18 kwi 2015

XVI

                Minęło kilka dni od ich wyprawy do wymiaru demonów. Od tamtego czasu nie zamienili ze sobą ani słowa. Sebastian co najwyżej pytał się, czy może coś zrobić. Oprócz tych chwil, między nimi panowała ciężka cisza. Lokaj zaczynał się niepokoić o panią, jednak nie wypytywał się o powód takiego zachowania. Gdzieś jednak w głębi duszy martwił się o dziewczynę. Ludzie to kruche istoty, które można zniszczyć jednym słowem, jednym dotknięciem.
                Codziennie doglądał ran Mai. Za każdym razem przeszywały go dreszcze. Był niepocieszony, nie, zły na siebie za to, że do tego dopuścił. Mimo że stan zdrowia pani z dnia na dzień się poprawiał, on cały czas miał przed oczami jej zmizerowane ciało, skulone na półce skalnej walącego się klifu. Pamiętał jak kurczowo trzymała zawiniętą szkatułkę. Nie rozumiał tego.
                Schował w sobie te wszystkie emocje i przemyślenia, próbując wrócić do codzienności. Jednak najwyraźniej nie było mu to dane.

                We wtorkowy wieczór, Sebastian zapukał do biura dziewczyny. Przygotował dla niej lekką kolację. Wszedł i położył talerz przed panią. Gdy chciał wyjść, usłyszał jej głos:
                - Zostań. Chcę o czymś z tobą porozmawiać – mruknęła cicho, patrząc pusto na jedzenie.
                - Tak, panienko? – odwrócił się do niej, czekając z niecierpliwością na to, co powie.
                - Czemu to zrobiłeś? – spytała.
                Lokaj przechylił głowę na bok, nie wiedząc o co chodzi.
                - Dlaczego zabrałeś mnie do swojego wymiaru? – spojrzała mu w oczy.
                Jej wzrok zaniepokoił demona. Był zbyt… zimny, nieczuły. Nigdy tak na niego nie patrzyła.
                - Ponieważ panienka chciała…
                - Przestań – przerwała mu i opadła na oparcie krzesła. – Domyślam się, że złamałeś wiele zasad, czy czego tam. Narażałeś moje i swoje życie, oddałeś mi nawet swoje serce. Wykonałeś mój plan bez szemrania, nawet nie zaprotestowałeś. To nie miało sensu. Mogliśmy wymyślić kilka o wiele lepszych planów, sto razy mniej niebezpiecznych niż tamten. Pytam się więc: dlaczego mnie tam zabrałeś?
                Kiedy mówiła, demon zamarł. Właśnie: czemu to zrobił? Dotarła do niego irracjonalność jego czynów.
                - Nie wiem, pani – odparł cicho.
                - Słucham?
                - Nie wiem. Przykro mi, panienko, ale nie mam pojęcia. Zdawałem sobie sprawę z ryzyka, jakie się wiązało z wyprawą, jednak nie zaoponowałem. Proszę o wybaczenie – spłonił się nisko.
                - Wyprostuj się – powiedziała. – Co się z tobą dzieje?
                Nie odpowiedział. Nie potrafił. Dziewczyna westchnęła.
                - Cóż, od teraz masz zakaz zbędnego zbliżania się, masz wykonywać bezwzględnie wszystkie rozkazy, włącznie z tymi niewypowiedzianymi. Nie zrobisz niczego, co mi się nie spodoba i nie będziesz wołał mnie po imieniu – zamarł. Słyszała? – Wyraziłam się jasno?
                - Tak, pani – szepnął.
                - Możesz iść.
                Zamknął za sobą drzwi i patrzył osłupiały w ścianę. Co się z nim dzieje?
               
                Mai oparła czoło na dłoni. Musiała to zrobić. Inaczej oboje ponieśliby konsekwencje. Nie mogła dopuścić do  t a k i e j  sytuacji. Nie mogła…
                Wyjrzała przez okno. Z dnia na dzień słońce zachodziło coraz później. Cały śnieg już zniknął, zostawiając po sobie wilgotną glebę i ciężki zapach stęchlizny. Jutro przyjdzie Aaron, by zająć się ogrodem. Musiała przygotować się na spotkanie ze zwykłymi ludźmi. Nikt nie może się dowiedzieć, jakie tajemnice skrywają mury tej posiadłości.

                Dziewczyna obudziła się jak zwykle tuż po świcie. Wstała z łóżka, lekko się krzywiąc. Mimo że jej plecy dzięki zabiegom lokaja szybko się goiły, to rano zawsze dawały o sobie znać. Sebastian mówi, że nie zostaną jej blizny, ale trudno było jej w to uwierzyć. Sebastian… westchnęła. Same problemy.
                Ubrała białą bluzkę z długim rękawem. Była na tyle gruba, że nie prześwitywały przez nią bandaże. Jednak na wpół zagojonych ranek na twarzy nie dało się ukryć. Poszła do łazienki i założyła soczewkę. Zamrugała parę razy. Przyzwyczaiła się do znaku kontraktu na tyle, że za każdym razem, gdy widziała w lustrze dwoje identycznych, czarnych oczu, wydawało jej się, że patrzy na zupełnie obcą osobę.
                Zeszła po schodach, kierując się do jadalni. Drzwi były otwarte, a na stole stało już śniadanie. Zgodnie z poleceniem, lokaja nigdzie nie było. Gdzieś w środku, Mai poczuła ukłucie, ale szybko je stłumiła. Nie miała czasu ani chęci na takie rozterki. Zjadła posiłek i wzięła do ręki jabłko leżące obok talerza. Patrzyła na nie przez chwilę, pogrążona w myślach. Musiała coś wymyślić w sprawie z Aaronem, Leo i znajomi z biura też się do niej dobijali. Chciała odpocząć od tego wszystkiego, ale wiedziała, że musi zakończyć to, co zaczęła.

                Równo w południe rozległ się dzwonek do drzwi. Dziewczyna poleciła Sebastianowi, by dzisiaj nie się nie wychylał, więc sama zeszła szybko na dół, by otworzyć. Na schodach stał Aaron. Brunet wpatrywał się w ogród, jednak kiedy ją usłyszał, odwrócił się w jej kierunku i uśmiechnął szeroko.
                - Hej, Mai. Jak leci? – spytał beztrosko.
                Jego zielone oczy hipnotyzowały ją. Z zaskoczeniem zauważyła, że cieszy się, że go widzi.
                - Cześć. Jakoś. A u ciebie?
                - Do przodu. Kto cię tak poharatał? – spoważniał.
                - Nikt, miałam mały wypadek – ucięła.
                Zrozumiał. Uśmiechnął się lekko i podrapał po czuprynie.
                - Mogę prosić klucze? Będę musiał trochę dzisiaj zrobić.
                Dziewczyna weszła w głąb przedpokoju i zdjęła z je haczyka. Otwierały one drzwi do małej szopy, gdzie trzymała wszystkie niezbędne narzędzia. Użyczała ich Aaronowi do pielęgnacji ogrodu. Zresztą on sam pomógł jej ją zapełnić.
                - Proszę – mruknęła, podając mu pęczek kluczy.
                - Dzięki. Zamelduję się za jakiś czas – przyłożył dwa palce do głowy w udawanym salucie i zeskoczył ze schodów, kierując się na tyły rezydencji, gdzie znajdowała się narzędziownia. Mai zamknęła drzwi i oparła się o nie. Nie wiedziała już, co myśleć.

                Po paru godzinach znowu rozległ się dzwonek. Dziewczyna zeszła na dół i wpuściła zmęczonego bruneta.
                - Uff… ciężka robota. Musisz mieć takie ogromne podwórko? – spytał lekko.
                - Sam chciałeś tu pracować – przypomniała mu.
                - Wiem, wiem, tak tylko marudzę – uśmiechnął się szeroko.
                Chłopak zdjął kurtkę i ruszył na górę. Dziewiętnastolatka usiadła w salonie i czekała, aż Aaron skończy brać kąpiel. Zawsze po pracy pozwalała mu się odświeżyć i odpocząć. Uważała, że powinna dbać o człowieka, który dla niej pracuje.
                Gdy wrócił, miał na sobie świeżą koszulę i spodnie. Wilgotne, roztrzepane włosy nadawały mu nieco dziecinnego wyglądu, który jednak burzyło umięśnione, dorosłe ciało.
                - Dzięki za udostępnienie prysznica – uśmiechnął się.
                Mai patrzyła przez chwilę na Aarona. Ten spojrzał na siebie i przekrzywił pytająco głowę.
                - Nie rozumiem cię – odezwała się po chwili.
               
                - Czego we mnie nie rozumiesz? – spytał zaskoczony.
                - Dlaczego jesteś taki radosny? - Nie wiedziała, czemu to powiedziała, ale kiedy zaczęła, to poczuła, że nie może przestać. – Zawsze się uśmiechasz. Nigdy nie wyglądasz na smutnego, złego, czy zmieszanego. Nie rozumiem tego.
                - Mogę ci powiedzieć to samo – powiedział.
                Dziewczyna zamarła.
                - Zawsze masz ten sam wyraz twarzy. Jesteś poważna, nawet kiedy się z kimś drażnisz. Czasem nie wiem, czy to, co mówisz jest żartem, czy mówisz na serio. To… frustrujące – przeczesał palcami włosy, patrząc w bok. – Ja jestem po prostu szczęśliwy. Lubię to co robię, mam niezłe życie, osiągnąłem to, co chciałem, więc nie widzę powodu, by się smucić. A dlaczego ty nigdy się nie uśmiechasz? Nikt ci tego nie zabroni. Każdy ma prawo być radosny.
                Patrzyli na siebie w milczeniu. Czy gdyby wiedział to co ona i przeżył to samo piekło, nadal by się uśmiechał?
                Nagle rozległo się pukanie do pokoju i czar prysł.
                - Pani, przyniosłem herbatę – powiedział Sebastian.
                - Wejdź.
                Lokaj wkroczył do pokoju i bez słowa zdjął z tacy dwa kolorowe kubki i talerzyk z ciastkami. Potem skłonił się, nie patrząc na nikogo i wyszedł.
                Mai patrzyła przez chwilę na swoje dłonie, a potem sięgnęła po kubek i upiła łyk gorącego napoju. Zamarła zaskoczona. Gorąca czekolada. Jak dawno jej nie piła…
                - Czy coś się stało? – spytał Aaron.
                - Nie… Nieważne – odparła.
                - Hej, nie dołuj się. Nie wiem, co cię tak dręczy, ale daj sobie trochę luzu – powiedział i uśmiechnął się lekko.
                Czy on ją pocieszał? Po raz pierwszy od bardzo dawna odkryła przed kimś swoją słabość, a on zamiast ją wykorzystać, pocieszał ją. To burzyło wszystko, w co dotąd wierzyła.
                - Czemu…? – zaczęła, ale chłopak jej przerwał.
                - Ci pomagam? Bo możesz w to nie uwierzyć, ale lubię cię. Jesteś ciekawą osobą, choć ukrywasz się za murem wyuczonych zachowań. Widzę, że nikomu nie ufasz. Może w przeszłości trafiałaś na niewłaściwe osoby… ale są ludzie, który pomagają sobie nawzajem. Są dobrzy, kochają innych i zrobią dla nich wszystko. I nigdy ich nie zranią.
                - Piękne marzenie – szepnęła Mai i sięgnęła po maślane ciasteczko. – Ale ja już nie wierzę w bajki.

~~*~~

                 Heej, wracamy do nudnych rozdziałów! XD Mam nadzieję, że pomimo dość nijakiej treści, post Wam się spodobał ^^ Mam teraz duuużo wkuwania na głowie do egzaminów, więc notki będą odrobinę krótsze. Ale spokojnie: nie na długo :D 
                 Liczę na Waszą pomoc w komentarzach w sprawie tego, co chcecie zobaczyc dalej :3 Może jakiś pomysł pojawi się w następnych cżęściach? :P 
                 Cóż, to na razie tyle, żeyczcie mi powodzenia, a ja będę życzyć wszystkim czytelnikom udanego weekendu :D 


                

6 komentarzy:

  1. Uu, Mai go zbeształa T^T Było nawet nawet, ale uzależniły mnie emocje z tych ostatnich rozdzialow =3 Ale czemu Sebastian tak łatwo się zgodził? Dlaczego zgodził się z tym rozkazem :<
    Dobra, bo zaczynam tu tworzyć jakieś alternatywy xD i teorie spiskowe :P
    Powodzenia ~

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedny Seba ;c Uwielbiam ten beznamiętny klimacik :D
    I przystojny ogrodnik się też pojawił <3
    Rozdział wcale nie był nijaki :D Czytało się przyjemnie :D Przecież nie w każdym musi być zaraz tona akcji :*
    Pozdrawiam ! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, ja wiem, że masz do niego słabość xD
      I cieszę się, że tak uważasz :3 Dla mnie osobiście to są zapychacze, w które wplotę jakiś niepozorny, ale ważny wątek xD

      Usuń
  3. Wciąż widzę w Aaronie Barda i wciąż to lubię.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekałam na jakiś wywód, morze spekulacji i pomysłów, jakies błdy, czy coś xDD Haha, ale zaskoczenie

      Usuń