-
Panienko! – krzyknął Sebastian i w ułamku sekundy znalazł się przy dziewczynie.
Była nienaturalnie blada, a jej ciałem wstrząsały dreszcze. Przez chwilę zamarł
trzymając ją w ramionach. Bił od niej chłód, co napawało go strachem. Jak mogła
tak nagle znaleźć się na granicy życia i śmierci? Jeszcze rano była zdrowa.
Ułożył
ją na poduszkach i przygotował kompres. Wytarł dłoń Mai z krwi, po czym okrył
dokładnie. Potem patrzył na jej twarz, pogrążony w myślach.
Niemożliwe,
żeby choroba tak szybko postępowała. Nie pozwoli, by umarła. Nie, gdy jej dusza
zaczynała dopiero przyjmować ostateczny kształt.
Zacisnął
zęby. Musi coś zrobić.
W
nocy jej stan pogorszył się. Dziewczyna spała niespokojnie, gorączka
podskoczyła, a z nosa leciała jej krew. Lokaj siedział przy niej cały czas i
pilnował, by zbyt szybko nie słabła. Jednak na próżno. Nie widział jeszcze
nigdy takiej choroby. Wszystko działo się za szybko. Po raz pierwszy zaczął się
obawiać, że nie obroni swojego pana.
Obudziła
się nad ranem. Chciała usiąść, ale lokaj wyciągnął ręce by ją powstrzymać. Była
za słaba. Odepchnęła go łokciem i
wsparła się na poduszkach. Rozejrzała się dookoła, po czym spojrzała na
Sebastiana. Miał pusty wyraz twarzy, jednak po raz pierwszy odkąd go znała
zdradziły go oczy. Bał się. Dziewczyna
zmarszczyła czoło i otworzyła usta, by rzucić jakiś komentarz, ale zaniosła się
kaszlem. Sebastian momentalnie podał jej chusteczkę. Przycisnęła materiał do
ust i czekała aż minie. Pociekły jej łzy. Gardło piekło żywym ogniem, głowa jej
pękała, a kończyny były ciężkie jak nigdy dotąd. Gdy wszystko ustało, dyszała
cicho. Tkanina przesiąkła krwią. Czuła w ustach metaliczny smak i gulę w przełyku,
której nie mogła się pozbyć. Wszystko było nie tak. Jak to się stało? Jak w tak
krótkim czasie mogła poczuć się tak źle?
Uniosła
rękę i wykonała płynny gest. Lokaj zrozumiał i wyjął z szuflady jej biurka
czysty zeszyt. Podał go jej wraz z długopisem. Zaczęła pisać, próbując
powstrzymać się od kaszlenia.
Co mi jest? – napisała.
-
Przykro mi, ale nie mam pojęcia – powiedział cicho demon.
Walczył
sam ze sobą. Pierwszy raz go takim widziała. Wyraz jego oczu sprawiał, że miała
ochotę wyrzucić go z pokoju, ale powstrzymała się.
Pomysły?
Pokręcił
przecząco głową.
Myśl!! - zirytowała się – Jesteś demonem, czy nie?
Nie
odpowiedział. Poczuła chęć, by rzucić w niego zeszytem. Zamiast tego westchnęła.
Od razu tego pożałowała. Poczuła kłucie w gardle i znów zaczęła kaszleć.
Przycisnęła chustkę do ust i zamknęła oczy. Trzęsła się, marząc tylko o tym, by
to się już skończyło.
Opadła
wyczerpana na poduszki. Sebastian wziął od niej zakrwawiony materiał. Mai przetarła
dłonią twarz. Nawet tak drobny gest wymagał od niej nie lada wysiłku. Chwyciła
długopis i znów zaczęła pisać.
Przestań wyglądać tak, jakbyś się o mnie
martwił. Nie oszukasz mnie. – napisała i podstawiła mu zeszyt pod nos.
-
Ależ ja nie… - zaczął, ale uniosła dłoń, każąc mu nie kończyć.
Dosyć. Znajdź przyczynę i wyeliminuj ją,
znajdź lekarstwo, pomóż mi wymyślić, co spowodowało tą chorobę, cokolwiek. Ale
nie waż się na mnie patrzeć tym wzrokiem.
-
Tak, moja pani – powiedział.
Zaczął
krzątać się po pokoju, zmieniając wodę na okład, przynosił i odnosił różne leki. Mai patrzyła w sufit ignorując lokaja.
Intensywnie myślała, jednak jej ociężałe i obolałe ciało oraz przyćmiony umysł
nie ułatwiały jej zadania.
Co
mogło w jeden dzień wyniszczyć ją tak, by była na granicy życia i śmierci? Tak,
wiedziała, że umiera. Z minuty na minutę czuła się coraz gorzej. Jednak nie
przerażało jej to. Była zniecierpliwiona, że Sebastian jej jeszcze nie
wyleczył, że jej plan pójdzie w łeb, że może nie dokonać swojej zemsty.
Nienawidziła uczucia bezsilności. Przytłaczało ją, siejąc mrok w sercu.
Zmusiła
się do większego skupienia. Zakasłała cicho. To nie mogła być zwykła choroba.
Wirus – nie. Bakteria – nie. Uczulenie – nie, nie, nie. A może…? Napisała coś
szybko.
Spróbowała
usiąść, ale była zbyt słaba. Opadła na poduszki. Jednak osiągnęła swój cel.
Lokaj podszedł do niej i już chciał coś powiedzieć, ale mu nie pozwoliła.
Pokazała mu zeszyt. Na kartce widniało jedno słowo: TRUCIZNA.
Sebastian
wpatrywał się w kartkę niewidzącym wzrokiem. To było tak oczywiste, że miał
ochotę się zaśmiać. Był głupcem, że na to nie wpadł. Po chwili jednak opanował
się i zaczął myśleć. Z tego, co wiedział, nie istniała żadna trucizna, która
powodowałaby podobne objawy. One nie działają w taki sposób… W każdym razie nie
ludzkie trucizny.
Nagle
go oświeciło. L u d z k i e. Mikstura
nie została sporządzona ze składników dostępnych na Ziemi. Nic dziwnego, że nie
wiedział, co dolega jego pani. Szukał odpowiedzi nie tu, gdzie trzeba.
Zerwał
się na równe nogi.
-
Wiem, co panience podano – powiedział, powściągając emocje.
Co?
-
To bardzo rzadka trucizna, jednak nie pochodzi… z tego świata. Wiem jak
panience pomóc, jednak nie mam tu dostępnych środków.
Więc je zdobądź. – napisała.
Znów zaniosła się kaszlem. Lokaj szybko
podsunął jej kolejną chusteczkę. Jednak ten atak trwał dłużej niż poprzednie.
Musiał się pospieszyć. Widział, że Mai nie przeżyje kolejnej nocy. Miał
najwyżej sześć godzin. Zerknął na kieszonkowy zegarek. Dochodziła siódma. O
godzinie pierwszej albo dziewczyna zacznie zdrowieć, albo będzie martwa.
Gdy
atak się skończył, opadła na łóżko. Powieki jej opadały.
-
Panienko… jeśli mam znaleźć antidotum, muszę panienkę opuścić na parę godzin –
powiedział cicho. Nie chciał zostawiać jej w tym stanie samej, ale nie miał
wyboru. Nie pozwoli, by ktoś odebrał mu jego duszę.
-
Skończ to – szepnęła Mai w odpowiedzi. Już nie wytrzymywała.
-
Proszę się przespać. Wrócę przed godziną dziesiątą – oznajmił. W odpowiedzi
zamknęła oczy. Chciał ją dotknąć, pocieszyć. Ludziom to pomaga. Jednak
wiedział, że w ten sposób tylko pogorszy sytuację. Wyszedł więc bez słowa.
Leciał przez ciemność.
Miał już prawie wszystkie składniki. Brakowało mu tylko jednego. Najtrudniejszego
do zdobycia. Było jedno miejsce w tym wymiarze, gdzie można było dostać coś
takiego. Zerknął na zegarek. Dziewiąta. Miał niecałą godzinę na to, by wrócić,
a musiał jeszcze przygotować antidotum. Coraz mniej czasu. Teraz, gdy nie było
w pobliżu Mai, targała nim nieludzka wściekłość. Ktoś odważył się
skrzywdzić j e g o duszę. Jego własność. Jego panią. Miał ochotę
zabijać, rozrywać, niszczyć. Nie daruje. Nie zapomni. Jak tylko upewni się, że
życiu dziewczyny nic nie zagraża, osobiście odnajdzie osobę, która ją otruła i
rozszarpie ją na kawałki. To była obietnica.
Ciemność… Ból. Taak… ból. Wszechogarniający.
Zabierający oddech. I krew. Gorąca, słodka, o metalicznym zapachu. Nagle
otępienie. Łagodzi poprzednie odczucia. Tak dobrze… ale nie na długo. Wszystko
powraca ze zdwojoną siłą. Czemu…? Dlaczego?!
Czterdzieści
minut później stał w swoim pokoju, z powrotem w ludzkiej formie. Rzucił
składniki lekarstwa na łóżko i czym prędzej poszedł sprawdzić, jak się czuje
Mai. Gdy otworzył drzwi, przy oknie mignął mu cień. Zamarł. Rozejrzał się
uważnie dookoła wytężając wszystkie zmysły. Niczego jednak nie zauważył. Potem
spojrzał na łóżko.
-
Mai – szepnął i jednym susem doskoczył do dziewczyny. Jej skóra była popielata,
oczy były otwarte, a z ust ciekła jej krew. Był to przerażający widok. Puste
spojrzenie przeszywało go na wylot. Wyglądała jak żywy trup. Słyszał jednak
bicie jej serca. Było nieregularne i przerażająco ciche. Powstrzymując się
przed wyładowaniem swojej wściekłości, zamknął jej oczy i otarł twarz. Potem
poruszając się z nadludzką prędkością wpadł do swojego pokoju i zaczął mieszać
zdobyte składniki. Bezustannie nasłuchiwał bicia serca swojej pani. Nie mógł
się spóźnić.
Wreszcie
skończył. Przelał miksturę do fiolki i pognał do pokoju dziewczyny. Leżała
nieruchomo, nieprzytomna. Gdyby nie jego demoniczny słuch, który wychwytywał
każdy jej urywany oddech, pomyślałby, że już za późno. Słyszał jednak, że
zostały minuty. Minuty oddzielające życie od śmierci.
Rozchylił
jej delikatnie usta i wlał pięć kropel. Nie stało się nic magicznego, ani
olśniewającego. Trzeba było czekać. Oby się nie spóźnił.
Po
trzech minutach nastała cisza. Przerażająca cisza. Sebastian patrzył na Mai.
Niemożliwe… Mimo że wiedział, że nic to nie zmieni, przyłożył ucho do piersi
dziewczyny. Nic. Przecież zrobił antidotum… był pewien, że jest idealne. Więc
dlaczego…?
Oparł
głowę o czoło dziewczyny. Było lodowate, nawet dla niego. Ktoś zabił jego
panią. Ktoś odebrał mu posiłek życia. Czuł wzbierającą w nim furię. Było jednak
coś jeszcze. Coś cięższego, mroczniejszego. Po chwili zorientował się, że to
smutek. Najnormalniej w świecie było mu smutno. Stracił nie tylko duszę, ale
też niezwykłą osobę. To odkrycie spowodowało, że jego myśli rozjaśniły się.
Kontrolował swój gniew, napawał się nim. Nagle zamarł. JAK?!
-
Sebastian. Co ty wyprawiasz? Odsuń się – usłyszał rozgniewany szept. Odskoczył.
Patrzył na Mai. Jej serce zaczęło bić. Przed chwilą martwa dziewczyna, teraz
patrzyła na niego płomiennym wzrokiem. Zezłościł ją kontaktem cielesnym.
-
Co ty sobie wyobrażasz? I uspokój się, oczy ci świecą – beształa go.
Miał
ochotę się roześmiać. I to właśnie zrobił. Usiadł na krześle, na którym
siedział całą poprzednią noc i roześmiał się. Żyła. Była na niego zła. ŻYŁA.
Po
chwili opanował się i spojrzał na dziewczynę. Patrzyła na niego bez wyrazu.
Dobrze znał to spojrzenie. Wracała do siebie. Jej twarz zaczęła nabierać
kolorów. Nadal lekko się uśmiechając przyklęknął obok łóżka.
-
Jak się panienka czuje? – spytał.
-
Bywało lepiej – odparła sucho.
-
Cieszę się, że żyjesz, pani – powiedział szczerze. Czuł ulgę i coś, co ludzie
nazwaliby szczęściem. Chyba.
-
Ta. Ledwo zdążyłeś – mruknęła. Przyjął zamaskowane podziękowanie skinieniem
głowy.
-
Przyniosę panience coś do jedzenia – rzekł wychodząc z pokoju.
Mai
leżała patrząc w okno. Była oszołomiona. Pierwsza rzeczą, którą zobaczyła po
przebudzeniu, była twarz lokaja, bliżej niż kiedykolwiek. Widziała długie rzęsy
rzucające cień na jego policzki, skrawek zmarszczonego z gniewu i żalu czoła.
To ją zszokowało. Czu on udawał, czy naprawdę było mu smutno? Czy był w stanie
czuć coś takiego jak smutek? Nie wiedziała.
Potem
kolejny szok. Sebastian się śmiał. Nie był to ten ironiczny, złośliwy śmiech,
który słyszała wcześniej. Był szczery.
Zamknęła
oczy. Mimo że jej stan ciągle się poprawiał, była wyczerpana. Tak więc, gdy
demon wrócił z miską rosołu, nie patrząc na niego zjadła ją i zasnęła.
~*~
Następnego
dnia Mai czuła się o wiele lepiej. Nadal miała bladą cerę i była wyczerpana, ale
nic nie zagrażało jej życiu. Lokaj kazał zostać jej w łóżku i odpoczywać. Teraz
to wszystko zdawało się być tylko złym snem. Kiepskim żartem, który zamiast
rozbawić, budził niepokój i gniew. Sebastian bacznie obserwował stan pani,
jednak gdy proponował coś więcej niż jakąś przekąskę, czy książkę, odsyłała go
z kwitkiem. W dodatku ani razu na niego nie spojrzała. Była ciekawy dlaczego.
Postanowił, że od teraz będzie jej lepiej pilnował. Nie mógł dopuścić, by taka
sytuacja kiedykolwiek się powtórzyła.
Cały
dzień po głowie chodziły mu podobne myśli. Mai. Ochrona. Mai. Kto chciał ją
zabić. I tak w kółko. Ona sama również próbowała się tego dowiedzieć. Osoba,
która to zrobiła, musiała mieć kontakt z demonem. To nie ulegało wątpliwości.
Tylko kto to mógł być…?
Wieczorem
pani wezwała go do swojego pokoju. Przełożył na talerzyk wciąż ciepłe
ciasteczka czekoladowe i nalał chłodnego mleka do szklanki. Przełożył wszystko
na tacę i ruszył po schodach.
Dziewczyna
siedziała na łóżku i patrzyła się na kartkę przed sobą.
-
Mam coś – powiedziała nie patrząc na niego.
-
W sprawie?
-
Kto mógł mnie otruć.
Zamarł.
Spojrzał na nią, ale Mai milczała.
-
Więc? Jak panienka myśli, kto mógłby zrobić coś takiego? – spytał spokojnie.
W
rzeczywistości był kłębkiem nerwów. Kto? Kto to był?
-
Pomyśl. „Choroba” rozwijała się nadzwyczaj szybko. Więc nie mogłam zostać
otruta więcej niż pół, maksymalnie dzień wcześniej. W tym czasie tylko jedna
osoba była w stanie mnie otruć – powiedziała.
-
Leo – szepnął Sebastian.
~~*~~
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał :3 Przepraszam, że tak późno, ale się rozchorowałam i nie miałam siły pisać :< Ale już mi lepiej i mam nowe pomysły :D
Wiem, że ten i poprzedni rozdział miały w sobie dość dużo... tragizmu xD (czasem przesadzonego, ale ćsiiii :P) Jednak uwierzcie, że wniesie to dużo do akcji i przerodzi się w coś o wiele ciekawszego :3
Tak więc komentujcie śmiało! Czekam na Wasze zdanie ^^
Jeśli to rzeczywiście Leo to jestem miszczem, bi tak mi sie zdawało. Może on próbuje wkopać szefa w zabójstwo, a sam współpracuję z tym znajomym Sebastianowi czymś? :P
OdpowiedzUsuńBłędów nie znalazłam wiele, ale przyznam, ze angst mnie tak wciągnął, że zapomnialam zwracać na nie uwagę :P uwielbiam dramę, angst, cierpienie i wogle xD
Wymyśleć - wymyślić.
Przynosił - powtórzenie w akapicie o przynoszeniu leków xD
Przerazalo jej - wydaje mi się, że powinno być ją, ale nie jestem pewna xD
Opadła na łóżko - a to ona w nim już nie była? XD anyway chwile potem powieki opadły też :P
Jak już pisałam, cieszę się, że z Tobą lepiej i życzę weny oraz zdrowia :)
Cieszę się, że Ci się podobało x3 I wszystko rozwiąże się w kolejnych rozdziałach, więc spokojnie :3
UsuńI to przedostatnie jest napisane dobrze :3
Dziękuję bardzo ^^
I wzajemnie ;)
Uhuhu. ... coś nowego! Taka miła odmiana na zakończenie poniedziałku ;) Cudne.
OdpowiedzUsuńTylko zaskoczyałś mnie tą śmiercią w połowie rozdziału XD
Zwijam się, bo lekcje czekają. .. T^T
PS . Cudo! :3 Coraz bardziej się wciągam. :)
BARDZIEJ. I bardziej. ^^
Jednak historie o Sebastianie w XXI wieku mają w sobie coś szczególnego. (Sama zawiesiłam się na podobnej)
Cieszę się, że Ci się podoba :D Nie byłam pewna co do tego rozdziału, ale widzę, że ma wzięcie ^^
UsuńPozdrawiam i powodzenia w nauce! :D
Podoba mi się jak opisałaś przebieg choroby. Ah, od początku coś czułam, że Leo da o sobie jeszcze znać :) Rozdział wyszedł dłuższy, więc duży plus.
OdpowiedzUsuńCzekam na next i pozdrawiam ! ;)
Wiedziałam, że napiszesz o Leo xD Cieszę się, że Ci się podoba ^^
UsuńPozdrawiam również i życzę dużo weny! :3
Zapraszam do mnie :3
OdpowiedzUsuńMai, przepraszam, musiałam. Zboczenie zawodowe.
OdpowiedzUsuńPODWAŻAM WIEDZĘ SEBASTIANA (!)
(bądź twoje opowiadanie, możesz wybrać, co :P )
Opisana przez ciebie choroba to ostre zatrucie kadmem, a ten, o ile mi wiadomo, znajduje się jednak na ziemi :D
Spędziłam cały ranek na rozwiązanie tej zagadki. Początkowo myślałam, że to mogła być gorączka metaliczna ( Obraz kliniczny charakteryzuje się objawami podrażnienia górnych dróg oddechowych, którym towarzyszą bóle głowy, mięśni, objawy ogólnego rozbicia. Następnie pojawia się gorączka - nawet do 39-40 OC, której towarzyszą dreszcze, poty, ból w klatce piersiowej. Wszystkie objawy ustępują w ciągu 24-48 godzin bez następstw), ale to nie tłumaczyło krwioplucia, a w dodatku, u ciebie w opisie występuje krwioplucie prawdziwe( jasnoczerwona krew, którą Mai się krztusiła) i krwioplucie rzekome ( krwotoki z ust i nosa, ale je mogę wyjaśnić: zalegająca wydzielinę organizm chorej stara się wydalić). Co do koloru skóry: wspominałaś, że miała anemię, a więc stąd mógł się wziąć jej szary kolor skóry ( nadmierna utrata krwinek, a co się z tym wiąże, żelaza i oksyhemoglobiny, zaburzony ciąg metaboliczny). Ponadto, dzięki anemii, ma zaburzoną gospodarkę witaminy K, prawdopodobnie jej niedobór, który również może powodować krwotoki wewnętrzne i zewnętrzne. Dlatego jej organizm prawdopodobnie szybciej poddał się chorobie, a raczej zatruciu.
Następstwem przebytego ostrego zatrucia kadmem może być przewlekle zapalenie oskrzeli a także rozedma płuc (31). Wysokie stężenie par rtęci wywiera działanie drażniące na drogi oddechowe. Może wystąpić zespół objawów odpowiadających gorączce metalicznej, jak również ostre zapalenie oskrzeli, oskrzelików oraz śródmiąższowe zapalenie płuc (32).
Najszybciej u Mai wystąpiło zapalenie oskrzeli, które, razem z objawami gorączki metalicznej, spowodowało krwioplucie. Z połączeniu z anemią i jej osłabieniem, mamy twój przypadek.
A leczyć możesz ją wedle upodobań ^^
Już nie komentuję zawzięcie wszystkich postów po kolei, bo wyprodukowałabym nieprawdopodobną ilość spamu ^^
Dlaczego miałam takie wrażenie, że specjalnie dałaś czytelnikowi tą szansę samodzielnego dojścia do wniosku, że to trucizna, przed Sebastianem, czy to tylko mi się tak wydaje? ^^ Wydało mi się to oczywiste po czasie wystąpienia objawów od zjedzenia pod jego nieobecność musu czekoladowego...
O.O Hahahaha, o ja pierdziu, robisz mnie mądrzejszą niż jestem xDD Ale nie będę nikogo wyprowadzać z błędu ;D
Usuń