31 mar 2015

XI

                - Mhm, bardzo – mruknęła obojętnie, dalej patrząc się w okno.
                Chłopak westchnął.
                - Pracuję tu już od dwóch lat i ani razu nie widziałem, żebyś się uśmiechnęła. To jest lekko przerażające, wiesz?
                Nie odpowiedziała.
                - A może naprawdę ci się podobam? - uśmiechnął się łobuzersko.
                - Zawsze – odparła sarkastycznie.
                Aaron zaśmiał się. Przyjemny dźwięk.
                - Może się nie śmiejesz, ale sama jesteś zabawna. Chciałbym kiedyś cię zobaczyć bez towarzystwa piekielnie dobrego lokaja. Założę się, że teraz podsłuchuje pod drzwiami. Potem będzie ci robił wywody jak to powinnaś się zachować.
                Mai odwróciła twarz, by ukryć ledwo zauważalny uśmiech. Trafił w sedno.
                - Oooo, czyżbym wywołał na twojej twarzy uśmiech? Zwycięstwo! Teraz musisz dać mi coś w zamian! – powiedział.
                - Możesz pomarzyć – odparła dziewczyna, powracając do rzeczywistości.
                Za każdym razem, gdy rozmawiała z Aaronem, przebieg ich konwersacji przebiegał podobnie. Od ogrodu, przed żarty i docinki, po „flirt” i znów do docinków. Aż do znudzenia.
                - Hahaha, twarda jesteś. 
                Nagle Sebastian zapukał do drzwi.
                - Wejdź.
                - Przepraszam, że przeszkadzam w rozmowie, ale za pół godziny przyjedzie panienki gość – powiedział i skłonił się z ręką na piersi.
                - To ja w takim razie będę się już zbierać – mężczyzna wstał, odstawiając pusty kubek na stół. – Dziękuję za herbatę i gościnę. Wpadnę za tydzień.
                Już mijał lokaja w drzwiach, ale obejrzał się za siebie i z szerokim uśmiechem powiedział do niej:
                - Zadzwoń w sprawie zadośćuczynienia. Znasz mój numer.
                - Nie czekaj za długo – odparła chłodno. Chłopak zaśmiał się.
                - Do zobaczenia!

                - Doprawdy, bezczelność tego człowieka nie zna granic – mruczał demon, idąc za Mai jak cień do jej pokoju.
                - Wiem – powiedziała i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Maruda.
                Wyciągnęła czerwoną obcisłą sukienkę z wcięciem do połowy uda i głębokim dekoltem. Nie w jej stylu, ale skąpa sukienka i wysportowane ciało nieraz pomogły jej w interesach. Faceci to świnie. Tak mawiał jej brat. Otrząsnęła się. Nie miała zamiaru o nim myśleć.
                Zaczęła się ubierać. Założyła czarne szpilki i narzutę na ramiona. Umalowała się i obejrzała cała w lustrze. Powinno być dobrze.
                Otworzyła drzwi, by wyjść z pokoju. W wejściu stał Sebastian. Otaksował ją wzrokiem, zachowując kamienny wyraz twarzy.
                - Wygląda panienka… przepięknie – powiedział.
                - Nie kłam. Wyglądam jak prostytutka. O to chodzi – odparła. Lokaj uśmiechnął się lekko.
                - Panienka ma o wiele lepszy gust. Poczułem jednak chęć, by skomentować panienki kreację – ukłonił się lekko.
                Dziewczyna wywróciła oczami. Ruszyła korytarzem.
                - Wszystko gotowe?
                - Oczywiście. Tak jak panienka chciała – odparł demon schodząc za nią po schodach.
                W tej samej chwili, gdy dotarli na sam dół, zadzwonił dzwonek. Sebastian poszedł otworzyć drzwi, a Mai poszła za nim, by przywitać gościa.
                W wejściu stał niski, otyły mężczyzna po sześćdziesiątce. Rzadkie włosy, obwisłe policzki i małe, chytre oczy nadawały mu nieprzyjemny wygląd.
                Obejrzał dziewczynę od stóp do głów i przetarł spocone czoło bawełnianą chustką. Oblech.
                - Witam, panie Johnson. Miło pana poznać. Jestem Mai Word – powiedziała, byle tylko przestał ją pożerać wzrokiem. Przebranie działało aż za dobrze.
                - Dzień dobry, a raczej dobry wieczór, pani Word. Dziękuję serdecznie za zaproszenie mnie do pani rezydencji – sapnął mężczyzna, czerwieniąc się lekko.
                Sebastian zaprosił go do środka i pomógł pozbyć się wierzchniego okrycia. Potem zaprowadził ich do salonu gościnnego i podał herbatę oraz ciastka. Dziewczyna chwyciła filiżankę.
                - Ekhem – chrząknął Johnson. – Tak więc… w jakiej sprawie mnie pani tu wezwała? – spytał nieco niespokojnie, co chwilę zerkając na jej dekolt. Odkąd wszedł do rezydencji, nie spuszczał z niej wzroku.
                - Cóż, nie ukrywam, że miałam ku temu pewien cel.
                - W to nie wątpię – odparł.
                Nastała chwila niezręcznej ciszy. Mężczyzna sięgnął po ciastko.
                - Steve Johnson. Lat sześćdziesiąt trzy, urodzony w Kanadzie dnia dwudziestego trzeciego września – zaczęła Mai. – Biznesmen powoli upadającej firmy Johnson’s Inc. Rozwiedziony, ma trzydziestoletniego syna Carla, który odziedziczy po nim spółkę. Kocha pieniądze i ładne, młode kobiety, nienawidzi porażek i kiedy ktoś mu w chodzi w drogę. Bezwzględny wilk w owczej skórze. Mylę się? – spytała lekko.
                Johnson spiął się i zaczął wstawać, ale zimny wzrok dziewczyny go powstrzymał. Zamiast tego, poczerwieniał na pulchnej twarzy i wykrzyknął:
                - Jak śmiesz! Nie będę znosił obrażania mnie!
                - Ależ to nie była obraza. Jedynie szczera prawda.
                - Nawet jeśli, to skąd miałaby  p a n i  takie informacje? – spytał ostro.
                - Mam swoje źródła. Jednak nie zaprosiłam tu pana po to, by o tym rozmawiać. Po prostu lubię być… przygotowana – mruknęła przymykając oczy i upijając łyk herbaty z filiżanki. Czarna. Nie pasuje do biszkoptów.
                - W takim razie dlaczego miałem tu przybyć?
                - Mam do pana parę pytań.
                - O co? – spytał.
                - Powoli, wszystko po kolei – uspokoiła go lekko marszcząc nos. Był irytujący i śmierdział potem. Miała go serdecznie dość, lecz dalej prowadziła swoją grę.
                - Jeśli myślisz, że będę… - zaczął, ale mu przerwała.
                - Proszę, by pan się uspokoił i czekał aż skończę. Na razie jestem jeszcze miła.
                Zamilkł. Atmosfera w pokoju zrobiła się ciężka od zniecierpliwienia i strachu. Mai napawała się przerażeniem w jego oczach.
                - Pytanie pierwsze: Czy wierzy pan w istoty nadprzyrodzone?
                - Hę? – mruknął zaskoczony Johnson – Duchy, zjawi i tym podobne?
                - Nie tylko. Czy wierzy pan w duchy, anioły, demony, Boga, Diabła i wszystkie im bliskie? – spytała, rzucając mu puste spojrzenie przez rzęsy.
                - Ja.. nie wiem, raczej nie – odparł. Był zdenerwowany, miętosił chustkę, którą co jakiś czas przecierał czoło.
                - Hmm… załóżmy, że panu wierzę. Tak więc kolejne pytanie brzmi: W co pan wierzy?
                - Dlaczego musze odpowiadać na te śmieszne pytania?! – wykrzyknął nagle.
                - Bo jest pan pod moim dachem, a tu niczego nie można być pewnym… - mruknęła cicho.
                - Czy to ma być groźba?! Zaraz zadzwonię na policję! – zaczął grzebać po kieszeniach.
                Gdy nie znalazł w nich komórki, spojrzał na nią wściekle.
                - Złodziejka! Oddawaj mój telefon! Wynoszę się z tego domu!
                - Nic panu nie ukradłam. A nie wyjdzie pan, dopóki na to nie pozwolę.
                Ruszył do drzwi i szarpnął za klamkę. Zamknięte. Podszedł do okna, jednak gdy odsłonił zasłony, okazało się, że były zakratowane. Rozglądał się w panice za drogą ucieczki, ale jej nie znalazł.
               Wtedy jego wzrok padł na dziewczynę, która spokojnie siedziała na kanapie, sącząc herbatę. Rzucił się na nią rozpaczliwie. Jednak jego dłonie zamiast na jej gardle, zacisnęły się w powietrzu. Poczuł silne kopnięcie w brzuch i uderzenie w kark. Pod wpływem fali bólu, upadł na podłogę. Próbował się podnieść, ale obcas dziewczyny boleśnie wbił mu się w kręgosłup.
                Odwrócił głowę, by na nią spojrzeć. Rozcięcie w sukni ukazywało smukłą nogę dziewczyny, gdy torturowała go butem. Pochyliła się nad nim i przycisnęła krótki sztylet do gardła. Nie wiedział skąd go nagle wzięła, ale zamarł czując, jak strużka krwi spływa mu po skórze.
                - Myślę, że powinieneś być milszy. Zwłaszcza dla osoby, która w każdej chwili może zabić taką świnię jak ty. Rozumiemy się?
                Kiwnął głową, starając się odsunąć głowę od ostrza.  Mai jednak tylko mocniej je przycisnęła do gardła skomlącego mężczyzny.
                - Wiem, że układasz się z demonem – mruczała mu cicho do ucha.
                - Skąd …
                - Mówiłam, że lubię być dobrze poinformowana. Mam tylko jedno pytanie: Jak nazywa się ten nieszczęśnik, który z tobą współpracuje?
                - Nie mogę powiedzieć… zabije mnie – wycharczał.
                - A myślisz, że ja tego nie zrobię? – spytała cicho.
                - I tak się mnie pozbędziesz. On będzie mnie torturował, aż skonam. A potem zniszczy moją duszę. To jest gorsze niż to, co ty możesz mi zrobić.
                - W takim razy masz niekompletne informacje. Sebastian.
                Nie musiała podnosić głosu, by ją usłyszał. Wezwany wszedł do pokoju i skłonił się z lekkim uśmiechem.
                - W czym mogę pomóc, pani?
                - Nasz gość poczęstował się ciasteczkami zrobionymi przez ciebie… Czas mu chyba zdradzić przepis.
                - Ach tak. To moja nowa specjalność. Biszkopty nadziewane specjalną substancją… napojem  powodującym potworny ból u osoby, która poczuje jakikolwiek kwiatowy zapach. Dzisiejsza technologia jest zaprawdę niezwykła – powiedział z niemałą dumą.
                - Czy zechciałbyś, więc, przynieść nasz prezent dla pana Johnsona? – spytała.
                - Z wielką chęcią, pani.    
                Mężczyzna patrzył tylko z osłupieniem na Sebastiana, gdy wychodził z pomieszczenia.
                - Przecież on... jak mogłem nie zauważyć? – szepnął cicho przerażony.
                Po krótkiej chwili, lokaj wrócił z czerwoną azalią pod szklanym kloszem.
                - Masz ostatnią szansę. Jak nazywa się ten demon? – spytała Mai.
                - Nie powiem – odparł nie odrywając wzroku od przedmiotu trzymanego przez kamerdynera.              
                Dziewczyna spojrzała na służącego, a ten uklęknął przed twarzą Johnsona i uniósł pokrywę. Po pokoju rozległ się intensywny zapach kwiatu, a mężczyzną zaczęły targać konwulsje. Krzyczał, trzymając się za twarz. Mai odskoczyła, by nie uderzył jej łokciem.
                - Weźcie to! Zabierzcie to ode mnie! – wrzeszczał.
                Tarzał się po ziemi, uderzając o nogi stołu i kanapę. Próbował zatkać nos, jednak to nie działało. Ból, który sprawiał, że płonęła mu twarz, nie chciał ustąpić.
                - Odpowiedz na pytanie.
                - Damien! Nazywa się Damien!  

                Na znak Mai, Sebastian odłożył kwiat i jednym wprawnym ruchem skręcił mężczyźnie kark. 


~~*~~


                W końcu na czas! :D Mam nadzieję, że ten rozdział się Wam spodobał. Poprzednio pisaliście, że robi się coraz ciekawiej i czekacie na ciąg dalszy. Myślę, że to tylko zaostrzy Wasz głód xDD (ja zła >:3)
                Piszcie śmiało w komentarzach, co myślicie i co chcialibyście zobaczyć w kolejnych rozdziałach! ^^ 

6 komentarzy:

  1. O taak. To lubie <3 Mai była tu taka brutalna :D
    Nie mam pojęcia skąd ty bierzesz te wszystkie pomysły na intrygi. Ja musze głowkować, główkować i jeszcze raz główkować, a i tak ciapa z tego wychodzi.
    Tradycyjnie, niecierpliwie oczekuje next rozdziału. Oby pojawił się tak szybko jak ten.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejny rozdział planuję na piątek, ale zobaczyy jak wyjdzie ^^ Cieszę się, że Ci się spodobało :3
      A intrygi to coś, co uwielbiam, więc mam kilka ciekawych pomysłów na przyszłość ^^

      Usuń
  2. Ja bym chciała mieć chociaż ćwierć Twojego talentu do intryg, a nie mam, bo nie lubię kryminałów, więc mam klopsa, a nie intrygę hahaha xD
    A co bym chciała w opowiadaniu? Ty już dobrze wiesz co ja mogę chcieć :P chcę więcej zimnych uczuć między Sebą i Mai, chcę czekać i czekać i kiedyś doczekać się jak jedno z nich rzuci się na drugie. Tak, bo właśnie tego chce moja mała, spragniona zakazanych romansów główka. No dobra. Znalazłam parę błędów, tym razem je wypiszę, bo jakoś od godziny nie boli mnie głowa, więc korzystam :P
    Nie znam się, ale czy narzuta to nie takie coś na wersalkę? To na ramiona nazywało się chyba inaczej, ale ja tak bardzo nie umiem nazywać ubrań xD
    Otaksował dokładnie ją wzrokiem - to brzmi niegramatycznie :P
    mężczyzna po sześćdziesiątce z nadwagą - to z kolei brzmi tak, jakby ta nadwaga stała obok niego xD
    Salony - salonu
    okazało się, że były - było

    Poza tym, jak zwykle jest cudownue, zimno i w ogóle tak bardzo po Twojemu. Łazienka również jest zachwycona. Teraz znów będziemy czekać z niecierplitością na kolejną część :P
    Dużo weny i Wesołych Świąt, tak na zaś :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To znalazłam; poprawiłam :3 Jak zwykle dziękuję za miły komentarz i poprawki, bez których moje opowiadania nie trzymałyby się kupy! XD

      I obiecuję, że Cie nie zawiodę ;) Ciebie ani Twojej łazienki (która pozdrawiam! XD)
      Postaram się, by kolejna część pojawiła się w piątek :3
      Ale na razie dużo weny i do napisania! :3

      Usuń
  3. Do Nami: tu chodzi o narzutkę. Tak, jest coś takiego jako element stroju :3

    A teraz do Mai: Cuuuudooo!! ♡♡♡
    Twój styl pisania jakoś dziwnie na mnie działa. .. Ja tak chcę już wiedzieć co dalej 😉
    W ogóle to we wszystkich opkach chcę wiedzieć :3
    Ale co ja gadam, przecież sama nie dotrzymuje terminów 😢
    Dobra, przejdę do rzeczy i idę zmusić mój mózg do pisania 20 chaptera. Jeszcze raz powiem, że było CUDOWNE. Znalazłam może dwie literówki :○
    Życzę weny i smacznego jaka, bo nie wiem czy się pojawię przed Wielkanocą 🐰🐣

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz! Ja będę starać się dotrzymywać ustalonych przez siebie termonów, ale różnie bywa x3
      A Tobie również życzę weny i Wesołych Świąt! :3

      Usuń