7 kwi 2015

XIII

                - Wszystko w porządku, panienko? – spytał Sebastian, odsuwając się od niej.
                Nie dotknął jej, ale i tak rzuciła mu zimne spojrzenie. Zaraz jednak o nim zapomniała, gdy zobaczyła, że śledczy leży na bruku, a pod nim rośnie kałuża krwi.
                - Leo – szepnęła i doskoczyła do mężczyzny.
                Był nieprzytomny. Kula przeszła tuż obok serca. Rzężący oddech wskazywał, że przebiła mu płuco. Mai przycisnęła dłoń do rany, by się nie wykrwawił.
                - Dzwoń na pogotowie – rzuciła do lokaja.
                Ten skłonił się i wyciągnął z kieszeni komórkę. W czasie, gdy rozmawiał, dziewczyna starała się przytrzymać Stones’a przy życiu, przeklinając w myślach.
                Kiedy przyjechała karetka, sanitariusze założyli specjalny opatrunek i wzięli Leo na nosze. Mai patrzyła jak go zabierają. Gdy zniknęli za rogiem, dalej się nie ruszyła.
                - Panienko…? – odezwał się Sebastian po dłuższej chwili.
                - Wiedziałeś o napastniku.
                To nie było pytanie. A lokaj nie zaprzeczył. Tego było za wiele. Przesadził. Dziewczyna podeszła do niego i wymierzyła mu siarczysty policzek zostawiając smugę krwi śledczego.

                Demon stał osłupiały. Uderzyła go. Mai go uderzyła. Nigdy z własnej woli go nie dotknęła. Nigdy nie pokazała wprost, że jest zła.
                Cios nie mógł go zaboleć. Zresztą, nie musiała użyć siły. Liczył się sam fakt. Nawet nie drgnął, ale coś poczuł. Coś mrocznego, nieprzyjemnego, co zagnieździło się gdzieś w jego piersi. Żal? Nienawiść? Wstyd? … Smutek?
                - Rozkazuję ci znaleźć napastnika i przyprowadzić go do mnie. I jeśli jeszcze raz zrobisz coś takiego, to przysięgam, że gorzko pożałujesz – szepnęła jego pani i minęła go.
                Znowu. Nigdy nie użyła tych słów. Nie rozkazywała mu wprost. Zawiódł. Bez słowa zniknął, zostawiając dziewczynę samą na parkingu.

                Po około minucie przyjechał radiowóz. Wyhamował gwałtownie przed Mai. Z auta wyskoczyli jej znajomi z biura. Gdy zobaczyli ją całą we krwi, podbiegli szybko. Słyszeli, że Leo został postrzelony. Nie odpowiadała. Była zła. Nie słuchała, co do niej mówią. Nie interesowało jej to.
                - Zabierzcie mnie stąd – powiedziała po prostu. Część z nich została na miejscu, by zbadać okolicę, a dwoje znajomych zawieźli ją do szpitala, choć o to nie prosiła. Tam umyła się i ogarnęła myśli.
                Stała przed przeszkloną ścianą do pokoju partnera i patrzyła, jak śpi pod cienką kołdrą. Korytarz śmierdział chemikaliami, a jarzeniówki raniły jej oczy. Nie chciała tu być. W momencie, gdy o tym pomyślała, podszedł do niej doktor. Był to niewysoki, ciemnowłosy mężczyzna po czterdziestce z okularami na łańcuszku.
                - Przepraszam, kim pani jest? – spytał.
                - Mai Word. Pracujemy razem – odpowiedziała bez emocji, znowu odwracając się do szyby.
                - Rozumiem. Jeśli pani chce, może pani wejść do środka. Jest pod wpływem leków przeciwbólowych, ale może się obudzić.
                Kiwnęła głową, jednak nie ruszyła się. Lekarz odszedł. Zapadła cisza. Dziewczyna nie czuła jak mija czas. Ile tak stała? Minutę? Kwadrans? Godzinę? Nie wiedziała.
                Wtedy Leo się obudził. Otworzył oczy i rozejrzał się dookoła. Potem zobaczył, że Mai stoi na zewnątrz. Jego usta wyszeptały jej imię. Wołał ją. Weszła do pokoju i usiadła obok łóżka. Jej twarz była jak maska. Bez emocji.
                - Mai… co się stało? Nic nie… nic nie pamiętam – mruknął.
                - Postrzelono cię – powiedziała zimno.
                - Co? Czemu?
                - Z mojej winy.
                Śledczy patrzył na nią osłupiały.
                - Nie gadaj bzdur.
                - To prawda. Od dawna ktoś mnie ściga, a ja wyszłam z tobą. Naraziłam cię na niebezpieczeństwo. Napastnik miał mnie zdjąć. Stałeś mu jednak na drodze. Dlatego teraz tu jesteś.
                - To… nie obwiniaj się, Mai – powiedział. – Żyję.
                - Nie dzięki mnie. Odpoczywaj, Leo – szepnęła i wyszła. Na korytarzu siedzieli ludzie, którzy zabrali ją z parkingu.
                - Obudził się – powiedziała tylko i wyszła z budynku.
                Parę godzin później była przed rezydencją. Przeszła piechotą dobre piętnaście kilometrów, było już ciemno. Była głodna i przemarznięta, ale jej to nie obchodziło. Otworzyła kluczem furtkę, a potem drzwi. Zdjęła płaszcz, buty. Wykonywała te czynności automatycznie, bez  zastanowienia.  Weszła boso po schodach. W pokoju przebrała się i stanęła koło łóżka. Co teraz?
                Nagle zobaczyła przed oczami scenę, gdy uderzyła Sebastiana w twarz. Osłupienie w jego oczach. Bezużyteczny głupiec. W tym momencie usłyszała pukanie do drzwi.
                - Pani, przyprowadziłem napastnika – powiedział, nie otwierając.
                - Zaprowadź go do sali numer dziewięć i zostań tam – rozkazała.
                Usłyszała kroki, jak odchodził. Westchnęła i przetarła twarz. Zeszła na dół do kuchni i wyciągnęła z lodówki kawałek ciasta. Zobaczyła, że woda w czajniku się gotuje. Lokaj musiał go wstawić na gaz. Teraz wyciągnęła swój ulubiony, biały kubek i zalała wrzątkiem torebkę herbaty rozgrzewającej. Na naczyniu pod wpływem temperatury pojawiły się czarne zacieki. Wzięła talerzyk z deserem do drugiej ręki i ruszyła na trzecie piętro. Gdy stanęła przed drzwiami z namalowaną czarną farbą dziewiątką, te otworzyły się i stanął w nich Sebastian. Mai wyminęła go i weszła do środka.
                Było to niezbyt duże pomieszczenie z wyłożonymi szarą pianką ścianami, drewnianym stołem i dwoma krzesłami po środku. Na jednym z nich siedziała blondwłosa kobieta przed trzydziestką. Patrzyła przerażona to na lokaja, to na nią. Dziewczyna postawiła naczynia na stole i opadła na siedzenie. Odkroiła kawałek ciasta widelcem i włożyła go do ust. Żując, czuła napięcie napastniczki. Siedziała cicho, jednak nie spuszczała z nich oczu. Znała swoje położenie i zaakceptowała je, czekając na ciąg dalszy wydarzeń,
                - Nie jesteś taka głupia – powiedziała nagle , patrząc na blondynkę.
                Ta spojrzała na nią zaskoczona. Miała zielone oczy i małe usta. Była nawet ładna. Szkoda.
                - Słucham? – spytała dość niskim głosem.
                - Powiedziałam, że nie jesteś głupia. Jak się nazywasz?
                Lokaj chciał odpowiedzieć, jednak Mai, nie patrząc na niego, uniosła rękę, dając mu znak, by zamilkł. Kobieta patrzyła jej przez chwilę w oczy, a potem wzdrygnęła się i wbiła spojrzenie w blat.
                - Kate Michael – mruknęła.
                - Dobrze, Kate. Widzę, że wiesz, w jakiej sytuacji się znajdujesz – odparła, wkładając kolejną porcję tortu do ust. – Masz szczęście, że cię jeszcze potrzebuję.
                - Do czego? – spytała Kate. Dziewczyna upiła łyk herbaty.
                - Kto cię zatrudnił? – Kate zamrugała zaskoczona. – Tak, wiem, że jesteś agentem do wynajęcia. O ile się nie mylę, to miało być twoje pierwsze zabójstwo.
                - Prawda…
                - Więc?
                - Nie wiem… naprawdę. Dostałam list z dokładnymi danymi i połową nagrody. Tak więc poszłam tam, gdzie mi kazano i czekałam. Ale spudłowałam – spojrzała na Sebastiana. – Przez niego. Kiedy chciałam uciec, złapał mnie.
                - Hmm… i co ci powiedział, że tak potulnie odpowiadasz? – spytała Mai.
                - On… - wzdrygnęła się. Potem spojrzała przerażona na dziewczynę. – Czy on… jest…
                - Człowiekiem? Nie. Ale to teraz nieważne. Bez mojego polecenia nic nie zrobi. Wracając… wiesz coś jeszcze?
                - Ja… w kopercie było coś jeszcze.
                - Niech zgadnę: czarne, długie pióro?
                - Tak… Skąd? – spytała, ale dziewczyna ją uciszyła.
                - Sebastian – mruknęła.
                Wokół lokaja zaczął pojawiać się ciemny dym, a w powietrzu latały czarne pióra. Dziewiętnastolatka złapała jedno i wszystko wróciło do normy.
                - Czy wyglądało podobnie do tego?
                Kate była jak posąg. Patrzyła ze strachem to na demona, to na nią. Kiwnęła lekko głową. Mai klasnęła w ręce.
                - Tak jak myślałam. Cóż, wybacz, ale nie mogę pozwolić ci żyć. Zadarłaś ze mną, odgadłaś nasz sekret i działałaś pod dowództwem naszego wroga. A to wymaga kary.
                Kobieta zaszlochała cicho. Kamerdyner podał jej kartkę papieru i długopis.
                - Napisz swoją ostatnią wolę, testament, co chcesz.
                Płacząc cicho, skrobała długopisem po papierze, zostawiając swoje ostatnie myśli światu. Po chwili wyprostowała się.
                - Błagam, ja..
                - Dość – przerwała jej. Wzięła do ręki kartkę i podała ją Sebastianowi. Ten wyszedł z pomieszczenia. Blondynka patrzyła na dziewczynę, gdy ta kończyła deser. Dopiła do końca herbatę i wstała. Wyciągnęła z kieszeni małą fiokę z przeźroczystym płynem. Potem wzięła naczynia i wyszła.


                Następnego dnia, Mai obudziła się dość późno. Była sobota, godzina dziesiąta. Poprzedniej nocy przygotowywała rzeczy, które wykorzysta przy najbliższej konfrontacji. Sebastian nie przyszedł jej obudzić. Od wczorajszego przesłuchania nie widziała go ani razu. W końcu będzie musiał do niej przyjść.
                Jak na zawołanie, lokaj zapukał do drzwi.
                - Wejdź.
                - Witam, panienko. Przyniosłem panience śniadanie – oznajmił, kładąc jej stolik na kolanach.
                Dziewczyna spojrzała na demona podejrzliwie. Ten uklęknął i spuścił głowę.
                - Chciałbym również prosić o wybaczenie. Moje wczorajsze zachowanie było nie do pomyślenia.
                - Wstań – powiedziała po chwili ciszy. – Takie zachowanie wymaga kary.
                - Wiem, pani. Co mogę zrobić, by zadośćuczynić…
                - Podejdź – przerwała mu.
                Kiedy stanął przy łóżku, złapała go za krawat i przyciągnęła do siebie. Zaskoczony, Sebastian pochylił się nad nią tak, że ich twarze dzieliło kilka centymetrów. Mai wpatrywała się w jego oczy. Po chwili milczenia puściła materiał i odsunęła się.
                - Twoja kara trwa już od dawna. Dłużej, niż myślisz – mruknęła i zaczęła jeść.
                Lokaj stał jeszcze przez chwilę nieruchomo, a potem skłonił się i wyszedł.

                Co to miało być? I co dziewczyna miała na myśli? Jej słowa wzbudziły niepokój w demonie. Choć bardziej niż niepokój, odczuwał zainteresowanie. Sprawy przyjmowały coraz ciekawszy obrót. Nie mógł doczekać się dzisiejszej nocy.  

                Wieczorem, godzinę po kolacji, Mai napełniła niewielki plecak potrzebnymi rzeczami i przebrała się w wygodne, nie krępujące ruchów ubrania. Potem zaczęła chować broń w różne zakamarki. W nogawkę, do buta, we włosy… Gdy była gotowa, chwyciła bluzę z kapturem i zarzuciła torbę na plecy. Zeszła na dół, gdzie już czekał na nią Sebastian.
                - Czy jest panienka gotowa? – spytał.

                Kiwnęła głową. Zabawę czas zacząć. 

~~*~~

                Akcja zaczyna się rozkręcać :D Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał ^^ Kolejne będą ciekawsze, więc wytrzymajcie, proszę. 
                Dziękuje również wszystkim za komentarze, które dostaję pod każdym postem. Bardzo mnie motywują i zachęcają do wymyślania coraz to ciekawszych wątków. *Ściska mocno* <3

10 komentarzy:

  1. No i znowu urywasz w takiej chwili! T^T
    Ale to jest coraz... Bardziej ekscytujące! <3
    Teraz tylko czekamy do piątku, uhu.

    No i myslalam, że się pocałują! Ale wiem, że to malo prawdopodobne :< ale pozostają marzenia :3
    Cudne!
    Życzę weny do kolejnego rozdzialu!~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heheszki, ja zła :D
      Skończyłam specjalnie w tym momencie, bo kolejny rozdział będzie trochę dłuższą całością :3 Obiecuję, że nie będzie nudno! ^^

      Ach, te romantyczne myśli :*
      Tobie również dużo weny! I oby kolejny rozdział u Ciebie szybko się pojawił! :DD

      Usuń
    2. No, będzie dluzszy! *zaciesz*
      Taaa, wiem, jestem romantyczką xD

      Nie wiem czemu, ale mój móżdżek coś sobie zapisał, że rozdział powinien się pojawić we wtorek (?). Zobaczymy jak mi pójdzie z pisaniem :3

      Usuń
    3. Hehe, to duża zaleta ^^

      Oby! Będę czekać! ^^

      Usuń
  2. '' Choć bardziej niż niepokój, odczuwał zaiterespwanie '' - w ostatnim wyrazie wkradły ci się literóweczki :*
    Ogólnie nie wiem co mam ci zrobić za ponowne skończenie w takim momencie. Ale liczę na rekompensate w kolejnej notce :D
    Matko, też byłam pewna, że go pocałuje. Ale nieee, musiałaś nas nakręcić i porzucić. Uf ;/
    Czekam na next, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za czujność, już poprawiłam :D
      Jestem mistrzynią w takich akcjach, nie martw się: będzie ich więcej! XD

      Usuń
  3. Ach tak. Cała Mai, dokładnie tak, jak to sobie wyobrażałam. Kiedy przeczytałam, że chwyciła go za krawat, wiedziałam, jal to się skończy. Lubisz mnie katować :3
    Zastanawiam się nad karą, którą zdaniem Mai odbywa Sebastian. Mam na ten temat juz nawet dwie teorie, ale na razie nie będę ich werbalizować. Mam tylko nadzieję, że iści się pierwsza z nich.

    No i teraz weź człowieku czekaj do soboty xD no nic, dam radę. Mam nadzieję, że ten dłuższy rozdział da mi to, na co liczę :P
    Ach, zapomniałabym
    "Łapała" chyba miało być złapała :P
    Życzę duuużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam :*
      Możesz napisać, jakie masz teorie? Jestem strasznie ciekawa, co myślisz! :D Nie widzę tego z perspektywy nic nie wiedzącego czytelnika i brakuje mi takich opinii x3
      Błąd naprawiony :D
      A ja czekam na rozdział u Ciebie! Nie mogę się doczekać skrzywdzonego Sebby'ego *^*

      Usuń
    2. Niestety jeszcze loczekasz, bo nie zdążyłam nawet zacząć bety przrd zajęciami, a w domu będę po 20 :/
      Co do teorii... Wolałbym zachować je dla siebie, żeby wpływać na proces twórczy :P ale jak już się okaże coś to Ci powiem, co sobie myślałam :P

      Usuń
    3. Buu :< A byłam taka ciekawa T-T
      Ale cóż, życzę szybkiego powrotu i dużo weny! :3

      Usuń