28 kwi 2015

XIX

                - Mai… co ty? – ogrodnik patrzył przerażony na sztylet wymierzony w jego gardło.
                - Wybacz, Aaron. Zrobię wszystko, by się zemścić – mruknęła zimno. Wiedziała, że gdyby mu nie zagroziła, nic by jej nie powiedział. Było to widać w jego oczach. W tych głębokich, zielonych oczach.
                - O-oni… przychodzili zawsze we trzech, ale tylko jeden się przedstawił. Smith, Jack Smith.
                Strach. Chłopak był przerażony. To zakuło dziewczynę, ale odrzuciła to uczucie. Nie czas na smutki.                Schowała ostrze z powrotem do rękawa.
                - Sebastian – powiedziała cicho.
                Lokaj pojawił się nagle obok niej.
                - Tak, pani?
                - Znajdź jego prawdziwe dane i przyprowadź mi go. Żywego – rozkazała.
                Demon skłonił się i ruszył schodami w dół.  Była wdzięczna za to, że nie zeskoczył z budynku, bo wtedy musiałaby zabić Aarona. A o jego śmierci myślała z dziwnym uciskiem w piersi.
                - Mai…? – spytał nieśmiało chłopak.
                Zawołana, zerknęła na niego. Wyglądał żałośnie z roztrzepanymi ciemnymi włosami i niepewną miną zranionego szczeniaka. Westchnęła i przytknęła palce do kącików oczu, by zebrać myśli.           
                - Najlepszym rozwiązaniem dla nas obojga byłoby, gdybyś o tym zapomniał. Ale, jak zgaduję, nie będzie to takie łatwe. Zwolnienie cię też raczej nie wchodzi w grę. Jesteś uparty. W takim razie, powiedz mi; co mam z tobą zrobić?
                - … a co byś zrobiła, gdybym to nie był ja, tylko jakaś obca osoba.
                - Zabiłabym ją – odparła bez wahania, ani cienia emocji w głosie. – Ale ciebie nie chcę zabić.
                - Czemu? – spytał.
                - Nie wiem – potrząsnęła głową. Znów dopadało ją zmęczenie. – Nie mam pojęcia, Aaron. Po prostu nie czuję się na siłach, by pozbyć się ciebie z powodu jednej informacji, która i tak może prowadzić do nikąd.
                - Co to znaczy? – zmarszczył czoło. – Nie rozumiem, co tobą kieruje. Nie wiem, co dzieje się w twojej głowie.
                - Lepiej dla ciebie – westchnęła i odwróciła się do niego plecami. – Jeżeli chcesz żyć, trzymaj się ode mnie z daleka. Dopilnuję, by twojej rodzinie nic nie zagrażało, więc wróć do życia sprzed dwóch lat. To była nasza ostatnia taka rozmowa. Żegnaj.

                Sebastian stał w przedpokoju rezydencji, czekając na powrót pani. Uwinął się z zadaniem szybciej niż się spodziewał. Mężczyzna był zamknięty w odpowiednim pomieszczeniu, oczekując na dalszy rozwój wydarzeń. Lokaj ogłuszył go i związał przed przyniesieniem do posiadłości, więc nie powinien sprawiać problemów.
                Teraz nasłuchiwał samochodu, rozmyślając. Dziewczyna zadziwiła go swoim zachowaniem. Myślał, że polubiła ogrodnika i będzie wypierać się jego zdrady, ale ona przyjęła to ze spokojem. Groziła śmiercią człowiekowi, z którym chwilę wcześniej swobodnie żartowała. Był ciekawy, co dzieje się w jej głowie. Desperacko pragnął poznać jej myśli. Była przeciwieństwem wszystkiego, czego przez te tysiąclecia dowiedział się o rasie ludzkiej. Zaprzeczała każdej, najmniejszej rzeczy, czy zachowaniu, którego od niej oczekiwał.
                Nagle usłyszał chrzęst opon na żwirze. Wróciła. Gdy odgłos jej kroków stał się na tyle głośny, by usłyszał je normalny człowiek, demon otworzył drzwi. Wyglądała strasznie. Pobladła, po jej twarzy spływały strugi deszczu. Ale najgorsze były oczy. Patrzyły setki mil wprzód, jednak nic nie widząc. W głowie lokaja momentalnie pojawiło się jedno słowo. Pustka.
                - Pani? Wszystko w porządku? – spytał delikatnie.
                Mai drgnęła i spojrzała na niego tym nieobecnym wzrokiem.
                - Mhm – mruknęła tylko.
                Sebastian zrobił krok w bok, by wpuścić ją do środka. Pomógł jej zdjąć wierzchnie przemoczone ubranie. Potem ruszył do salonu, a dziewczyna podążyła za nim. Była niczym robot. Wszystkie ruchy wykonywała mechanicznie, bez życia.
                Lokaj w ułamku sekundy wyszedł z pomieszczenia i wrócił z puchatym ręcznikiem w ręce. Posadził panią na fotelu i zaczął delikatnie osuszać jej policzki i włosy z kapiącej wody. Nawet przy tym nie drgnęła. Gdy skończył, również nie zareagowała. Demon westchnął i przyklęknął przed Mai, patrząc jej w oczy.
                - Panienko… co się z panienką dzieje? – spytał cicho.
                - Ja… nie wiem, Sebastianie – westchnęła po chwili, budząc się z transu. Nie patrzyła na niego.
                - Czy to ma związek z panem Tarverem?
                - Nie wiem… może… - mruknęła. Była zagubiona.
                - Czy… to możliwe, że panienka coś do niego czuje? – spytał, a dziewczyna rzuciła mu chłodne spojrzenie.
                - Nie. Po prostu pokazał mi wiele rzeczy, a ja chciałam mu się odwdzięczyć. Jednak… coś jest nie tak – szepnęła.
                - Może zechcesz, pani, wziąć kąpiel i zebrać myśli?
                - Hmm. Niech będzie. „Smith” czeka w trójce?
                - Zgodnie z panienki życzeniem.
                - Dobrze. Jutro się nim zajmiemy – mruknęła i wstała z fotela.
                Wyszła z pokoju zostawiając za sobą uczucie niepewności. Lokaj patrzył za nią, zmartwiony. Nie wiedział, co ma zrobić. Była inna od jakiegokolwiek człowieka, którego kiedykolwiek spotkał. Wstał i ruszył do jej pokoju, by tam na nią poczekać. Chciał teraz być przy niej. 

                Czekał kilkanaście minut, aż nareszcie, Mai stanęła w drzwiach. Była owinięta cienkim szlafrokiem. Wzięła od niego podane jej ubranie i bez słowa zniknęła za parawanem. Oboje milczeli; w pomieszczeniu było słychać tylko szelest materiału. Gdy ponownie stanęła przed Sebastianem. Miała na sobie długie, ciepłe spodnie i koszulkę na ramiączkach. Mimo że wyglądała lepiej, to nadal otaczała ją dziwna aura.
                Wiedziony czymś, co mógłby nazwać instynktem, wskazał ręką, by usiadła na łóżku i ponownie dzisiaj, przyklęknął przed nią.
                - O czym panienka myśli? – spytał cicho.
                - Ile rzeczy będę musiała zmienić. O tych wszystkich niedokończonych sprawach, które zaczynają wyprzedzać mnie samą – mruknęła nieobecnie.
                Po raz pierwszy tak się otworzyła. Nigdy, przez całe trzy lata ich kontraktu, nie powiedziała mu wprost, co czuje lub co ją martwi. Lokaj był zaskoczony. Czuł się, jakby powierzono mu jakiś ważny sekret, od którego będzie zależeć wszystko. Coś cennego, co musiał chronić i pielęgnować.
                - Co jeszcze? – drążył.
                - Nie wiem. Chaos. Jestem tym wszystkim zmęczona. Przestaję panować nad sobą, zaczynam czuć – ukryła twarz w dłoniach, ale nie zapłakała. Nie upadła tak nisko.
                - Czy to coś złego? Każdy człowiek czuje – szepnął.
                - Nie rozumiesz. Nie rozumiesz tego potoku sprzecznych emocji, które sprawiają, że nie możesz jasno myśleć – odparła chłodno. Zamykała się w sobie.
                - Owszem, nie rozumiem. Jednak to nie znaczy, że panienka musi wszystko brać na siebie. Jestem tu po to, by panience służyć. Do tego zalicza się zarówno pomoc w zemście, jak i służenie pomocną dłonią w życiu codziennym. Nie jesteś sama, pani. Będę z tobą do samego końca.
                - Heh. Żebyś musiał mi to mówić. Źle ze mną – mruknęła półżartem.
                - Jest panienka po prostu sobą. Dziewiętnastolatką z masą problemów na głowie – również zażartował.
                Mai wygięła kącik ust w lekkim uśmiechu.
                - Dziękuję, Sebastianie. Tego mi było trzeba.
                - Do usług, pani – powiedział i potargał jej włosy.
                Dziewczyna zamarła, a potem pojrzała na niego krzywo.
                - Nie pozwalaj sobie, demonie – mruknęła, ale jej oczy się uśmiechały.
                - Jak sobie panienka życzy – skłonił się, również powstrzymując się od chichotu. 


~~*~~ 

Wybaczcie ten chaos z dodawaniem rozdziału i krótką notkę, ale mam mały bałagan w myślach i muszę go ogarnąć. Wynagrodzę to dłuższym, ciekawszym rozdziałem ;) 

Mam nadzieję, że Wam się spodobało i nie znienawidzicie mnie za te podteksty <3 

3 komentarze:

  1. Jak jutro (dzisiaj) ciąg dalszy?? :3 Wiesz, wybacz, ale dopiero złapałam się na tym, że robię błąd w imieniu ogrodnika. xD Aaron, nie Araon :P

    No i Sebastian coś w końcu robi. W sensie, że go słychać i widać ;33
    Ale coś czuje, że moje ciche "marzenio-pragnienie" się nie spełni. A przynajmniej tak wynika z tego, co jest teraz.
    Dobra, ja idę, bo jest 6 rano, a ja nie chcialam czekać do wieczora, żeby przeczytać to po szkole xP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo nie zdążyłam napisać rozdziału, a będzie tego więcej, więc to tak jakby "pierwsza część" XDD
      Tak, Wasz upragniony Seba xD

      Usuń
  2. Borze, nie. Ona nie może czuć czegoś do Aarona. Nie zgadzam się. Sebastian jest tak uroczo zazdrosny, że aż miło. Ale kurde, obiecałaś, że będzie go więcej :P chcę Sebusia <3 lubię Aarona, ale... No wiesz, o co mi chodzi :P

    OdpowiedzUsuń