Minęło
kilka dni od ich wyprawy do wymiaru demonów. Od tamtego czasu nie zamienili ze
sobą ani słowa. Sebastian co najwyżej pytał się, czy może coś zrobić. Oprócz
tych chwil, między nimi panowała ciężka cisza. Lokaj zaczynał się niepokoić o
panią, jednak nie wypytywał się o powód takiego zachowania. Gdzieś jednak w
głębi duszy martwił się o dziewczynę. Ludzie to kruche istoty, które można
zniszczyć jednym słowem, jednym dotknięciem.
Codziennie
doglądał ran Mai. Za każdym razem przeszywały go dreszcze. Był niepocieszony,
nie, zły na siebie za to, że do tego dopuścił. Mimo że stan zdrowia pani z dnia
na dzień się poprawiał, on cały czas miał przed oczami jej zmizerowane ciało,
skulone na półce skalnej walącego się klifu. Pamiętał jak kurczowo trzymała
zawiniętą szkatułkę. Nie rozumiał tego.
Schował
w sobie te wszystkie emocje i przemyślenia, próbując wrócić do codzienności. Jednak
najwyraźniej nie było mu to dane.
We
wtorkowy wieczór, Sebastian zapukał do biura dziewczyny. Przygotował dla niej
lekką kolację. Wszedł i położył talerz przed panią. Gdy chciał wyjść, usłyszał
jej głos:
-
Zostań. Chcę o czymś z tobą porozmawiać – mruknęła cicho, patrząc pusto na
jedzenie.
- Tak,
panienko? – odwrócił się do niej, czekając z niecierpliwością na to, co powie.
- Czemu
to zrobiłeś? – spytała.
Lokaj
przechylił głowę na bok, nie wiedząc o co chodzi.
-
Dlaczego zabrałeś mnie do swojego wymiaru? – spojrzała mu w oczy.
Jej
wzrok zaniepokoił demona. Był zbyt… zimny, nieczuły. Nigdy tak na niego nie
patrzyła.
-
Ponieważ panienka chciała…
-
Przestań – przerwała mu i opadła na oparcie krzesła. – Domyślam się, że
złamałeś wiele zasad, czy czego tam. Narażałeś moje i swoje życie, oddałeś mi
nawet swoje serce. Wykonałeś mój plan bez szemrania, nawet nie zaprotestowałeś.
To nie miało sensu. Mogliśmy wymyślić kilka o wiele lepszych planów, sto razy
mniej niebezpiecznych niż tamten. Pytam się więc: dlaczego mnie tam zabrałeś?
Kiedy
mówiła, demon zamarł. Właśnie: czemu to zrobił? Dotarła do niego irracjonalność
jego czynów.
- Nie
wiem, pani – odparł cicho.
-
Słucham?
- Nie
wiem. Przykro mi, panienko, ale nie mam pojęcia. Zdawałem sobie sprawę z
ryzyka, jakie się wiązało z wyprawą, jednak nie zaoponowałem. Proszę o
wybaczenie – spłonił się nisko.
-
Wyprostuj się – powiedziała. – Co się z tobą dzieje?
Nie
odpowiedział. Nie potrafił. Dziewczyna westchnęła.
- Cóż,
od teraz masz zakaz zbędnego zbliżania się, masz wykonywać bezwzględnie
wszystkie rozkazy, włącznie z tymi niewypowiedzianymi. Nie zrobisz niczego, co
mi się nie spodoba i nie będziesz wołał mnie po imieniu – zamarł. Słyszała? – Wyraziłam
się jasno?
- Tak,
pani – szepnął.
-
Możesz iść.
Zamknął
za sobą drzwi i patrzył osłupiały w ścianę. Co się z nim dzieje?
Mai
oparła czoło na dłoni. Musiała to zrobić. Inaczej oboje ponieśliby
konsekwencje. Nie mogła dopuścić do t a
k i e j sytuacji. Nie mogła…
Wyjrzała
przez okno. Z dnia na dzień słońce zachodziło coraz później. Cały śnieg już
zniknął, zostawiając po sobie wilgotną glebę i ciężki zapach stęchlizny. Jutro
przyjdzie Aaron, by zająć się ogrodem. Musiała przygotować się na spotkanie ze
zwykłymi ludźmi. Nikt nie może się dowiedzieć, jakie tajemnice skrywają mury
tej posiadłości.
Dziewczyna
obudziła się jak zwykle tuż po świcie. Wstała z łóżka, lekko się krzywiąc. Mimo
że jej plecy dzięki zabiegom lokaja szybko się goiły, to rano zawsze dawały o
sobie znać. Sebastian mówi, że nie zostaną jej blizny, ale trudno było jej w to
uwierzyć. Sebastian… westchnęła. Same problemy.
Ubrała
białą bluzkę z długim rękawem. Była na tyle gruba, że nie prześwitywały przez
nią bandaże. Jednak na wpół zagojonych ranek na twarzy nie dało się ukryć.
Poszła do łazienki i założyła soczewkę. Zamrugała parę razy. Przyzwyczaiła się
do znaku kontraktu na tyle, że za każdym razem, gdy widziała w lustrze dwoje
identycznych, czarnych oczu, wydawało jej się, że patrzy na zupełnie obcą
osobę.
Zeszła
po schodach, kierując się do jadalni. Drzwi były otwarte, a na stole stało już
śniadanie. Zgodnie z poleceniem, lokaja nigdzie nie było. Gdzieś w środku, Mai
poczuła ukłucie, ale szybko je stłumiła. Nie miała czasu ani chęci na takie rozterki.
Zjadła posiłek i wzięła do ręki jabłko leżące obok talerza. Patrzyła na nie
przez chwilę, pogrążona w myślach. Musiała coś wymyślić w sprawie z Aaronem,
Leo i znajomi z biura też się do niej dobijali. Chciała odpocząć od tego
wszystkiego, ale wiedziała, że musi zakończyć to, co zaczęła.
Równo w
południe rozległ się dzwonek do drzwi. Dziewczyna poleciła Sebastianowi, by
dzisiaj nie się nie wychylał, więc sama zeszła szybko na dół, by otworzyć. Na
schodach stał Aaron. Brunet wpatrywał się w ogród, jednak kiedy ją usłyszał,
odwrócił się w jej kierunku i uśmiechnął szeroko.
- Hej,
Mai. Jak leci? – spytał beztrosko.
Jego
zielone oczy hipnotyzowały ją. Z zaskoczeniem zauważyła, że cieszy się, że go
widzi.
-
Cześć. Jakoś. A u ciebie?
- Do
przodu. Kto cię tak poharatał? – spoważniał.
- Nikt,
miałam mały wypadek – ucięła.
Zrozumiał.
Uśmiechnął się lekko i podrapał po czuprynie.
- Mogę
prosić klucze? Będę musiał trochę dzisiaj zrobić.
Dziewczyna
weszła w głąb przedpokoju i zdjęła z je haczyka. Otwierały one drzwi do małej
szopy, gdzie trzymała wszystkie niezbędne narzędzia. Użyczała ich Aaronowi do
pielęgnacji ogrodu. Zresztą on sam pomógł jej ją zapełnić.
-
Proszę – mruknęła, podając mu pęczek kluczy.
-
Dzięki. Zamelduję się za jakiś czas – przyłożył dwa palce do głowy w udawanym
salucie i zeskoczył ze schodów, kierując się na tyły rezydencji, gdzie
znajdowała się narzędziownia. Mai zamknęła drzwi i oparła się o nie. Nie wiedziała
już, co myśleć.
Po paru
godzinach znowu rozległ się dzwonek. Dziewczyna zeszła na dół i wpuściła
zmęczonego bruneta.
- Uff…
ciężka robota. Musisz mieć takie ogromne podwórko? – spytał lekko.
- Sam
chciałeś tu pracować – przypomniała mu.
- Wiem,
wiem, tak tylko marudzę – uśmiechnął się szeroko.
Chłopak
zdjął kurtkę i ruszył na górę. Dziewiętnastolatka usiadła w salonie i czekała,
aż Aaron skończy brać kąpiel. Zawsze po pracy pozwalała mu się odświeżyć i
odpocząć. Uważała, że powinna dbać o człowieka, który dla niej pracuje.
Gdy
wrócił, miał na sobie świeżą koszulę i spodnie. Wilgotne, roztrzepane włosy
nadawały mu nieco dziecinnego wyglądu, który jednak burzyło umięśnione, dorosłe
ciało.
-
Dzięki za udostępnienie prysznica – uśmiechnął się.
Mai
patrzyła przez chwilę na Aarona. Ten spojrzał na siebie i przekrzywił pytająco
głowę.
- Nie
rozumiem cię – odezwała się po chwili.
- Czego
we mnie nie rozumiesz? – spytał zaskoczony.
-
Dlaczego jesteś taki radosny? - Nie wiedziała, czemu to powiedziała, ale kiedy
zaczęła, to poczuła, że nie może przestać. – Zawsze się uśmiechasz. Nigdy nie wyglądasz
na smutnego, złego, czy zmieszanego. Nie rozumiem tego.
- Mogę
ci powiedzieć to samo – powiedział.
Dziewczyna
zamarła.
-
Zawsze masz ten sam wyraz twarzy. Jesteś poważna, nawet kiedy się z kimś
drażnisz. Czasem nie wiem, czy to, co mówisz jest żartem, czy mówisz na serio.
To… frustrujące – przeczesał palcami włosy, patrząc w bok. – Ja jestem po
prostu szczęśliwy. Lubię to co robię, mam niezłe życie, osiągnąłem to, co chciałem,
więc nie widzę powodu, by się smucić. A dlaczego ty nigdy się nie uśmiechasz?
Nikt ci tego nie zabroni. Każdy ma prawo być radosny.
Patrzyli
na siebie w milczeniu. Czy gdyby wiedział to co ona i przeżył to samo piekło,
nadal by się uśmiechał?
Nagle
rozległo się pukanie do pokoju i czar prysł.
- Pani,
przyniosłem herbatę – powiedział Sebastian.
-
Wejdź.
Lokaj
wkroczył do pokoju i bez słowa zdjął z tacy dwa kolorowe kubki i talerzyk z
ciastkami. Potem skłonił się, nie patrząc na nikogo i wyszedł.
Mai
patrzyła przez chwilę na swoje dłonie, a potem sięgnęła po kubek i upiła łyk
gorącego napoju. Zamarła zaskoczona. Gorąca czekolada. Jak dawno jej nie piła…
- Czy
coś się stało? – spytał Aaron.
- Nie…
Nieważne – odparła.
- Hej,
nie dołuj się. Nie wiem, co cię tak dręczy, ale daj sobie trochę luzu –
powiedział i uśmiechnął się lekko.
Czy on
ją pocieszał? Po raz pierwszy od bardzo dawna odkryła przed kimś swoją słabość,
a on zamiast ją wykorzystać, pocieszał ją. To burzyło wszystko, w co dotąd
wierzyła.
- Czemu…?
– zaczęła, ale chłopak jej przerwał.
- Ci
pomagam? Bo możesz w to nie uwierzyć, ale lubię cię. Jesteś ciekawą osobą, choć
ukrywasz się za murem wyuczonych zachowań. Widzę, że nikomu nie ufasz. Może w
przeszłości trafiałaś na niewłaściwe osoby… ale są ludzie, który pomagają sobie
nawzajem. Są dobrzy, kochają innych i zrobią dla nich wszystko. I nigdy ich nie
zranią.
-
Piękne marzenie – szepnęła Mai i sięgnęła po maślane ciasteczko. – Ale ja już
nie wierzę w bajki.
~~*~~
Heej, wracamy do nudnych rozdziałów! XD Mam nadzieję, że pomimo dość nijakiej treści, post Wam się spodobał ^^ Mam teraz duuużo wkuwania na głowie do egzaminów, więc notki będą odrobinę krótsze. Ale spokojnie: nie na długo :D
Liczę na Waszą pomoc w komentarzach w sprawie tego, co chcecie zobaczyc dalej :3 Może jakiś pomysł pojawi się w następnych cżęściach? :P
Cóż, to na razie tyle, żeyczcie mi powodzenia, a ja będę życzyć wszystkim czytelnikom udanego weekendu :D
Uu, Mai go zbeształa T^T Było nawet nawet, ale uzależniły mnie emocje z tych ostatnich rozdzialow =3 Ale czemu Sebastian tak łatwo się zgodził? Dlaczego zgodził się z tym rozkazem :<
OdpowiedzUsuńDobra, bo zaczynam tu tworzyć jakieś alternatywy xD i teorie spiskowe :P
Powodzenia ~
Haha, wszystko jest mozliwe xD
UsuńBiedny Seba ;c Uwielbiam ten beznamiętny klimacik :D
OdpowiedzUsuńI przystojny ogrodnik się też pojawił <3
Rozdział wcale nie był nijaki :D Czytało się przyjemnie :D Przecież nie w każdym musi być zaraz tona akcji :*
Pozdrawiam ! :)
Haha, ja wiem, że masz do niego słabość xD
UsuńI cieszę się, że tak uważasz :3 Dla mnie osobiście to są zapychacze, w które wplotę jakiś niepozorny, ale ważny wątek xD
Wciąż widzę w Aaronie Barda i wciąż to lubię.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Czekałam na jakiś wywód, morze spekulacji i pomysłów, jakies błdy, czy coś xDD Haha, ale zaskoczenie
Usuń