14 kwi 2015

XV

                Mai poczuła, że spada. Otworzyła gwałtownie oczy, przycisnęła zawiniątko do piersi i odpięła od pasa pistolet z liną i hakiem. Nie zważając na ból pleców i rąk, wystrzeliła w górę. Gdy końcówka zaczepiła się o jakąś szczelinę, dziewczyna poczuła silne szarpnięcie i zamiast spadać w dół, zaczęła lecieć w stronę ściany. Zamortyzowała nogami zderzenie i stęknęła cicho. Czuła, jak kamienie odbijają się od jej poranionego ciała sprawiając, że zaczynała coraz mocniej krwawić. Musi się gdzieś ukryć. Wcisnęła przycisk, a urządzenie powoli zaczęło ją wciągać. Po drodze zauważyła wąską półkę skalną, wchodzącą płytko w klif tak, że mogła się schronić tam przed spadającymi głazami. Manewrowała liną tak, że hak się odczepił i z powrotem przypięła go do paska. Mógł się jeszcze przydać. Zwinęła się w kłębek, ochraniając ciałem zawinięty przedmiot. Nie mogła tu siedzieć wiecznie. W końcu cała góra się zawali.

                Sebastian patrzył na miejsce, gdzie przed chwilą leżała jeszcze jego pani. Czuł, że żyła. Ale wiedział też, że jest ciężko ranna. Musi jej pomóc. Ogarnęła go zimna, lecz kontrolowana wściekłość.
                Wypluł krew z ust i sięgnął rękoma do tyłu. Złapał Damiena za głowę i zaczął miażdżyć mu czaszkę. Gdy poczuł, że zaczyna się wyślizgiwać, przerzucił go nad sobą. Demon uderzył w kolejną ścianę, która zawaliła się z głośnym hukiem. Lokaj złapał się za pierś w miejscu, gdzie przed chwilą była jeszcze pięść bruneta. Nie mógł przegrać. Nie złamie rozkazu pani.
                W miejscu, gdzie upadł przeciwnik, kamerdyner zaczął ciskać kule energii, by mieć pewność, że już nie wstanie. Coraz to większe kawałki skał spadały w przepaść. Wtedy zauważył kątem oka, że ktoś się do niego zbliża od tyłu. Odwrócił się błyskawicznie  i kopnął Damiena w twarz.
                - Jak ty jeszcze żyjesz? Zmiażdżyłem ci serce – warknął, podnosząc się.
                - Czy aby na pewno? – mruknął.
                Brunet spojrzał na dziurę ziejącą w piersi Sebastiana i znieruchomiał.
                - Nie mów, że… CZYŚ TY DO RESZTY ZWIARIOWAŁ?! – wrzasnął z mocą. – Oddałeś jej swoje SERCE?! Człowiekowi?! Naprawdę oszalałeś!
                Rzucił się na niego, ale lokaj trafił go w twarz i złapał za gardło. W jego dłoni pojawiło się nagle dłucie, ciemne ostrze. Demon spojrzał na nie z przerażeniem.
                - Co ty…?
                - Za moją panią – powiedział lodowato i wbił mu sztylet w pierś.
                Przez chwilę nic się nie działo. Jakby czas się zatrzymał. Patrzyli przez chwilę na siebie.
                - Wybacz… - mruknął do Damiena, a wtedy ten zniknął, pozostawiając po sobie jedno jedyne pióro.

                Kamerdyner opadł na ziemię, wracając do ludzkiej formy. Był ranny i wyczerpany, ale jego krew wrzała. Rzucił się w dół, lecąc w kierunku wątłego płomienia duszy swojej pani. Odbijał się od większych kamieni, szukając wzrokiem dziewczyny.
                Kiedy ją zobaczył, zmartwiał. Siedziała ciasno skulona, a pod nią rosła kałuża krwi. Ściana nad półką skalną zaczęła pękać i było widać, że za chwilę się zawali.
                - Mai! – krzyknął i błyskawicznie znalazł się przy niej.
                Wziął panią na ręce i odbił się od głazu, chcąc jak najszybciej ją stamtąd wydostać. Słyszał jej urywany oddech i przyspieszone bicie serca. W jego głowie kołatała się tylko jedna myśl. Żyj. Żyj!
               

                Ktoś do niej mówił. Słyszała jakby z oddali czyiś głos. Czemu był taki znajomy? Po chwili usłyszała go wyraźniej. Kto to jest Mai? Czy ją też zna? Może to tylko sen? Cóż, tu było jej dobrze. Ciemno i ciepło.
                Wtedy zaczęło wracać jej czucie. A wraz z nim ból. Potworne pieczenie przywróciło jej pamięć. Mai. To ona. Dziewiętnastoletnie dziewczyna, która zawarła pakt z demonem. Teraz ten wolał ją po imieniu. Po raz pierwszy słyszała, żeby ją tak wołał. Takim zrozpaczonym tonem.
                Nagle zrozumiała, dlaczego jest jej tak przyjemnie. Znowu znajdowali się w rezydencji. Był środek nocy, a lokaj trzymał ją w ramionach. Próbował ją obudzić. Ale ona nie chciała.
                Te wszystkie myśli pojawiły się w jej głowie w jednym momencie. Wspomnienia uderzyły ze zdwojoną siłą, razem z cierpieniem. Jęknęła cicho.
                - Mai! – krzyknął lokaj.
                Chciał wyprostować jej ręce, by wyjąć przyciśniętą do jej ciała szkatułkę. Instynktownie mocniej przycisnęła ją do ciała, jednak po chwili zrozumiała intencje Sebastiana i rozluźniła uścisk. Poczuła jak przedmiot, który chroniła cały ten czas, znika, a ona unosi się w powietrzu. Dosłownie. Ułamek sekundy później, została ułożona na łóżku. Demon przewrócił ją na bok i rozerwał resztki koszuli. Zaczął przemywać rany ciepłą wodą. Nie było to przyjemne. Ból skutecznie przywrócił dziewczynę do rzeczywistości. Westchnęła cicho, po czym jęknęła. To nie był dobry pomysł.
                - Mai? Panienko? Proszę wytrzymać, muszę panienkę opatrzyć – mówił. Jego głos był cichy i lekko się trząsł.
                  Zaskoczyło to dziewczynę, ale siedziała cicho. Nie komentowała, kiedy przez przypadek jej dotknął, mimo, że w środku za każdym razem, gdy poczuła jego palce na skórze, przechodził ją dreszcz. Gdy skończył z plecami, owinął ją bandażami i zajął się mniejszymi ranami na dłoniach, głowie, nogach.
                Po wszystkim przykrył ją świeżą kołdrą i w nadludzkim tempie zabrał lekarstwa i resztki opatrunków, by po chwili wrócić. Klęczał przy łóżku, wpatrując się w nią zmartwiony. Wyglądał koszmarnie. Cały poszarpany, pokryty krwią i siniakami, a dziura w jego piersi przyprawiała dziewczynę o mdłości.
                - Przyniosę coś panienc…  
                - Przestań. Żyję. Idź opatrz swoje rany – przerwała mu cicho, zamykając oczy. Nie mogła na niego patrzeć.
                - Ale…
                - To rozkaz.
                - Tak, pani – szepnął i wyszedł.
                Westchnęła cicho. Dzięki zabiegom lokaja, ostry ból zmienił się w irytujące pieczenie. Mimo tego, straciła dużo krwi i była mocno osłabiona. Jednak nie to było jej w głowie. Cały czas miała przed oczami chorobliwie zmartwioną twarz demona. Mimo, że sam ledwo stał, martwił się tylko o nią. Gdyby umarła, mógłby bezkarnie wziąć sobie jej duszę. Ale on za wszelką cenę chciał ją obudzić i przytrzymać przy życiu. Ciągle słyszała jego zrozpaczony głos.
                - Idioto – mruknęła, zasłaniając ramieniem oczy. – Nie nazywaj mnie po imieniu.

                Sebastian stał w łazience i opierał się o zlew. Większość jego ran się już zasklepiła, lecz nadal był słaby. Gdyby teraz ktoś zaatakował jego panią, najpewniej przegrałby. Właśnie… Mai… Kazała mu zająć się sobą, jednak jego myśli cały czas wracały do dziewczyny. Dlaczego się na to zgodził? Pomijając, że złamał chyba wszystkie możliwe zasady, to jeszcze o mało nie dopuścił do ich śmierci. Żałosne. Powinien odmówić, kiedy miał okazję, ale nie mógł…
                Był głupcem. Nie wiedział, co się z nim dzieje. Ostatnio chodził rozproszony, popełniał najprostsze błędy. Musiał wziąć się w garść. Nie zepsuje tego, na co tak ciężko pracował.

                Następnego dnia, znów schludnie ubrany, z wyuczonym uśmiechem, zapukał do drzwi dziewczyny. Niósł na srebrnej tacy, niewielkie, pożywny posiłek, który pomoże jej dojść do siebie.
                - Panienko? Przyniosłem śniadanie.
                - Wejdź – usłyszał słabą odpowiedź.
                Chciał wejść i zacząć swój wywód na temat dania, ale gdy zobaczył dziewczynę, zamarł. Miała sińce pod oczami i była chorobliwie blada. Patrzyła na drewnianą część baldachimu.
                - Jak się panienka czuje? – spytał cicho.
                - Żyję – odparła chłodno.
                Lokaj nie odpowiedział. Postawił tacę na stoliku i podszedł do pani.
                - Mogę sprawdzić panienki opatrunek? – spytał.
                Dziewczyna odwróciła się na bok. Bandaż miał liczne plamy krwi, jednak nie było jej na tyle dużo, by zacząć się obawiać o życie pani.
                - Muszę zmienić bandaże – oznajmił, czekając na odpowiedź. Przeliczył się.
                Między nimi panowała niezręczna cisza. Rany nie wyglądały tak źle jak poprzedniego dnia. Zaschnięte strupy zatamowały krwotok, nie pojawiły się również żadne ślady zakażenia. Demon odetchnął z ulgą.
                Gdy skończył, z powrotem przykrył ją kołdrą. Cały czas leżała na boku tak, że kamerdyner nie widział jej twarzy.
                - Sebastian? Wyleczyłeś już się? – spytała cicho Mai, głosem pozbawionym emocji.
                - … Tak, panienko – odparł zdziwiony.
                - Rozumiem. Możesz już iść – powiedziała.
                Tak zrobił. Ruszył po schodach w dół, próbując pozbierać myśli. Martwiła się o niego? Nie… to niemożliwe. Jednak to, że on niepokoił się o nią, też powinno być fikcją. Coś się zmieniło. A on nie mógł tego powstrzymać.

                Dziewczyna wstała powoli z łóżka, starając się ruszać na tyle ostrożnie, by nie poodrywać strupów na plecach. Usiadła na krześle i uniosła pokrywę. Ręce jej się trzęsły. Dzisiaj lokaj przygotował jej owsiankę z różnymi ziarnami i rodzynkami oraz sok żurawinowy. Do tego pokroił jabłko na cząstki i wyciął w nich wymyślne wzory. Nie wiedziała czemu, ale na ten widok coś zakuło ją w sercu. Idiota. Sam się pogrąża. Będzie musiała z nim porozmawiać. Ustalić pewne zasady. Z tym postanowieniem sięgnęła po łyżkę i zaczęła jeść.

                

~~*~~

             Hejka, mam nadzieję, że rozdział Wam sie spodobał :) Osobieście, nie jestem zbytnio zadowolona, ale mam małe załamanie nerwowe, więc na nic nie mam ochoty... (Przeklinam durnych nauczycieli i ich durne "pomocne" sprawdziany powtórkowe!) 
Wybaczcie, że jest tak krótko, postaram się to nadrobić ^^  A na razie proszę o szczere opinie i natchnienie w komentarzach :3 
            Pozdrawiam!  

5 komentarzy:

  1. Haha, Sebastian ma rozterki <3 Ja chcę WIĘCEJ. O wiele. To tak bardzo nakręca, pomimo swojej ilości :3 A tak w ogóle to żal mi tego demona. Mai też. Ale "zdziwienie" Damiena było bezcenne (a raczej mina, którą widziałam w wyobraźni)...
    Jak ja doczekam do piatku?! T^T
    sprobuje =3
    Życzę Ci weny i wyjścia z załamki. Dasz sobie radę!!! I pamiętaj, że specjalnie na tę okazję coś Ci przygotuję :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yaaay, nie moge się doczekać :DDDD
      Cieszę się, że Ci się podoba ^^ To poprawia mi humor :3
      Czekam u Ciebie na kolejną część! :3

      Usuń
  2. Dał jej serce *.*
    Wszystko idzie zgodnie tym scenarouszem, który sobie najbardziej ukochałam <3
    Nie łam się, dasz radę. Życzę powodzenia i dużo weny. Jutro zapraszam do siebie, powinnam dać radę coś wrzucić.
    Do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, cieszę się, że rozdział przypadl Ci do gustu ^^ Ale wstrzymaj się jeszcze z tym scenariuszem: na razie nic nie widziałaś :*

      Usuń
  3. Nie ma co, Mai dobrze sobie radzi w ekstremalnych warunkach :D Seba taki waleczny <3 dokopał Damienowi :D
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń