28 lut 2015

Zmiana

Jak może zauwazyliście, zmienił się cały wygląd bloga. Postanowiłam wrócić do grafiki i trochę się pobawić z kodami, GIMPem itp. Powiedzcie, co myślicie? Podoba Wam się? Czy może poprzedni szablon był ładniejszy? :3

25 lut 2015

V

               O godzinie szóstej Sebastian zapukał do drzwi.
                - Czas wstawać, panienko. Za godzinę ma pani spotkanie firmowe – powiedział wchodząc do środka. Mai właśnie wychodziła zza parawanu. Zerknęła na niego kątem oka i podeszła do lustra, by zobaczyć jak wygląda. Ubrała czarną sukienkę do kolan i czarne szpilki. Włosy zaplotła w klasyczny warkocz. Do tego założyła małe czarne kolczyki i łańcuszek z onyksem. Jej mlecznobiała cera wyglądała na jeszcze jaśniejszą. Prezentowała się dostojnie i elegancko.
                Sebastian przez chwilę wpatrywał się zaskoczony w Mai, lecz po chwili otrząsnął się i podszedł z lekkim uśmiechem, by podać jej marynarkę do kompletu.
                - Pięknie panienka wygląda – powiedział szczerze. Ta kiwnęła głową.
                Wzięła do ręki kopertówkę i teczki z dokumentami i wyszła z pokoju. Lokaj ruszył za nią. Dziewczyna zeszła na parter i skierowała się do kuchni. Wzięła jabłko z miski na owoce i przelała kawę z ekspresu do kubka termicznego. Chciała odwrócić się i wyjść, ale Sebastian stanął w drzwiach blokując przejście.
                - Znowu zamierza panienka nie jeść śniadania? – spytał z dezaprobatą. Dobry humor ulotnił się. Mai pomachała mu jabłkiem przed nosem i wyminęła go. Lokaj westchnął.
                - Jeśli tak dalej pójdzie, zdrowie panienki będzie się pogarszać. Wtedy nie pozwolę panience trenować – powiedział sucho patrząc na jej plecy, gdy szła do głównych drzwi.
                Usłyszawszy te słowa zatrzymała się i odwróciła w jego stronę. Spojrzała mu zimno w oczy, a demona przeszył delikatny dreszcz.
                - Będę trenować z tobą lub bez ciebie. – rzekła i zdjąwszy szalik z wieszaka zaczęła się ubierać.
Sebastian uśmiechnął się pod nosem. Podszedł do pani i pomógł jej założyć płaszcz. Zapiął guziki aż po szyję. Potem sam nałożył ciemny płaszcz i otworzył przed Mai drzwi. Kiedy wyszła, ruszył za nią i zamknął dom na klucz.  To samo zrobił z bramką wejściową. Mimo że system antywłamaniowy skutecznie rozprawiłby się z włamywaczami, to dziewczyna nalegała, by zamykać rezydencję.
                Wsiedli do czarnego audi i ruszyli w stronę centrum. Zmierzali do wielkiego wieżowca w samym środku miasta, gdzie mieściła się główna siedziba Word Company, którą kierowała Mai. Dziś miało się odbyć spotkanie mające na celu omówienie ogólnej sytuacji firmy na rynku i ewentualnych pomysłów na nowe wynalazki.
                Dziewczyna westchnęła.
                - Czyżby panienka nie lubiła tych spotkań? – zapytał lokaj ironicznie.
                - Nie żartuj. Nie ma nic zabawnego w spotykaniu się z bandą hipokrytów chcących sobie tylko napchać kieszenie – powiedziała cicho wyglądając przez okno.
                Sebastian uśmiechnął się pod nosem i skręcił, parkując auto na zarezerwowanym miejscu. Wyszedł z pojazdu i obszedł go, by otworzyć drzwi Mai. Ta nie czekając na demona poszła w kierunku wejścia. Oczywiście bez najmniejszego trudu ją dogonił. Wchodząc do budynku skinęła ochroniarzowi i weszła do windy. Lokaj nacisnął przycisk z numerem 45.
                - Kiedy zacznę spotkanie, masz odczekać dziesięć minut. Wtedy wyjdziesz i masz szukać poszlak. Czegokolwiek, co może nas naprowadzić na podejrzanego. Masz wrócić pięć minut przed końcem. Zrozumiano?
                - Tak, moja pani – powiedział, kłaniając się lekko.
                - Udowodnij, że jesteś godny mej duszy.  –odparła gdy winda dojechała na właściwe piętro.
                Sebastian patrzył na plecy dziewczyny, gdy zmierzali w stronę sali konferencyjnej. On miał udowodnić coś JEJ? Była tylko nędznym człowiekiem, a mówiła do niego w ten sposób. Z jednej strony, przez to jeszcze bardziej go ciekawiła, a z drugiej miał ochotę dać jej nauczkę. I pewnie tak zrobi.
                Gdy weszli do pomieszczenia, wszelkie rozmowy ucichły. Mai usiadła u szczytu stołu i rozłożyła teczki i papiery, które wzięła ze sobą. Sebastian przesunął biały ekran spod ściany tak, by wszyscy widzieli to, co będzie na nim wyświetlane.
                - Jak widzę, wszyscy już przybyli. W takim razie możemy zaczynać – powiedziała, a lokaj zamknął drzwi.


                Dwie godziny później, gdy wszyscy już poszli, Mai pozbierała swoje rzeczy i wyszła z sali, przed którą czekał Sebastian.
                - Czy spotkanie się udało? – spytał z lekkim ukłonem.
                - Powiedzmy – odparła cicho. Te dyskusje zawsze potwornie ją męczyły. Nie dość, że traktowali ją jak niedorozwiniętego szczeniaka, to jeszcze proponowali absurdalne rozwiązania, które zniszczyłyby firmę, a im napchały kieszenie. Całe szczęście, że to ona miała ostatnie słowo.
                - Co znalazłeś? – spytała. Wiedziała, że coś znalazł. Nie mógł sobie pozwolić na zszarganie swojego wizerunku perfekcyjnego lokaja.
                - Mimo że sprawca korzystał z czyjejś… pomocy, udało mi się odnaleźć to – rzekł wyjmując z kieszeni białą chusteczkę. Rozłożył ją. Na środku leżał krótki, jasny włos.
                - Dobra robota. Później zaniesiesz go do laboratorium i zbadasz DNA – powiedziała Mai wchodząc do windy.
                - Jak sobie życzysz, panienko – odparł demon idąc za nią.
                Gdy wrócili do rezydencji, Sebastian pomógł dziewczynie zdjąć płaszcz i ruszył do kuchni. Jako że był jedynym służącym w rezydencji, musiał wykonywać wszystkie obowiązki sam. Przynajmniej widział, że wszystko będzie zrobione tak, jak chciał. Teraz zaczął przygotowywać obiad. Za pół godziny będzie miał trening z Mai i przez najbliższy czas będzie zajęty, więc wolał, by wszystko już się gotowało. Wrzucił pokrojone warzywa do gotującej się wody i ustawił minimalny gaz. Potem zaczął przyprawiać mięso i wstawił je do piekarnika.
                Dziewczyna przebrała się w strój do treningu. Leginsy, koszulka na ramiączkach, wygodne buty i rękawiczki bez palców, by chroniły kłykcie, ale nie ograniczały ruchów. Wzięła butelkę wody i zeszła na parter. Skręciła w prawo i otworzyła drzwi na końcu korytarza. Znalazła się w ogromnej sali. Zajmowała ona większą część prawego skrzydła rezydencji. Przecinała ją szklana ściana. Pozostałe wyłożone były ciemną dźwiękoszczelną pianką. Jedna część pomieszczenia była pusta, jedynie pod ścianami znajdowało się kilka przyrządów do ćwiczeń, które wykorzystywała, gdy chciała potrenować sama. Zaś druga część została przebudowana na strzelnicę. Trzy stanowiska o długości 100 metrów oddzielone były kuloodpornym, pancernym szkłem. Szyby w pomieszczeniu wykonane były z tego samego materiału, jednak praktycznie zawsze były zasłonięte, by nikt ciekawski nie zaglądał do środka. Specjalny pokój, który powstał przez dobudowanie dodatkowej ściany wzdłuż sali, zawierał kilkadziesiąt jeśli nie więcej broni wszelakiego rodzaju. Czasem wykorzystywali je do lekcji samoobrony.
                Dzisiaj jednak miał odbyć się zwykły trening walki wręcz. Mai zaczęła się rozciągać, a po chwili wszedł Sebastian.
                - Czy możemy zaczynać? – spytał z uśmiechem.
                Dziewczyna kiwnęła głową, a demon momentalnie zaatakował. Jednak była na to przygotowana. Sparowała cios. Jej mięśnie zadrżały, pobudzając się do działania. Szybko wyprowadziła proste uderzenie pięścią, ale lokaj uchylił się i podciął jej nogi. Upadła na plecy, ale szybko przeturlała się na bezpieczniejszą odległość. Ułamek sekundy po tym w miejsce jej głowy uderzył kolejny cios. Zawsze to tak wyglądało. Jakby to była prawdziwa walka, śmiertelna rywalizacja. Oczywiście Mai nie mogła się równać z demonem, lecz dopóki ten kontrolował swoje moce, dopóty dziewczyna mogła walczyć z nim, nie zostając zbytnio w tyle.
                Wstała i obracając się, z rozpędu wbiła pięść w splot słoneczny Sebastiana. Odrzuciło go do tyłu.
                - Ładne uderzenie, panienko – powiedział z uśmiechem. Potem rzucił się w jej stronę. Uskoczyła, ale zaraz znowu musiała blokować ciosy lokaja. Był nadludzko szybki i ledwo nadążała nad jego ruchami. Gdy na chwilę straciła rytm, ten od razu kopnął ją w ramię. Przewróciła się na bok. Stęknęła cicho. Poczuła ból promieniujący aż do szyi.
                - Wszystko w porządku? – spytał Sebastian podając jej rękę. Kpił z niej. Wstała nie korzystając z jego pomocy i przyjęła postawę do walki. Lokaj uśmiechnął się z aprobatą i zaatakował.
               
                Trenowali tak z godzinę. Gdy demon zarządził koniec treningu, dziewczyna była wyczerpana. Starała się jednak zbytnio tego nie okazywać. Bolał ją lewy bark,  prawa goleń i całe ręce, ale była zadowolona. Kiedyś nie wytrzymywała nawet kwadransu, a teraz przez bitą godzinę mogła ćwiczyć bez przerwy. Choć dzisiaj Sebastian wydawał się bardziej brutalny, zablokowała większość ataków.
                - Dobrze się panienka spisała – pochwalił Sebastian.
                Jak zwykle, nie było po nim widać żadnych śladów walki, czy zmęczenia. Wyglądał nienagannie jak zawsze.  Podał dziewczynie zimny ręcznik, który położyła sobie na karku. Poczuła przyjemny chłód, który łagodził ból zmęczonych mięśni i stłuczeń.
                Kiwnęła głową w podziękowaniu i wstała. Ruszyła do swojego łazienki, by wziąć prysznic i odpocząć trochę, by móc funkcjonować przez resztę dnia.
               
                Koło godziny szesnastej zadzwonił dzwonek. Mai zdziwiona podniosła wzrok znad laptopa. Nie oczekiwała dzisiaj gości. W tym samym momencie otworzyły się drzwi.
                - Panienko, przyszedł śledczy Leo Stones, czeka na panią w sali gościnnej – powiedział.
                - Leo? – powtórzyła dziewczyna i wstała, praktycznie biegnąc na dół po schodach. Otworzyła drzwi do salonu gościnnego. Na jednym z foteli siedział skrępowany dwudziestopięcioletni blondyn, który był jej przydzielony na partnera. Gdy weszła, wstał szybko, zmieszany.
                - Cześć, Mai… Przepraszam za niespodziewaną wizytę, ale muszę z tobą o czymś porozmawiać… - powiedział.
                Dziewczyna ciągle zaskoczona, kiwnęła głową i usiadła naprzeciwko. Sebastian wszedł do pomieszczenia i postawił na stoliku między nimi herbatę i ciastka. Gdy wyszedł z pokoju Mai zapytała:
                - Więc?
                - Chcę cię ostrzec – odparł. Unikał jej wzroku i zaciskał pięści. Był zdenerwowany. Mai znała go już jakiś czas i wiedziała, że to, co powie, jest bardzo ważne, inaczej nie przychodziłby bez uprzedzenia.
                - Co się stało, Leo? – spytała poważniejąc. Wtedy odważył się spojrzeć jej w oczy.

                - Usłyszałem przez przypadek jak szef rozmawiał z kimś przez telefon. Mai, sądzę, że on ma coś wspólnego z tym morderstwem. Nie wiem, czy to on zabił tę kobietę, czy komuś to zlecił, ale… - umilkł na chwilę. Westchnął i wyrzucił patrząc jej w oczy – Mówił, że będziesz następna. 

~~*~~

Przepraszam za zwłokę, ale mam nadzieję, że dłuższy rozdział wynagrodzi moją nieobecność. ^^ Wiem, że skończyłam w niezbyt dogodnym momencie, ale chciałam wzbudzić napięcie, bo na razie trochę go brakowało x3 Komentujcie śmiało i napiszcie, co myślicie, to bardzo mnie motywuje!! :3 

16 lut 2015

IV

                Mai stała w łazience owinięta ręcznikiem. Pochylała się lekko nad lustrem i wyciągała ciemną soczewkę z lewego oka. Zakładała ją, by ukryć znak kontraktu. Dzięki temu nie musiała go zasłaniać włosami lub okularami, a Sebastian mógł ją znaleźć zawsze i wszędzie. Przeglądała się znakowi przez chwilę, zamyślając się. Po chwili otrząsnęła się jednak i zaczęła szykować do kąpieli.
                Rozplątała warkocz, zdjęła ręcznik i weszła pod prysznic. Ciepła woda rozluźniała zesztywniałe mięśnie. Zapach znajomego szamponu relaksował. Ten spokój skłaniał do przemyśleń. Przypominała sobie czasy, kiedy ścigała z nowo zaprzysiężonym demonem ludzi, którzy mogli stać za porywaniem dzieci do walk. Jednak na próżno. Niczego się nie dowiedzieli.
Po tygodniu wrócili do rezydencji. Kazała pozwalniać całą służbę, zmienić wystrój i uzbroić cały dom po zęby, by nic i nikt jej nigdy nie zaskoczyło. Sebastian przebudował jedną z dwóch sal balowych na nowoczesną strzelnicę i pokój ćwiczeń. Trenowała trzy razy w tygodniu do upadłego. Wywróciła całe życie do góry nogami. Próbując się zemścić, rozwiązywała wiele spraw, jednak nadal nie mogła znaleźć tego, czego szukała…
Potem zauważyła ją policja i biuro detektywistyczne. Zgadzając się na współpracę, dostała odznakę, oficjalne pozwolenie na posiadanie broni i dostęp do wszelkich baz danych, archiwów i dowodów, co było jej bardzo na rękę.
Przyzwyczaiła się już do takiego życia. Od trzech lat nic zbytnio się nie zmieniło. Może tylko ona sama.
Mai przerwała przemyślenia. Nie. O tym nie chciała myśleć. Wyszła spod prysznica i ponownie owinęła się ręcznikiem. Drugim wytarła włosy i ponownie splotła je w warkocz. Od kilku lat nikt nie widział jej w rozpuszczonej fryzurze. Tak samo jak nikt jej nie dotykał. Ta trauma została wyryta w jej pamięci. Nawet Sebastian mógł ją dotknąć tylko w sprawach zagrożenia życia. W innej sytuacji takie zbliżenia były niedopuszczalne.
Ponownie otrząsając się z myśli, wyszła z łazienki i otworzyła drzwi do swojego pokoju. Sebastian ukłonił się z lekkim uśmiechem i bez słowa podał jej piżamę. Dziewczyna wzięła ją i weszła za parawan. Był z bordowego, nieprzeźroczystego woskowanego papieru. Sięgał jej do szyi. Lokaj lokajem, ale nie zamierzała mu się pokazywać nago. Mógł być sobie demonem, ale nadal był przede wszystkim facetem.
Przebrała się szybko i podała lokajowi ręcznik. Ten pokłonił się lekko i podał jej na tacce szklankę z czerwonym sokiem i talerzykiem z małą, białą tabletką. Mai skrzywiła się lekko. Ostatnio mocno osłabła, a kilka dni temu prawie zemdlała. Objawy anemii. Od tamtej pory Sebastian wmuszał w nią sok żurawinowy, tabletki i potrawy z dużą ilością witamin i żelaza, co ją irytowało. Nie lubiła nowych smaków.
Teraz jednak bez słowa wzięła do ust tabletkę i popiła sokiem. Odłożyła pustą szklankę i poszła umyć zęby. Gdy wróciła, lokaj stał w tym samym miejscu, ale już bez tacy i ręcznika. Zamiast tego, trzymał w ręku jej laptopa i grubą książkę, którą trzymała pod poduszką. Mai uwielbiała siedzieć po nocach, ale demon skutecznie jej to uniemożliwiał.  
                Lekko zawiedziona położyła się na łóżku i opatuliła kołdrą. Sebastian przykrył ją jeszcze kocem i zgasił światło.
                - Dobranoc, moja pani. Wyśpij się, jutro będzie ciężki dzień. – powiedział cicho i wyszedł zamykając za sobą drzwi.  
                Mai westchnęła w odpowiedzi. Chciała mieć kilka dni odpoczynku. Była już tym wszystkim zmęczona. I z tą myślą zasnęła.

                Sebastian zamknął cicho drzwi do sypialni swojej pani. Potem ruszył w głąb korytarza i wszedł do ostatniego pokoju po lewej stronie. Tam mieszkał. Wykonał wszystkie zadania, kiedy Mai nie było w domu, więc teraz nie miał wolne.
                Wyjął kieszonkowy zegarek zza poły marynarki i zerknął na godzinę. Pierwsza czterdzieści dwa. O godzinie trzeciej trzydzieści wróci do pokoju dziewczyny, by sprawdzić, czy śpi. Mai miewała straszne koszmary. I choć nigdy nie krzyknęła ani nie zapłakała, lokaj widział jej pusty wyraz oczu i pobladłą twarz. Potem nigdy nie mogła zasnąć, czasem przez kilka dni. Tak więc Sebastian codziennie sprawdzał, czy jego pani się nie obudziła. Jeśli tak się stało, siedział przy niej, czasem coś cicho nucił aż zaśnie. I choć nigdy go o to nie prosiła, uważał to za swój obowiązek. Oboje nigdy nic na ten temat nie mówiła. Jakby taka sytuacja nigdy nie miała miejsca. Im obojgu taki stan rzeczy odpowiadał. Lokaj nie musiał przyznawać się przed samym sobą, że wykazuje jakieś zaangażowanie wobec tej dziewczyny, a ona, że ma koszmary, przez które nie może normalnie funkcjonować. Często też nie pamiętała tego, że w ogóle przy niej był. To z kolei wywoływało u demona mieszane odczucia.
                Teraz Sebastian ruszył w stronę biblioteki. Sam zapełnił wiele półek. Tak jak jego pani, uwielbiał czytać. Choć może w jego wypadku było to dość wyolbrzymione określenie. Dla niego była to po prostu chwila spokoju.
Usiadł w fotelu przy wciąż palącym się kominku i wziął romans, który Mai czytała nim jej przeszkodził. Był ciekawy, dlaczego sięgnęła po tę właśnie lekturę. Upadli aniołowie, łowcy, dziecięce zauroczenie. Nie wątpił, że istnieje wiele lepszych książek tego gatunku, ale ona kazała mu znaleźć ten konkretny tytuł. Mimo że tego nie okazywała, była bardzo podekscytowana, gdy jej ją przyniósł. Dziwne.
 Czytał i z każdym kolejnym wersetem był coraz bardziej rozbawiony. Miłość. Taka błaha rzecz, a sprawia, że wybuchają wojny, ludzie popełniają samobójstwa lub robią inne głupoty. Żałosne. Cieszył się, że jego pani nie była na tyle głupia, by się zakochać. Ją też to brzydziło. Kolejny powód, by zostawić ją trochę dłużej przy życiu.
Sebastian z lekko kpiącym wyrazem twarzy odłożył książkę na półkę. Zerknął na zegarek. Dwadzieścia siedem minut po trzeciej. Wyszedł z biblioteki i stanął przed sypialnią dziewczyny. Uchylił bezszelestnie drzwi i zajrzał do środka.
Mai siedziała wyprostowana jak struna, wpatrując się tępo w ścianę. Kiedy wszedł do środka, spojrzała na niego. Jej duże oczy wydawały się jeszcze większe, ale teraz były puste. Patrzyła na lokaja, nie widząc go.
Ten podszedł do dziewczyny i usiadł na skraju łózka. Nawet nie drgnęła.
- Proszę się położyć, panienko. Musi się panienka wyspać, jutro czeka panią dużo pracy – powiedział łagodnie. Zero reakcji.
Sebastian westchnął cicho. Mai dawno już nie miała koszmarów i lokaj myślał, że powoli z tego wyrasta. Najwyraźniej się mylił.
- Pani wybaczy – szepnął i starając się nie dotknąć jej skóry,  delikatnie pchnął ją na poduszki. Opadła na nie niczym szmaciana laleczka.
Lokaj przykrył ją kołdrą po szyję. Po chwili dziewczyna zamknęła oczy i przewróciła się na bok, twarzą do niego, podsuwając kolana pod brodę.  Wtedy Sebastian zaczął nucić łagodną melodię. Nie była to kołysanka, ale koiła nerwy i zawsze usypiała dziewczynę. Tak jak myślał, po kilkunastu minutach Mai zasnęła kamiennym snem.
Chciał już wstać i wyjść, jednak poczuł, że coś go ciągnie. Zerknął w dół i zobaczył, że jego pani trzyma go za rękaw marynarki. Nawet nie zauważył, że tak zasnęła. Uśmiechnął się pod nosem i delikatnie uwolnił się z uchwytu dziewczyny.

- Śpij dobrze, moja pani – szepnął i wyszedł. 


~~*~~

Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba :) Starałam się by był trochę dłuższy, choć  nie wiem, czy tak wyszło xD  Myślę, że teraz rozdziały będą mniej więcej takiej długości. Nie mogę za szybko ujawnić akcji, hehe ^^ 

12 lut 2015

III

               Lokaj skłonił się, kładąc dłoń na piersi. Mai wyszła z jadalni i ruszyła po schodach na drugie piętro, gdzie znajdowała się biblioteka. Było to ogromne pomieszczenie z bardzo bogatym zbiorem książek wszelkiego rodzaju, od naukowych, przez słowniki, aż po gorące romansidła. Dziewczyna lubowała się zaś w książkach psychologicznych i kryminałach.
                Otworzyła drzwi i pomyślała, że w końcu naprawdę jest w domu. Czuła się bezpiecznie wśród książek, które dawały jej ukojenie i pozwalały zapomnieć o tym całym szaleństwie.
                Kluczyła między regałami aż ukazał jej się jej mały raj. Na wprost niej znajdowało się duże okno z szerokim parapetem, na którym lubiła siadać w lecie. Po lewej tronie był kominek gazowy, a przy nim niewielki stolik i duży, wygodny, puchaty fotel o głębokiej bordowej barwie.
                Skierowała się do swojego ulubionego regału, gdzie trzymała książki, które właśnie czytała, chciała przeczytać w przyszłości lub te, które zajęły specjalne miejsce w jej sercu. Wyjęła romans, który zaczęła poprzedniego dnia. Przekonywała się powoli do tego gatunku. Odkręciła gaz w kominku i zapaliła go. Buchnął przyjemny, ciepły płomień, który rozjaśnił pomieszczenie, jakby witając ją po całodniowej rozłące.
                Mai rozsiadła się w fotelu i zagłębiła w lekturze. Opowiadała o upadłym aniele, który zszedł na ziemię z zamiarem zniszczenia świata, lecz zakochał się w pewnej ludzkiej dziewczynie. Ta, nie znając jego sekretu, początkowo odtrącała nieznajomego, lecz po pewnym czasie zaczęła coś do niego czuć aż w końcu również się zakochała. Musieli się jednak zmagać z niebezpieczeństwem, gdyż „biali” aniołowie szukali upadłego brata, by sprawić, że odpokutuje za swoje grzechy lub go zabić.
                Właśnie czytała moment, gdy aniołowie znaleźli głównego bohatera i na oczach jego ukochanej porwali go i odlecieli, gdy nagle tuż za nią rozległ się głos:
                - Panienko, jest już po północy. Czas kłaść się spać – Sebastian uśmiechnął się lekko.
                Mai zamarła, a jej serce przyspieszyło. Dawno nie dała się tak podejść. Była to jedna z ich „walk”. Dziewczyna miała niezwykłą intuicję i praktycznie zawsze udawało jej się wyczuć obecność lokaja. Jednak teraz była zbyt pochłonięta książką, by zauważyć, że wszedł do pokoju.
                Włożyła zakładkę i zamknęła książkę, próbując uspokoić swoje serce. Wstała i odłożyła tomik na półkę. Potem odwróciła się w stronę Sebastiana i rzuciła mu zimne spojrzenie mówiące „pożałujesz tego, demonie”. Zadowolony z siebie, zadrżał z podekscytowania. Mai wyszła z biblioteki, zmierzając w stronę łazienki piętro niżej.
Lokaj patrzył za nią. Napawała go pożądaniem i głodem. Jej wyjątkowy duch i osobowość kusiły go każdego dnia. Chciał móc już ją pożreć. Ale nie… cierpliwość popłaca… Pamiętał dzień, w którym się z nią związał. Nigdy go nie zapomni. Po długich latach poszukiwań znalazł duszę, która mogła go  n a p r a w d ę  nasycić.


 Miała wtedy piętnaście lat. Dziecko z bogatej rodziny, niczego jej nie brakowało, była szczęśliwa. Miała kochających rodziców i starszego brata, który miał przejąć po ojcu firmę produkującą zaawansowane technologicznie gadżety.
                Pewnego dnia, gdy wracała ze szkoły, podjechał jakiś samochód i czyjeś silne ręce wciągnęły ją do środka.  Została porwana do walk. Ją i kilkanaście innych dzieci trzymano gdzieś poza miastem, w zamkniętym betonowym budynku w lesie, sięgającym głęboko w głąb ziemi.. Trenowało się tam dzieci na bezlitosnych zabójców, by były rozrywką dla bogaczy. Kiedy jej rodzice przyszli jej na pomoc, zabito ich na miejscu. Nie widziała tego. Ale pokazali jej ich ciała. Mai popadła w otępienie, nic ją nie obchodziło. Ćwiczyła, aż w końcu stała się jedną z najlepszych zabójczyń. Trenowała do upadłego, jednak nie po to, by walczyć, ale by stać się wystarczająco silną, by móc się zemścić.
Wygrywała każdą walkę, wszyscy na nią stawiali, często miliony. Codziennie ich bito, faszerowano narkotykami. Były przypadki, że gwałcono młode dziewczęta, jednak jej nie tykano. Zabiła dwóch mężczyzn, którzy próbowali szczęścia. Spodobały im się jej długie, piękne czarne włosy. Od tamtej pory bała się dotyku innej osoby.
                Trwała w swoim postanowieniu zemsty przez kolejne miesiące, coraz zacieklej dążąc do celu. Stała się zimna, cicha, nieprzewidywalna i agresywna. Wszystko szło tak jak planowała. Do czasu, gdy rok od jej porwania do ich grona dołączyła nowa grupka dzieci, by zastąpić te, które ginęły podczas walk. Jednym z nich był jej brat. Rzadko sprowadzano dzieci starsze niż trzynaście lat. Jej brat miał wtedy osiemnaście. Wyglądał inaczej. Zmienił się, zmężniał. Ale patrzył na nią z dziką radością i ulgą. Przełamało to kamienne oblicze dziewczyny. Dowiedziała się, że brat szukał jej cały ten czas, aż mu się w końcu udało. Mai kazała mu uciekać, lecz się nie zgodził. Został przydzielony do grupy podstawowej. Dziewczyna nie mogła patrzeć jak był bity i dręczony. Podupadła na duchu. Przegrywała kolejne walki. Nie chciała jeść ani pić, choć jedzenie dostawali raz dziennie. Było widać jej wszystkie kości.
 Aż w końcu nadeszło to, czego tak bardzo się bała. Zmuszono ją do walki z bratem. Trybuny były pełne, wszyscy trzęśli się z podekscytowania. Stali na betonowym podwyższeniu , mierząc do siebie ze sztyletów. Był wychudzony, miał niezdrowo bladą twarz i smutne, bardzo smutne oczy. Byli bardzo do siebie podobni. Widziała w jego oczach odbicie samej siebie. Nie mogła tego znieść. Wyprostowała się i rzuciła swój sztylet, mimo że znała tego konsekwencje. Karą za poddanie się była śmierć. Wolała zginąć niż walczyć z bratem. Dwóch mężczyzn zabrało ją do innego pomieszczenia. Bili ją, wrzeszczeli, że ją zabiją, jeśli nie wróci walczyć. Nie odpowiadała, a oni bili ją dalej. Po pewnym czasie dali jej spokój. Ale w zamian przywlekli jej brata. Był ciężko ranny. Mai patrzyła jak ledwo oddycha. Cały zakrwawiony, żebra sterczały mu pod dziwnymi kątami. Chciała mu pomóc, ale przykuli ją do ściany. Patrzyła jak podrzynają mu gardło. Wtedy pękła. Zaczęła wrzeszczeć jak opętana, szarpać się zdzierając skórę do krwi. Chciała ich wszystkich pozabijać, torturować, aż będą ją błagali o śmierć.  Chcąc ją uciszyć, bili ją. Mówili, że gdyby walczyła, on by żył. Tłukli ją, aż straciła przytomność. Czuła jak uchodzi z niej życie. Jak krew coraz słabiej pulsuje jej w uszach.
Temu wszystkiemu przyglądał się Sebastian. Wytropił ją i odnalazł. Obserwował ją od miesiąca. Czekał na swoją chwilę. Na tą wyjątkową duszę. Mroczną, pełną gniewu i bólu, lecz nieskazitelnie czystą. Przeźroczystą. Duszę, którą chciał posiąść za wszelką cenę. Pilnował jej. Wiedział, że jeśli spuści ją z oczu, ktoś w końcu po nią przyjdzie i zabierze mu posiłek jego życia. Posiłek, który mógł przebić smak duszy, którą zabrał swojemu panu, dawno, dawno temu.
                Kiedy dziewczyna zemdlała, wiedział, że już czas…
                - Pomogę ci się uwolnić… zemścić… - sączył truciznę w jej umysł.
                - Kim jesteś? – spytała słabo.
                - Jestem tym, który sprawi, że pomścisz rodzinę… odzyskasz wolność, dumę, życie… musisz tylko oddać mi swoją duszę. – szeptał. Musiał się spieszyć.
                - Zgoda – odparła mocno bez wahania.
Poświęciłaby wszystko, by zniszczyć tych ludzi i organizację, która rozwijała ten biznes. I o to mu chodziło.    
Demon uśmiechnął się szeroko.
- Więc od dzisiaj będę na każde twoje wezwanie, moja pani. Lecz kiedy dokonasz już swojej zemsty, twoja dusza będzie należała do mnie…  


                Sebastian otrząsnął się lekko. Ruszył do sypialni swojej pani, wciąż zamyślony, by przyszykować piżamę, łóżko i rozłożyć parawan, by mogła się przebrać bez obnażania się przed nim. Służył jej już 3 lata i patrzył jak dojrzewa... Wyrosła na piękną kobietę z jeszcze piękniejszą duszą…

7 lut 2015

II

Lokaj uśmiechnął się. Jego pani nie była osobą, która lubi rozmawiać o głupotach. Jeśli w ogóle się odzywała, to w ważnej sprawie. Jedynym wyjątkiem były ich docinki. Miała unikalne poczucie humoru przez co ich słowne potyczki nigdy nie były nudne. Lubił jej specyficzny sposób bycia. Dlatego też wybrał ją jako swojego kolejnego pana.
            - Sprawca dokładnie zaciera za sobą ślady. Żadnych odcisków palców, stóp, ani włosów. Najwyraźniej nic nie łączyło go z ofiarą. Policja jest bezradna. Detektywi też nie wiedzą, jak się do tego zabrać. Zbrodnia idealna.
            - Nie pytam się o to, co już wiem, tylko o to, co znalazłeś. Bo znalazłeś, prawda? – spytała bez wyrazu, jednak lokaj nauczył się odczytywać jej emocje, wyczuł więc kpinę zawartą w tym pytaniu.
           - Ależ oczywiście, że tak. Jestem przecież panienki lokajem. Byłoby hańbą nic nie znaleźć.
           Mai cały czas miała kamienną twarz, czekając na informacje. Sebastian westchnął cicho i zaczął mówić:
           - Znalazłem jedną rzecz, na którą ani policja, ani biuro detektywistyczne nie zwróciło uwagi. W portfelu ofiary znajdowała się wizytówka. Pewnie uważali, że to normalne i nie drążyli dalej. Ale kiedy poszedłem pod napisany adres, okazało się, że taki numer budynku w ogóle nie istnieje. Kiedy spytałem się o osobę rzekomo prowadzącą firmę reklamowaną na wizytówce, ludzie nie wiedzieli, o co chodzi. Ani firma, ani jej założyciel nie istnieją.
            - Hmmm. Szyfr? – spytała.
            - Obawiam się, że nie. Przeanalizowałem wszystkie możliwości – odparł. Mai zaczęła bawić się końcówką warkocza, co oznaczało, że intensywnie myśli.  Sebastian wiedząc, że lepiej nie przeszkadzać pani, kiedy wejdzie w „trans”, cierpliwie czekał na to, co powie.
             - Pokaż mi zdjęcie miejsca zbrodni – rozkazała, a lokaj uśmiechnął się lekko pod nosem i podał pani teczkę, jakby od początku wiedział, że o nią poprosi. Dziewczyna wpatrywała się w zdjęcie, dalej trzymając w dłoni warkocz. Jej wzrok zatrzymywał się na każdym, nawet najmniejszym szczególe.
           Nagle jej oczy przestały się ruszać, skupiając na jednym miejscu.
           - Sebastianie, spójrz tu – powiedziała, nie odwracając głowy. Mężczyzna spojrzał przez ramię Mai, na wskazane przez nią miejsce.
           - Kontener na śmieci? – spytał.
           - Jest pusty. To jest dzielnica restauracyjna. Kosze są zwykle przepełnione po dwóch dniach. Ofiara została zamordowana w czwartek. Śmieciarka jeździ w poniedziałki i piątki.
           - Czyli niemożliwym by było, aby po trzech dniach kontener był pusty? – spytał lokaj z lekkim uśmiechem na ustach.                
Dziewczyna kiwnęła głową. Była bystra. Jak mało kto. To też w niej lubił. Nie była jak inni ludzie. Naiwni i ślepi. Wolała obserwować zdarzenia z daleka, zamiast brać w nich udział. Analizowała wszystkie możliwości, skupiając się na teoretycznie bezsensownych szczegółach, dzięki czemu dowiadywała się różnych rzeczy.
           - Co masz mi na ten temat do powiedzenia? – spytała ponownie wykazując się przenikliwością. Jako demon, Sebastian nie mógł przeoczyć tak oczywistego elementu układanki.
           - Zbadałem sprawę i dowiedziałem się, że pewien mężczyzna podający się za reżysera, spytał właściciela restauracji, czy mógłby zabrać śmieci z kontenera, by użyć ich do sceny w swoim filmie. Ten zgodził się.  Nie kontaktował się potem z podejrzanym.
           - Podejrzanym… - mruknęła cicho marszcząc czoło. Taka prośba wydaje się dziwna i sztuczna. – Kiedy to było?
           - W środę, późnym popołudniem – odrzekł lokaj.
           - Znalazłeś jakieś dowody, które by powiązały mężczyznę z morderstwem?
           - To – powiedział wyjmując z kieszonki marynarki kawałek papieru w woreczku foliowym. Była to kolejna wizytówka. – Papier i skład tuszu drukarskiego zgadzają się z wizytówką znalezioną w portfelu ofiary. Obecność nierównych krawędzi wskazuje na to, że wizytówka była robiona ręcznie – rzekł dając Mai do ręki woreczek.
          Faktycznie. Jednak można to było zauważyć jedynie wtedy, kiedy wie, czego się szuka. Normalny człowiek nawet by tego nie zauważył.
         -  Znalazłeś go?  - spytała dziewczyna po chwili.
         - Niestety nie, bardzo dobrze zaciera za sobą ślady.
Mai spojrzała na niego lekko zaskoczona. Demon zawsze bez problemu znajdywał rozwiązania, wskazówki i dowody, zanim ona jeszcze zdążyła o nich pomyśleć.
           - Jak to? Nie udało ci się wpaść na jego ślad? – spytała.
          Sebastian skrzywił się.
           - Nie. Podejrzewam, że może korzystać z czyjejś… pomocy – zawiesił glos, patrząc porozumiewawczo na swoją panią.
           Ta kiwnęła głową ze zrozumieniem. Na świecie nadal istnieje magia starsza niż świat. Demony, anioły, bogowie śmierci, wilkołaki, wampiry… Nic nieświadomi ludzie żyją własnym życiem, nie zdając sobie sprawy, że tuż przed ich nosem może odbywać się walka o życie.
            - Rozumiem. Jutro będziesz kontynuował poszukiwania. Będę w bibliotece. 

~~*~~
W tym rozdziale zaczynamy poznawać historię i relacje między Sebastianem i Mai. Będzie ona opisywana w kilku kolejnych  rozdziałach, więc mogą być trochę nudnawe, ale to nie będzie trwalo wiecznie, obiecuję x3
Wątek kryminalny musi być!! Jeśli macie jakieś fajne pomysły na sprawy, zagadki, przestępstwa, to piszcie śmiało (bo mi czasami brakuje weny ;-;), pomysłów nigdy za wiele! 

1 lut 2015

I

       Dziś cały dzień padał śnieg. Wszystko zostało przykryte białą kołdrą puchu. Wyglądało to magicznie. Jednak w wielkim mieście życie toczyło się jak zwykle. Ulice były zatłoczone, w powietrzu unosił się zapach tłuszczu pochodzący z okolicznych fast-foodów wymieszany ze spalinami. Ohyda. Ludzie przepychali się na wąskich chodnikach, spiesząc się do domów po pracy. Temu wszystkiemu przyglądała się młoda dziewczyna, w oczekiwaniu na swój autobus. Nie mogła się doczekać, aż wróci do swojego domu na przedmieściach, z dala od tego tłoku i smrodu.            
          Naciągnęła czerwony szalik na nos i wełnianą czapkę na uszy. Chciała stąd uciec, jak najdalej. Jakby na zawołanie, autobus podjechał na przystanek. Wstała i weszła do pojazdu. Nie pachniało tu wiele lepiej, ale przynajmniej było cieplej. Kupiła bilet i usiadła z tyłu. Włożyła słuchawki i puściła pierwszą lepszą piosenkę, byle tylko podróż minęła jak najszybciej. 
       Od przystanku dzieliło ją kilkaset metrów, które przeszła brnąc po kolana w śniegu. Niesłychane, jak taki kaprys pogody mógł utrudnić życie. W końcu go zobaczyła. Wielki, kremowy dom, a właściwie willę otoczoną żelaznym płotem, z wielkim ogrodem i brukowanym podjazdem. Miejsce, którego tak nienawidziła, teraz stał się dla niej wybawieniem. 
        Kliknęła przycisk przy bramce, a ta po chwili się otworzyła. Szła szybko idealnie odśnieżonym chodnikiem, byle już znaleźć się w środku. Drzwi otworzyły się na oścież, wypuszczając falę błogiego ciepła. W nich stał wysoki, przystojny mężczyzna o czarnych włosach i czerwonych oczach, ubrany w dość staroświecki garnitur. Onieśmielał wyglądem i aurą niesamowitości, którą wokół siebie roztaczał. Nie jedna dziewczyna oddałaby wszystko, byleby choć chwilę z nim porozmawiać. Jednak nie było to im dane. Mężczyzna uśmiechnął się lekko i powiedział głębokim głosem: 
- Witaj w domu, panienko. 
Ta kiwnęła głową i weszła do środka, gdy otworzył szerzej drzwi. Rozpięła guziki płaszcza, a on pomógł jej go zdjąć i powiesił na wieszaku.  Ściągnęła czapkę i szalik, uwalniając długi za pas czarny warkocz, a rzeczy oddała lokajowi. 
- Proszę pójść się przebrać, panienko, a ja w tym czasie przyszykuję obiad – powiedział i skłonił się. 
        Dziewczyna kiwnęła głową i ruszyła w stronę schodów. Granatowy dywan, ciągnący się przez wszystkie korytarze tłumił jej kroki, tak, że poruszała się prawie bezszelestnie. Weszła na pierwsze piętro i otworzyła piąte drzwi po prawej. Tam znajdowała się jej sypialnia. Był to duży pokój, utrzymany w jasnych kolorach. Po prawej stronie znajdowało się wielkie łoże z baldachimem, a za nim biurko. Po lewej zaś stała szafa, komoda i kilka innych przedmiotów. Położyła torbę na stoliku stojącym na środku pokoju. Otworzyła jedną z szuflad komody i wyjęła czarny sweter z rękawem trzy-czwarte oraz jeansy tego samego koloru. W jej garderobie królowała czerń. Mówiono, że taką ma osobowość. Mroczną i czarną jak smoła. Nigdy tego nie potwierdziła, ale też nie zaprzeczała. 
Zdjęła bluzkę i spodnie, które miała na sobie i  przebrała się w suche, ciepłe ubrania. Ledwo przeciągnęła głowę przez otwór swetra, drzwi otworzyły się i stanął w nich lokaj.
- Panienko Mai, obiad gotowy – powiedział z ledwo zauważalnym uśmiechem.
- Mówiłam ci, że masz pukać zanim wejdziesz, Sebastianie – odparła cicho wypranym z emocji głosem, nawet na niego nie spojrzawszy. 
- Proszę o wybaczenie, pani – skłonił się przyłożywszy dłoń do piersi. Rzuciła mu puste spojrzenie. Lokaj spojrzał w te ciemne, bezdenne oczy i poczuł dreszcz, zresztą jak zawsze, gdy na niego spojrzała. Była wysoką, bardzo szczupłą, lecz niewychudzoną dziewczyną o prawie białej cerze, dużych oczach i pełnych, czerwonych ustach. Miała twarz anioła. Gdyby tego chciała, mogłaby mieć wszystko. Ale nie chciała. Jej imię to Mai Ward. Dziewiętnastoletnia detektyw do zadań specjalnych, która zaprzedała mu duszę. 
Teraz minęła go bez słowa i zeszła na dół, kierując się w stronę jadalni. Sebastian ruszył za nią. Otworzył jej drzwi. Marmurowa sala z długim stołem zdolnym pomieścić kilkadziesiąt osób. Nad nim wisiał kryształowy żyrandol, rzucając ciepły blask na całe pomieszczenie. Na nieskazitelnie czystym obrusie znajdowało się tylko jedno nakrycie przykryte srebrną pokrywą. Mai usiadła, a lokaj uniósł ją, uwalniając niesamowity zapach.
- Dzisiaj przyrządziłem dla panienki curry z ryżem, sałatkę z kiełkami fasoli i prażonymi nasionami słonecznika, polane sosem z granatu. Do tego zielona herbata z miodem, prosto z Chin. Życzę smacznego – powiedział lekko podniosłym tonem. 
        Dziewczyna zaczęła jeść. Danie jak zwykle było idealne, mięso rozpływało się w ustach, a sałatka perfekcyjnie dopełniła całości. Gdy skończyła jeść, Sebastian zabrał naczynia, poustawiał na metalowym wózku i wyszedł z jadalni. Po krótkiej chwili wrócił i stanął przed swoją panią.
- Smakował panience posiłek? – spytał. 
- Do rzeczy, Sebastianie. Czego dowiedziałeś się o morderstwie sprzed tygodnia? – zapytała sucho nie zaszczycając go spojrzeniem. 


~~*~~

Tak oto zaczyna się przygoda. Na razie będzie dużo niewiadomych, lecz z czasem wszystko będzie wyjaśnione, więc cierpliwości :3
Jestem strasznie podekscytowana i nie mogę doczekać się Waszych reakcji ^^