po co mi to mówicie? I dlaczego nie miałbym cię teraz aresztować?
                — Odpowiedzieliśmy tylko na twoje pytanie. A jeśli chcesz mnie skuć… to chodź tu i spróbuj.

~

                To wyzwanie uświadomiło Leo, że nie miał najmniejszych szans. Patrzył w osłupieniu na dwójkę ludzi siedzących na sofie. Przystojnego, zawsze spokojnego i uśmiechniętego dżentelmena i dziewiętnastoletnią, chudą dziewczynę zajadającą ciasteczka. Nadal nie docierała do niego myśl, że są mordercami. Widział wiele rzeczy w życiu. Złapał wielu przestępców, w tym również nieletnich. Ale nigdy,  n i g d y  nie podejrzewałby, że jeden z tych potworów będzie z nim pracował, czy pił cappuccino w kawiarence. Na tę myśl poczuł ucisk w piersi.
                Po dłuższej chwili zamknął emocje w sobie i przybrał maskę detektywa. Jego każdy gest był uważnie obserwowany i interpretowany. Co gorsza, na cudzym terenie, bez jakiejkolwiek broni.  
                — Przyznaję, tu mnie masz.
                — Proszę cię. Nawet gdyby wparował tu cały oddział wojskowych, nic byś nie wskórał.
                Zachowywała się inaczej. Była bardziej rozluźniona, wręcz znudzona. Jej nonszalancja była czymś, czego Stones nigdy nie spodziewał się zobaczyć. Po prostu nie pasowało to do jego wyobrażenia o czarnowłosej. Była kompletnie obcą mu osobą. Wtedy dotarło do niego, że Mai Word, którą znał, nigdy nie istniała.
                — Co ma mnie powstrzymać przed wykonaniem telefonu na komendę i przysłaniem tu grupy funkcjonariuszy? – spytał.
                — Nic.  –  Sięgnęła po kolejne ciastko. – Nie oczekuj jednak, że ktokolwiek ci uwierzy.
                —  Dlaczego?
                — Oskarżasz dziewiętnastoletnią dziewczynę, właścicielkę wielkiej korporacji, współpracownicę rządu o wielokrotne morderstwo na podstawie jednej rozmowy, bez żadnych solidnych dowodów. Nie wspominając już o tym, że nikt nie miałby na tyle odwagi, by mi się przeciwstawić.
                — Bo co? Ich też zabijesz? – odezwał się szorstko. Była praktycznie dzieckiem!
                — Może. Musisz jednak wiedzieć, Leo, że są rzeczy gorsze od śmierci. – Rzuciła mu tak zimne spojrzenie, że przeszły go dreszcze. – Nieprawdaż, Sebastianie?
                  — Tak, pani. – Przeniósł wzrok na kamerdynera. Uśmiechał się niepokojąco, a jego oczy jarzyły się czerwonym blaskiem.
                — Co do… ?! – poderwał się z fotela.
                — Czas na ciebie, Leo. – Nawet na niego nie spojrzała. – Do dzieła.
                — Jak sobie życzysz, pani. – rozległ się cichy śmiech, a potem Stones stracił przytomność.

~
               
                — Dlaczego panienka zaprosiła agenta go środka, wiedząc, co się stanie? – spytał później swoją panią, podczas gdy taksówka odwoziła blondyna do domu.
                — Chciałam zobaczyć jego reakcję – usłyszał w odpowiedzi.
                Cały czas byli w salonie. Nie dostał rozkazu, by wstać lub wyjść, więc ich ramiona praktycznie się stykały, gdy siedzieli razem na sofie.
                — I jak, zawiodła się panienka? – Przekrzywił głowę, zaciekawiony. Była to dość słaba wymówka, ale nie zamierzał kwestionować pobudek dziewczyny. Wręcz przeciwnie, oczekiwał każdego niespodziewanego ruchu, jaki zrobi.
                — Nie do końca. – Rzuciła mu rozbawione spojrzenie. – Irytujący z niego człowiek, ale widziałam gorszych. Odegra jeszcze ważną rolę w tej grze.
                Nie miał pojęcia, o czym mówiła, uśmiechnął się jednak widząc jej zadowolenie. Po chwil wyciągnął z kieszeni marynarki zegarek i sprawdził godzinę.
                — Za pół godziny będzie obiad. Nie pozwolę panience jeść tylko słodyczy.
                Dłoń z ciasteczkiem zamarła w połowie drogi do ust czarnowłosej. Rzuciła mu mściwe spojrzenie i odłożyła kruchy krążek na talerz, mamrocząc pod nosem. Zachichotał cicho i wstając, potargał Mai włosy.

~

                — Idź już, a nie… - burknęła, odtrącając jego rękę.
                Demon zachichotał ponownie i wyszedł. Dziewczyna odgarnęła ciemne kosmyki z twarzy, próbując uspokoić walące serce.
                — Cholera – mruknęła do siebie i położyła się na plecach. Skóra była wciąż ciepła w miejscu, gdzie siedział. – To będzie ciężka podróż.


 ~~*~~


­­

                   Akcja powoli idzie do przodu (mam nadzieję, że nie za wolno D:), a zaczęły się wakacje. W ich trakcie chciałabym trochę pozmieniać bloga w sensie organizacyjno-wizualnym. Może macie jakieś pomysły lub poropozycje? :)
                   Co do rozdziału, to mam nadzieję, że się spodobał i zbytnio nie przynudził :P Szczerze, to spędziłam nad nim zadziwiająco dużo czasu, mimo że żadna super akcja nie miała tam miejsca D: Cóż, liczę na szczere opinie!

Do napisania :3
Mai

12 cze 2016

Tom 2, VIII


"Przyjmuję wyzwanie."



Następnego dnia wszystko zdawało się wrócić do normy. Jednak nic normalne nie było. Mai cały poranek siedziała w biurze z telefonem przy uchu, rozmawiając najpewniej z zastępcą dyrektora firmy Word Company. Widocznie plan demona się powiódł. Jednak wczorajsze słowa wciąż odbijały się echem w jego czaszce. Pamiętam chwile, o których ty już zapomniałeś. Czy to były jej słowa? Czy może istoty wewnątrz niej?
Nie mógł przestać rozmyślać, więc milczał, podczas gdy agent FBI próbował do niego zagadać, jedząc śniadanie. Nie odpowiadał na żadną zaczepkę, więc blondyn po chwili również umilkł, wpatrując się w swój talerz.
Wtedy do pokoju weszła czarnowłosa. Ubrana w luźny T-shirt i krótkie spodenki wyglądała o wiele młodziej. Sebastian zastanawiał się, jak to dziecko mogło tak bardzo zmienić jego świat. Odpowiedź padła, gdy tylko otworzyła usta.
- Agencie Alexandrze Wells, muszę z przykrością pana powiadomić, że pańskie wakacje w mojej rezydencji dobiegają końca – powiedziała pewnie, rzucając zainteresowanemu chłodne spojrzenie.
- Sprawa jeszcze nie została zamknięta, a ja…
- Nieważne – przerwała mu. – Mam do załatwienia kilka innych spraw i muszę wyjechać z miasta. Mogę panu przekazać wszystkie informacje związane z akcją hackerską, adresy IP, dane i kontakty do znajomych specjalistów, jednak nasza współpraca dobiega tu końca.
                Ogłupiały mężczyzna po prostu się w nią wpatrywał. Po chwili jego twarz stężała i nabrała powagi, której zwykle nie było widać.
            - Nie mogę do tego dopuścić – rzekł stanowczo.
            - Nie ma pan wyboru. O godzinie czwartej Sebastian odwiezie pana do domu. To moje ostatnie słowo. – To powiedziawszy wyszła.
            Oboje patrzyli na nią oszołomieni.
            - Zrobiłem coś nie tak? – mruknął do siebie Wells.
Po chwili zerknął pytająco na lokaja, jednak ten pokręcił głową na znak, że również nic nie rozumie. Jego pani wydawała się poddenerwowana, wręcz wzburzona.
- Proszę wybaczyć – skłonił się i wyszedł z jadalni, kierując się do biura dziewczyny.
Zastał ją stojącą przy oknie, bawiącą się końcówką warkocza. Poranne światło tworzyło wokół jej sylwetki delikatną poświatę, która nadawała scenie tajemniczego wyglądu. Nie odwróciła się, gdy zapukał.
- Panienko?
- Jutro wyjeżdżamy, Sebastianie – oznajmiła cicho.
- Dokąd, jeśli mogę zapytać?
- Północna Anglia. Włochy. Japonia.
- Co skłoniło panienkę do podjęcia tak nagłej decyzji? – spytał demon.
Wtedy odwróciła się w jego stronę, a wyraz jej twarzy zmroził mu krew. Gdzieś tam czaił się strach. Pierwotny i potężny. Nigdy nie widział jej tak przerażonej.
- Jeśli ty nic nie robisz, to sama zdobędę informacje. Tego już za wiele – szepnęła, obejmując się ciasno ramionami.
- Co się stało? – odezwał się niskim głosem, stając parę centymetrów przed nią.
Chciał zniszczyć każdą rzecz, każdą istotę, która wywołałaby u niej takie odczucia. Jednocześnie gdzieś głęboko w nim odezwały się emocje, które ostatnimi czasy coraz częściej się dawały się we znaki. Zmartwienie. Poczucie winy. Niepokój.
Mai nie odpowiedziała. Po prostu patrzyła na niego tymi ciemnymi, bezdennymi oczyma. I wtedy zobaczył coś, co mało który człowiek by zauważył.
- Dlaczego nosi panienka obie soczewki? - spytał cicho.
Tak niewielki wynalazek nowoczesnego świata. Jeden z wielu, który ułatwia życie ludzkim istotom. Ten przedmiot ukrywał coś, co zraniło go mocniej niż cokolwiek innego. Bowiem, gdy dziewczyna sięgnęła dłonią do oka i zdjęła cienki krążek, jego oczom ukazała się krwistoczerwona tęczówka. Kolor ten był identyczny jak spojrzenie demonów w jego wymiarze. Nie był l u d z k i.
- Dlatego – szepnęła po prostu.
- Jak…? Kiedy? – Nie mógł poskładać zdania.
Wydawało się, że czas stanął w miejscu, podczas gdy jego myśli pędziły szybciej, niż był w stanie za nimi nadążyć. Jak to było możliwe? Jak człowiek mógł posiąść oko demona?
- Nie wiem jak. Nie pamiętam połowy wczorajszej nocy. – Odwróciła się do niego plecami, jakby nie chciała, by na nią patrzył. – W jednej chwili siedzieliśmy w sali muzycznej. Grałam na fortepianie… i nagle budzę się w łóżku. I to oko.
Jej głos był cichy i niepewny. Nie panikowała, jakby zrobiła to większość ludzi w jej sytuacji, ale była widocznie zaniepokojona, wręcz wystraszona.
- Pamięta panienka coś jeszcze?

Nie odwróciła się do niego. Nie mogła patrzeć na szok i niedowierzanie malujące się na twarzy kamerdynera. Już sam ton jego głosu powodował, że chciała nim potrząsnąć. Cichy, wręcz współczujący, a jednocześnie słychać w nim było echo śmierci.

Sprawię, że będzie cierpiał. Ty mu to zrobisz.

Te słowa wwiercały się w jej umysł cały poranek, gdy siedziała w biurze. To one przerażały ją bardziej niż cokolwiek innego.
- Nie – skłamała mu po raz pierwszy.
Przez chwilę myślała, że jej nie uwierzy. Jednak musiała go zaskoczyć, bo nie drążył głębiej. Głupiec. Zamknęła oczy, jedno szkarłatne, drugie czarne, naznaczone przez demona stojącego za jej plecami. Stworzenie, które podważa wszystko, w co kiedykolwiek wierzyła.
Przyjmuję wyzwanie. Nie poddam się tak łatwo – pomyślała, podejmując kolejną decyzję.
Odwróciła się w końcu, mówiąc:
- Nie zamierzam stać bezczynnie, Sebastianie. Może i jestem zwykłym człowieczkiem, jednak nie oddam się żadnej mocy. Nie pozwolę się kontrolować.

Ten ogień w teraz różnokolorowych oczach przywrócił go do teraźniejszości, jednocześnie przypominając, dlaczego jeszcze nie zabił dziewczyny, mimo że kontrakt wygasł. Ta siła, duch, którego nie dało się złamać, powodował, że za każdym razem mu imponowała. Dlatego też teraz ukląkł na jedno kolano i kładąc dłoń na piersi, pochylił głowę.
- Oczywiście, moja pani. Nie dopuszczę do tego.
Nagle chłodna dłoń chwyciła go za podbródek i uniosła twarz. Spojrzenie Sebastiana napotkało to czarnowłosej, a jego porażająca moc sprawiła, że zamarł.
- Trzymam cię za słowo, demonie – szepnęła, a ich nosy prawie się zetknęły. – Bo jeśli ponownie nie wywiążesz się ze swojego zadania, dopilnuję tego, byś nigdy więcej nie ujrzał na oczy żadnej duszy. – Cicha groźba wciąż unosiła się w powietrzu wraz z delikatnym zapachem jego pani, nawet gdy ta już wyszła.
Demon zaśmiał się pod nosem, wstając i przeczesując palcami w rękawiczce ciemne włosy. Coś mu mówiło, że to nie były słowa rzucone na wiatr. I ta świadomość sprawiała, że ten mały płomyk w jego głębi zmienił się w niszczycielski pożar.

~*~

Teraz gdy wiedziała co robić, czuła wewnętrzną siłę, która trzymała ją w całości i nie pozwalała ulec emocjom. Siedziała na kanapie w salonie i układała plan podróży, przeglądając artykuły w Internecie. Mniej więcej w połowie tej czynności przeszkodziło jej pukanie do drzwi. Dziewczyna uniosła wzrok i napotkała spojrzenie blondyna. Westchnęła cicho i patrzyła na niego, czekając, aż się odezwie.
- Czy mogę dostać chociaż odpowiedzi? – spytał.
Kiwnęła głową w kierunku fotela naprzeciwko niej, a mężczyzna usiadł na nim. Oparł łokcie o kolana, splatając palce. Zdawał się nad czymś zastanawiać, a czarnowłosa mu nie przeszkadzała.
- Powiesz mi dlaczego, czy to informacja poufna? – Kpina w jego głosie miała wyraźnie rozdrażnić Mai, ta jednak nie przejęła się tym.
- To nie jest informacja przeznaczona dla czyichkolwiek uszu – odparła po prostu.
- Rozumiem. W takim razie wyjaśnij mi, z łaski swojej, jak ma to wyglądać? Rzucisz mi papierami w twarz, mówiąc: radź sobie sam?
- Z grubsza. Przecież i tak to nie było pańskim głównym zadaniem, nieprawdaż?
- A co nim niby miało być? – prychnął.
Patrzyła z uznaniem na jego minę, nieprzeniknioną maskę.
- Podziwiam pańskie umiejętności aktorskie, panie Wells, jednak w chwili, gdy wszedł pan na teren mojej posiadłości, wszystkie karty zostały już rozdane. Na pańskie nieszczęście, wszystkie trafiły do mnie.
Z głębi piersi blondyna wydobył się niski, ponury śmiech.
- Ciekawe porównanie, zwłaszcza że nie lubisz gier karcianych – rzucił jej chłodne spojrzenie. Ona jednak wciąż pozostawała neutralna.
- Owszem, pewien incydent w Vegas nauczył mnie, że nie warto się pchać w gry, w których nie ma szans się wygrać – zaśmiała się z siebie w duchu na to wspomnienie.
- Wciąż jednak się ze mną bawisz – stwierdził sucho. – Oczekiwałem, że zamkniesz mi drzwi przed nosem, gdy przyjechałem. Ty jednak otworzyłaś je na oścież i wpuściłaś do swego królestwa.
- Raczej smoczej jamy. – Krzywy uśmiech na jego twarzy pokazał, że nie docenił żartu. – Szczerze, to miałam zamiar wykurzyć pana w ciągu maksymalnie dwóch dni, jednak coś mnie przekonało, by przedłużyć naszą zabawę. – Przechyliła się i wcisnęła guzik wbudowany w oparcie sofy.
- A dokładniej? – spytał, obserwując każdy jej ruch.
- Był pan katalizatorem, panie Wells. Zaczął pan coś, co myślałam, że dawno się już skończyło – krążyła mgliście.
- Coś dobrego, czy złego? – zawahał się.
- Trochę tak, trochę tak. – Przekrzywiła głowę, uśmiechając się ledwie dostrzegalnie. – Jednak tak samo, jak jestem panu wdzięczna, tak samo pańska rola się skończyła i musi pan zniknąć.
Alex spiął się cały.
- To znaczy?
- Proszę się nie obawiać – zmrużyła oczy. – Dopóki pan trzyma się swoich spraw, nikomu nic się nie stanie. Nie znajdzie pan mojej słabości, nie mówiąc już o wykorzystaniu ich, czy nawet szantażu.
- A skąd ta pewność?
- Bo ta słabość jest moją największą siłą.
Ledwo wypowiedziała te słowa, rozległo się ciche pukanie.
- W czym mogę pomóc panienko? – spytał Sebastian, nie ukrywając zadowolonego uśmiechu.
- Pomóż naszemu gościowi z pakowaniem i odwieź go do domu – powiedziała, cały czas patrząc w szare oczy blondyna. – Jego rola w tej sprawie dobiegła końca.

- Jak sobie życzysz, pani.

~~*~~

Tym razem na czas! :D Przepraszam (znowu) za te średnio zorganizowane rozdziały. Pracuję jednak teraz (z pomocą Nami :*) nad poprawą poziomu notek i nawet polepszeniem w porównaniu do tomu pierwszego. 
Tak więc mam nadzieję, że ten <oby lepszy> rozdział się Wam spodobał i liczę na komenty! :3 

Do napisania
Mai :3