- Mhm,
bardzo – mruknęła obojętnie, dalej patrząc się w okno.
Chłopak
westchnął.
-
Pracuję tu już od dwóch lat i ani razu nie widziałem, żebyś się uśmiechnęła. To
jest lekko przerażające, wiesz?
Nie
odpowiedziała.
- A
może naprawdę ci się podobam? - uśmiechnął się łobuzersko.
-
Zawsze – odparła sarkastycznie.
Aaron
zaśmiał się. Przyjemny dźwięk.
- Może
się nie śmiejesz, ale sama jesteś zabawna. Chciałbym kiedyś cię zobaczyć bez
towarzystwa piekielnie dobrego lokaja. Założę się, że teraz podsłuchuje pod
drzwiami. Potem będzie ci robił wywody jak to powinnaś się zachować.
Mai odwróciła
twarz, by ukryć ledwo zauważalny uśmiech. Trafił w sedno.
- Oooo,
czyżbym wywołał na twojej twarzy uśmiech? Zwycięstwo! Teraz musisz dać mi coś w
zamian! – powiedział.
-
Możesz pomarzyć – odparła dziewczyna, powracając do rzeczywistości.
Za
każdym razem, gdy rozmawiała z Aaronem, przebieg ich konwersacji przebiegał
podobnie. Od ogrodu, przed żarty i docinki, po „flirt” i znów do docinków. Aż
do znudzenia.
-
Hahaha, twarda jesteś.
Nagle
Sebastian zapukał do drzwi.
-
Wejdź.
-
Przepraszam, że przeszkadzam w rozmowie, ale za pół godziny przyjedzie panienki
gość – powiedział i skłonił się z ręką na piersi.
- To ja
w takim razie będę się już zbierać – mężczyzna wstał, odstawiając pusty kubek
na stół. – Dziękuję za herbatę i gościnę. Wpadnę za tydzień.
Już
mijał lokaja w drzwiach, ale obejrzał się za siebie i z szerokim uśmiechem
powiedział do niej:
-
Zadzwoń w sprawie zadośćuczynienia. Znasz mój numer.
- Nie
czekaj za długo – odparła chłodno. Chłopak zaśmiał się.
- Do
zobaczenia!
-
Doprawdy, bezczelność tego człowieka nie zna granic – mruczał demon, idąc za
Mai jak cień do jej pokoju.
- Wiem
– powiedziała i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Maruda.
Wyciągnęła
czerwoną obcisłą sukienkę z wcięciem do połowy uda i głębokim dekoltem. Nie w
jej stylu, ale skąpa sukienka i wysportowane ciało nieraz pomogły jej w
interesach. Faceci to świnie. Tak mawiał jej brat. Otrząsnęła się. Nie miała
zamiaru o nim myśleć.
Zaczęła
się ubierać. Założyła czarne szpilki i narzutę na ramiona. Umalowała się i
obejrzała cała w lustrze. Powinno być dobrze.
Otworzyła
drzwi, by wyjść z pokoju. W wejściu stał Sebastian. Otaksował ją
wzrokiem, zachowując kamienny wyraz twarzy.
-
Wygląda panienka… przepięknie – powiedział.
- Nie
kłam. Wyglądam jak prostytutka. O to chodzi – odparła. Lokaj uśmiechnął się
lekko.
-
Panienka ma o wiele lepszy gust. Poczułem jednak chęć, by skomentować panienki
kreację – ukłonił się lekko.
Dziewczyna
wywróciła oczami. Ruszyła korytarzem.
-
Wszystko gotowe?
-
Oczywiście. Tak jak panienka chciała – odparł demon schodząc za nią po
schodach.
W tej
samej chwili, gdy dotarli na sam dół, zadzwonił dzwonek. Sebastian poszedł
otworzyć drzwi, a Mai poszła za nim, by przywitać gościa.
W
wejściu stał niski, otyły mężczyzna po sześćdziesiątce. Rzadkie włosy,
obwisłe policzki i małe, chytre oczy nadawały mu nieprzyjemny wygląd.
Obejrzał
dziewczynę od stóp do głów i przetarł spocone czoło bawełnianą chustką. Oblech.
-
Witam, panie Johnson. Miło pana poznać. Jestem Mai Word – powiedziała, byle
tylko przestał ją pożerać wzrokiem. Przebranie działało aż za dobrze.
- Dzień
dobry, a raczej dobry wieczór, pani Word. Dziękuję serdecznie za zaproszenie mnie
do pani rezydencji – sapnął mężczyzna, czerwieniąc się lekko.
Sebastian
zaprosił go do środka i pomógł pozbyć się wierzchniego okrycia. Potem
zaprowadził ich do salonu gościnnego i podał herbatę oraz ciastka. Dziewczyna
chwyciła filiżankę.
- Ekhem
– chrząknął Johnson. – Tak więc… w jakiej sprawie mnie pani tu wezwała? –
spytał nieco niespokojnie, co chwilę zerkając na jej dekolt. Odkąd wszedł do
rezydencji, nie spuszczał z niej wzroku.
- Cóż,
nie ukrywam, że miałam ku temu pewien cel.
- W to
nie wątpię – odparł.
Nastała
chwila niezręcznej ciszy. Mężczyzna sięgnął po ciastko.
- Steve
Johnson. Lat sześćdziesiąt trzy, urodzony w Kanadzie dnia dwudziestego
trzeciego września – zaczęła Mai. – Biznesmen powoli upadającej firmy Johnson’s
Inc. Rozwiedziony, ma trzydziestoletniego syna Carla, który odziedziczy po nim
spółkę. Kocha pieniądze i ładne, młode kobiety, nienawidzi porażek i kiedy ktoś
mu w chodzi w drogę. Bezwzględny wilk w owczej skórze. Mylę się? – spytała lekko.
Johnson
spiął się i zaczął wstawać, ale zimny wzrok dziewczyny go powstrzymał. Zamiast
tego, poczerwieniał na pulchnej twarzy i wykrzyknął:
- Jak
śmiesz! Nie będę znosił obrażania mnie!
- Ależ
to nie była obraza. Jedynie szczera prawda.
- Nawet
jeśli, to skąd miałaby p a n i takie informacje? – spytał ostro.
- Mam
swoje źródła. Jednak nie zaprosiłam tu pana po to, by o tym rozmawiać. Po
prostu lubię być… przygotowana – mruknęła przymykając oczy i upijając łyk
herbaty z filiżanki. Czarna. Nie pasuje do biszkoptów.
- W
takim razie dlaczego miałem tu przybyć?
- Mam do
pana parę pytań.
- O co?
– spytał.
-
Powoli, wszystko po kolei – uspokoiła go lekko marszcząc nos. Był irytujący i
śmierdział potem. Miała go serdecznie dość, lecz dalej prowadziła swoją grę.
- Jeśli
myślisz, że będę… - zaczął, ale mu przerwała.
-
Proszę, by pan się uspokoił i czekał aż skończę. Na razie jestem jeszcze miła.
Zamilkł.
Atmosfera w pokoju zrobiła się ciężka od zniecierpliwienia i strachu. Mai napawała
się przerażeniem w jego oczach.
-
Pytanie pierwsze: Czy wierzy pan w istoty nadprzyrodzone?
- Hę? –
mruknął zaskoczony Johnson – Duchy, zjawi i tym podobne?
- Nie
tylko. Czy wierzy pan w duchy, anioły, demony, Boga, Diabła i wszystkie im
bliskie? – spytała, rzucając mu puste spojrzenie przez rzęsy.
- Ja..
nie wiem, raczej nie – odparł. Był zdenerwowany, miętosił chustkę, którą co
jakiś czas przecierał czoło.
- Hmm…
załóżmy, że panu wierzę. Tak więc kolejne pytanie brzmi: W co pan wierzy?
-
Dlaczego musze odpowiadać na te śmieszne pytania?! – wykrzyknął nagle.
- Bo
jest pan pod moim dachem, a tu niczego nie można być pewnym… - mruknęła cicho.
- Czy
to ma być groźba?! Zaraz zadzwonię na policję! – zaczął grzebać po kieszeniach.
Gdy nie
znalazł w nich komórki, spojrzał na nią wściekle.
-
Złodziejka! Oddawaj mój telefon! Wynoszę się z tego domu!
- Nic
panu nie ukradłam. A nie wyjdzie pan, dopóki na to nie pozwolę.
Ruszył do
drzwi i szarpnął za klamkę. Zamknięte. Podszedł do okna, jednak gdy odsłonił
zasłony, okazało się, że były zakratowane. Rozglądał się w panice za drogą
ucieczki, ale jej nie znalazł.
Wtedy jego wzrok padł na dziewczynę, która spokojnie siedziała na kanapie, sącząc herbatę. Rzucił się na nią rozpaczliwie. Jednak jego dłonie zamiast na jej gardle, zacisnęły się w powietrzu. Poczuł silne kopnięcie w brzuch i uderzenie w kark. Pod wpływem fali bólu, upadł na podłogę. Próbował się podnieść, ale obcas dziewczyny boleśnie wbił mu się w kręgosłup.
Wtedy jego wzrok padł na dziewczynę, która spokojnie siedziała na kanapie, sącząc herbatę. Rzucił się na nią rozpaczliwie. Jednak jego dłonie zamiast na jej gardle, zacisnęły się w powietrzu. Poczuł silne kopnięcie w brzuch i uderzenie w kark. Pod wpływem fali bólu, upadł na podłogę. Próbował się podnieść, ale obcas dziewczyny boleśnie wbił mu się w kręgosłup.
Odwrócił
głowę, by na nią spojrzeć. Rozcięcie w sukni ukazywało smukłą nogę dziewczyny,
gdy torturowała go butem. Pochyliła się nad nim i przycisnęła krótki sztylet do
gardła. Nie wiedział skąd go nagle wzięła, ale zamarł czując, jak strużka krwi
spływa mu po skórze.
-
Myślę, że powinieneś być milszy. Zwłaszcza dla osoby, która w każdej chwili
może zabić taką świnię jak ty. Rozumiemy się?
Kiwnął
głową, starając się odsunąć głowę od ostrza. Mai jednak tylko mocniej je przycisnęła do
gardła skomlącego mężczyzny.
- Wiem,
że układasz się z demonem – mruczała mu cicho do ucha.
- Skąd …
-
Mówiłam, że lubię być dobrze poinformowana. Mam tylko jedno pytanie: Jak nazywa
się ten nieszczęśnik, który z tobą współpracuje?
- Nie
mogę powiedzieć… zabije mnie – wycharczał.
- A
myślisz, że ja tego nie zrobię? – spytała cicho.
- I tak
się mnie pozbędziesz. On będzie mnie torturował, aż skonam. A potem zniszczy
moją duszę. To jest gorsze niż to, co ty możesz mi zrobić.
- W
takim razy masz niekompletne informacje. Sebastian.
Nie
musiała podnosić głosu, by ją usłyszał. Wezwany wszedł do pokoju i skłonił się
z lekkim uśmiechem.
- W
czym mogę pomóc, pani?
- Nasz
gość poczęstował się ciasteczkami zrobionymi przez ciebie… Czas mu chyba
zdradzić przepis.
- Ach
tak. To moja nowa specjalność. Biszkopty nadziewane specjalną substancją…
napojem powodującym potworny ból u
osoby, która poczuje jakikolwiek kwiatowy zapach. Dzisiejsza technologia jest
zaprawdę niezwykła – powiedział z niemałą dumą.
- Czy
zechciałbyś, więc, przynieść nasz prezent dla pana Johnsona? – spytała.
- Z
wielką chęcią, pani.
Mężczyzna
patrzył tylko z osłupieniem na Sebastiana, gdy wychodził z pomieszczenia.
-
Przecież on... jak mogłem nie zauważyć? – szepnął cicho przerażony.
Po
krótkiej chwili, lokaj wrócił z czerwoną azalią pod szklanym kloszem.
- Masz
ostatnią szansę. Jak nazywa się ten demon? – spytała Mai.
- Nie
powiem – odparł nie odrywając wzroku od przedmiotu trzymanego przez kamerdynera.
Dziewczyna
spojrzała na służącego, a ten uklęknął przed twarzą Johnsona i uniósł pokrywę. Po
pokoju rozległ się intensywny zapach kwiatu, a mężczyzną zaczęły targać
konwulsje. Krzyczał, trzymając się za twarz. Mai odskoczyła, by nie uderzył jej
łokciem.
-
Weźcie to! Zabierzcie to ode mnie! – wrzeszczał.
Tarzał
się po ziemi, uderzając o nogi stołu i kanapę. Próbował zatkać nos, jednak to
nie działało. Ból, który sprawiał, że płonęła mu twarz, nie chciał ustąpić.
- Odpowiedz
na pytanie.
- Damien!
Nazywa się Damien!
Na znak
Mai, Sebastian odłożył kwiat i jednym wprawnym ruchem skręcił mężczyźnie kark.
~~*~~
W końcu na czas! :D Mam nadzieję, że ten rozdział się Wam spodobał. Poprzednio pisaliście, że robi się coraz ciekawiej i czekacie na ciąg dalszy. Myślę, że to tylko zaostrzy Wasz głód xDD (ja zła >:3)
Piszcie śmiało w komentarzach, co myślicie i co chcialibyście zobaczyć w kolejnych rozdziałach! ^^