10 kwi 2015

XIV

                - Na pewno chce panienka to zrobić? Jak tam wejdziemy, nie będzie już odwrotu. Będziemy mogli wrócić dopiero jutro o północy – ostrzegł.
                - Wiem, Sebastianie. Ruszajmy.
                Lokaj westchnął.
                - Dobrze więc. Będę musiał jednak panienkę tam zanieść.
                Mai wzdrygnęła się. Dotyk.
                - Musisz mieć wolne ręce. Nie wiadomo, na co się natkniemy.
                - W takim razie… - odwrócił się do niej plecami i ukucnął.
                Z westchnieniem rezygnacji, dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję, a demon wstał, podtrzymując jej nogi. Czuła chłód jego skóry przez cienki materiał leginsów.
                - Ruszaj – rozkazała.
                Sebastian zaczął mruczeć coś pod nosem w nieznanym jej języku. Pod jego stopami pojawił się świecący znak ich kontraktu. Im lokaj dłużej mówił, tym symbol robił się jaśniejszy. Po krótkiej chwili ogarnęła ich ciemność. Zniknęły światła rezydencji, ciche odgłosy życia na przedmieściach. Zamiast tego, Mai poczuła suchy wiatr.
                Nagle cała sceneria się zmieniła. Stali na czerwonej, spękanej ziemi. Bordowe niebo oświetlały dwa czerwone księżyce. Pierwszym, co zauważyła, był brak gwiazd. Poczuła lekkie ukłucie pustki. Kochała gwiazdy. Zaraz jednak pozbierała się i dokładniej rozejrzała dookoła. Wyglądało to, jakby znajdowali się na skalnej pustyni. Zero zielonej roślinności, tylko suche krzaki, sterty kamieni, klify i jaskinie. Aura była przytłaczająca, wszędzie czuć było obecność demonów. Czerwone ślepia łypały na nich z ciemności; to z szczeliny tak wąskiej, że wydawałoby się, że nikt się tam nie zmieści, to z cienia wysokiego głazu. Jednak nie podchodziły. Wiedziały, że Sebastian jest od nich nieskończenie silniejszy, a wolały nie ryzykować życiem. Tak więc patrzyły tylko, jak demon niesie Mai na barana.
                - Wszystko w porządku, panienko?
                - Mhm. Czy to wymiar demonów? – spytała ciekawa.
                W jej głosie nie było ani cienia strachu czy zaniepokojenia. Tylko zainteresowanie i skupienie. Zdziwiło go to. Zatrzymał się i odwrócił głowę tak, że jednym okiem widział twarz pani.
                - Tak. Nie boi się panienka?
                - Nie. Czemu? – odpowiedziała lekko się spinając.
                - Dziwne. To miejsce budzi przerażenie w każdej żywej istocie. W tej chwili powinna panienka tracić zmysły i błagać o śmierć, byle tylko zabrać panienkę z tego miejsca – wyjaśnił.
                - Hmm… Daleko mi do tego – mruknęła i rozglądała się dalej.
                Było tu sporo kryjówek, jednak w każdym kącie było pełno stworów. To mogło przeszkadzać. Jednak nie raziło to dziewczyny. Patrząc na monotonny krajobraz, zdawała się rozumieć, dlaczego część demonów udała się na ziemię i zaczęła zawierać kontrakty z ludźmi. Z tego, co mówił Sebastian, kiedyś były ich setki. Teraz zostały tylko pojedyncze sztuki.
                - Na pewno wszystko w porządku? – upewniał się.
                - Tak. Przestań.
                - Jak sobie życzysz.
                Szli dalej w milczeniu. Mimo że całe jej ciało wyrywało się tylko, by zeskoczyć z pleców lokaja, powstrzymała się. Zimny dotyk przeszywał ją aż do kości, ale wiedziała, że kiedy tylko jej stopy dotkną ziemi, zostanie uznana za cel. Najpierw muszą  t a m  dotrzeć. 
                Rozmyślała nad tym, co będzie musiała zrobić, gdy nagle poczuła dziwny ucisk w głowie. Walczyła z nim, jednak nie ustępował. Po chwili nie mogła go znieść i uległa, a wtedy nastała ciemność. Nic nie widziała, nawet najmniejszego promienia światła. Zamarła.
                - Sebastianie… nic nie widzę – powiedziała cicho.
                - Co się stało? Jak się panienka czuje? – zaczął od razu wypytywać.
                - Jakby coś mi uciskało głowę. Nic nie widzę. Zabierz to – mruknęła zirytowana.
                Ta niemoc ją denerwowała. Nie mogła nic zobaczyć, więc była łatwym celem. To mogło zepsuć jej fortel.
                Demon przeniósł ją sobie z pleców na ręce i posadził na kamieniu. Czuła, gdzie się znajduje. Wiedziała, że intensywnie się w nią wpatruje. Siedziała cicho, mimo że miała ochotę go popędzić.
                - Proszę wybaczyć, będę musiał panienki dotknąć – mruknął.
                Mai wzdrygnęła się lekko, ale kiwnęła głową. Poczuła lodowate palce, które delikatnie sunęły po jej policzku. Zamknęła oczy i zamarła. Zdjął rękawiczkę. Dotykał jej skóry. Chciała się odsunąć, ale tego nie zrobiła. Czekała. Po chwili Sebastian przesunął opuszkiem najpierw po jej ustach, a potem po powiekach.
                - Może panienka otworzyć oczy – oznajmił po chwili.
                Tak zrobiła. Ujrzała twarz lokaja. Jego oczy miały głęboką rubinową barwę. Był poważny. Marszczył lekko brwi, przyglądając się uważnie dziewczynie.
                - Nie rób takiej miny, bo jeszcze pomyślę, że się martwisz – powiedziała lekko kpiąco.  
                Demon wyglądał przez chwilę na zaskoczonego, jednak zaraz opanował się i uśmiechnął lekko.            
                - Dobrze, że panience nic nie jest.
                - Kto mnie zaatakował? – spytała. Domyśliła się, że demon musiał ją w jakiś sposób omamić.
                - Pewnie jakieś podrzędne stworzenie szukało szczęścia – powiedział zadowolony z jej dedukcji. – Powinna panienka nie żyć.
                - W takim razie, co mnie chroni? – spytała.
                - Proszę wybaczyć, ale nie mam pojęcia – rzekł niepocieszony.
                Najwyraźniej działo się coś, czego nie umiał wytłumaczyć. Nie był nieomylny. Mai wiedziała, że kiedyś to wykorzysta.  
                - Trudno. Chodźmy dalej – rozkazała, a lokaj znów wziął ją na plecy.
                Tym razem była czujniejsza. Co chwilę skupiała się na swoim ciele, sprawdzając, czy nic dziwnego się z nią nie dzieje. Patrzyła dookoła, szukając potencjalnego napastnika. Jednak nic się nie działo. Szli dalej. Zastanawiała się, jak dziwnie musieli wyglądać. Przystojny demon we fraku, niosący na plecach uzbrojoną po zęby ludzką dziewczynę przez pustynię.
                - Niedługo będziemy na miejscu – odezwał się po dłuższej chwili.
                Zaalarmowana, zerknęła przez ramię Sebastiana. W oddali, niczym mały czarny punkt na horyzoncie, majaczył cel ich podróży. Smocza jama. Lokaj opisywał ją jako ogromne opustoszałe  zamczysko na szczycie klifu, do którego żadne stworzenie nie chciało się zbliżyć. Gdzieś tam żył Damien. Czekał na nich.
                Jakiś czas później, Mai zobaczyła, jak wielki jest ten budynek. Kilkadziesiąt metrowy klif, z którego wydawał się wyrastać gigantyczny zamek. Szare kamienie kontrastowały z czerwoną glebą, nadając mu tajemniczy, mroczny wygląd. Budził strach. Jednak nie w niej.
                Kamerdyner chwycił ją mocniej i skoczył. Wylądował lekko na samym szczycie wzniesienia. Drewniane wrota stały otworem, jakby zapraszając ich do środka. Lokaj delikatnie postawił nogi dziewczyny na ziemi.
                - Panienko, zanim tam wejdziemy, chciałbym, by panienka to założyła – powiedział, wyjmując z kieszeni marynarki ładny, srebrny łańcuszek z zawieszką w kształcie pióra z ametystu. – To zapobiegnie atakom pomniejszych demonów. Jednak nie zadziała na te silniejsze – spojrzał na nią wymownie.

                Dziewczyna odwzajemniła spojrzenie i odgarnęła włosy, by mógł jej zapiąć naszyjnik. Nie podobało mu się, że tu była. Żaden człowiek nigdy nie powinien wiedzieć o tym wymiarze. Jednak przechytrzyła go. Nadal nie był pewien jak. Jedno wiedział na pewno: nie pozwoli, by spadł jej włos z głowy. Już raz ją zawiódł. Nie będzie miał kolejnej szansy. Straci swoją cenną duszę. Musiał więc dopilnować, by wszystko potoczyło się zgodnie z planem jego pani. Sam był tym zaskoczony, ale wierzył w nią. Wierzył w tą słabą, upartą istotę, która mieszała mu w głowie.
                Teraz polecił jej, by złapała go za marynarkę. Nie był pewien, co zastaną w środku. Weszli ostrożnie do środka, a drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Znaleźli się w dużym przedsionku. Wnętrze było wolne od ozdób, otaczały ich tylko szare, kamienne mury. Ruszyli dalej, wzdłuż korytarza, w kierunku bladego czerwonego światła wydobywającego się po lewej stronie. Gdy tam dotarli, ich oczom ukazał się ogromny plac otoczony kolumnami. Czuło się tu przytłaczający ogrom całego zamczyska. Sebastian odwrócił się, by sprawdzić, czy Mai dalej jest przy nim.
                Dziewczyna trzymała go za krawędź marynarki i rozglądała się dookoła. Wyglądała, jakby jej się tu podobało. Nie mógł w to uwierzyć. Człowiekowi spodobał się świat strachu i demonów. Przyglądał się jej przez chwilę, próbując odczytać jej emocje, jednak na próżno. Jak zwykle, jej myśli były dla niego niedostępne.
                Lokaj poczuł nagle, że ktoś się im przygląda. Odwrócił głowę równocześnie ze swoją panią. Po drugiej stronie placu, zakapturzona postać opierała się o jedną z kolumn. Czarna szata pokrywała ją od stóp do głów, jednak nie było wątpliwości, kto to jest. Tak silną aurę mógł mieć tylko demon równie potężny, co Sebastian. Damien.   
                - Witaj, Sebastianie. Widzę, że przyprowadziłeś gościa – odezwał się.

                Mai słuchała przez chwilę echa jego głosu. Czuła energię, która go otaczała. Była przytłaczająca i zimna. Ze zdziwieniem stwierdziła, że różniła się od tej, która należała do jej lokaja. On był otoczony delikatnym blaskiem. Nie był to gorący, miły płomień, ale nie mroził. Może nawet ogrzewał. A aura Damiena była niczym przeciwieństwo ciepła. Biła od niego lodowata nienawiść. To wszystko pojawiło się w jej głowie w ułamku sekundy.
                Kamerdyner spiął się na jego słowa. Zasłonił dziewczynę ciałem. Ta jednak wyminęła go i zrobiła parę kroków do przodu. Wyjęła z plecaka czarne pióro, które znaleziono na miejscu drugiego zabójstwa. Rzuciła je na ziemię.
                - Znudziły mi się te zwody. Twoje metody są prostackie jak tylko się da. Nigdy nie widziałam żałośniejszych zasadzek. Czas zakończyć te farsę.
                - Co chcesz niby zrobić? – spytał rozbawiony demon.
                - Domyśl się, mistrzu zagadek – odparła.
                Damien roześmiał się w głos.
                - Podobasz mi się. Taka mała, krucha istotka… a tak wierzga. Nie już będziesz taka odważna, kiedy powyrywam ci te chude rączki – mruknął. – Choć, kto wie? Jesteś niebrzydka jak na człowieka.
                - Pomarz sobie – odparła.  
                W tej chwili zza pleców wyjęła dwa kolejne pióra, tym razem związane ze sobą pędami ziół. Sebastian podszedł do niej i zapalił je dotykając palcem w rękawiczce.
                - Co ty…? – zaczął zakapturzony, ale urwał, gdy zobaczył, że wiązanka zapłonęła czerwonym płomieniem.
                Mai upuściła ją na ziemię, a ogień rozprzestrzenił się wokół placu.
                - Ty… jak śmiesz nas wiązać? – warknął.
                - Sam dostarczyłeś mi potrzebne środki. Ja je tylko wykorzystałam. Wykopałeś swój własny grób – powiedziała.
                Ledwo skończyła zdanie, a Damien rzucił się na nią. Sebastian zagrodził mu jednak drogę i potężnym kopnięciem odrzucił go na bok.
                - Panienko, prosiłbym, by udała się panienka w bezpieczne miejsce.
                - Wykonuj swoje zadanie, demonie – odparła chłodno. Lokaj rzucił się w wir walki, a w tym czasie dziewczyna uklękła, grzebiąc w plecaku. Wyjęła ciemne zawiniątko i położyła je obok. Potem chwyciła kredę i zaczęła rysować. Naszkicowała znak ich kontraktu. Przedmiot położyła na środku kręgu i wstała. Wyciągnęła sztylet z jednej z kryjówek i nacięła wnętrze dłoni tak, jak wcześniej kazał jej zrobić. Potem uwinęła skaleczenie chustką i odwróciła się w kierunku walczących. Byli tak szybcy, że nie nadążała wzrokiem. Nie wiedziała, czy Sebastian wygrywa, czy może właśnie ostatkiem sił walczy o życie. Nie mogła nic zrobić. Tylko czekać.

                Był silny. I szybki. Jednak byli prawie tak samo potężni, więc nikt nie zostawał w tyle. Każdy atak spotykał się z unikiem, tylko po to, by zaraz sytuacja się odwróciła i atakujący zaczął się cofać. Ile to lat czekał, by w końcu pozbyć się rywala. W przeszłości toczyli wiele bitew. Ta jednak była inna. To była walka o życie.
                - Zapłacisz za wszystko, co zrobiłeś – syknął zakapturzony, próbując wbić pięść w twarz lokaja. Tan jednak zgrabnie uniknął ciosu i sam zaatakował.
                Trwali w tym stanie już dłuższy czas, gdy nagle Damien odskoczył od przeciwnika. Odrzucił kaptur do tyłu. Byli do siebie bardzo podobni. Ciemnowłosi, przystojni, o pociągłych twarzach i czerwonych oczach. Coś było jednak nie tak. Ten pierwszy się uśmiechał.
                - Spóźniłeś się, chłoptasiu – powiedział, śmiejąc się szyderczo.
                Sebastian spojrzał w lewo, gdzie ostatnio widział Mai. Teraz była otoczona przez powykręcane bestie, które zawzięcie ją atakowały. Cięła je sztyletami, rzucała nożami, biła opancerzonymi nogami, jednak było ich zbyt wielu. Widać było, że walczy już od dłuższej chwili. Powoli słabła.
                Nie mógł uwierzyć. Tak pochłonęło go przekomarzanie się z dawnym rywalem, że nie zauważył, że jego pani jest w tarapatach. Rzucił się od razu w jej stronę, jednak silne uderzenie odrzuciło go w bok. Upadając usłyszał, jak pękają pod nim kamienie.
                - Ja jestem twoim przeciwnikiem. Nie pozwolę ci jej uratować – szepnął Damien.
                Koniec zabawy. Sebastian czuł, jak wzbiera w nim ściekłość. Nie zważając na obecność człowieka, przybrał swoją prawdziwą formę.
                - Nie wchodź mi w drogę – odezwał się powielonym głosem.
                - Czas się zabawić – odparł demon również się przemieniając.

                Dziewczyna opadała z sił. Nie mogła nadążyć za dziesiątkami demonów, które ją otaczały. Jej mięśnie zaczynały się męczyć. Nigdy mocniej nie czuła, jak bardzo jest słaba. Im więcej zabiła stworów, tym więcej ich się pojawiało. Czarne, zniekształcone cienie o wygłodniałych, żółtych ślepiach, coraz usilniej nacierały. Nagle coś pociągnęło ją za nogę. Upadła. Momentalnie rzuciło się na nią kilka bestii. Czuła, jak tną jej skórę, z łatwością przedzierając się przez materiał bluzki.
                Rozpaczliwie sięgnęła do ukrytej kieszeni i wyciągnęła szklaną fiolkę. Rozbiła ją o kamienną posadzkę. Po jej dłoni popłynął płyn, a demony odskoczyły. Mai, oddychając ciężko, wstała i chwiejąc się na nogach, wyciągnęła drugą probówkę. Wyciągnęła z niej korek i wylała na siebie. Poczuła zapach wody święconej. Nie sądziła, że to zadziała, ale poczuła ulgę, gdy cienie cofnęły się i uciekły. Miała dość.
                Spojrzała na walczących. Oniemiała patrząc na demony w ich prawdziwych formach. Byli przerażający, ale jednocześnie nieludzko piękni. Wokół nich latały ciemne pióra. Już czas. Podeszła do wcześniej narysowanego okręgu, ignorując przeszywający ból pleców. Stanęła w jego środku, uważając, by nie nadepnąć na zawinięty przedmiot.
                - Sebastianie Michaelis! – powiedziała cicho, a jej wzmocniony głos odbił się od ścian budynku, tak, że zdawało się, że mówi cały tłum, a nie ona jedna – Rozkazuję ci wygrać i zabić tego tu demona.
                - Tak, moja pani – rozległ się podobnie powielony głos.
                              
                Poczuł przypływ sił. Dała radę. Pokonała demony i wykonała zadanie. Teraz jego kolej. Rzucił się na Damiena z nową zaciętością. Nie miał czasu na zabawy. Musiał opatrzyć Mai. Sprawdzić, czy wszystko w porządku. Zapewnić jej bezpieczeństwo. Tylko dlatego pozwolił, by tu była. Bez niej nie dałby rady.
                - Giń – mruknął i uderzył z całej siły. Demona odrzuciło, aż wybił dziurę w ścianie zamku. Wtedy wszystko zaczęło się trząść. Cały klif drżał razem z budynkiem. Sebastian spojrzał na Mai. Leżała obok kręgu. Wokół niej pojawiły się pajęcze pęknięcia. Wszystko zaczęło się walić. Chciał rzucić się jej na ratunek, lecz wtedy poczuł jak pięść Damiena przeszywa jego ciało. Nie upewnił się, że umarł.
                - To koniec, Sebastianie. Przegrałeś.
                Spojrzał w dół, na pięść wystającą z jego klatki piersiowej, a potem na dziewczynę. Patrzył, jak ziemia pod nią się zawala, a ona zaczyna spadać…



~~*~~


                 Uff, w końcu xD Dość dlugo męczyłam się z tym rozdziałem, więc mam nadzieję, że Wam się spodoba ^^ (jest dłuższy! D:)  
Niżej dodam jeszcze art przedstawiający Damienia (a przynajmniej sposób, w jaki ja go widzę x3). Rysunek wzorowany, ale myślę, że nie jest źle xD 
                 I proszę, nie zabijcie mnie za to zakończenie: to wszystko wina Mei <3 (już ty wiesz za co ^^) 
Hehe, to do napisania we wtorek i miłego weekendu! :3  



9 komentarzy:

  1. Lubie te Twoje zakończenia. Kurde, nie wiem, co powiedzieć, było super. Nie patrzyłam, czy są jakieś błędy. Kezu, tyle akcji^^ Sebastian taki ranny. Dobrze, że dni mi szybko lecą, to może jakoś dotrwam do wtorku :P
    ale na urodziny chcę widzieć jak się całują hahahaha. Nie no, żartuję :P pisz po swojemu, bo Ci to wychodzi doskonale :*
    Weny i weny i weny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uuuu, na urodzinki wymyślę coś fajnego ^^ I dziękuję za komplement :3 Ale błędów jest pewnie masa, bo wczoraj nie miałam już sił sprawdzać xD
      Tobie również duużo weny! :D

      Usuń
    2. Yay! Już się nie mogę doczekać <3

      Usuń
  2. Maaai! Wiem, że to moja wina, no ale... Nie pomylilam się, mówiąc, że urwiesz, koedy Seba będzie bliski śmierci xD i teraz niech zgadnę, to ja mam przeprosić Twoich czytelników?
    Haha, rozdział był tak cudny, że po prostu go w pełni przeżywałam :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadłaś :D Ostrzegałam, że chamsko się skończy! (touche! <3)
      Mam nadzieję, że kolejne też będziesz tak przeżywać :*
      A Tobie życzę mnóóóóstwo weny i dobrego humorku! (Tylko pliis, nie kończ kolejnego rozdziału w takim momencie T-T)

      Usuń
    2. Nie, nie urwę tego w jakimś, cytuję "chamskim momemcie" , bo w najbliższym czasie nie przewiduję takich wydarzeń :3
      I tak, bede je przeżywać maksymalnie :)

      Usuń
  3. Ooo, a już myślałam, że go dobił. Ogólnie dużo akcji, więc jestem zadowolona. Cały czas coś się działo i nie mogłam oderwać wzroku od monitora :D Trochę mnie zdziwiło, że Sebastian nie zauważył, iż jakieś badziewie chapnęło Mai. Sądziłam, że strzeli je z półobrotu nogą, gdy zacznie się zbliżać, czy coś.
    Pozdrawiam ! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, nie tym razem! ^^ I cieszę się, że Cię wciągnęło :D

      Usuń