23 mar 2015

IX

                Mai kiwnęła głową.
                - Nikt inny nie przychodzi mi do głowy – powiedziała cicho.
                Siedziała zamyślona przez chwilę. Nagle podniosła głowę i spojrzała na tacę. Sebastian zaśmiał się cicho. Bawiło go uzależnienie pani od słodyczy. Gdyby ktoś chciał ją porwać, wystarczyłoby zaproponować jej dobre ciastka i poszłaby z własnej woli.
                - Nie chichotaj pod nosem, tylko mi je podaj – mruknęła.

                - Gdzie się panienka wybiera? – spytał lekko zirytowany Sebastian.
                Był wtorkowy wieczór. Minęły dwa dni odkąd otruto jego panią.
                - Do pracy. Nie byłam wczoraj w biurze, więc muszę przyjść dzisiaj – odparła dziewczyna dopinając guziki czarnej koszuli. Chwyciła w rękę torebkę i stanęła przed demonem.
                - Radziłbym panience zostać w domu. Nadal jest panienka słaba.
                - Przesuń się – powiedziała puszczając słowa lokaja mimo uszu.
                Ten westchnął cierpiętniczo. Nie mógł dopuścić, by sytuacja sprzed kilki dni się powtórzyła. Chciał ją mieć cały czas na oku.
                - W takim razie zrobię panience śniadanie i kawę do pracy – rzekł tonem nie znoszącym sprzeciwu.
                Tym razem to Mai westchnęła. Natręt.
               
                Jechali przez miasto w milczeniu. Dziewczyna jak zwykle wyglądała przez okno, nie skupiając wzroku na żadnym konkretnym obiekcie.
                - Czy pozwoli panienka, bym towarzyszył w przesłuchaniu pana Stones’a?
                - Dlaczego? – spytała nie odwracając głowy.
                - Chciałbym mu się dokładniej… przyjrzeć – odparł zaciskając mocniej palce na kierownicy.
                - Nie waż się robić niczego głupiego bez mojej zgody.
                - Tak, pani.
                Był wściekły. Chciał się zemścić. Ktoś śmiał zagrać mu na nosie i prawie zabrał jego cenną duszę.
                Gdy dotarli na miejsce, Mai wyciągnęła z torebki przepustkę. W środku użyła jej, by otworzyć wydział zamknięty, w którym pracowali wszyscy śledczy. Sebastian wszedł za nią. Miał specjalne pozwolenie na przebywanie w biurze, jednak musiał cały czas być przy dziewczynie. Przynajmniej mogła go mieć na oku.
                Po drodze do jej stanowiska, detektywi witali się z nią. Czasem obrzucali lokaja niechętnym spojrzeniem, ale nic więcej nie mówili. Nie każdy był tu mile widziany.
                Usiadła za biurkiem i włączyła komputer. Demon przycupnął na krześle obok niej. Patrzył się przed siebie z kamienną twarzą. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Za szybą stał Leo.
                - Hej Mai, czemu cię wczoraj nie było? – spytał. Po chwili jego uśmiech przygasł. Musiał zauważyć jej sińce pod oczami. – Co ci się stało? Jesteś chora?
                - Nie – odparła. Śledczy chciał podejść bliżej, ale lokaj zastąpił mu drogę. Stones cofnął się zaskoczony, wpatrując się w napiętą ze złości twarz kamerdynera.
                - Co…? – nie dokończył.
                - Sebastian, dość – rzekła Mai dobitnie.
                Ten spojrzał na nią. Wydawało jej się, że dostrzegła w jego oczach błysk czerwieni.
                - Usiądź.
                Tak zrobił. Znów patrzył przed siebie, nie dając nic po sobie poznać. Jednak w środku gotował się z wściekłości.
                - Wybacz jego zachowanie – powiedziała.
                - N-nie ma sprawy – odparł otrząsając się.
                Zerkał co jakiś czas podejrzliwie na demona.
                - Tak więc?
                - Znaleźliśmy coś w sprawie morderstwa – powiedział śledczy, na chwilę przenosząc wzrok na Mai.
                - Dzisiaj rano zamordowano właściciela restauracji. Jego ciało znajdowało się w tym samym miejscu co poprzednia ofiara. Obrażenia są identycznie. I to dosłownie. Kula trafiła w dokładnie to samo miejsce, obrażenia głowy także się pokrywają.
                Dziewczyna zmarszczyła czoło. Przecież to niemożliwe. Każdy człowiek ma trochę inną twardość kości, urazy z przeszłości, otłuczenia, wszystko pływa na to, jak kość popęka.
                - Coś jeszcze? – spytała.
                - Tak. Na miejscu zbrodni znaleziono to – powiedział wyciągając rękę z torebką na dowody.
                Wcześniej jej nie zauważyła. W środku znajdowała się tylko jedna rzecz. Duże, czarne pióro. Żaden ptak nie ma tak ogromnych piór. Chyba, że to nie był ptak…
                - Zanim spytasz: nie, nie jest sztuczne. Jego budowa cząsteczkowa nie przypomina niczego, co do tej pory widzieliśmy. Goście z laboratorium są skołowani.
                - Jakieś inne poszlaki?
                - Technicy nadal są na miejscu zbrodni, ale nie sądzę, by coś znaleźli.
                Mai kiwnęła głową. Myślała podobnie. Pióro potwierdzało jej przypuszczenia.
                - Leo? – spytała nagle.
                - Tak?
                - Czy chciałbyś mnie zabić?
                Mężczyzna oniemiał. Dziewczyna wpatrywała się w niego, wypatrując choćby najmniejszej zmiany w wyrazie twarzy. Sebastian również zamarł zaskoczony tym pytaniem. Nie sądził, że jego pani będzie tak… bezpośrednia.
                - C-co… O czym ty mówisz?! – wykrzyknął śledczy. Był szczerze oburzony. Poczerwieniał, przenosił wzrok z Mai na lokaja i z powrotem. Po chwili zbladł.
                - Czy coś się stało? Zaatakowano cię? Mai, o czym mi nie mówisz?! – zdenerwował się.
                Dziewczyna patrzyła na niego chwilę w milczeniu, ale nie znalazła w jego oczach tego, co chciała.
                - Nieważne. Nic się nie stało – powiedziała.
                - Nie kłam. Widzę, że coś jest nie tak.
                -  Wszystko jest w porządku. Tylko coś sprawdzałam – odrzekła i przeniosła wzrok na monitor. Straciła zainteresowanie.
                - Powiedz mi to w oczy. Spójrz na mnie i powtórz – jego chłodny ton zdradzał, że jest zły.
                 Już sam ten fakt wystarczał, żeby być zaskoczonym, ale Mai bardziej zastanowiło to jak się do niej odezwał. Spojrzała mu zimno w oczy. Leo wzdrygnął się, lecz nie odwrócił wzroku.
                - Wszystko w porządku
                - Dobra. W razie czego wiesz, gdzie mnie znaleźć – powiedział i wyszedł.
                Dziewczyna westchnęła i znów zaczęła robić coś na komputerze. Lokaj, dotąd siedząc bez słowa, teraz wstał i stanął obok pani.
                - Zaskoczyłaś mnie, panienko.
                - Mhm – mruknęła.
                - Twoja przebiegłość, pani, sprawia, że jesteś dla mnie jeszcze bardziej pociągająca – dodał cicho.
                Dziewczyna obróciła się na krześle i spojrzała na niego z dołu. Chłód jej spojrzenia sprawił, że kamerdynera przeszły dreszcze.
                - Daruj sobie.
                - Wybacz, jeśli cię uraziłem, panienko – powiedział i skłonił się nisko. Jednak na jego twarzy widniał uśmiech.
               

                Kilka godzin później wyszli z budynku, kierując się do auta. Nagle Sebastian się zatrzymał. Na parkingu stał oparty Leo. Opierał się o ich samochód i wpatrywał się w swoje buty, ale wyprostował się, gdy się stanęli. Musiał ich usłyszeć.
                Coś było nie tak. Mai czuła od niego coś mrocznego. Lokaj rzucił się na śledczego, jednak jakaś siła odepchnęła demona zanim go dosięgnął.
                - Kim jesteś? – spytała dziewczyna. To nie był Leonard Stones. Widziała ciemną poświatę, która go otaczała.
                Mężczyzna zaśmiał się. Jego głos był niższy i bardziej mroczny niż zwykle.
                - Bystraś jak na tak nędzną istotę – powiedział. – Nie musisz jednak znać mojego imienia. Tam, gdzie zaraz wylądujesz, nie będzie ci ono potrzebne.
                Po tych słowach, zaczął iść w jej stronę. Sebastian zasłonił ją ciałem. Jego oczy żarzyły się krwistą czerwienią.
                Wtedy rzucili się na siebie. Mai ledwo nadążała wzrokiem. Jej marne, ludzkie oczy potrafiły dostrzec tylko ciemne smugi.
                - Dość! – krzyknęła. Oboje zamarli. – Sebastian, na dach: już.
                W ułamku sekundy lokaj wziął ją na ręce i wzbił się w powietrze. Nim zdążyła się zorientować, stali na szczycie 10 piętrowego wieżowca.
                - Czekaj na rozkaz – mruknęła. Kiwnął głową.
                - Nie uciekniesz mi! – wrzasnął Leo i skoczył za nimi.
                - Nie mam takiego zamiaru – powiedziała Mai. Mierzyła do niego z pistoletu.
                Opętany śledczy patrzył z rozbawieniem na broń.
                - Nie strzelisz. Poza tym taka zabawka i tak mi nic nie zrobi – zarechotał.
                Dziewczyna poczuła obrzydzenie do stworzenia, które zawładnęło Stones’em.
                - Zobaczymy – mruknęła i pociągnęła za spust. Celowała w ramię i tam trafiła.
                Zaskoczony mężczyzna upadł na kolano, przyciskając dłoń do rany.
                - Czemu…? Dlaczego do mnie strzelasz? Zabijesz tego marnego człowieka! Chcesz tego?! – wrzasnął rozpaczliwie i rzucił się na nią.
                - Teraz – powiedziała do lokaja, a ten błyskawicznie chwycił Leo i wykręcił mu ramię tak, by nie mógł się ruszyć.
                Mai podeszła do niego i przyłożyła śledczemu lufę do czoła.
                - Jak długo to trwa? – spytała.
                - Co ty wyprawiasz?! Chcesz mnie zabić?! – wrzeszczał. Rzuciła spojrzenie demonowi, a ten mocniej wykręcił rękę mężczyźnie. Krzyknął.
                - Nie myśl sobie, że będę odpowiadać… - nie dokończył.
                Mai lewą ręką wyjęła z torebki ciemny sztylet i przyłożyła mu go do gardła.
                - Teraz zaczniesz gadać?
                - Skąd? – spytał zszokowany. W odpowiedzi przejechała mu czubkiem ostrza po policzku. Pojawiła się czarna krew.
                - Mów.
                - Ej no, spokojnie! Ze cztery dni temu ktoś mi powiedział, że dostanę wolność, jeśli cię zabiję! Dał mi nawet truciznę!
                - Kto?
                - Nie wiem! Naprawdę! – zarzekał się. Dziewczyna patrzyła na niego przez chwilę.
                - Wierzę ci – powiedziała.
                - No widzisz, to jak, dogadamy się?
                - To, że ci wierzę, nie znaczy, że ci daruję – odparła lodowato  i strzeliła.  

~~*~~ 

                I znowu spóźniony rozdział x3 Jednak sytuacja w szkole się poprawia i postaram się, by posty pojawiały się regularnie i trochę częściej xD 
Jednak na razie mam nadzieję, że dziewiąty rozdział się podobał, choć według mnie jest lekko chaotyczny x.x 
Cóż, zobaczymy! :3 

                 

4 komentarze:

  1. Leoś, słonko, co ci się stało ? :C
    ''Chcesz mnie zabić?'' ah ta czysta bezpośrednia, bezpośredniość xD
    ''Twoja przebiegłość, pani, sprawia, że jesteś dla mnie jeszcze bardziej pociągająca '' - I jak tu kurde nie mieć miliona nieprzyzwoitych myśli, co ?

    Czekam na ciąg dalszy, ściskam i całuję :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, dopiero się rozkręcam >:D
      Postaram się, by kolejny post był jeszcze przed weekendem ^^

      Usuń
  2. Chaotyczny, czy nie, mi się strasznie podobał. Wciąż zachwycs mnie tak zimna dziewczyna i Sebastian, który ginie w cieniu jej pewności siebie. Serio, to odwrócenie kanonicznych stosunków trafia w mój gust. Chcę więcej. Chcę czytać. Rzadko zdarza się, że ani na chwilę nie przerywam czytania, nawet najkrótszego tekstu - jestem złym czytelnikiem po prostu, czytanie mnie męczy, dlatego wolę pisać. Ale jesteś dla mnie jak Jakub Ćwiek, od którego książek (w sumie jednych z naprawdę nielicznych, które przeczytałam w życiu...) nie mogłam się oderwać. I chociaż gały wyłażą mi z orbit to czytałabym dalej. Dawaj kolejną notę :D
    No wiem, wiem szkoła. Tylko ja mam taki lekki, że aż żaden, stosunek do swojej edukacji. Ale Seba i Mai <3
    Ok, idę. Życzę weny i powodzenia w szkole. I nie stresuj sie zbytnio, te wszystkie egzaminy tylko wydają się tskie strasznie, a w rzeczywistości nigdy nie jest tak źle :) mam za sobą kilka, a żeby nie było - ja się nie uczę, brak samodyscypliny xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że moje chaotyczne myśli do kogoś przemawiają xDD

      I uczyć ja też się nie uczę, no chyba, że z historii .-. Po prostu do domu strasznie dużo zadają, nacisk nauczycieli dobija i tak jakoś niefajnie mi było >.<
      Ale już ok! :D Będzie więcej angstów, chaosu i zimnych relacji! Yay! :DD

      Usuń