Mai
poczuła, że spada. Otworzyła gwałtownie oczy, przycisnęła zawiniątko do piersi
i odpięła od pasa pistolet z liną i hakiem. Nie zważając na ból pleców i rąk,
wystrzeliła w górę. Gdy końcówka zaczepiła się o jakąś szczelinę, dziewczyna
poczuła silne szarpnięcie i zamiast spadać w dół, zaczęła lecieć w stronę
ściany. Zamortyzowała nogami zderzenie i stęknęła cicho. Czuła, jak kamienie
odbijają się od jej poranionego ciała sprawiając, że zaczynała coraz mocniej
krwawić. Musi się gdzieś ukryć. Wcisnęła przycisk, a urządzenie powoli zaczęło
ją wciągać. Po drodze zauważyła wąską półkę skalną, wchodzącą płytko w klif
tak, że mogła się schronić tam przed spadającymi głazami. Manewrowała liną tak,
że hak się odczepił i z powrotem przypięła go do paska. Mógł się jeszcze
przydać. Zwinęła się w kłębek, ochraniając ciałem zawinięty przedmiot. Nie
mogła tu siedzieć wiecznie. W końcu cała góra się zawali.
Sebastian
patrzył na miejsce, gdzie przed chwilą leżała jeszcze jego pani. Czuł, że żyła.
Ale wiedział też, że jest ciężko ranna. Musi jej pomóc. Ogarnęła go zimna, lecz
kontrolowana wściekłość.
Wypluł
krew z ust i sięgnął rękoma do tyłu. Złapał Damiena za głowę i zaczął miażdżyć mu
czaszkę. Gdy poczuł, że zaczyna się wyślizgiwać, przerzucił go nad sobą. Demon
uderzył w kolejną ścianę, która zawaliła się z głośnym hukiem. Lokaj złapał się
za pierś w miejscu, gdzie przed chwilą była jeszcze pięść bruneta. Nie mógł przegrać.
Nie złamie rozkazu pani.
W
miejscu, gdzie upadł przeciwnik, kamerdyner zaczął ciskać kule energii, by mieć
pewność, że już nie wstanie. Coraz to większe kawałki skał spadały w przepaść. Wtedy
zauważył kątem oka, że ktoś się do niego zbliża od tyłu. Odwrócił się
błyskawicznie i kopnął Damiena w twarz.
- Jak
ty jeszcze żyjesz? Zmiażdżyłem ci serce – warknął, podnosząc się.
- Czy
aby na pewno? – mruknął.
Brunet
spojrzał na dziurę ziejącą w piersi Sebastiana i znieruchomiał.
- Nie
mów, że… CZYŚ TY DO RESZTY ZWIARIOWAŁ?! – wrzasnął z mocą. – Oddałeś jej swoje
SERCE?! Człowiekowi?! Naprawdę oszalałeś!
Rzucił
się na niego, ale lokaj trafił go w twarz i złapał za gardło. W jego dłoni
pojawiło się nagle dłucie, ciemne ostrze. Demon spojrzał na nie z przerażeniem.
- Co ty…?
- Za
moją panią – powiedział lodowato i wbił mu sztylet w pierś.
Przez
chwilę nic się nie działo. Jakby czas się zatrzymał. Patrzyli przez chwilę na
siebie.
-
Wybacz… - mruknął do Damiena, a wtedy ten zniknął, pozostawiając po sobie jedno
jedyne pióro.
Kamerdyner
opadł na ziemię, wracając do ludzkiej formy. Był ranny i wyczerpany, ale jego
krew wrzała. Rzucił się w dół, lecąc w kierunku wątłego płomienia duszy swojej
pani. Odbijał się od większych kamieni, szukając wzrokiem dziewczyny.
Kiedy
ją zobaczył, zmartwiał. Siedziała ciasno skulona, a pod nią rosła kałuża krwi.
Ściana nad półką skalną zaczęła pękać i było widać, że za chwilę się zawali.
- Mai! –
krzyknął i błyskawicznie znalazł się przy niej.
Wziął panią
na ręce i odbił się od głazu, chcąc jak najszybciej ją stamtąd wydostać. Słyszał
jej urywany oddech i przyspieszone bicie serca. W jego głowie kołatała się tylko
jedna myśl. Żyj. Żyj!
Ktoś do
niej mówił. Słyszała jakby z oddali czyiś głos. Czemu był taki znajomy? Po
chwili usłyszała go wyraźniej. Kto to jest Mai? Czy ją też zna? Może to tylko
sen? Cóż, tu było jej dobrze. Ciemno i ciepło.
Wtedy
zaczęło wracać jej czucie. A wraz z nim ból. Potworne pieczenie przywróciło jej
pamięć. Mai. To ona. Dziewiętnastoletnie dziewczyna, która zawarła pakt z
demonem. Teraz ten wolał ją po imieniu. Po raz pierwszy słyszała, żeby ją tak
wołał. Takim zrozpaczonym tonem.
Nagle
zrozumiała, dlaczego jest jej tak przyjemnie. Znowu znajdowali się w
rezydencji. Był środek nocy, a lokaj trzymał ją w ramionach. Próbował ją
obudzić. Ale ona nie chciała.
Te
wszystkie myśli pojawiły się w jej głowie w jednym momencie. Wspomnienia
uderzyły ze zdwojoną siłą, razem z cierpieniem. Jęknęła cicho.
- Mai! –
krzyknął lokaj.
Chciał
wyprostować jej ręce, by wyjąć przyciśniętą do jej ciała szkatułkę. Instynktownie
mocniej przycisnęła ją do ciała, jednak po chwili zrozumiała intencje
Sebastiana i rozluźniła uścisk. Poczuła jak przedmiot, który chroniła cały ten
czas, znika, a ona unosi się w powietrzu. Dosłownie. Ułamek sekundy później,
została ułożona na łóżku. Demon przewrócił ją na bok i rozerwał resztki
koszuli. Zaczął przemywać rany ciepłą wodą. Nie było to przyjemne. Ból
skutecznie przywrócił dziewczynę do rzeczywistości. Westchnęła cicho, po czym
jęknęła. To nie był dobry pomysł.
- Mai?
Panienko? Proszę wytrzymać, muszę panienkę opatrzyć – mówił. Jego głos był
cichy i lekko się trząsł.
Zaskoczyło
to dziewczynę, ale siedziała cicho. Nie komentowała, kiedy przez przypadek jej
dotknął, mimo, że w środku za każdym razem, gdy poczuła jego palce na skórze,
przechodził ją dreszcz. Gdy skończył z plecami, owinął ją bandażami i zajął się
mniejszymi ranami na dłoniach, głowie, nogach.
Po wszystkim
przykrył ją świeżą kołdrą i w nadludzkim tempie zabrał lekarstwa i resztki
opatrunków, by po chwili wrócić. Klęczał przy łóżku, wpatrując się w nią
zmartwiony. Wyglądał koszmarnie. Cały poszarpany, pokryty krwią i siniakami, a
dziura w jego piersi przyprawiała dziewczynę o mdłości.
-
Przyniosę coś panienc…
-
Przestań. Żyję. Idź opatrz swoje rany – przerwała mu cicho, zamykając oczy. Nie
mogła na niego patrzeć.
- Ale…
- To
rozkaz.
- Tak,
pani – szepnął i wyszedł.
Westchnęła
cicho. Dzięki zabiegom lokaja, ostry ból zmienił się w irytujące pieczenie.
Mimo tego, straciła dużo krwi i była mocno osłabiona. Jednak nie to było jej w
głowie. Cały czas miała przed oczami chorobliwie zmartwioną twarz demona. Mimo,
że sam ledwo stał, martwił się tylko o nią. Gdyby umarła, mógłby bezkarnie
wziąć sobie jej duszę. Ale on za wszelką cenę chciał ją obudzić i przytrzymać
przy życiu. Ciągle słyszała jego zrozpaczony głos.
-
Idioto – mruknęła, zasłaniając ramieniem oczy. – Nie nazywaj mnie po imieniu.
Sebastian
stał w łazience i opierał się o zlew. Większość jego ran się już zasklepiła,
lecz nadal był słaby. Gdyby teraz ktoś zaatakował jego panią, najpewniej przegrałby.
Właśnie… Mai… Kazała mu zająć się sobą, jednak jego myśli cały czas wracały do
dziewczyny. Dlaczego się na to zgodził? Pomijając, że złamał chyba wszystkie
możliwe zasady, to jeszcze o mało nie dopuścił do ich śmierci. Żałosne.
Powinien odmówić, kiedy miał okazję, ale nie mógł…
Był głupcem. Nie wiedział, co się
z nim dzieje. Ostatnio chodził rozproszony, popełniał najprostsze błędy. Musiał
wziąć się w garść. Nie zepsuje tego, na co tak ciężko pracował.
Następnego
dnia, znów schludnie ubrany, z wyuczonym uśmiechem, zapukał do drzwi
dziewczyny. Niósł na srebrnej tacy, niewielkie, pożywny posiłek, który pomoże
jej dojść do siebie.
-
Panienko? Przyniosłem śniadanie.
- Wejdź
– usłyszał słabą odpowiedź.
Chciał
wejść i zacząć swój wywód na temat dania, ale gdy zobaczył dziewczynę, zamarł.
Miała sińce pod oczami i była chorobliwie blada. Patrzyła na drewnianą część
baldachimu.
- Jak się
panienka czuje? – spytał cicho.
- Żyję –
odparła chłodno.
Lokaj
nie odpowiedział. Postawił tacę na stoliku i podszedł do pani.
- Mogę
sprawdzić panienki opatrunek? – spytał.
Dziewczyna
odwróciła się na bok. Bandaż miał liczne plamy krwi, jednak nie było jej na
tyle dużo, by zacząć się obawiać o życie pani.
- Muszę
zmienić bandaże – oznajmił, czekając na odpowiedź. Przeliczył się.
Między
nimi panowała niezręczna cisza. Rany nie wyglądały tak źle jak poprzedniego
dnia. Zaschnięte strupy zatamowały krwotok, nie pojawiły się również żadne
ślady zakażenia. Demon odetchnął z ulgą.
Gdy
skończył, z powrotem przykrył ją kołdrą. Cały czas leżała na boku tak, że kamerdyner
nie widział jej twarzy.
-
Sebastian? Wyleczyłeś już się? – spytała cicho Mai, głosem pozbawionym emocji.
- …
Tak, panienko – odparł zdziwiony.
-
Rozumiem. Możesz już iść – powiedziała.
Tak
zrobił. Ruszył po schodach w dół, próbując pozbierać myśli. Martwiła się o
niego? Nie… to niemożliwe. Jednak to, że on niepokoił się o nią, też powinno
być fikcją. Coś się zmieniło. A on nie mógł tego powstrzymać.
Dziewczyna
wstała powoli z łóżka, starając się ruszać na tyle ostrożnie, by nie poodrywać
strupów na plecach. Usiadła na krześle i uniosła pokrywę. Ręce jej się trzęsły.
Dzisiaj lokaj przygotował jej owsiankę z różnymi ziarnami i rodzynkami oraz sok
żurawinowy. Do tego pokroił jabłko na cząstki i wyciął w nich wymyślne wzory.
Nie wiedziała czemu, ale na ten widok coś zakuło ją w sercu. Idiota. Sam się
pogrąża. Będzie musiała z nim porozmawiać. Ustalić pewne zasady. Z tym
postanowieniem sięgnęła po łyżkę i zaczęła jeść.
~~*~~
Hejka, mam nadzieję, że rozdział Wam sie spodobał :) Osobieście, nie jestem zbytnio zadowolona, ale mam małe załamanie nerwowe, więc na nic nie mam ochoty... (Przeklinam durnych nauczycieli i ich durne "pomocne" sprawdziany powtórkowe!)
Wybaczcie, że jest tak krótko, postaram się to nadrobić ^^ A na razie proszę o szczere opinie i natchnienie w komentarzach :3
Pozdrawiam!
Haha, Sebastian ma rozterki <3 Ja chcę WIĘCEJ. O wiele. To tak bardzo nakręca, pomimo swojej ilości :3 A tak w ogóle to żal mi tego demona. Mai też. Ale "zdziwienie" Damiena było bezcenne (a raczej mina, którą widziałam w wyobraźni)...
OdpowiedzUsuńJak ja doczekam do piatku?! T^T
sprobuje =3
Życzę Ci weny i wyjścia z załamki. Dasz sobie radę!!! I pamiętaj, że specjalnie na tę okazję coś Ci przygotuję :3
Yaaay, nie moge się doczekać :DDDD
UsuńCieszę się, że Ci się podoba ^^ To poprawia mi humor :3
Czekam u Ciebie na kolejną część! :3
Dał jej serce *.*
OdpowiedzUsuńWszystko idzie zgodnie tym scenarouszem, który sobie najbardziej ukochałam <3
Nie łam się, dasz radę. Życzę powodzenia i dużo weny. Jutro zapraszam do siebie, powinnam dać radę coś wrzucić.
Do następnego :)
Hehe, cieszę się, że rozdział przypadl Ci do gustu ^^ Ale wstrzymaj się jeszcze z tym scenariuszem: na razie nic nie widziałaś :*
UsuńNie ma co, Mai dobrze sobie radzi w ekstremalnych warunkach :D Seba taki waleczny <3 dokopał Damienowi :D
OdpowiedzUsuńBuziaki :*